Dlaczego dr inż.Bramski został emerytem?

 |  Written by geoal  |  7
Mija przeszło 4 miesiące od zakończenia II Konferencji Smoleńskiej. Wprawdzie na stronie internetowej nadal można przeczytać: "Materiały Konferencyjne są w przygotowaniu i będą umieszczone w późniejszym terminie." niemniej jednak można się spodziewać w niedługim czasie publikacji tych materiałów. Nim jednak danym Nam będzie zapoznać się z tekstami autorskimi, już opracowanymi, posiadającymi elementy graficzne lepszej jakości niż zrzuty ekranowe z transmisji internetowych, warto przypomnieć niektóre referaty, tak dla zaostrzenia apetytu. Zacznę od tego referatu, który zrobił na mnie wrażenie za odważną i całościową próbę opisania przebiegu wydarzeń.

II Konferencja Smoleńska odbiła się szerokim echem wśród nawet niezainteresowanych tą problematyką populcji, a zarazem rozpaliła umysły, przy czym dotyczy to jednego referatu. Czy ktokolwiek zna, poza mielicznymi galernikami, analizę porównawczą wysokorozdzielczych zdjęć satelitarnych miejsca katastrofy samolotu w Smoleńsku, wykonanych w różnym czasie?. Jej autor dochodzi do wniosku, że rozrzut szczątków samolotu w terenie nie był zgodny z oczekiwaniami jak dla przypadku zderzenia i raczej sugeruje wystąpienie eksplozji poprzedzającej kolizję. Te mocne słowa były wypowiedziane 22.X.2012r. podczas I Konferencji Smoleńskiej i społeczeństwo ich nie zauważyło, media nie przekazały "w lud". Autor poświęcił czas, wykorzystał swoje najwyższe kwalifikacje i mógł wzbogacić swoje curriculum vitae o kolejną publikację. Ktoś jeszcze pamięta tego naukowca, któremu licznik opracowań przeskoczył o jeden?. Na spinkach do krawata miałby wygrawerowane litery CC.
Tak mogło / miało (niepotrzebne skrześlić) być z II KonferencjąSmoleńską. Tak się jednak nie stało. Naukowcy wyzwolili się z okowów poprawności obywatelskiej, przecież oni mają czynne i bierne prawo wyborcze, wrócili do korzeni. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Najgłośniejszy referat jest efektem świeżego spojrzenia na problem ( z pewnością wiedza z zakresu leśnictwa była pomocna w ocenie stanu brzozy) ogólnie znany, opisany, zdefiniowany. Od trzech lat strony dyskutują o możliwości złamania skrzydła przez brzozę. Złamała, krzyczą zwolennicy i w samozadowoleniu nie analizują mechanizmów fizycznych, które doprowadziły do takiego a nie innego widoku wrakowiska. W kontrze przeciwnicy zapewniają o niemożności zaistnienia tego zdarzenia, wskazując na mocną konstrukcję skrzydła, zagrzybienie drzewa, problem wyrzutu gazów silnikowych, mityczny i nikomu nie znany pan TAWS twierdzi, że samolot był za wysoko, itd. Wszyscy zafiksowani, jak przez lupę patrzą w jedną kartkę kalendarza.
Pojawia się wreszcie kowboy, który mówi rzecz wydawałoby się oczywistą, sprawdźmy czy ta brzoza tam była!

Genialne podejście, ale, ale, zauważone ponieważ hipoteza była strzałem w dziesiątkę. A gdyby się ten pomysł nie potwierdził?. Nic by się nie stało, naukowiec odhacza ten wątek i pracuje dalej. Czy myśl o zweryfikowaniu terenu katastrofy wg. stanu przed 10.04 była czymś nadzwyczajnym?. Nie, to zwykła procedura, to chleb powszedni każdego informatyka w firmie. Zmagając się z padającymi bazami danych i złosliwymi atakami hakerów, a kolejnym poziomem trudności w Quake'u, zasypywany jest telefonami: "Panie Krzysiu, komputer mi nie działa, proszę ratuj". Nim podniesie organizm, odrywając się od ulubionej strzelanki, zapyta "Kabel jest w gniazdku, guziczek Pani wcisnęła?". To się nazywa procedury, słowo znane, bo wielokrotnie w przypadku tej tragedii nie były dotrzymane, tak przed nią, jak i w trakcie wyjaśniania.
Wracając do postawionego pytania to trzeba pozytywnie odnotować, że od długiego czasu grupa blogerów sprawdza drugi element. Czy tam był samolot?. Niezależnie od oceny wyników tych prac należy docenić właściwe podejście, opierające się na stawianiu różnorakich hipotez, sprawdzaniu, odrzucaniu ślepych uliczek. Każda praca wzbogaca o doświadczenie, wiedzę, fakty.

