
Ostateczny termin inwazji wyznaczono na 5 czerwca. Tymczasem zła pogoda uniemożliwiała przeprawę przez Kanał La Manche. Głównodowodzący gen. Eisenhower zgodził się poczekać jeden dzień dłużej. Szóstego czerwca 1944 r. 3000 statków i 2500 łodzi desantowych wiozących 156 tysięcy żołnierzy, w eskorcie 500 okrętów wojennych ruszyło w stronę wybrzeży Francji. Nieco wcześniej wystartowały 822 samoloty transportowe i szybowce wiozące amerykańskich i brytyjskich komandosów. Z powietrza lądowanie miało wspierać ogółem ponad 13 tysięcy samolotów.
Niemcy nie wiedzieli, w którym miejscu nastąpi inwazja. Feldmarszałek Runstedt, głównodowodzący niemiecki na zachodzie, był przekonany, że alianci wylądują w okolicach Calais i Dieppe, w miejscu gdzie kanał jest najwęższy. Hitler i Rommel dowódca jednostek obrony wybrzeża, sądzili, że inwazji należy spodziewać się w Normandii. Wszyscy zresztą dowódcy niemieccy z Führerem włącznie, wierzyli w moc Wału Atlantyckiego, czyli zbudowanego olbrzymim kosztem wzdłuż wybrzeży francuskich systemu umocnień i fortyfikacji. Armia niemiecka liczyła 59 dywizji: siła potężna, lecz rozciągnięta na olbrzymiej przestrzeni od Holandii po Bretanię. W większości były to jednostki piechoty, tylko 10 z nich były to dywizje zmotoryzowane lub pancerne. Niemcy mieli zresztą niewielkie możliwości szybkiego reagowania na zagrożenie: maqis (francuscy partyzanci) i panujące w powietrzu lotnictwo alianckie systematycznie niszczyli linie kolejowe, mosty i wiadukty. Lądujący na plażach Normandii żołnierze alianccy utworzyli 6 czerwca pięć przyczółków: w ciągu tygodnia przyczółki rozrosły się do 70 kilometrów wszerz i do 18 kilometrów w głąb lądu. Najbardziej zacięte walki toczyły się o normandzkie porty – Caen, Cherbourg i Saint-Lo - bowiem sztuczne przystanie nie mogły przyjąć zaopatrzenia w ilości wystarczającej dla potrzeb wciąż rosnącej alianckiej armii. Niesprzyjająca pogoda, która uziemiła lotnictwo, oraz błędy w dowodzeniu sprawiły, że wypieranie zawzięcie broniących się Niemców z Normandii zajęło aliantom ponad miesiąc. Zwycięstwo w bitwie o Normandię alianci zawdzięczali także Hitlerowi. Przewidział on wprawdzie miejsce lądowania sił desantowych, lecz był przekonany, że po pierwszej inwazji nastąpi druga, w innym miejscu. Trzymał więc w odwodzie, na wypadek drugiego ataku potężne zgrupowanie sił pancernych zaś oddziałom już zaangażowanym w walkę zabronił cofać się, choćby miało oznaczać to zajęcie lepszych pozycji obronnych. Tego właśnie domagał się Runstedt, został więc przez Hitlera zdymisjonowany. Rommel natomiast odniósł rany w czasie alianckiego ataku lotniczego.
(4)
22 Comments
Nieodmiennie przypomina mi
06 June, 2015 - 15:24
12-kilometrowa "dziura" (jedna z kilku) w linii frontu powstała na skutek skutecznej ofensywy alianckiej wyprowadzonej z rejonów desantu oznaczonych przez aliantów jako "Gold" i "Omaha". Jedynym odwodem, który posiadal Sepp Dietrich (do czasu ulubieniec Hitlera, przestał nim być w 1945, kiedy dowodził na Węgrzech, inna opowieść) był wspomniany 501 batalion.
