W polskich kinach obejrzeć możemy najczęściej filmy amerykańskie i polskie, rzadziej – europejskie, a już azjatyckie właściwie tylko od święta. Przez co tracimy z oczu wiele ważnych filmów, zjawisk kulturowych i prężnych kinematografii. Na szczęście jest internet i nawet jeśli coś nie załapie się na niszowy festiwal „Pięć smaków” czy na bardzo rzadkie pokazy w kinach studyjnych, można do tych rzeczy dotrzeć. Dziś opowiem Państwu o filmie, który jest dla mnie jedną z ważniejszych zeszłorocznych produkcji, nie tylko w kategorii „Korea Południowa”. To film „Montaż” (Montage, 몽타주) w reż. Geun-seop Jeonga.
Chwilę mi zajęło, zanim się zebrałem z recenzją, ponieważ ten film mnie całkowicie rozwalił. Obejrzałem go dwa razy, praktycznie dzień po dniu i bliski jestem stwierdzenia, że to być może najlepszy koreański film, jaki dotąd widziałem. A że powstał w zeszłym roku, tym bardziej cieszy, bo pokazuje, że Koreańczycy w swoich filmach cały czas są wstanie zawrzeć coś więcej, niż zwykłą rozrywkę, choć niektórzy znawcy od Korei i od świata twierdzili, że tamtejsze kino zniszczy nieuchronna amerykanizacja i komercjalizacja. Rzecz w tym, że koreańskie filmy mają tak liczne miejscowe audytorium, że wcale nie muszą się na siłę zmieniać.
"Montaż" to świetny, igrający z widzem i trzymający aż do końca w napięciu thriller (z kilkoma drobniutkimi, nie zmieniającymi wymowy filmu, ale dającymi kilka sekund oddechu scenami komediowymi). Mamy więc zbrodnię sprzed 15 lat - porwanie dziewczynki, które kończy się jej śmiercią. Porywacz zabiera pieniądze i znika na 15 lat, tyle bowiem minie czasu do przedawnienia i zakończenia śledztwa. Głównych bohaterów, badającego sprawę policjanta i matkę dziewczynki, poznajemy w momencie, gdy on przychodzi do niej z wiadomością, że śledztwo zostanie zakończone. Z przyczyn, które poznamy później, policjant jest w sprawę zaangażowany bardzo mocno. W związku z tym na początku będzie nam się wydawać, że film opowie nam wyścig z czasem - oboje postanowią wykorzystać ostatnie dni na złapanie nieuchwytnego sprawcy. Jednak tak naprawdę historia zacznie się dopiero jakiś czas później, gdy dojdzie do kolejnego porwania, w prawie wszystkich szczegółach powtarzającego scenariusz sprzed 15 lat.
Pułapką na widza w tym filmie są - jak to bywa u Koreańczyków - retrospekcje. Czasem jedynie po starym policyjnym samochodzie można zorientować się, ze dana scena to porwanie pierwsze, nie zaś drugie. Trzeba więc zwracać uwagę na szczegóły. A plany czasowe są aż trzy...
Film jest nie tylko mocny i mistrzowsko zrealizowany, ale i ważny. Nie jest to obraz, w którym chodzi wyłącznie o zajęcie czymś widza. Mamy tu kilka bardzo wiarygodnych postaci i takich też dramatów, mamy pytania o zemstę i sprawiedliwość - krzyżyk na szyi bohaterki też nie jest wyłącznie kaprysem kostiumologa. A po szaleńczej jeździe otrzymujemy zakończenie, które naprawdę może wzbudzić w widzu silne emocje.
Chwilę mi zajęło, zanim się zebrałem z recenzją, ponieważ ten film mnie całkowicie rozwalił. Obejrzałem go dwa razy, praktycznie dzień po dniu i bliski jestem stwierdzenia, że to być może najlepszy koreański film, jaki dotąd widziałem. A że powstał w zeszłym roku, tym bardziej cieszy, bo pokazuje, że Koreańczycy w swoich filmach cały czas są wstanie zawrzeć coś więcej, niż zwykłą rozrywkę, choć niektórzy znawcy od Korei i od świata twierdzili, że tamtejsze kino zniszczy nieuchronna amerykanizacja i komercjalizacja. Rzecz w tym, że koreańskie filmy mają tak liczne miejscowe audytorium, że wcale nie muszą się na siłę zmieniać.
"Montaż" to świetny, igrający z widzem i trzymający aż do końca w napięciu thriller (z kilkoma drobniutkimi, nie zmieniającymi wymowy filmu, ale dającymi kilka sekund oddechu scenami komediowymi). Mamy więc zbrodnię sprzed 15 lat - porwanie dziewczynki, które kończy się jej śmiercią. Porywacz zabiera pieniądze i znika na 15 lat, tyle bowiem minie czasu do przedawnienia i zakończenia śledztwa. Głównych bohaterów, badającego sprawę policjanta i matkę dziewczynki, poznajemy w momencie, gdy on przychodzi do niej z wiadomością, że śledztwo zostanie zakończone. Z przyczyn, które poznamy później, policjant jest w sprawę zaangażowany bardzo mocno. W związku z tym na początku będzie nam się wydawać, że film opowie nam wyścig z czasem - oboje postanowią wykorzystać ostatnie dni na złapanie nieuchwytnego sprawcy. Jednak tak naprawdę historia zacznie się dopiero jakiś czas później, gdy dojdzie do kolejnego porwania, w prawie wszystkich szczegółach powtarzającego scenariusz sprzed 15 lat.
Pułapką na widza w tym filmie są - jak to bywa u Koreańczyków - retrospekcje. Czasem jedynie po starym policyjnym samochodzie można zorientować się, ze dana scena to porwanie pierwsze, nie zaś drugie. Trzeba więc zwracać uwagę na szczegóły. A plany czasowe są aż trzy...
Film jest nie tylko mocny i mistrzowsko zrealizowany, ale i ważny. Nie jest to obraz, w którym chodzi wyłącznie o zajęcie czymś widza. Mamy tu kilka bardzo wiarygodnych postaci i takich też dramatów, mamy pytania o zemstę i sprawiedliwość - krzyżyk na szyi bohaterki też nie jest wyłącznie kaprysem kostiumologa. A po szaleńczej jeździe otrzymujemy zakończenie, które naprawdę może wzbudzić w widzu silne emocje.
(2)