Wspomniany na wstępie referat z I Konferencji mówił o eksplozji i cisza. Dr hab. Andrzej Ziółkowski z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN na II Konwerencji  mówi o niezastosowaniu dobrych praktyk badania wypadków lotniczych, wskazuje na charakterystyczne "płatki" metalowe (kwiat wybuchu), kolce, zawinięcia na odłamkach, obszernie opisuje prawidłową  metodologię badań ( warto poświęcić 20 minut z życia ). Jeździ po organach państwa jako po łysej kobyle, bezkarnie, odpowiedzią jest cisza, a nie jest to szalony Antek z wytrzeszczonymi oczami. Analizując dostępne publicznie materiały wspomniany wyżej autor stawia jako hipotezę Nr 1 "możliwość wystąpienia eksplozji (serii eksplozji) na pokładzie samolotu, gdy znajdował się on jeszcze w powietrzu".

Tę hipotezę rozważa  także bohater tej notatki, przy czym spogląda na ten problem z innej, nowatorskiej strony, wprowadzającej mnie w kilku momentach w podziw. Czego dotyczył ten referat ?.

Eksplozja w samolocie, wielopunktowa eksploza, TAWS, MSRP-64M-6, MARS-BM, ATM-QAR/R128ENC, KBN-1-1 i długo być ciągnąć tę listę. Kto to zapamięta, że o zrozumieniu nie wspomnę?. Każdy średnio, i nie tylko, rozgarnięty wie, że jak w samolocie była eksplozja to była bomba, byli terroryści, bo słowo sprawcy jest za trudne. Jak terroryści to wiadomo, bomba do walizki i z wysokości kilku kilometrów granulat duraluminiowy spada na Lockerby, pistoletem w jednej a odbezpieczonym granatem w drugiej ręce skręcamy kierownicę (nie poprawiac mi) i WTC płonie. Finezja słonia w składzie z porcelaną, a tu docenciki zza pleców Antka bredzą o "wielopunktowej eksplozji", pieprzenie w bambus, prawdziwego życia nie znają. Choć przyznam, troszkę się zapędziłem z tym WTC, chłopcy z Al Kaidy początkowo próbowali normalnie, klasycznie, ciężarówka z sentexem do podziemnego garażu i niestety, klasyka jest już wykładana w salach wykładowych FBI. Kolejnym razem zastosowano nowatorską metodę i pełny sukces, wprawdzie tego numeru z przerobieniem samolotu na ciężarówkę z sentexem już się nie da powtórzyć, ale coś się wymyśli. Ano właśnie, co można wymyśleć?.

Dr inż. Bramski to nasz, od kilku dni, tytułowy emeryt. Jak dywersyfikuje (tfu, tfu, a kysz, potworne słowo) hipotezę nr 1?. Wchodzi w skórę terrorysty, zmachowców teraz już nie ma, wyginęli przy wywoływaniu I wojny światowej w Sarajewie, zadając sobie pytanie: Jak wykonać zadanie postawione przez szefa, nazwijmy go popularnym imieniem Bin?. Jak dokonać tego aktu terroru, by zastraszyć przeciwników, a jeszcze skoro w samolocie będzie elita państwa to zdobyć środki na własną, dalszą działalności. Te złote pierścienie, wisiorki z cennymi kamieniami, portfele wypchane gotówką i  kartami kredytowymi, komputery i smartfony znajdą swego pasera, a spluwy wzbogacą własny arsenał. Takimi metodami przewidywania posługuje się tysiące policjantów. Pomyśl, gdzie przestępca mógł wyrzucić pistolet, ukryć łup?. A więc zaczynamy prezentację slajdów.

