Za to, że byli Polakami

 |  Written by Ellenai  |  11
Noc z 9 na 10 lutego 1940 roku zapoczątkowała wielką akcję deportacji Polaków mieszkających na Kresach w głąb Związku Sowieckiego. Stało się to w następstwie zawarcia przez dwóch największych zbrodniarzy XX wieku - Hitlera i Stalina w sierpniu 1939 r. tajnego porozumienia zakładającego podział Polski i zagładę narodu polskiego.

Trudno jest określić dokładnie liczbę osób, które tuż przed wojną, w czasie II wojny światowej, a także bezpośrednio po niej znalazły się na zesłaniu. Deportacje bowiem odbywały się też już wcześniej, w latach 1937-1938, kiedy to zesłano pierwsze grupy Polaków z terenów dzisiejszej Białorusi i Ukrainy na niezamieszkałe stepy Kazachstanu. Wśród zesłańców późniejszych znaleźli się natomiast żołnierze z wojny obronnej 1939 roku, żołnierze z frontów na zachodzie i wschodzie, żołnierze walk podziemnych różnych organizacji oraz przede wszystkim ludność cywilna - także starcy i dzieci. Szacuje się, że w tym okresie na zesłanie trafiło ponad 1,5 miliona obywateli polskich, z których wielu zmarło z głodu, chorób i morderczej pracy przymusowej. Najbardziej masowych operacji deportacyjnych dokonały władze sowieckie najpierw w odstępach mniej więcej dwumiesięcznych - w lutym, kwietniu i czerwcu 1940 roku, a potem w maju-czerwcu 1941 roku. Wycofując się na mocy układu z Hitlerem za Bug, wojska sowieckie uprowadziły z opuszczonych przez siebie terenów polskich przemysłowców, ziemian, polityków, pracowników administracji rządowej, inteligentów, wojskowych i policjantów. Kierowano ich na wschód ZSRR, ale znaczne grupy zabijano po prostu na miejscu, w tymczasowych obozach ukrytych w lasach. Tak w roku 1940 zginęli oficerowie polscy w Katyniu, Ostaszkowie, Starobielsku, Kozielsku, Charkowie, Miednoje.

Prof. Andrzej Paczkowski pisał: "Uważa się, że w ciągu niespełna dwóch lat władzy sowieckiej na ziemiach zabranych Polsce represjonowano w różnych formach - od rozstrzelania, poprzez więzienia, obozy i zsyłki, po pracę wpół przymusową - ponad 1 milion osób, a więc co dziesiątego obywatela Rzeczypospolitej, który mieszkał lub znalazł się na tym terytorium. Nie mniej niż 30 tys. osób zostało rozstrzelanych, a śmiertelność wśród łagierników i deportowanych szacuje się na 8-10 proc., czyli zmarło zapewne 90-100 tysięcy osób". ("Czarna księga komunizmu" - A. Paczkowski "Polacy pod obcą i własną przemocą").

Pierwsza z czterech wielkich deportacji objęła grupę osadników wojskowych - żołnierzy Wojska Polskiego z 1920 r., którzy na kresach otrzymali nadziały ziemi - oraz cywilnych kolonistów - chłopów polskich, którzy nabyli na wschodzie ziemię z parcelacji wielkich majątków. Te działania były obliczone zarazem jako akcja propagandowa nastawiająca życzliwie do władzy sowieckiej miejscowych Ukraińców i Białorusinów, którzy swoich polskich sąsiadów na ogół traktowali dosyć niechętnie. Poza osadnikami wojskowymi i kolonistami, deportacja objęła także pewna liczbę przedstawicieli innych grup, zwłaszcza pracowników służby leśnej. Według danych NKWD wywieziono wtedy około 140 tys. ludzi (inne źródła mówią nawet o 200 tysiącach) – głównie do północnych obwodów Rosji i na zachodnią Syberię. Deportowano całe rodziny. Aresztowanie tak wielkiej liczby osób przeprowadzone w ciągu jednej nocy, zaskoczyło Polaków. Deportację przeprowadzały grupy operacyjne złożone z 3-5 funkcjonariuszy NKWD oraz żołnierzy lub milicjantów. Grupy operacyjne budziły ludzi w środku nocy lub nad ranem, każąc spakować się w kilkanaście minut, pozwalano zabrać tylko najpotrzebniejsze rzeczy, często takiej akcji towarzyszyło bicie, zastraszanie oraz akty rabunkowe. Bywało i tak, że w ogóle nie pozwalano zabrać ze sobą niczego. Następnie pakowano ludzi na sanie lub do ciężarówek a stamtąd do wagonów towarowych z zakratowanymi oknami, do których ładowano po 50, a czasem nawet więcej osób. Podróż na miejsce przeznaczenia trwała niekiedy nawet kilka tygodni i odbywała się w straszliwych warunkach, które dla wielu były równoznaczne z wyrokiem śmierci, bo temperatura spadała wówczas nawet do -400C. Ludzie umierali z zimna, z głodu i wyczerpania. Niektórzy próbowali uciekać podczas transportów, ale najczęściej ginęli wtedy od kul strażników. Po dotarciu na miejsce zsyłki zesłańców czekała niewolnicza praca przy wyrębie tajgi, w kopalniach, żwirowniach i kamieniołomach, choroby i ciągły głód.

