Egzorcyzm w TVN

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  2
„Oni pójdą głosować, a ty?” – nosił tytuł skandaliczny spot, jaki przed wyborami parlamentarnymi w 2011 roku wypuściła Platforma Obywatelska. Straszyła w nim swoich wyborców hordami kiboli i obrońcami krzyża, których symbolizować miał niesławny „pan Andrzejek”. Ci ludzie mieli przejąć za pośrednictwem swoich przedstawicieli władzę w Polsce, podpalając – w znaczeniu dosłownym – spokojną i sytą egzystencję europejskich, korzystających z owoców transformacji ustrojowej i integracji z Unią, wyborców partii rządzącej. Czy się to udało, pewności nie mamy, jest jednak faktem, że Platformie udało się po czterech latach nieumiejętnego rządzenia i po kilkunastu miesiącach od katastrofy smoleńskiej zdobyć władzę na drugą kadencję.

Ostatnie miesiące przyniosły całkowitą kompromitację polityki zagranicznej Donalda Tuska, jednak niezmiennie zaprzyjaźnione media wyszły z założenia, że wystarczy nie zawracać tym głowy obywatelom, a nie odnotują oni tego faktu. Premier ostrzega przed Rosją, szef MZS chce większej aktywności NATO i najwyraźniej tak było zawsze. Chociaż działania Kremla wobec Ukrainy inspirują Zachód do coraz mocniejszego stawiania pytań o Smoleńsk, a w ostatnich dniach niektóre media zaczęły pisać w innym, niż dotąd, tonie o działaniach podejmowanych przez zespół Antoniego Macierewicza, w Polsce nie zmieniło się nic. Premier ochroni nas przed Putinem, choć wcześniej oddał Rosji śledztwo smoleńskie, a jego rzecznik bezprecedensowo przepraszał łamaną ruszczyzną funkcjonariuszy OMON. Nawet dziś, gdy dochodzi do teoretycznej zmiany narracji, praktyka idzie w innym kierunku – nie rezygnujemy ani z ruchu bezwizowego z obwodem kaliningradzkim, ani nawet z planowanego na 2015 Roku Kultury Rosyjskiej.

Tymczasem zbliżają się wybory do europarlamentu. Chwilowo nie można przyprawić opozycji gęby rusofobów, gdy samemu wkłada się maskę krytyków Władimira Putina. Zawsze jednak pozostaje przedstawienie opozycji jako siły groźnej, nieodpowiedzialnej, śmiesznej i strasznej zarazem. Zajmującej się wyłącznie Smoleńskiem i głuchej na inne problemy, zajmujące Polaków. Temu celowi podporządkowane zostały zarówno machinacje towarzyszące emisji spotu PiS przypominającego o rocznicy katastrofy smoleńskiej, jak i sposób, w jaki prorządowe media relacjonowały obchody z 10 kwietnia 2014 roku. Przypomnijmy sobie – najpierw największa partia opozycyjna została zmuszona do podpisania krótkiego filmu jako materiału wyborczego, z czego uczyniono warunek konieczny zaprezentowania go w kilku stacjach telewizyjnych. Gdy tak się stało, rozległy się oburzone głosy, potępiające wykorzystywanie Smoleńska w materiale wyborczym. I, jak się okazało, hucpa ta doskonale sprzedała się w tych samych mediach, które wyreżyserowały cały spektakl.

10 kwietnia 2014 roku warszawskie obchody przebiegły spokojnie i godnie. Idąca wielotysięcznym tłumem grupa Polaków pokazała, że wciąż ważna jest dla nich pamięć o parze prezydenckiej i 94 pozostałych ofiarach katastrofy sprzed czterech lat. Oficjalne, rozłażące się w setkach punktów wytłumaczenie przyczyn katastrofy nie jest w stanie zadowolić tej części społeczeństwa, dla której sobotni poranek kwietnia 2010 stał się kluczowym momentem współczesnej historii Polski. To zła wiadomość dla rządzących i „zaprzyjaźnionych stacji” i gazet, których praca idzie na marne. „Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło” – pocieszają się jednak dziennikarze i opisują warszawski marsz zgodnie z tym samym schematem, jaki znamy już  z przywołanej na początku tekstu obrzydliwej reklamy wyborczej. Nie było co prawda na Krakowskim Przedmieściu ani agresywnych kiboli, ani krzyczącego i niestabilnego emocjonalnie pana Andrzeja, zawsze znajdzie się jakiś sposób, by uruchomić odpowiednie klisze i zagrać na emocjach i fobiach swoich odbiorców. Tym razem słowem kluczem okazały się „egzorcyzmy”.

