Prokuratorów Próbek Pobieranie

 |  Written by geoal  |  0
W pierwszych godzinach, dniach po katastrofie Tu-154M prokuratorzy wojskowi mogli mieć nadzieję, ale tylko nadzieję, na możliwość normalnego prowadzenia śledztwa. Jak ostatnio zechciał powiedzieć płk Szeląg, nie bez powodu zajmują obecne stanowiska, ktoś zauważył ich predyspozycje i skierował odpowiednich oficerów na ten wymagający odcinek. Oprócz wrodzonej inteligencji potrzebna jest też wiedza, a tę zdobywa się w szkołach. Jeśli Panowie prokuratorzy, zwłaszcza Ci młodsi, nie przysypiali na lekcjach historii to mogli co najwyżej mieć nadzieję na normalność okołokatyńską w Rosji.
Nadzieje dość szybko prysły, pozostała szara harówka dnia codziennego, użeranie się z oporną, smoleńską materią. O ile można było liczyć na wyręczenie się specjalistami z KBWLLP w zakresie rozwikłania technicznych aspektów tego lotu (współpraca na krajowym podwórku z PKBWL dawała taką przesłankę) i skupić się na elementach procesowych, to już rozwiązanie przez Rosjan kwestii obligatoryjnej obecności prokuratorów podczas sekcji zwłok powinno zapalić czerwone światło. Nie będzie lekko, tym bardziej, że KBWLLP "wywinęła numer" z podpisaniem memorandum, które znacząco ograniczało możliwość swobodnej pracy przy analizie zapisów rejestratora CVR przez powołanych biegłych z krakowskiego IES. To właśnie eksperci tej instytucji, a nie specjaliści z KBWLLP, zaczęli sygnalizować błędy w otrzymanych kopiach nagrań, zmuszając szefa komisji do kolejnych wyjazdów do siedziby MAK. Jednym słowem w maju 2010r WPO w Warszawie otrzymało drugą żółtą kartkę, wywiązanie się z obowiązków procesowych związanych z zapisami z rejestratorów będzie trudne.
Jesienią 2010r ppłk T.Mackiewicz pojechał z ekipą archeologów do Smoleńska, by nadzorować "sprzątanie resztek" po katastrofie, które przekształciło się w owocną ekspedycję poszukiwawczą, eksponatów było bez miara.       

Nie doszło dotąd do skutku, mimo deklaracji strony rosyjskiej, przekazanie stronie polskiej pocztą dyplomatyczną "znalezisk wyróżnionych"(zinwentaryzowanych, spisanych na osobnej liście i zapakowanych przez archeologów w odrębny karton). Zgodnie z zaleceniem prokuratora strony polskiej nie sprecyzowano daty ich przekazania do Polski. Ostatecznie prokurator otrzymał listę "znalezisk wyróżnionych", zaś archeolodzy uzyskali deklarację ustną, iż przedmioty te będą przekazane polskiej żandarmerii wojskowej "tak szybko jak to będzie możliwe"

Jednym słowem ppłk Mackiewicz zasłużył na indywidualną żółtą kartkę, gdyż te znaleziska, pomimo ówczesnej deklaracji, do dziś nie wróciły do kraju. Komunikat NPW z 27.01.2014r w tej sprawie

"Wszystkie znaleziska(zinwentaryzowane, zadokumentowane, zapakowane, oznakowane) przekazano Stronie rosyjskiej, która je zabezpieczyła na terenie lotniska w Smoleńsku do czasu przekazania wraku samolotu Stronie polskiej, po zakończeniu prowadzonego przez tamtejsze organa śledztwa."

Na przełomie 2010/2011 roku prowadzący postępowanie prokuratorzy powinni, jako inteligentni ludzie, wyciągnąć wnioski z otrzymanych właśnie lekcji. Z Raportu Archeologów mogli wyczytać:

"my poświęcamy więcej uwagi opisom "rzeczy osobistych", strona rosyjska fragmentom samolotu
...
w procedurze opisu znalezisk uczestniczył rosyjski specjalista ds. konstrukcji samolotu, który konsultował wyodrębnianie elementów wraku samolotu oraz uszczegóławiał ich opisy. Dzięki obecności specjalisty, który towarzyszył archeologom codziennie od godz. 10-11:00 do 19:00,
udało się sporządzić opisy elementów samolotu z wykorzystaniem fachowej nomenklatury technicznej, wyodrębnić elementy związane z TU-154M oraz określić te z nich, które miały szczególny charakter"