W praktyce, już wtedy, stan osobowy i sprzętowy jednostek niemieckich miał się nijak do realiów.
13 lipca 1944 roku kompania niemieckiego asa pancernego (czesc wspomnianego batalionu) liczyła 5 (wedle innych źródeł 6) czołgów, zamiast standarowych 12-tu.
Jako rekonesans Wittman wyznaczył sówj własny czołg, Tygrysa. W miasteczku Villers-Bocage eksterminował kilkanaście (sic!) pojazdów aliantów, od czołgów do transporterów, przez działa przeciwpacerne. Po czym, pod ogniem aliantów, wycofał sie, wrócił po "skrzydłowych" i co najmniej podwoił liczbę "ustrzelonych".
Bohater w mundurze Waffen-SS? Tak. Zginął w sierpniu 1944 roku.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
A mi, nieodmiennie gdy
06 June, 2015 - 21:44
Be careful what you wish for, cause it may come true.
Grzegorz Brzęczyszczykiewicz.
07 June, 2015 - 00:15
Gorszego to sortu twórczość niż 08/15, ale podejście podobne. :)
pozdrawiam :)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
A mi, nieodmiennie gdy...
06 June, 2015 - 18:06
Potem zgrzyta mi jeszcze mocniej, pojawiają mi się bohaterowie Krasnoj po 17 września. Wspólna defilada bohaterów obojga narodów i obu bratnich armi w Brześciu... Potem bohaterowie NKWD strzelający jeńcom w tył głowy, inni bohaterowie NKWD prowadzący ośrodki wypoczynkowe wyrębu lasu na dalekiej północy, no i setki bohaterów obu narodów i obu armii po rozpoczęciu etapu drogi Stalingrad-Berlin...
Zgrzyta mi osobne wspomnienie narodu, który od Durera, Goethego i Wagnera przeszedł do Dirlewangera...
O ile mogę współczuć narodom niszczonym przez komunizm w Sowietach, o tyle jakoś nie mogę współczuć hajlującym milionom, ochoczo odpowiadającym na każde wezwanie swego wodza...
Naród, który niby przegrał wojnę, po czym po kilkunastu latach miał już tak dobrze, jak nigdy wcześniej i jak prawie nikt w Europie...
Tak, "i to nas nie załamie" Schultz oraz Kowalski, Ash, i jeszcze ten taki nieśmiały, co dowodził działem i nie zdążył wycofać się na czas (nie chce mi się isć do drugiego pokoju po książkę) - dobrzy Niemcy, uwikłani w swoje czasy (oprócz zupaka Schultza, rzecz jasna)... I potem podobny model w kolejnych książkach Kirsta, po początkowym zaciekawieniu w końcu mnie to zemdlilo...
Zgrzyta mi "niemiecki bohater", zgrzyta mi szwabska buta, zgrzyta energiczne i skrupulatne wypieranie własnych "dokonań" z pamięci zbiorowej, zgrzyta mi szwabska dominacja itp itd, mogę tak długo, włacznie z tym, dlaczego nie wzrusza mnie Drezno...
No dobra, utoczyłem sporo żółci, ale to tak odruchowo, po tym esesmańskim bohaterze...
Pzdr, Hun
"...And what do you burn, apart from witches? - More witches!..."
I to nas nie załamie
06 June, 2015 - 18:29
P.S. A tego nieśmiałego, chłopaka siostry Asha też nie mogę sobie przypomnieć. Na V był...
Be careful what you wish for, cause it may come true.
O ile mi wiadomo Wittman
06 June, 2015 - 23:57
*
Założę się, że gdybym napisał o Amerykaninie z podobnymi osiągnięciami, nie byłoby głosów sprzeciwu. Albo o Polaku. Prawda? Ale napisałem o Niemcu.
Można inaczej: wojna z założenia zła, ludzie, którzy walczą i zabijają nie są godni żadnego upamiętnienia, niezależnie od nacji. Z tym podejściem nie będę polemizował.
