
Nie mam zamiaru przesądzać, że ówczesny premier Tusk doprowadził do katastrofy smoleńskiej. Prawdopodobnie tak - już choćby przez brak odpowiedniego nadzoru lub przekroczenie kompetencji służbowych. To jest jednak kwestia do zbadania przez odpowiednie służby i mam nadzieję, że obecnie wyjaśnianie sprawy ruszy z miejsca. Jest jednak pewna dziedzina odpowiedzialności, gdzie wina Tuska jest oczywista, niepodważalna i stwierdzona przez niego samego.
Po pierwsze - pomimo faktu, że w dniu katastrofy smoleńskiej isniała możliwość albo całkowitego przejęcia śledztwa przez Polskę, albo - choćby - prowadzenie go wraz z Rosjanami (twierdzenie odwrotne świadczy o kompletnej ignorancji w zakresie zasad rządzących prawem międzynarodowym), Donald Tusk KONKLUDENTNIE i jednnosobowo przekazał jego prowadzenie Rosjanom. Tak więc ówczesny premier podjął decyzję, która do dziś niesie dla Polski bardzo niekorzystne konsekwencje - również w zakresie finansowym - i Tusk powinien za to odpowiedzieć na zasadzie odpowdzialności urzędniczej.
Po drugie - po opublikowania raportu MAK ówczesny premier Tusk powiedział wyraźnie, że co prawda "raport jest rzetelny, ale niekompletny" i on zrobi wszystko, aby jego konluzja została skorygowana. Oczywiście z tą "rzetelnością nością i niekompletnością" to taki typomy tuskbajer, ponieważ kompletność jest immanentą cechą rzetelności - jeśli więc raport nie zawierał jakichś elementów (zgodnie z twierdzeniem Tuska - brak tam było stwierdzenia o winie Rosjan), to cały raport jest po prostu NIERZETELNY.
Niestety, Donald Tusk, o ile mi wiadomo, nie zrobił ABSOLUTNIE NIC, aby Rosjanie skorygowali nierzetelny według Tuska raport - z jego więc winy Polska została obarczona wyłączną winą za katastrofę smoleńską, a jednocześnie z winy Tuska - strona rosyjska została z tej odpowiedzialności zwoniona, choć - zdaniem Tuska - rosyjscy kontrolerzy przyczynili się do katastrofy smoleńskiej.
I za to, chociażby, Tusk powinien ponieść odpowiedzialność.