Kolejna deportacja (z 12 na 13 kwietnia 1940 r.) objęła przede wszystkim rodziny osób wcześniej represjonowanych, a więc aresztowanych przez NKWD, uwięzionych w obozach jenieckich, skazanych na pobyt w obozach pracy. Tych deportowanych osiedlono głównie w Kazachstanie, kierując ich do pracy w kołchozach i sowchozach. Około 8 tys. osób umieszczono w osiedlach robotniczych należących do różnych przedsiębiorstw przemysłowych i w barakach przy budowie linii kolejowych. Obok rodzin osób aresztowanych za rzeczywisty czy domniemany udział w działaniach polskiej konspiracji, wywieziono w głąb ZSRR rodziny polskich oficerów, rodziny funkcjonariuszy policji, służby więziennej i żandarmerii, ziemian, fabrykantów i urzędników polskich. Były to przeważnie kobiety, dzieci oraz osoby w podeszłym wieku, pochodzące z miast i miasteczek, a więc zupełnie nie przygotowane nie tylko do życia w prymitywnych warunkach i w surowym klimacie, ale i do ciężkiej pracy w gospodarstwach rolnych.

Trzecia deportacja, w nocy z 28 na 29 czerwca 1940 r. objęła uchodźców z Polski centralnej i zachodniej (tzw. bieżeńców), którzy we wrześniu 1939 r., w obawie przed prześladowaniami ze strony Niemców, przybyli na wschód Polski z województw zachodnich i centralnych. Transporty z tymi zesłańcami skierowano na środkowy i północny Ural oraz na tereny nadwołżańskie.

Ostatnia fala masowej deportacji dokonała się w maju i czerwcu 1941 roku. Tym razem NKWD wydało dyrektywy, aby objąć nią członków organizacji uznanych za kontrrewolucyjne wraz z ich rodzinami, byłych żandarmów i strażników więziennych, a także obszarników, kupców, przemysłowców, wyższych urzędników państwowych i samorządowych – oczywiście też wraz z rodzinami, jak również byłych oficerów, członków rodzin osób skazanych za przestępstwa kontrrewolucyjne oraz ukrywających się i osoby podejrzewane o działalność kryminalną. 22 maja 1941 r. rozpoczęły się wysiedlenia z terenu tzw. Zachodniej Ukrainy, natomiast 14 czerwca 1941 r. operacja objęła Litwę, Łotwę i Estonię. W niespełna tydzień od rozpoczęcia akcji w krajach bałtyckich, w nocy z 19 na 20 czerwca nastąpiła wywózka ludności polskiej z tzw. Zachodniej Białorusi. Ostatnie transporty kolejowe wyjeżdżały jeszcze 22 czerwca, czyli w dniu wybuchu wojny niemiecko-radzieckiej. Silne bombardowania węzłów kolejowych spowodowały, że 5 składów pociągów utknęło w Mińsku i jego okolicach. W wyniku bombardowań, w tych zatrzymanych pociągach poniosło śmierć bądź odniosło rany łącznie ok. 25% przewożonych w nich osób. Konwój uciekł, pozostawiając deportowanych własnemu losowi.

