Czerń i nadzieja

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
Kolejna odsłona „czarnego protestu” wypadła tuż przed niedzielą palmową. Może to dobrze, bo dzięki temu antyaborcyjny przekaz, który w odpowiedzi pojawił się w wielu polskich kościołach, dotarł do większej, niż zwykle, liczby wiernych. Aborcyjni aktywiści wzywali co prawda w bardziej oderwanych od rzeczywistości apelach o bojkot niedzielnej mszy, prawdopodobnie jednak z kościołem mają oni tak mało wspólnego, że nawet nie zdawali sobie sprawy, że ich wezwanie odnosiło się do ważnego kościelnego święta, jednego z tych, którego, jeśli nie z racji wiary, to choćby dla dzieci, się raczej nie odpuszcza.
Pierwszy „czarny protest” zyskał spore zainteresowanie, częściowo dzięki manipulacjom medialnym, poszerzającym znacznie zakres przepisów porzuconej przez sejm ustawy Ordo Iuris. Po odrzuceniu projektu akcja straciła teoretycznie swoje paliwo, które od początku było przecież mocno fałszowaną (w tym wypadku nie wypada napisać „chrzczoną”) benzyną – projekt obywatelski przedstawiano jako propozycje Prawa i Sprawiedliwości, choć, jak wiemy, partia ta wykazuje spory lęk przed radykalnymi posunięciami w tej sprawie. Zamiast zakazów pojawił się więc program pozytywny, obiecano system zachęt dla kobiet w ciążach trudnych, który później został wcielony w życie. Protest natomiast zaczął radykalizować swoje hasła, jego racją bytu stał się krzyk. Antyklerykalny, antychrześcijański, afirmujący mordowanie nienarodzonych. Aborcja, jeszcze niedawno przedstawiana jako dramatyczny wybór kobiety i jako sam czyn uważana za zły (choć w niektórych przypadkach usprawiedliwiony) czyn, stała się „częścią życia”, „życiem”, czymś fajnym, radosnym, tematem żartów i przyśpiewek. Odstraszyło to sporą część zainteresowanych, bowiem poza radykałami, większość przeciwników zaostrzenia przepisów to zwolennicy tzw. kompromisu aborcyjnego, wypracowanego przez III RP i mającego odbicie również w społecznych nastrojach. Badania wykazują bowiem, że większość Polaków przeciwna jest usuwaniu ciąży, akceptuje natomiast wyjątki objęte obowiązującymi przepisami. Polem kontrowersji jest jednak aborcja eugeniczna, mordowanie dzieci z zespołem downa, które mogą zupełnie dobrze radzić sobie w życiu, co pokazuje wiele przykładów. I właśnie ten segment to najwięcej przypadków usuwania ciąży. Pozostałe, będące zagrożeniem zdrowia matki bądź wynikiem gwałtu stanowią margines ogólnej liczby legalnie przeprowadzanych zabiegów.
Niestety nie zniknął jednak problem aborcji eugenicznej, było więc oczywiste, że wcześniej czy później pojawi się kolejna propozycja zaostrzenia przepisów. Jak zresztą czytelnicy, w odróżnieniu od piątkowych manifestantek i manifestantów, doskonale pamiętają, w sejmie pojawiły się równocześnie projekty liberalizujący i antyaborcyjny. Pierwszy przepadł w pewnym stopniu w skutek braku głosów niektórych przedstawicieli opozycji i pomimo poparcia dla dalszego procedowania na tym etapie przez część posłów PiS. Drugi przeszedł przez ten głosowania i został skierowany do dalszych prac. Które zresztą napotykają na poważne przeszkody i właśnie kolejny raz zostały opóźnione. W ten sposób Prawo i Sprawiedliwość nie kupiło sobie jednak spokoju, ponieważ zapowiadane protesty feministek i innych radykalnych środowisk odbyły się zgodnie z planem. I nikomu z uczestników nie przeszkadzało już, że jak zwykle podpięła się pod nie opozycja, jeszcze nie tak dawno atakowana za zdradę niemal na równi ze znienawidzonym rządem.