Przeciętnemu konsumentowi popkultury i podanej w wersji infotainment polityki, egzorcyzmy kojarzą się głównie ze strasznymi scenami  z horrorów. Szarpiący się nieszczęśnicy, toczący potężną walkę duchową księża, krew, wrzaski i plucie strumieniami dziwacznej, zielonej substancji. Do takich właśnie skojarzeń odwoływali się zapewne dziennikarze, za nimi zaś politycy, którzy głównym wydarzeniem obchodów smoleńskiej rocznicy uczynili egzorcyzmy, odprawione pod pałacem prezydenckim przez księdza Stanisława Małkowskiego. „Ten ksiądz mniej mówił o miłości bliźniego, a więcej o smoleńskiej zbrodni i zamachu” -  emocjonował się sprawozdawca TVN. Później temat podchwyciła Monika Olejnik, dla której kilka zdań zasłużonego kapłana, przyjaciela ks. Popiełuszki, w swoim czasie pierwszego na liście księży przewidywanych do zamordowania przez bezpiekę, okazało się być najważniejszym punktem rocznicy. O historycznym kontekście zaś nie pamiętał, lub co gorsza, pamiętał dobrze, Jan Filip Libicki. Polityk ten na swoim blogu wezwał do „zrobienia porządku” z księdzem Małkowskim, a jego tekst okazał się być dla wielu czytelników swoistą podróżą w czasie. Od skojarzeń z artykułem Jerzego Urbana, który poprzedził brutalny mord na ks. Popiełuszce, nie sposób uciec. Przeciętny widz, ukierunkowany już odpowiednio przez swoich ulubionych dziennikarzy, zastanawiał się, jakie to straszne lub przynajmniej niecodzienne sceny musiały mieć miejsce na Krakowskim Przedmieściu. Tymczasem sam ksiądz Małkowski pod koniec wiecu odmówił dwie modlitwy, w tym tę do św. Michała Archanioła, którą odmawia się w wielu kościołach i którą sam odmawiał w tym miejscu wielokrotnie od pamiętnego lata 2010 roku. Z punktu widzenia wszystkiego, co miało miejsce w tym wyjątkowym miejscu, nie wydarzyło się więc nic specjalnego. Udało się jednak rozpalić wyobraźnię dziennikarzy, polityków i dziennikarzy, na których nie zrobiły wcześniej wrażenia faktycznie dramatyczne sceny, jakie miały miejsce pod pałacem w czasach, gdy działali tam Dominik Taras razem z Januszem Palikotem i niejakim „Niemcem”.  

Gdy ksiądz Małkowski zakończył modlitwę na Krakowskim Przedmieściu, dziennikarze wrócili do swojego własnego egzorcyzmu, mającego „uwolnić” Polaków od zadawania pytań o katastrofę smoleńską, a polską politykę od Prawa i Sprawiedliwości. Ks. Stanisław Małkowski nie jest jednak sfanatyzowanym szaleńcem, a przejętym od wielu lat losami Polski odważnym i bezkompromisowym kapłanem. Tysiące demonstrantów, które przeszły w czwartek ulicami Warszawy, nie są przerażającą, ciemną tłuszczą ze spotu Platformy Obywatelskiej – to ludzie, pamiętający o tragedii sprzed czterech lat, domagający się prawdy o niej i walczący o dobre imię tych z jej ofiar, dla których polskie władze miały tylko fałszywe oskarżenia. Dziennikarze kolejny raz zrobili wiele, by ta oczywista prawda nie dotarła do widzów i czytelników. Zamiast tego przedstawili relacje, które powinny zostać opatrzone planszą ”sfinansowano ze środków Komitetu Wyborczego Platforma Obywatelska RP”. Tym razem nikt się o to nie upominał.

Tekst opublikowany we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
Fot. autor

 
 
 
5
5 (4)

2 Comments

JaN's picture

JaN
Tusku stwierdził kiedyś że wolał by się nie urodzić wcale niż prowadzić partyjną kampanię wyborczą na grobach ofiar ale że Pinokio ma długi nos ale krótką pamięć więc 10.04.br. puszczono spot wyborczy Partii Obłudników POkazujący Tuska kładącego kwiaty pod pomnikiem ofiar Smoleńskich na Powązkach. Liczył że oglądacze też mają takie małe rozumki jak jego Kasia i nie będą mu wypominać tej wpadki. 

Więcej notek tego samego Autora:

=>>