Thomas Lane, autor książki "Ofiary Stalina i Hitlera", dzieli ofiary stalinowskich deportacji na dwie kategorie: "Deportowani mogli trafić do dwóch rodzajów miejsc. Tak zwani deportowani pierwszej kategorii byli wysyłani do północnych rejonów Rosji europejskiej wokół Archangielska, Kotłasu i Wołogdy po rzekę Peczorę oraz zachodnie i wschodnie rejonu Uralu, na północnej i południowej Syberii i na północ od Magadanu w rejonie kołymskim radzieckiego Dalekiego Wschodu. Obozy były otoczone zasiekami z drutu kolczastego z posterunkami i uzbrojonymi strażnikami na wieżach ustawionych na obwodzie ogrodzenia. Więźniowie pracowali przy różnych przedsięwzięciach gospodarczych, którymi zarządzał GUŁag, czyli Główny Urząd Obozów Pracy Wychowawczej i Kolonii Karnych. Deportowani drugiej kategorii byli kierowani do specjalnych kolonii pod bezpośrednim nadzorem NKWD. W zależności od lokalizacji deportowani mogli pracować w kołchozach, na budowach lub przy wyrębie drzew w lasach".

Z kolei historyk, prof. Wojciech Roszkowski dzieli skazańców na trzy grupy - spiecpieriesieleńców z ograniczoną swobodą ruchów, "wolnych zesłańców", których wywożono w nieprzyjazny teren i nakazywano organizowanie tam życia na nowo i wreszcie tych, którzy zostali umieszczeni w obozach GUŁagu. Wewnątrz tych obozów także zresztą istniał swoisty podział. W hierarchii obozowej szczególną rolę odgrywali urcy, czyli skazani za przestępstwa kryminalne. Byli oni najgroźniejsi i zarazem najbardziej znaczący wśród więźniów. Zajmowali często odpowiedzialne stanowiska, decydując na przykład o przydziale do konkretnej pracy.


 
Wraz z wysiedleniem ze swoich rodzinnych stron przesiedleńcy tracili praktycznie cały majątek i w nowym miejscu byli zmuszeni do budowania podstaw swojej egzystencji od zera. Obraz Syberii wyłaniający się z pamiętników i opowieści zesłańców, jest obrazem codziennej, niezmiernie trudnej walki o przetrwanie. W sowieckich gułagach była to egzystencja na granicy biologicznej zagłady, praktycznie z dnia na dzień. Nawet jednak tym, którzy mieli szczęście ominąć sowieckie gułagi, widmo głodu zaglądało na co dzień w oczy, a ciężka praca, niejednokrotnie po kilkanaście godzin dziennie przy wyrębie syberyjskiej tajgi, w stepach Kazachstanu czy w kopalniach Karagandy, skrajnie wycieńczała i niszczyła zdrowie. Wieczny głód to wspomnienie, które pojawia się w każdej ze znanych relacji. Przydziały żywnościowe były niewielkie i nie mogły wystarczyć dla zaspokojenia głodu. Zwykle była to porcja czarnego gliniastego chleba - większa dla osób pracujących, mniejsza dla niepracujących i rzadka zupa, której przykładem może być "polewka" w postaci rozwodnionej zacierki przygotowanej z mąki na wodzie, jaką przygotowywano dla przesiedlonych w kołchozie Siemipołka w Kirgizji. (J. Leśniak, Wspomnienia Sybiraczki, AN PTL, sygn. 22/s, s. 5).
Dla zaspokojenia głodu ludzie przygotowywali posiłki z tego, co udało się im znaleźć na okolicznych łąkach i w lasach. Zbierano dziki szczaw, koniczynę, komosę, lebiodę, pokrzywę, złotogłów. Z pokrzyw gotowano wodnistą zupę, jedynie z solą, a z lebiody przygotowywanej na gęsto - "szpinak". Rośliny także mielono i przygotowywano z nich placki, o ile udało się do nich zdobyć trochę mąki i tłuszczu. Również na Syberii sposobem na uzupełnienie codziennej, głodowej diety oraz niedoboru witamin, który powodował szkorbut i kurzą ślepotę, było zbieranie runa leśnego. Lecz tam możliwe to było jedynie w czasie lata panującego niezmiernie krótko, bo tylko przez dwa miesiące w roku.

