Mieszana forma ustrojowa

 |  Written by alchymista  |  0

Czyli ulubiony ustrój Pana Boga.

Ostatnie dramatyczne wystąpienie blogera TŁ oraz komentarze blogerów i członków redakcji (Danz, Hun, Max) pod Jego notką sprowokowały mnie do przemyśleń historiozoficznych na temat mieszanej formy ustrojowej, czyli staropolskiej Sejmokracji. Ponieważ jednak słowo „Sejmokracja” ma ugruntowany wizerunek negatywny, proponuję przyjąć stosowaną dawniej nazwę Monarchia mixta (Monarchia mieszana).

Ustanowienie portalu b@r miało w powszechnym odczuciu ustanowić jakąś nową jakość. Był to niejako akt założycielski nowego, wirtualnego „państwa” blogerów. Administratorzy i redakcja włożyli w portal swój ogromny wysiłek i zapewne niemałe fundusze własne. Zrobili to z myślą o tworzeniu autonomicznego wpływowego środowiska o dużej sile intelektualnej. Siłą rzeczy musieli więc stworzyć forum wolności słowa. Zadbali z pewnością o „obronę potoczną” - a więc obronę przed „Tatarami” (hakerami – w złym tego słowa znaczeniu). Stworzyli też ograniczenia regulaminowe, które – jak im się zdawało – miały zabezpieczyć portal przed atakiem typu „Jurij Bezmienow”.

Żyjemy sobie w pewnych ramach cywilizacyjnych. Jak ją zwał tak ją zwał – konserwatyści mówią o cywilizacji łacińskiej, ja mówię o cywilizacji sarmackiej. Jednak skrócona ideologia tej cywilizacji nie wystarcza, aby zrozumieć w pełni jej działanie. Patrząc na historię zadajmy sobie pytanie: co takiego sprawiało, że władza w wiekach dawnych była legalna i miała zdolność do twórczego działania?

1. sejmowanie

We wczesnym średniowieczu istotnym wsparciem dla władzy był kościół, który ją stabilizował i dostarczał paliwa do rozwoju państwa. Jednakże społeczeństwa średniowieczne się rozrosły, wzbogaciły, pobudowały sobie struktury przestrzenne, które wymagały nowych rozwiązań. W wiekach wczesnych kościół reprezentował przed księciem „lud”. W późnym średniowieczu królowie zrozumieli, że reprezentację trzeba wydatnie rozszerzyć. W przeciwnym razie władza nie będzie mogła skutecznie legalizować swoich posunięć.

Z tej właśnie przyczyny Kazimierz Jagiellończyk ustanowił w Polsce Sejmy. Wprawdzie dawna historiografia przyjmowała, że pierwszy Sejm odbył się w roku 1493, ale jest to tylko data dyskusyjna, do której nie można się specjalnie przywiązywać. W każdym razie prof. Wacław Uruszczak twierdzi, że za panowania Kazimierza odbyły się ni mniej, ni więcej tylko 53 (słownie: pięćdziesiąt trzy) sejmy walne. Od 1468 roku uczestniczyli w Sejmach posłowie ziemscy. Najważniejszy jest jednak fakt, że zadaniem posłów było legalizowanie tego, co dla funkcjonowania państwa jest najistotniejsze – to znaczy podatków.

Pytam się teraz: co jest najistotniejsze dla funkcjonowania blogosfery? Pieniądze – odpowie każdy właściciel portalu lub strony internetowej. Trzeba wydać pieniądze na domenę, hosting, prowadzenie portalu i tak dalej. Jednak z punktu widzenia prostych blogerów sprawa wygląda zgoła inaczej. To oni właśnie są niezbędni dla funkcjonowania każdego portalu blogerskiego. Bez nich żadne „państwo blogerskie” nie może istnieć!

Nie prowadzę tutaj do wniosku, że blogerzy powinni mieć obowiązek płacenia składek na portal. Płacenie składek doprowadziłoby bowiem do rozlicznych kłopotów i nieporozumień. Przede wszystkim pojawiłaby się oczywista postawa blogerów pt. „płacę, więc wymagam”. To zaś byłoby dla redakcji zamachem na jej suwerenność. Cała debata blogerska obracałaby się wokół kwestii wydatkowania pieniędzy, a przecież to nie jest spółka akcyjna czy spółdzielnia i nie o zysk tutaj chodzi. Nowy Ekran próbował wabić blogerów zyskami z działalności, a czym to się skończyło wszyscy wiemy.

Chodzi więc o to, aby stworzyć forum wymiany poglądów, kreowania nieszablonowych myśli, prawda? Przynajmniej ja tak to rozumiem...

2. Forowanie mówców

Jeśli mam rację, to główny spór między blogerami a redakcją każdego portalu blogerskiego obraca się nie wokół pieniędzy, ale wokół dostępu do strony głównej. Ten, kto jest forowany i windowany na stronę główną, ten zbiera najwięcej odsłon, jest najbardziej poczytny i dostaje najwięcej komentarzy. Nie zawsze tak jest, ale często, zwłaszcza jeśli porusza tematy, które emocjonują wszystkich. Co więcej, niektórzy ambitni blogerzy zazdroszczą tym forowanym i promowanym. Na uczuciu zazdrości żerują zaś ci, którzy wzorem małpoluda przeprowadzają na portal atak typu „Jurij Bezmienow”.