Jak zawsze trzeba zacząć od wybrania dogodnego miejsca do ataku, o którym wiadomo, że tam będzie ofiara, zasadzka, szybki atak, wycofanie się z łupami połączone z zacieraniem śladów.

 


Dogodne miejsce zasadzki wybrane. Jakie trzeba podjąć działania ?


Na wszelki wypadek sprawdzamy swoją koncepcję, konsultacja ze specjalistą i wiemy, że z dużą dozą prawdopodobieństwa samolot znajdzie się w punkcie decyzyjnym.


W uszach brzmią mi gdzieś zasłyszane, kategoryczne frazy, wypowiedziane w formie rozkazu "sprowadzać do 100 metrów, bez dyskusji"


Właśnie, złamana końcówka skrzydła, przez długi czas ta kwestia nie dawała mi spokoju. Po co komplikować sobie zadanie?. Jedynym sensownym powodem była kwestia "słyszalności" jednej dużej eksplozji, trudnej do ukrycia. A tu mamy drugą, wartą rozważenia, hipotezę, skierowanie samolotu w optymalnie wybrane miejsce. Wybuch na ziemi miał dokończyć dzieła.      

 


  Płynnie przechodząc od próby planowania do oceny przebiegu realizacji wcześniej przyjętego planu, autor referatu wystawia laurkę załodze samolotu, warto to odnotować. Błyskawiczna reakcja pilota, nabranie prędkości i wysokości, spowodowała drobną zmianę miejsca upadku i moment wystąpienia głównego wybuchu (zamiast na ziemi to w powietrzu), co mogło "zmniejszyć premię" dla wykonawców, bez uniemożliwienia kontynuowania dalszej akcji.

 


Nawiązując do wyboru miejsca, przestępca po zwabieniu ofiary przyczaja się w pobliżu, w najdogodniejszym miejscu do ataku, skryty przed oczami przypadkowych i niewtajemniczonych osób. Wrócę na chwilę do osoby profesora Cieszewskiego i jego głośnego referatu. Jeśli uznajemy za prawidłowe jego wnioski z analiz zdjęć satelitarnych, jak dotąd nie pojawiła się żadna poważna i naukowo merytoryczna krytyka, w odniesieniu do stanu brzozy z 5 kwietnia, to jednocześnie potwierdzamy jego warsztat i kwalifikacje w zakresie interpretacji telemetrycznych, uznając za prawidłowy, możliwy do powielenia na innych polach. Posiadany zestaw zdjęć z okolic Smoleńska został pozytywnie zweryfikowany, w konsekwencji musimy uznać również prawidłowość konkluzji wyrażonych w jego pierwszym referacie podczas tej Konferencji. 


 Dnia 5 kwietnia 2010 roku brzoza Bodina leżała powalona, a w rejonie miejsca katastrofy znajdowały się, nie będące śniegiem, tajemnicze elementy maskujące, wykonane ludzką ręką. Co to było?. Można snuć przeróżne teorie, począwszy od biwakujących w polu żołnierzy Specnazu, ściągniętych do zabezpieczenia bezpieczeństwa wizyty Putina 7.04. Zamknięte lotnisko, snujący się z nudów żołnierze, może trzymali tam pod ręką gorzałkę, ale w Rosji, chować wódkę?. Poniżej obrys tych elementów maskujących na tle miejsca rozrzucenia szczątków tupolewa.  

  Jak każdy dobry wykładowca kryminalistyki po zaprezentowaniu możliwych metod działania przestępcy należy przedstawić słuchaczom sposoby złapania za rękę oprycha. Nota bene szkoda, że na konferencji nie pojawił się jakiś referat pracownika choćby Katedry Kryminalistyki Wydziału Prawa i Administracji UW, moglibyśmy oczekiwać na ciekawą dyskusję panelową. So, jak powiedziałby kowboy z Georgii. Skrzydło oderwane, samolot skręcił w lewo, tego nie trzeba rozstrząsać. Wybuch w kadłubie nad ziemią, dotąd padało wiele argumentów za, autor pokazuje palcem na następne.

