Michalkiewicz tłumaczy, że nie może odpowiadać za absurdalne interpretacje dotyczące tego tekstu. Wyjaśnia, że jego słowa zostały źle odebrane:
Wyraziłem tylko obawę, że obóz w Oświęcimiu może być nieczynny chwilowo. Podobne zresztą precedensy już były. Przypomnę, że niemiecki obóz koncentracyjny na Majdanku po wyzwoleniu go z rąk niemieckich był chwilowo nieczynny, a potem został ponownie otwarty i umieszczono tam akowców przed wywiezieniem ich w głąb Rosji. Tak że takie precedensy się zdarzały i mogą się zdarzyć ponownie
- przekonuje.
Jak dodaje, nie może odpowiadać za to, jak jego teksty odbiera środowisko "Gazety Wyborczej".
Ta gazeta ma od dawna rozmaite urojenia, więc jeśli twierdzi, że ja chcę coś otwierać albo zamykać, to najpierw powinna zadzwonić do mnie i mnie zapytać. Jeżeli pan redaktor Michnik lepiej wie, co ja chcę albo czego nie chcę, wzbudza to podejrzenia, że dysponuje jakąś wiedzą aprioryczną, tak jakby mu sam Najwyższy przez czerwony telefon coś powiedział. (...) Tak już bywało i za Stalina, kiedy to media były pasem transmisyjnym UB do tak zwanych mas. Nic tutaj nowego się nie dzieje, a widocznie redaktor Michnik na starość przypomina sobie atmosferę rodzinną
- mówi Michalkiewicz.
W rozmowie powraca także wątek Tomasza Terlikowskiego i jego portalu, na którym tekst Michalkiewicza najpierw się pojawił, a następnie zniknął - przeprosiny za niego pojawiły się na łamach "Gazety Wyborczej". Michalkiewicz nie kryje oburzenia w tej sprawie:(...)
http://wpolityce.pl/wydarzenia/72406-michalkiewicz-odpowiada-krytykom-ni...