I tu przechodzę do sprawy zasadniczej, to znaczy do monarchii mieszanej. Jeśli poszukuje się ciekawych ludzi i nieszablonowego myślenia, nie można oczekiwać, że władza w praktyce na zawsze pozostanie w rękach redakcji. Jest wręcz przeciwnie – im większe portal ma powodzenie u ludzi mądrych i roztropnych, tym bardziej władza kształtowania opinii wymyka się z rąk redakcji. Blogerzy zaczynają się czuć dobrze w tym miejscu, chętnie do niego wracają, chętnie publikują i komentują. A więc od monarchii przechodzimy do mieszanej formy ustrojowej. Redakcja zachowuje tylko jedno prawo: prawo do przyznawania i odbierania praw blogerskich i komentatorskich, do rozsądzania sporów i likwidowania agentury. Ale i tutaj zaczynają się procesy społeczne, które to prawo istotnie rozmiękczają...

3. Protest moralny i jego waga

Protest moralny blogera TŁ doprowadził do typowego w staropolskim parlamentaryźmie zjawiska „przebłagiwania” protestującego posła. Wielu blogerów podjęło typowe zabiegi „zmiękczające” upór TŁ, apelując przede wszystkim do wspólnego dobra portalu i nie stroniąc od wyrażania gorącej sympatii dla „protestanta”. TŁ zarzekał się, uchylał czapki, kłaniał się, lecz pozostał nieugięty. Czekał co będzie dalej. Wreszcie kilku blogerów zawiesiło swoje członkostwo w portalu. Tym samym pojawiła się groźba protestu grupowego – największe zagrożenie dla staropolskiego sejmowania przed 1652 rokiem! Redakcja – jak sam król na tronie – zmuszona została do bezpośredniej reakcji (wystąpienie Maxa). „Król” powstał z tronu, przemówił – tak to się odbywało w Dawnej Polsce! Gdy jakiś poseł protestował zbyt długo i nie dawał się przekonać, król interweniował nieomal „osobiście” i prośbą (lub metodami mniej chwalebnymi) załatwiał sprawę.

4. Precedens i jego skutki

Następujące właśnie odprężenie jest również typowe dla staropolskiego parlamentaryzmu. Po burzy uczestnicy gorącej debaty zaczynają się sobie kłaniać i świadczyć rozmaite uprzejmości, choć na razie z typową rezerwą. Korzystając z dobrej atmosfery chciałbym jednak poprosić o pewną refleksję.

Max zadeklarował (mniejsza o to w jakiej konkretnie formie), że portal jest własnością redakcji i że redakcja... nie będzie ulegać naciskom! W komentarzu zwróciłem uwagę, że właśnie redakcja uległa naciskowi i że powstał precedens. Każdy roztropny konserwatysta wie jak działa prawo precedensowe. Odwrócenie precedensu jest niesłychanie trudne. Jeśli precedens raz powstanie, może się zdarzyć sytuacja, że będzie wykorzystywany nadal. A właściwie można przyjąć, że na pewno będzie wykorzystywany. I to także przez osoby o zdecydowanie mniejszej mądrości i przewidywalności ich działań, niż bloger TŁ.

Aby uniknąć nadużyć tego precedensu konieczne jest kierowanie się staropolską zasadą ważenia głosów, a nie liczenia głosów. To nie większość decyduje, ale waga argumentów. Jeżeli argumenty nie dają się obalić, należy im przyznać rację. Od tej reguły są oczywiście wyjątki. Jeśli wyczuwamy, że argumenty są stosowane w złej wierze, można je obalić metodami administracyjnymi. Koszty wizerunkowe mogą być jednak zbyt duże. Dobrze, że redakcja to rozumie.

Reasumując, ten precedens bardzo mnie ucieszył. Nie tylko jako historyka parlamentaryzmu. Przede wszystkim jako Polaka, choćby tylko wirtualnego. Drobny to dowód, ale jednak dowód na to, że duch środkowej Europy, duch sarmacki w nas nie umarł, lecz żyje nadal, choć skrywa się pod innymi nazwami i innymi formami. Chryzopaz zwróciła uwagę, że początkowe sankcje redakcji wobec małpoluda przypominały sankcje UE wobec Putina i że były nieadekwatne do powstałej szkody. Dzięki blogerowi TŁ błąd został jednak naprawiony i zwyciężyła rzecz dla blogosfery bezcenna – waga argumentów. Szkoda tylko, że na razie celnych notek TŁ już na portalu b@r nie przeczytamy... Mam nadzieję, że tylko „na razie”.

 

Jakub Brodacki

 

PS. Czyżbym nieświadomie uruchomił całą reakcję łańcuchową wpisem pt. Jest mi przykro? Mam wrażenie, że osobnik zwany małpoludem potraktował ten wpis jako okazję do przeprowadzenia ataku na portal.

 

PPS. Czy nie byłoby rozsądnie wprowadzić regułę Targalskiego z „naszych blogów”? Chodzi o to, aby wpisy na stronie głównej pojawiały się w kolejności ich publikowania, a nie na zasadach promocji... Ja bym na tym stracił, ale portal by zyskał i przynajmniej jakieś powody do zazdrości zostałyby zniwelowane...?

5
5 (1)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>