Refleksja wokół resortowych rodzin, resortowych dzieci i resortowego myślenia.
Mam wrażenie, że to co jest kluczem do zrozumienia dzisiejszej sytuacji tkwi bardziej w resortowym myśleniu niż w resortowych rodzinach.
Mam wrażenie, że przy okazji dyskusji na temat kto może a kto nie może, kto powinien a kto nie powinien znaleźć się jako bohater w książce poświęconej resortowym dzieciom i rodzinom zniknęły nam dwie ważne kwestie.
Po pierwsze chciałam przypomnieć, że środowiska nazwijmy je tu konserwatywne bardzo często i bardzo konsekwentnie powtarzają taką myśl, która ma w sobie wiele racji ale nie do końca w tej myśli dostrzega się jej konsekwencje.
Otóż ta myśl jest mniej więcej tak skonstruowana – rodzina jest najważniejsza, ma w procesie wychowania dziecka pełne prawo formować własne dzieci tak jak chce czynić, zgodnie z własnym systemem wartości.
Jeżeli tę autonomię rodziny i przekonanie, że jej prawo do kształtowania osobowości, tożsamości i systemu wartości dzieci jest w pełni niepodważalne, to z takiego zdania wynika, że resortowe rodziny mają stu procentowe prawo do tego żeby przekazywać swoim dzieciom ten system wartości, który sprawił, że nie sprawiało im żadnego kłopotu zamykanie do więzień ludzi myślących inaczej, że można było w rodzinie mimo upływających lat wspominać boje dziadka czy ojca z bandytami z lasu i podtrzymywać przekonanie bohaterskiej walki tegoż dziadka czy ojca z bandytami.
On dzisiaj też jest kontynuowany w rodzinach, które mają pełne prawo mówić sowim dzieciom, że gen. Jaruzelski nie miał innego wyjścia i że Stan Wojenny trzeba było wprowadzić bośmy uratowali – mówi ojciec z ZOMO – Polskę przed wojną domową i przed interwencją rosyjską i są rodziny, które mówią, że trzeba gen. Jaruzelskiego postawić przed sąd.
Otóż tkwienie w tym paradoksie rodziny w gruncie rzeczy sprawia, że książka poświęcona resortowym dzieciom troszkę trafia kulą w płot.(...)http://www.radiownet.pl/#/publikacje/resortowe-myslenie