Ale jeśli zakładamy, że odwaga i męstwo są godne pochwały, bądźmy konsekwentni. Nie pisałem o zbrodniarzu wojennym, z którym, Hunie, było nie było, wspomnianego pana zestawiłeś. Pisałem o żołnierzu.
Pozostaje kwalifikacja moralna, na zasadzie: jak walczyłeś po "tej" stronie - należy potępić. W porządku, ale ja tego nie popieram. Większość chłopaków wcielanych do armii we wszystkich wojnach wszechczasów wyboru nie miała. Niektórzy się wykazali ponad przecietną - owszem, w zabijaniu - ale tamci po drugiej stronie też chcieli, ich z kolei, zabić.
Jak napisałem, argument "wojna jest zła, z zasady" sprawi, że złożę broń. Ale jeśli uznajemy, że warto odważnych zołnierzy w jakiś sposób uczcić - to nie mogę się z Wami zgodzić.
***
Zabawna ta polityczna poprawność. Hun będzie wiedział o czym piszę, bo już kiedyś się zgadało. Otóż w sieciowej gierce "World of Tanks" (są dwa zepsoły, bitewka trwa maks. 15 minut, ma się czołg i drugi team naprzeciwko) egzystował kiedyś, obok wielu innych, medal Wittmana. Za anihilację, w jednej bitwie, nie pamiętam, 6 czy więcej pojazdów przeciwnika. W ramach "political correctness" białoruscy (bodajże) twórcy gry, przemianowali go na inny.
I tak pominięto najwybitniejszego czołgistę II wojny. Niby mała sprawa - a znamienne. Gdyby ktoś się pytał - w "World of Tanks" grają miliony ludzi.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Maksie,
07 June, 2015 - 00:24
Odwaga nie tylko nie usprawiedliwia jego czynów, można nawet powiedzić, że jest dodatkowym czynnikiem obciążającym. Pewnie nie mógł nie walczyć, ale z pewnością był na tyle inteligentny, aby zdawać sobie sprawę w czym uczestniczy.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@Szary Kot
07 June, 2015 - 10:01
To nie był ktoś z generalicji, on nie planował i nie rozpoczął tej wojny. Poszedł na front walczyć, kazali mu.
Nie tak dawno temu Godziemba opublikował u nas dwie notki o Erichu von Mansteinie, jednym z najwybitniejszych strategów II wojny ("jednym z" bo mam w pamięci, na przykład, Kesselringa) - przeczytałem, jak zawsze teksty Godziemby, z przyjemnością. Ale nie widziałem tam oburzonych komentarzy - a akurat ten pan miał to i owo na koncie (niewiele, ale miał). Czy zmienia to fakt, że był genialnym dowódcą? Nie.
***
Wojna sprawiedliwa...
Termin politologiczno - filozoficzny, nawet bardziej filozoficzny - o ile pamiętam, wymyślił go Cyceron. Zawsze miałem tutaj mnóstwo wątpliwości, co do sensowności klasyfikacji - ale to temat na inną notkę. :) Generalnie: jak zabijają ludzi w słusznej sprawie to ok, a jak w niesłusznej, to nie ok? "Wojna obronna" - w miarę logiczne, teza łatwa do obrony: wojna obronna jest sprawiedliwa. Reszta - niech Cyceronowi, świętemu Augustynowi i paru innym teoretykom "wojny sprawiedliwej" ziemia lekką będzie, ostatecznie "chcieli dobrze".
PS. Odwaga nigdy nie jest czynnikiem obciążajacym - ta cnota jest wartością zawsze i wszędzie, sama z siebie.
:)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Maksie,
07 June, 2015 - 16:06
W Norymberdze jakoś tak gremialnie bronili się, tłumacząc, że tylko wykonywali rozkazy.