Obywatele polscy deportowani w głąb Związku Radzieckiego w lutym i w czerwcu 1940 r. uzyskali status specjalnych przesiedleńców. Wywiezionych w lutym w nomenklaturze NKWD określano mianem specpieriesielency-polskije osadniki, zaś ofiarom deportacji czerwcowej przypisano nazwę spiecpieriesielency-bieżency. W większości trafili oni do specjalnych osad (spiecposiołki) pozostających pod bezpośrednim zarządem NKWD, ale również do sowchozów i kołchozów.



Posiołek to była najczęściej leśna polana, na której stały baraki i domy administracji wraz z domem komendanta osiedla. Czasami znajdowały się w nim także podstawowe budynki gospodarcze, jak sklep, piekarnia czy szkoła, a czasem budowano je dopiero rękoma zesłańców. Często nie było niemal nic i cały obóz musiał być dopiero zbudowany przez zesłańców, którzy do tego czasu mieszkali w prowizorycznych barakach lub szałasach. W założeniach każda rodzina miała otrzymać odrębną izbę lub wydzielone miejsce w baraku, jednak nigdzie nie udało się zapewnić minimalnego przydziału powierzchni mieszkalnej na osobę, nie mówiąc już o osobnych pomieszczeniach dla poszczególnych rodzin.

Spiecpieriesielency wywiezieni w lutym 1940 r. byli na ogół kwaterowani zbiorowo w różnego rodzaju barakach i ziemiankach, po kilka lub nawet kilkanaście rodzin w jednym baraku składającym się z kilku wieloosobowych pomieszczeń. W takich barakach z reguły montowano drewniane, piętrowe prycze. Często spano także na prowizorycznych, zbitych z desek łóżkach lub na żelaznych pryczach albo po prostu na ziemi. Do ogrzewania służył najczęściej umieszczony pośrodku piec lub 2 piece usytuowane dwóch jego końcach, które z reguły pełniły również funkcję kuchni. W barakach podzielonych na mniejsze pomieszczenia umieszczano razem w jednym nawet 2-3 rodziny liczące w sumie 8-9 osób. Także w tym wypadku koniecznością było korzystanie ze wspólnych kuchni. Lepiej bywało tam, gdzie zesłańców kwaterowano w domkach po „kułakach” przesiedlonych w pierwszej połowie lat trzydziestych. Składały się one bowiem z izby mieszkalnej, kuchni, komórki, obórki na krowę i szopy na drewno opałowe. Lokowano tam jedną dużą rodzinę lub dwie mniejsze.
Komendanci osiedli prowadzili ewidencję zesłańców. Opuszczenie osiedla na czas dłuższy niż 24 godziny oraz zmiana miejsca zamieszkania w obrębie osiedla mogły nastąpić jedynie za zgodą komendanta. Komendant za wykroczenia przeciwko porządkowi i dyscyplinie pracy mógł wymierzać kary grzywny lub aresztu. Funkcjonariusze NKWD mieli także prawo pociągać do odpowiedzialności karnej lub administracyjnej za drobne wykroczenia na podstawie samodzielnie przeprowadzanych dochodzeń. Decydowano również o losach rodzin, zabierając ludzi starych i niezdolnych już do pracy do domów starców, rozdzielając ich tym samym z rodzinami. Rozdzielano tak rodziców z ich dziećmi, ale i niejednokrotnie żonę z mężem albo rodzeństwo.