 Jak zbudować samolot, zbudować tysiące B747 w fabryce, a jeszcze zrobić to tanio aby zarobić?. Kłania się Ford, ale nie Prefect, a Henry  i jego koncepcja montażu z gotowych klocków. Bierzemy rurę, do niej dokręcamy kabinę, z tyłu ogon i finito, analogicznie do jednego z tysięcy wiatraków, rosnących jak bambus w tropikach, skręcamy całość do kupy. Miałem podać przykład montażu długopisu, ale nie chciałem znaleźć się na liście miłośników parówek i piwa. Jeśli coś łączono z sobą, to jest to najsłabsze miejsce, buty też pękają na szwach. Zobaczmy na ogon z silnikami, a ujrzymy miejsce łaczenia z wyrwanymi nitami oraz jego okrągły kształty, który nie został spłaszczony uderzeniem w ziemię odwróconego samolotu. Jaka to siła mogła oderwać ten ogon?. Policzmy, proponuje narrator. Mamy pojedyńczy otwór ze sworzniem mocującym, bierzemy zrywarkę, którą posiada każdy dobrze wyposażony warsztat w Zespole Szkół Mechanicznych ( a przynajmniej był, przez wprowadzneiem licznych reform szkolnictwa), otrzymaną cyferkę mnożymy przez ilość "dziurek" na wrędze 65 i mamy siłę, którą trzeba przekroczyć, aby oderwać ogon od kadłuba. Ktoś ją już policzył, porównał z różnymi wariantami upadku?


Zakładamy na chwilę, że odwrócony samolot w całości lotem ślizgowym uderzył w ziemię. Huk pękającego poszycia, skrawki lotniczego duraluminium pękają jak kruchy kryształ, kilometry poukrywanych kabli cięte są na kawałki. Ciężki ogon z trzema silnikami wgryza się w ziemię, stateczniki działają hamująco ze skutecznością raków u alpinisty, zatrzymuje się, a obły kabłub sunie jeszcze chwilę. Koniec założenia. 


Jakim sposobem sunący po ziemi ogon obrócił się, czyżby jego położone z tyłu stateczniki działały nie jak kil jachtu a wychylona płetwa sterowa?. Porzućmy nierealne teorie, wracamy na ziemię, a właściwie w powietrze. W jaki sposób oderwany w powierzu ogon obrócił się?. Wg. Adama Słodowego wystarczy zabrać mamie pokrywkę z garnka, na jej brzegu wiercimy otworek i zawieszamy na długim sznurku do kuchennej lampy. Chochelką uderzamy w środek i pokrywka rytmicznie wykonuje ruch wahadłowy, jak koleżanka na huśtawce. Robimy jedna psikusa, uderzając w pokrywkę z boku i mamy obrócony ogon Tu-154M. W powietrzu, na skutek działającej niewspółosiowej siły, ogon obrócił się i wykorzystując swój aerodynamiczny kaształt (pamiętacie tych laików, którzy błędnie wskazywali na odnaleziony kokpit) sunął do przodu, po ziemi, aż zatrzymało go drzewo, odkształcając dolną część. Otwarty parasol ciągnęty za rączkę cokolwiek się zdeformuje przy wsiadaniu do przepełnionego tramwaju, co innego w drugą stronę, stosunkowo mocny wiatr z deszczem nie może pozbawić parasola swych funkcji ochronnych. 


  Kolejna przesłanka oderwania ogona w powietrzu to wyciągnięte liczne przewody instalacji, jakich- nie wiadomo, Szacowna Komisja nie zbadała, nie opisała. Wystarczy poobserwować swoje pociechy płci męskiej, gdy dopadną nieużywany sprzęt elektryczny i demontują go bez użycia młotka, naśladując tatusia. Efekt będzie podobny, powyrywane przewody, mocowania. W referacie jest jeszcze mowa o sprawdzeniu kąta obrotu ogona (upadek na prawą bądź lewą stronę), mającego przyczepione po obu stronach na specjalnych wysięgnikach dwa silniki. Nie będę wklejał obrazków z katamaranami, zwykły technik-mechanik popatrzy na wysięgniki, oceni który był ściskany, który rozrywany i położenie upadku jest znane.


Przypomnę, od dłuższej chwili przez dezintegracją TU154M stracił zasilanie energii elektrycznej, wspomniane wcześniej tawsy, mpry przestały wysyłać sygnały, impulsy, a kadłub nadal raportuje, czujniki rozmieszczone w odstępie jeden na milimetr kwadratowym konstrukcji, jak J23, nadal nadają. Nadają ciągle pullup, do dziś dnia kumuluje informacje w smoleńskich kazamatach.