Cyceron, jako senator i urzędnik rzymski, broniący praw Rzymu do prowadzenia wojen nie jest może zbyt wiarygodnym apologetą wojny sprawiedliwej. Słowa św. Augustyna możemy jednak traktować inaczej, mimo, że opierał się na cyceronowych pojęciach. O wojnie sprawiedliwej pisał przecież, widząc skutki najazdów barbarzyńskich.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
A bohater z ISIS może być?
07 June, 2015 - 07:09
Pytanie, czy takiego wojownika ISIS, który sam z kilkoma kolegami zdobył bronione przez szwadron wojska miasteczko, możemy nazywać bohaterem?
Zakładam, że akurat ten wojownik - z jakiegoś powodu - nikomu nie ucina głowy, nikogo nie podpala, modli się w zaciszu, kiedy jego koledzy gwałcą zdobyte kobiety.
On jedynie toruje drogę tym co obcinają głowy i pilnuje żeby im nikt tego procederu nie utrudniał, walcząc jak lew o utrzymanie zdobytych terytoriów.
Bohater?
@Traube
07 June, 2015 - 09:19
W porządku.
Ja się tylko otwarcie przyznaję - atawistycznie samcza część automatycznie mojej natury oddaje hołd, właśnie za odwagę i umiejetności. :) Nie jestem specjalnie osamotniony - popatrz, na czym "jedzie" większość filmów akcji, zawsze i z przejęciem ludzie kibicują tym, których jest mniej. I też, zdarza się, eksploatują motyw "bohatera w złej sprawie".
pozdrawiam
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Bohater w złej sprawie
07 June, 2015 - 12:59
Ludzie i ich dzieła - melodia "Międzynarodówki", "Marsylianki"...
Ponadczasowe, prawda?
Chyba lepiej unikać takich "trzęsawisk", co niniejszym czynię.
A czy w tej biografii było coś o...
07 June, 2015 - 09:21
Odwaga i męstwo, o którym piszesz, to tylko część elementów składowych "żołnierza". Tak, jak i wysokie umiejętności operacyjno-taktyczne, które cechowały Wittmana. Tobie jednak to wystarczyło do skompletowania wyizolowanego "zołnierza-bohatera"... A gdzie w tej całej układance zaginął "wybitny esesman"? Pisałeś "o żołnierzu", ale nie napisałeś, gdyż nie napisałeś wszystkiego...
Gdybym znalazł wybitnego polskiego (lub amerykańskiego) czołgistę Ty postawiłbyś między nim a Wittmanem znak równośćci? Bo to żołnierz i to też żołnierz? Bohaterski obrońca Monte Cassino = Bohaterski Żołnierz II Korpusu? Wybitny polski dowódca partyzancki = wybitny sowiecki dowódca oddziału NKWD? Na pewno?
Kwalifikacja moralna nie jest dla Ciebie "do poparcia"? Bardzo mi przykro. Zastanów się jednak, czy nie należy jednak stosować jej w przypadkach wykraczających po za "chłopaków wcielanych do armii we wszystkich wojnach wszechczasów". Wittman nie był "wcielonym chłopakiem"...
To, co bym chciał jeszcze napisać o kwalifikacjach i wojnie - napisał Szary Kot i Traube, nic dodać, nic ująć...
A dlaczego mi zgrzytają trybiki? Może dlatego, że pewne książki o żółnierzach i cywilach (np. 5 lat kacetu) czytałem jak miałem 10-15 lat, a 08/15 dopiero na studiach?
Pzdr, Hun
"...And what do you burn, apart from witches? - More witches!..."
Jaka jest różnica
07 June, 2015 - 10:01
Świetni żołnierze niemieccy potrafią być uprzejmi, potrafią spotykać się ze swymi przeciwnikami i ich kompementować. Adolf Galland, generał Luftwaffe, który w czasie Bitwy o Anglię zestrzelił 58 samolotów alianckich (do końca wojny w sumie 104), spotkał się z naszym Stanisławem Skalskim (18 i 11/12 zestrzelonych maszyn niemieckich) w czasie premiery filmu "Bitwa o Anglię" i rzekł: "Przez takich ludzi jak Skalski przegraliśmy Bitwę o Anglię,ale dzięki takim jak on zniknęła ponura wizja nazizmu,która zagrażała swiatu".