W niewiele lepszych warunkach znaleźli się zesłańcy, którzy trafili do sowchozów i kołchozów. Byli oni kwaterowani przeważnie w pomieszczeniu należącym do przedsiębiorstwa rolnego lub przydzielani na kwaterę do miejscowych rodzin. W tym pierwszym przypadku rodziny polskie trafiały do rozmaitych szop, stajni i obór czasowo wolnych w związku z wypasem bydła, bądź od dawna nie używanych, często nawet nie oczyszczonych z nawozu. Przydzielano zesłańcom opuszczone i rozpadające się ziemianki lub domy chwilowo niezamieszkane (np. w związku z wyruszeniem miejscowych rodzin na letnie wypasy w step). Zdarzało się, że w pustej izbie o powierzchni kilkunastu metrów kwadratowych, bez drzwi i okien, z rozbitym paleniskiem, umieszczano nawet po kilka rodzin, liczących razem kilkanaście osób. W pawłodarskim sowchozie hodowlanym zesłańców zakwaterowano po 5-6 rodzin w jednej izbie, a 150 osób umieszczono nie w izbach mieszkalnych, lecz w stajni. W kołchozach kazachskich, na ogół biednych i zaniedbanych, dominowały ziemianki. Były to jednakowe, niskie domy zbudowane z gliny, zazwyczaj z jedną lub dwiema izbami, z małymi, wmurowanymi, nie otwieranymi okienkami, z glinianym klepiskiem zamiast podłogi. Funkcję kuchni spełniało prymitywne palenisko. Mebli w nich nie było żadnych. Sporadycznie wyposażone były tylko w prowizoryczne, sklecone z desek, prycze do spania. W większości przypadków jednak spano na klepisku zasłanym słomą lub chwastami, które udało się zerwać w okolicy.

Każdy dzień był naznaczony walką rodziców o jakieś pożywienie dla swoich dzieci, a mimo to wcale nie rzadkie były gesty ludzkiej solidarności, budzące szacunek. Mimo ogólnego upodlenia i skrajnego niedostatku, nie było wielu niegodnych zachowań, jakie pojawiają się często w takich warunkach. Nawet Rosjanie dostrzegali specyficzną dla Polaków solidarność i dumę, którą Sołżenicyn nazwał "dumą polską". Bardzo ważne miejsce w życiu zesłańców zajmowała wiara i modlitwa. Często to właśnie dzięki tej religijności zyskiwali zaufanie i szacunek miejscowych Rosjan.
5
5 (8)

11 Comments

tł's picture

Kawał dobrej roboty!

Pozdrawiam

PS. Książkę Lane`a polecałbym szczególnie ze względu na obfitość  relacji, na których się autor opiera.
Ellenai's picture

Ellenai
Mój nick w końcu do czegoś zobowiązuje wink.

Lane'a miałam pożyczonego od znajomych. Chciałam kupić do mojej "syberyjskiej kolekcji", ale niestety nakład jest wyczerpany. Może gdzieś trafię w antykwariacie?
tł's picture

Ponieważ miałem coś wspólnego z wydaniem tej książki, to chyba mam jej tekst w wersji elektronicznej. Jeśli znajdę, chętnie Ci wyślę...
Ellenai's picture

Ellenai
Jeśli się uda, to będę naprawdę bardzo wdzięczna.
Jedną książkę już w ten sposób dzięki Tobie poznałam. Pewnie pamiętasz  smiley.
tł's picture

W "Dokumentach" nie mam. Już sprawdziłem.  Poszukam teraz w "Załącznikach" skrzynki e.mail. Jeśli nie znajdę, to poproszę wydawcę o przesłanie tekstu... W takim przypadku nieśmiało proszę o przypominanie mi obietnicy, bo demencja kroczy razno ;-)!
Ellenai's picture

Ellenai
Mozesz być pewien, że będę przypominać smiley.
Zależy mi na tej książce.
Geolog1988's picture

Geolog1988
Dzień dobry.

Mam interesującą Panią książkę w formacie pdf. Proszę podać mi Pani maila a ja ją Pani wyślę ;-)

Pozdrawiam Serdecznie ;-)
alchymista's picture

alchymista
Ci którzy dostali się do armii Andersa na ogół kończyli swoje wspomnienia szczyptą optymizmu: udało im się, mają dzieci, wnuki, zyja w dostatku na Zachodzie. Ci, którzy wrócili z armią Berlinga wszyscy bez wyjątku mieli wspomnienia absolutnie smutne i pesymistyczne.
A propos pożywienia, to temat jest dla mnie bardzo interesujący. W zasadzie taki przedmiot powinien być w szkołach: potencjalne wyżywienie zesłańca syberyjskiego. Bo przyszłość nie maluje się w jasnych barwach.
Ellenai's picture

Ellenai
A autorem podręcznika do tego przedniotu mógłby być niejaki Niesiołowski .
Ma chłop doświadczenie w skromnym a pożywnym odżywianiu się wink.
Ellenai's picture

Ellenai
Dziękuję :) Postanowiłam się jednak przy okazji zabawić w licytację na innej aukcji :)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>