Gdynia jest facetem (Babie Doły, dzień II)

 |  Written by Rosemann  |  0
Gdynia tego dnia była facetem, ale nie za sprawą muzyki. W ogóle tego dnia muzyka jakby się usunęła lekko na bok.
Zaczęło się miło, za sprawą listu na jednej z moich skrzynek. Ale o tym będzie jutro.
Początkowo miało być o żywiołach. Bo do ziemi i powietrza, bez których by się w ogóle nie dało, natura dodała deszcz, który w Babich Dołach jest czymś naturalnym a ludzie ogień. Bardzo widowiskowy był pożar jednego z punktów w strefie gastronomicznej, równie widowiskowy był przyjazd straży i późniejszy kordon, którym ochrona otoczyła „miejsce zbrodni”.
Muzycznie było głównie irytująco. Przede wszystkim za sprawą „sceny alternatywnej”. Pierwsze grały tam „Kroki” a ja stwierdziłem, że grają jak wszyscy. Nieźle ale jak wszyscy. I zastanowiło mnie jak można gości grających jak wszyscy pakować do wora z „alternatywą”. Bo jaka z nich alternatywa, dla kogo? Grają jak wszyscy… Później jak wszyscy grali tam i Baasch i Sonar.
Piotr Zioła na drugiej scenie zaczął świetnym, rockowym kawałkiem, przywitał się, zapowiedział utwory z pierwszej i na razie jedynej płyty i zagrał drugi rockowy kawałek. Trzeci nie był już rockowy a czwarty był w klimacie Sinatry. Poszedłem sobie.
Na głównej zaczął Kamp! I pewnie by się chłopaki na mnie obrazili bo ich wygląd przypominał mi kolesi z O-Zone śpiewających Dragostea din tei (Szanuję! Śpiewać po rumuńsku i zamieszać poza Rumunią to jest coś!). Ale muzycznie bardzo dobrzy. Nie lubię nadmiernie muzyki robionej elektroniką ale patrzę łaskawiej na tych, co do tego jeszcze gitarę dodają.
Skarżyłem się już na organizację i ustawianie czasowe koncertów. Jest tak, że koncerty z drugiej i trzeciej sceny niemal się pokrywają więc jak jeden nie pasuje można iść na drugi. Z główną nie ma tej dogodności. Zatem skoro Kamp! mi leżał nie do końca musiałem się snuć. I właśnie podczas  snucia natknąłem się na coś, co później zdeterminowało resztę koncertów. Przechodziłem sobie pod jednym z reklamowych telebimów gdy pani z ochrony powiedziała O o 21 zapraszamy na mecz”. Powiedzialem, że to bez sensu bo nikt na RHCP nie pójdzie.
Zobaczyłem Łonę i Webera, hip hop na bardzo przyzwoitym poziomie. Zauważyłem, że rapowali do muzyki przypominającej muzykę radiowa z lat 50-60 poprzedniego wieku.
Na głównej popatrzyłem na Foals, których pamiętam z jednego z poprzednich pobytów. Nie chciało mi się szukać co wtedy o nich pisałem. Teraz bym pewnie napisał to samo bo nawet tak samo wyglądali. Wokalista od poprzedniego pobytu nawet chyba koszuli nie zmienił.
Złapałem się na początek Peszek. Jej pierwszy koncert to jedno z najpiękniejszych wspomnień openerowych, drugi to z rozpędu jeszcze dobre wspomnienie. Od czasu jak Maria poszła w politykę i jak jej odbiło na punkcie krzyża (wg niej to krzyż tnie Polskę na tę A,B, C) zatraciła chyba wszystko, z czym mi się na początku kojarzyła. Ciepła, pulchna dziewczyna zamieniła się w pseudowampa przypominającego najbardziej młodego Jacka Wójcickiego. Broni się tylko muzyka, ostra i drapieżna. Kiedy Peszek wygłaszała swe manifesty pomyślałem, że głupia jest ale że takich głupich Maryś nie można lekceważyć. Głupie Mrysie mają siłę rażenia.
Poszedłem lekko rozczarowany (lekko bo wiedziałem jak będzie) do strefy kibica. Wydało mi się fajne być tam w momencie jak się mecz zacznie. Zaczął się i w drugiej minucie było 1:0. Stwierdziłem, że to nie na moje nerwy i poszedłem na Red Chot Chili Peppers.
Będzie krótko, bo RHCP przegrali tego dnia z narodową reprezentacją. W sumie trochę na własne życzenie bo choć Flea dwa razy śpiewał ze sceny „Polska, biało-czerwoni” to nie umiał on ani reszta składu zapewnić większości zebranych zapomnienia. I ja i bardzo wielu widzów dzieliło czas na słuchanie i przeglądanie internetu. A wszystko przez przerwy między utworami, w których Flea popisywał się wirtuozerią na basie. Rwał się ten trans…
Z wielkich przebojów słyszałem tylko „Around the World”.
Potem poszedłem zobaczyć co tam. Ze mną i za mną szły setki, może tysiące. By dołączyć do tysięcy pod telebimem. Byłem tam prawie cała dogrywkę i karne. Kiedy podszedłem, stałem sobie z boku, gdy chciałem uciec z serii karnych bo nerwy były zbyt duże, nie byłem wstanie przedrzeć się przez tłum, który nie wiedzieć kiedy porzucił RedHotów dla Fabiańskiego, Lewego, Błaszcza, Pazdana…
A potem to już mi się nic oglądać nie chciało.


ilustracja z:http://pokojebryza.pl/wp-content/uploads/2016/05/oper1.jpg
Hun
5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>