Marcowa fala protestu od początku przybrała formę skrajną, antyklerykalną i, co jest nowością, całkiem śmiało ocierającą się o przemoc. Próby wtargnięcia do pałacu biskupiego w Warszawie czy na teren uniwersytetu miały miejsce jeszcze przed apogeum demonstracji. Piątek to głównie agresja słowna, głównie skierowana przeciw hierarchii kościelnej. Coraz częściej przetykana wulgaryzmami i, jak już wspomniałem, coraz mocniej afirmująca aborcję. Jest to przerażające, nawet jeśli nie ma poparcia społecznego. Zauważmy jednak, że za każdym razem, gdy dochodzi do kolejnej eksplozji pseudofeministycznej bezczelności (jak w przypadku Barbary Nowackiej, mówiącej w sejmie o dziecku jako zlepku komórek, czy niesławnej okładki „Wysokich Obcasów” z hasłem „Aborcja jest OK”) powoduje to nieliczne głosy sprzeciwu po tamtej stronie aborcyjnego dyskursu, które jednak nie prowadzą ani do głębszej refleksji, ani tym bardziej wykluczenia z szeregów nie panujących nad językiem i przekazem radykałów. Wypowiedź Andrzeja Morozowskiego, porównującego ludzki płód do nowotworu, jaka padła na antenie TVN, również nikogo niestety nie otrzeźwi.
Organizatorzy uznali piątkowe manifestacje za sukces, krytycy za porażkę. Dla jednych argumentem może być spora frekwencja w Warszawie, dla innych o wiele gorsze wyniki w mniejszych miejscowościach. Nie ma się jednak co oszukiwać  - uczestników było o wiele więcej, niż zwolennicy pełnej obrony życia chcieliby zobaczyć. Szokujące zdjęcia z przyprowadzonymi przez niektórych z nich na protest dziećmi pokazują też, że macierzyństwo i ojcostwo nie zawsze zmienia podejście do tematu aborcji. Można pocieszać się, że dla niektórych istotna jest jedynie kwestia wyboru lub penalizacji, sami zaś nigdy na podobny krok by się nie zdecydowali, gdy jednak dzieje się to w otoczeniu wyżej wspomnianych haseł i języka, jest to pocieszenie bardzo marne. Z drugiej strony mamy polityków, obawiających się radykalnego postawienia sprawy, czasem zaś widzących w samej pracy nad nowymi przepisami pewien dramatyczny konflikt dla obrońców życia. Obawiają się bowiem, że w przyszłości dojść może do odbicia wahadła i uchwalenia ustaw liberalizujących dostęp do aborcji. Pozostaje pytanie, czy w imię tego potencjalnego zagrożenia w przyszłości, państwo polskie pozwalać ma na aborcje eugeniczne, które dzieją się tu i teraz. To kluczowa kwestia dla sumień parlamentarzystów, którzy uważają się za zwolenników obrony życia. Jest wreszcie obawa o utratę głosów, która podzielana jest również przez część wyborców PiS, równocześnie potępiających postulaty „czarnego protestu”.  Pokazuje to, że oprócz prac nad rozwiązaniem kwestii eugeniki, potrzeba również przebudowania społecznej świadomości. Badania wykazują, że jedyną zmienną, wpływającą na stosunek respondentów do aborcji jest udział w praktykach religijnych. Wiek, wykształcenie, czy miejsce zamieszkania podejścia do tego tematu same w sobie nie determinują. Jeśli więc chcemy zadbać o obronę życia, mającą jeszcze mocniejsze, niż dziś, poparcie społeczne, musimy wypracować sposób dotarcia z nią do tych, do których nie dotrze, najskuteczniejszy jak widać, przekaz kościoła. Trzeba również wymyślić strategię inną, niż propaganda środowisk antyaborcyjnych, oparta o prawdziwe, drastyczne zdjęcia ofiar tej zbrodni, ponieważ część osób przejawia zupełnie naturalną tendencje do usuwania ze swojej świadomości takich obrazów, jako trudnych do zniesienia i zracjonalizowania. Nie znaczy to, że należy rezygnować z tej formy walki. Obok niej potrzeba jednak delikatniejszych instrumentów, które pozwolą przebudować w tej sprawie społeczną świadomość. Może warto byłoby chociażby pokazać widzom TVP „Eugenikę”, znakomity dokument Grzegorza Brauna, pokazujący korzenie aborcji, tkwiące w rasizmie i najgorszej inżynierii społecznej? Popularyzować dobre historie tych, którzy urodzili się z niewykonanym wyrokiem?
Po czarnym piątku przyszła niedziela pełna kolorowych palm. Za chwilę świętować będziemy najwspanialsze w dziejach świata zwycięstwo nad śmiercią. To zaś daje nam nadzieję, że jest ono możliwe również w zwykłym, codziennym, ludzkim wymiarze.

Artykuł ukazał się we wtorkowym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
 
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>