Dr inż. Macieja Laska już nic co za brzozą nie interesowało, pytanie- dlaczego nożycami nie poodcinał końcówek taśm rejestratorów, nie wykasował sygnałów "zza brzozy". Powinien być konsekwentny, albo kładę na stół wszystkie dostępne informacje, które zawiera w sobie samolot albo od razu udaję się na konsultaje do wróżbity Macieja, oszczędzając pieniądze podatnika.
 Nim spojrzymy na kolejny slajd krótkie odwołanie się do doświadczenia czytelników. Każdy tatuś i mamusia wie, że w samochodzie swą pociechę należy przypiąć pasami, nie ma potrzeby przypominania odpowiednich filmów instruktażowych,  wystarczająco przestraszyły. Jedynie samobójca, wracając od kolegi stolarza, zostawi na tylnej półce świeżo naostrzoną tarczę piły mechanicznej, paczka z książkami to też ryzyko. W przypadku gwałtownego hamowania czyli wytracania prędkości taki nieprzymocowany przedmiot potrafi, wyprzedzając pasażerów przednich foteli zrobić "ziazi". Tupolew w kontakcie z ziemią też wytracał szybkość.  Ciężki ogon nie tylko, że nie miażdżył kadłuba, ale wyprzedził go.


Powoli zmierzamy do zakończenia, jeszcze jeden istotny slajd, udowadniający że receptory umieszczone w każdym skrawku wraku nadal pracują, przekazują informacje podpinającym się do nich badaczom. Zanik zasilania elektrycznego na wysokości 15 metrów potwierdzła komisja Millera. Pewnej magister zootechniki nie mieści się w głowie jak można mówić i zrozumieć takie rzeczy, jak choćby krzywa balistyczna. Na podyplomowych studiach z dziennikarstwa tego nie uczą, na maturze obowiązkowa jest tylko matematyka, jednak w szkole podstawowowej zdobywało się podstawy fizyki, cerowania i dobrych manier. Co to jest krzywa balistyczna?. Zasypiającym na lekcjach fizyki zdarza się zrobić na świeżym powietrzu grilla, karkóweczka, piwko, jakieś konkursy, zawody w rzucaniu kamiemiami. Tego nie trzeba rozumieć, to się czuje, jak jazdę na rowerze. Patrzymy na kolorowe krzywe balistyczne, przedstawiające teoretyczne miejsce upadku ciał poruszających się z różną prędkością. Własne doświadczenie podpowiada nam, że wszystkie kamienie wyrzucone z tą samą siłą nie upadną idealnie w tym samym miejscu, więc na własny użytek w wyobraźni poszerzamy te linie.


 U dołu jest wycinek wrakowiska, dopasowany do skali wykresu, punkt zerowy to moment rozpadu samolotu. Przesuwając góra-dół wzdłuż osi wysokości dopasowuje się rozmieszczenie szczątków w funkcji rozkładu krzywej balistycznej. Oczywiście należy uwzględnić wielkość, kształty szczątków, możliwość ich wzajemnego zderzania się w powietrzu, itd.


  Uf, skończyłem swoją próbę spopularyzowania, w lżejszej formie, tego referatu, który zasygnalizował miejsca i sposoby przeprowadznia dalszych, szczegółowych badań. Przemilczany jak 100% minus jeden prac II Konferencji Smoleńskiej, choć jego ostatnia karta powinna spowodować rozszarpanie żywcem autora, "blef Rońdy" przy tym to pikuś, Pan Pikuś. W zamian gdzieś-ktoś wspomniał o "bredzącym staruszku", ciśnienia nie wytrzymał jedynie, wychylając się, Instytut Lotnictwa i zapadła cisza. Znamienna cisza. 