Jak miło, prawda?
Be careful what you wish for, cause it may come true.
Czyli, bohaterem może być
07 June, 2015 - 11:05
Nieistotne, co w danym momencie ów osobnik myśli, czym się kieruje, w co wierzy i co wie.
Nieistotne co zrobił. "Dobrych" nalezy rozgrzeszyć z gwałtów i rabunków, źli pozostaną źli.
**
Nie, są wartości zawsze istotne, nawet w ponurych czasach wojny.
Honor, odwaga, lojalność, uczciwość.
Galland tak powiedził? Coż, albo się szczerze "nawrócił" (groteska), albo był politycznie poprawny. Z którego roku jest ta wypowiedź, z ciekawości?
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
To oksymoron Max
07 June, 2015 - 12:13
Właściwie jedyną nacją walczącą z zachowaniem zasad byli Polacy - dlatego wojnę przegrali najbardziej.
Be careful what you wish for, cause it may come true.
To oksymoron Max
07 June, 2015 - 12:54
Właściwie jedyną nacją walczącą z zachowaniem zasad byli Polacy - dlatego wojnę przegrali najbardziej.
Be careful what you wish for, cause it may come true.
Właśnie o to chodzi.
07 June, 2015 - 14:06
Znam wiele przykładów, gdzie "zbrodnie i gwałty" uznawanych "dobrych" poszły w rozmyślne zapomnienie. A oni, ci "dobrzy", wylądowali na cokołach pomników.
Michael Wittman nie jest "moim czołgistą", jak to ująłeś. Primo, daleko mi do "ideałów", za które walczył. Secundo - jego osoba jest dobrze znana wszystkim pasjonatom dziejów broni pancernej, podobnie jak nazwisko Kretschmer znane jest osobom zainteresowanym wojną podwodną.
Kończę polemikę, naliczyłem co najmniej cztery osoby moimi komentarzami oburzone, a że bardziej sobie cenię symaptię (zakładam, optymistycznie, że istnieje :D) tych osób względem mnie, niż mało ważne dzisiaj meritum - zamilknę. Jak Behemot w blasku księżyca, pozostanę milczący. :)
Ale partyjska strzała będzie.
Jak rozumiem, Niemiec, walczący w I czy II wojnie, bohaterem być nie może. Z założenia, choćby miał życiorys nieskazitelny.
Przyjąłem do wiadomości, już więcej do tego i podobnych tematów nie wrócę - ale nie zgadzam się w 100%, choć Wasz punkt widzenia, pamiętając naszą polską historię, rozumiem.
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Dziękuję Max za bycie iskrą
07 June, 2015 - 16:09
P. S. "Bohaterski najeźdźca" - czy czujesz jak nawet na poziomie językowym ten zwrot - jak to ujął po ślusarsku Hun - zgrzyta? :)
Pozdrawiam ciepło, cieplutko (40)
Be careful what you wish for, cause it may come true.
Szczerze, to troszkę więcej
07 June, 2015 - 10:55
Stosunek Wittmana do ideologii i wodza był taki sam, jak 95% z jego pokolenia (i nie tylko), entuzjastyczny. Z czasem ten entuzjazm zaczął przygasać, w miarę jak Niemcom szło coraz gorzej. Ale zauważ: prawie wszyscy Niemcy dali się opętać, skutecznie i do końca, Hitlera wizji III Rzeszy. Cywile też! Te spontaniczne wiece, rankiem w zbombardowanym przez (dobrych) aliantów mieście, gdzie ludzie kryli się po piwnicach, licząc, że rodzina przeżyje - bo dom już i tak szlag trafił. A potem demonstrowali solidarnosć z wodzem. Skala obłędu.
