koza nostra

 |  Written by Andrzej Tatkowski  |  1
Wstęp (sentymentalny)
Powszechne nasze dziadostwo przejawia się, między innymi, w ubożeniu ojczystego języka; z jego zasobów znikają anachroniczne czasowniki i nieaktualne przymiotniki, a także rzeczowniki, których nie udało się na tyle zmodernizować, żeby całkowicie zmieniły pierwotne znaczenie.
Koza na razie ocalała, ale doszczętnie obrabowana z bogactwa znaczeń, ponieważ nie ma już żeliwnych piecyków na krzywych nóżkach;
nie wolno zostawiać uczniów za karę po lekcjach, zwłaszcza że od dawna nie ma w szkołach karcerów, więc gdy dorosną oni na tyle, by zasłużyć sobie na "zastosowanie środka zapobiegawczego w postaci tymczasowego pozbawiena wolności"  (co brzmi szalenie elegancko) trafiają do (znacznie mniej eleganckiego) "pierdla"; 
nie ma już takich podlotków, jak  "Panna z mokrą głową" - na polskiej wsi łatwiej się dziś natknąć na żywą krowę niż hoże dziewczę bez makijażu;
to zaś, co dziatwa szkolna, osadzeni czy też wolni telewidzowie wydłubują sobie niekiedy z nozdrzy, nie ma obecnie żadnej nazwy, ponieważ na razie nie stanowiło przedmiotu obrad parlamentarnych ani w Warszawie, ani w Brukseli.

Rozwinięcie (ad rem & ad personam)
Dłubać w nosie a nawet wydłubywać stamtąd zawartość zdarza się czasem osobom publicznym, nienależącym do dziatwy szkolnej i nieosadzonym - na przykład, skoro mowa o parlamencie, długoletniemu parlamentarzyście, p. Iwińskiemu Tadeuszowi, który nos ma sprawny i pojemny.
Poseł ów wystąpił onegdaj w Sejmie w szczególnej roli, którą - z niejaką przesadą  - możnaby porównywać do roli Mojżesza w tej krytycznej fazie peregrynacji Narodu Wybranego, gdy na drodze do Ziemi Obiecanej natrafił on był na Morze Czerwone, ale tutejsi wybrańcy tutejszych wyborców zaproponowaną przezeń drogą nie poszli, nie rozstąpiły się zatem odmęty, i nie ustąpiły męty.
Męty, zwane też nie bez racji szumowinami, bo zajmujące się obok mącenia oraz wprowadzania zamętu tzw. robieniem szumu, pojawiają się przy różnych okazjach
i różne przybierają postacie.
Tego dnia, podczas obrad sejmowej Komisji Kultury, ukazały się w sąsiedztwie pana posła Iwińskiego, byłego marksisty-leninisty, w osobach p. Kotlińskiego Romana, byłego księdza, dziś Upiora Przeszłości, i p. Grodzkiej Anny, byłego mężczyzny,  dziś Upiorzycę Przyszłości i sprawnie wykonały wyznaczone im zadania.
Na wszelki wypadek podczas sesji plenarnej wywoływany był  jeszcze parokrotnie wielopostaciowy Duch Epoki, łączący w sobie elementy Tradycji i Postępu, którego końcową inkarnację stanowiła p. Nowicka Wanda, zwana "marszałkinią".
Zmaterializowany Duch Epoki ma naturę dialektyczną, marksistowsko-leninowską,  toczy się w nim więc wewnętrzna walka Nowego ze Starym, która tym razem tak się wyraziście uzewnętrzniła, że dreszcze mogli mieć i socjaldemokraci i liberałowie, nie mówiąc o bezbronnej dziatwie na sejmowej galerii.
Nie były to jednak dreszcze konsensualne, bo gniew, strach i rozbawienie to różne uczucia, mimo podobieństwa objawów, a zbiorowa reakcja -np.na jaskrawą głupotę- bywa w istocie bardzo pluralistyczna.

Zakończenie
A co u licha z tytułową kozą, pytacie ?
Jest to koza z żydowskiej anegdoty o mądrym rabinie, który polecił dokwaterować owo zwierzę do żyjącej w nieznośnej ciasnocie wspólnoty i w ten sposób rozwiązał jej problemy (jeśli ktoś nie zna zakończenia, niech poszuka w Sieci).
Otóż od wczoraj nie mogę wyjść z podziwu, jak rozumną osobą okazuje się była pani minister Katarzyna Hall w porównaniu do pani Nowickiej Wandy,  jak bogate jest życie wewnętrzne p. Iwony Śledzińskiej-Katarasińskiej  w porównaniu z posłem Kotlińskim Romanem, albo - stop; nie chcę posuwać się za daleko.
Koza to naprawdę bardzo pożyteczne zwierzę i różne można mieć z niej pożytki, ale ta nasza - koza nostra - tak zmądrzała po szkodzie, że samym skakaniem na pochyłe drzewa potrafi wyjść na swoje.
Póki nie złamie nóżki, na co liczę bezczelnie, ale z bardzo szlachetnych pobudek.

 
5
5 (3)

1 Comments

Więcej notek tego samego Autora:

=>>