  Jeszcze raz link do wykładu   
data pierwszej publikacji 29.10.2013r.
5
5 (4)

7 Comments

Ellenai's picture

Ellenai
Niezwykle frapująca notka. Bardzo Ci dziękuję, że podjąłeś trud podania tych wszystkich informacji w formie przyswajalnej dla laika. Mam tylko jedno pytanie, dotyczące zreszta nie najważniejszego, ale bardzo intrygującego fragmentu. Chodzi mi o ten maskujący "niby-śnieg". Napisałeś: "Można snuć przeróżne teorie, począwszy od biwakujących w polu żołnierzy Specnazu, ściągniętych do zabezpieczenia bezpieczeństwa wizyty Putina 7.04. Zamknięte lotnisko, snujący się z nudów żołnierze, może trzymali tam pod ręką gorzałkę, ale w Rosji, chować wódkę?".
Chcialabym poznać wersję, która Tobie samemu wydaje się najabardziej prawdopodobna.
Specnaz w szczerym polu na 2 dni przed przylotem Putina i Tuska? Smoleńsk ma chyba dosyć rozbudowaną infrastrukturę wojskową (jeśli się nie mylę) i zakwaterowanie dodatkowego oddziału żołnierzy nie stanowiłoby chyba problemu?

Jestem zdania, że każdy, kogo interesuje katastrofa smoleńska, a ma trudności ze zrozumieniem technicznych aspektów poświęconych jej notek, powinien tę notkę przeczytać obligatoryjnie. W każdym razie ja mam o czym pomyśleć przed snem, bo kilka rzeczy mi się w głowie poukładało - choćby pozycja tego samolotowego ogona. Dzięki Twoim uproszczonym przykładom,  umiem to sobie nareszcie wyobrazić :)
geoal's picture

geoal
Co było pod śniegiem- nie wiem mówiąc szczerze, lecz obecnosci specnazu bym nie wykluczał. Ochrona Putaina to nie ochrona L.Kaczyńskiego przez BOR, nikt nie patrzy na wygodne kwatery dla żołnierzy. Zabezpieczenie antyterrorystyczne lądującego 7.04 samolotu z Putinem wymaga zabezpieczenia przez 24-godz potencjalnych miejsc, gdzie może znależć się ktoś ze Stingerem. To nie włazy miejskich studzienek, które na filmach zabezpiecza się tasmami i fajrant. A to miejsce to nie było "szczere pole", oferowało możliwość ukrycia się wśród drzew w bezpośredniej bliskości lądujących samolotów, obok szosa zapewniająca szybki odwrót. 
Proszę sobie wyobrazić czeczena z ręczną wyrzutnią, który walczy o swą ojczyznę, takie miejsce jest atrakcyjne z wojskowego punktu widzenia. Rosyjskie służby mają sporo wyobraźni i sporo doświadczenia w walkach z przeciwnikami kaukaskimi.
fotoamator's picture

fotoamator
Ja mam takie przemyślenia co do II Konferencji Smoleńskiej. Referatów było wiele, lecz ciąg dalszy, czyli dalsze opracowania autorów i drążenie poruszonej problematyki ma miejsce tylko w przypadku kilku autorów. Szkoda, bo nie powinno sie kończyć na Konferencji, tylko "bić w ten bęben" cały czas. Pozostała nas garstka  - osób, które cały czas publikują i pokazują, że na Konferencji się nie kończy. Trochę tego nie rozumiem, bo swoich racji trzeba bronić, a poza tym, jeśli się o nich nie mówi, to znikają z przestrzeni publicznej.

Dlatego przypomnienie Konferencji uważam za bardzo potrzebne. Świetna robota !

Pozdrawiam !
geoal's picture

geoal
Wieczorem wkleję tekst o kolejnym referacie, wygłoszonym przez kompetentną osobę, docenioną swego czasu przez WPO, a przezentującą materiał odmienny od oficjalnej wersji
Tomasz A S's picture

Tomasz A S
Pamiętam relacje z przejazdu autokaru (2 autokarów?) w celu zwiedzenia stacji Gniezdowo (krótko przed tragedią smoleńską). Jechał tam wtedy A. Macierewicz. Wszędzie na drogach bocznych były ustawione patrole. Do Gniezdowa grupa z trudem dojechała, po ciagłych zatrzymaniach na trasie przejazdu.
 
geoal's picture

geoal
Wosjko ustawione na kilka godzin przed uroczystością wzdłuż drogi to standard. Człowiek zdeterminowany lub dobrze wyszkolony żołnierz potrafi czekać 2-3 dni w ukryciu, pojawiając się tam zanim rozpocznie się typowe zabezpieczenie terenu

Więcej notek tego samego Autora:

=>>