W pierwszym komentarzu napisałem, wprost, "bohater w mundurze Waffen-SS" - albo podobnie, nie ukrywałem niczego. SS i Waffen SS - uznane w Norymberdze za organizacje zbrodnicze - i słusznie. Ale weź poprawkę, że Waffen-SS (żołnierze frontowi) liczyło w pewnym momencie (1944, jakoś wtedy) koło miliona ludzi. Większość z nich nie miała nic wspólnego z einsatzgruppen, z obsadą obozów koncentracyjnych, ba, nawet o takich praktykach nie wiedzieli. Poszli walczyć w trochę innym mundurze, nie feldgrau, z wyboru, przymusu bądź z przypadku. Jeśli z wyboru, to chcieli być bardziej elitarni (nagminnie łatano dziury na froncie właśnie dywizjami waffen-SS), jak i miec łatwiejszy "start" (o awans w wehrmachie było trudniej). Mniejsza.
Akurat Wittman, podobnie jak wielu innych, nie popełnił żadnych rzeczy "nagannych". Walczył za złą sprawę? Tak. Dla niego i innych ta sprawa nie była zła. Nie rozstrzeliwał ludności cywilnej, nie dorzucał cyklonu B do komór. Ogłupiony, jak miliony Niemców, wierzący w mit tysiącletniej Rzeszy. No i poszedł chłopak bić się, i dobrze mu to wychodziło.
Sprawy sobie nie zdawałem, że taką małą burzę spowoduję krótkim komentarzem. :)
Źle, że Niemiec, że waffen-SS, że wojna niesprawiedliwa?
Niestety, wybitnych czołgistów alianckich, czy polskich, nie ma, nic mi o nich nie wiadomo, a gdyby byli, ktoś by już "wygrzebał". :)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Szczerze, to...
07 June, 2015 - 12:38
Szczerze, to: tak, właśnie źle, że wojna niesprawiedliwa; źle, że Waffen-SS
Szczerze - to właśnie fakt, że 95% szwabów ochoczo hajlowało, popierając dążenie ku wojnie, która miała dać Lebensraum na wschodzie kosztem zdemolowania kilku państw i anihilacji pieprzonych Untermenschów - ustawia mnie, pieprzonego podczlowieka-polaczka, w odpowiedniej pozycji do narodu nadludzi i jego bohaterów... Właśnie również takich z elitarnych Sztafet Szturmowych...
Szczerze - to szkoda, że z moich "porównań" wyciągnąłeś tylko Nieznanego Polskiego Czołgistę; tylko...
Mam również świadomość, że byli niemieccy zołnierze, którzy dawali polskim dzieciom cukierki... To takie moje, małe uproszczenie sytuacji.
Ja też pewne rzeczy odbieram "atawistycznie", jak to gdzies wyżej napisałeś... Np. (kiedyś) boks, albo filmy "o samurajach", kiedy nie wnikam, kogo i za co rozpołowił Musashi albo Zatoichi itp itd. Rzeźnie z niektorych filmów odbieram prawie jak "dzieło malarskie". Będąc jednak "obciążony" naszą historią nie jestem w stanie i nie zamierzam "doceniać" bohaterstwa jakiegokolwiek nazisty czy komunisty...
Szczerze - przykro mi. EOT
Pzdr, Hun
"...And what do you burn, apart from witches? - More witches!..."
Jedno tylko. Nie "jadę Cię
07 June, 2015 - 14:17
Co do reszty, jest w komentarzu wyżej, do Jonathana.
Jeśli uraziłem - przepraszam z głębi serca, zrozum człowieka, który kiedyś zajmował się nałogowo szczegółami konstrukcji T-34, shermanów, panter, swierszczyków (nie mylić!:D) i innych podobnych. Ze sprzętu blisko do ludzi, którzy się nim posługiwali.
pozdrawiam
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."