Jednym słowem pojęcie "wrak" to dla Rosjan wszystko, każdy najmniejszy odłamek jest wrakiem, jest im on potrzebny, niezbędny. Chcecie badać, mierzyć, oglądać zapraszamy do siebie, ale od wraku, a zwłaszcza szczątków samolotu wara.
W roku 2011r do działań przystąpili biegli IES, pokazując jak powinno się profesjonalnie podchodzić do swojej pracy. Ponieważ góra nie chciała przyjść do Mahometa to eksperci IES zapakowali swój cały, niezbędny sprzęt i pojechali w prost w paszczę MAK, by zrobić to co powinni wykonać profesjonaliści. Ponowny zrzut zapisu CVR, porównanie zapisów, sprawdzenie powierzchni taśmy własnymi urządzeniami, wykryto zmianę na taśmie, opisano ją. W związku z oświadczeniem strony rosyjskiej o uszkodzeniu magnetofonu MARS-BM nie było możliwym wykonanie kontrolnego odczytu, celem sprawdzenia powodów wykrytych wahań prędkości zapisu. Warto pamiętać, że najbardziej wiarygodna kopia zapisu powstała w czerwcu 2011 roku i nie dysponowała nią komisja Millera, która właśnie radośnie finiszowała ze swym raportem. Prace IES zostały dobrze udokumentowane i pokazały nadzorującym je polskim prokuratorom jak powinno się pracować, wystarczy tylko powielać ten wzorzec. A jak go wykorzystano?. Zobaczmy na przykładzie ostatnich opinii biegłych dotyczących materiałów wybuchowych i złamanej brzozy.

Zaczeło się dobrze, w sierpniu 2011 roku WPO powołała zespół biegłych, którzy mieli przygotować kompleksową opinię ekspercką, tym samym prokuratorzy zyskali sprzymierzeńców, podpowiedającego jakie badania należy przeprowadzić. Za sprawą prof. Biniendy i jego badań wykluczających możliwość złamania skrzydła samolotu przez brzozę, prokuratorzy przypomnieli sobie o tym drzewie.
7.X.2012r polscy turyści przebywający w smoleńsku zaobserwowali na działce Bodina tajemniczą ekipę w białych ciuszkach wykonującą czary mary przy brzozie, sprowadzające się do badań rentgenowskich, pewnie w poszukiwaniu powbijanych w nią odłamków ze skrzydła. Turystów pogoniono, nie pozwalając im na wykonywanie zdjęć,aby nie cierpieli na widok odcinanych dwóch kawałków drzewa z okolic złamania (okolice pnia i korony). Jak myślicie, gdzie one wylądowały?.

"Podczas oględzin brzozy 11 października ub.r. odcięto z jej pnia dwie kłody o długości 156 cm każda – z obu stron miejsca ścięcia czy też złamania. Ponieważ tej „próbki” nie dało się podzielić, żeby polscy i rosyjscy śledczy mieli fragment dla siebie, zdecydowano o wspólnych badaniach w siedzibie Komitetu Śledczego FR"

Krym był wóczas ukraiński więc padały życzliwe słowa tłumaczące wyniki negocjacji. Po 2,5 latach robienia za „niedźwiedzia z Krupówek” miejsce złamania brzozy trafiło do siedziby Komitetu Śledczego FR, by nie niepokojone czekać na dzielnych wojaków "z Polszy". A Ci wyraźnie się rozochocili, postanawiając za jednym zamachem jeszcze raz przyjrzeć się tej brzozie, a zarazem wykonać podstawową czynność procesową, czyli wyeliminowanie możliwości "udziału osób trzecich". W lutym 2013 roku ppłk K.Kopczyk wraz z grupą ekspertów z zakresu mechanoskopii i fizykochemii, pracowników Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji zapukali ponownie do biur Komitetu Śledczego FR. Po zerwaniu papierowych plomb ze skrzyni, w której leżakowały nie tylko dwa duże kawałki drzewa, ale też mniejsze gałęzie, do pracy przystąpili specjaliści z zakresu mechanoskopii. Nie wiemy ile odłamków zobaczono na kliszach powstałych z naświetlania promieniami X, ale po pół roku badacze byli zadziwieni ilością znalezionych odłamków. 

W brzozie stwierdziliśmy elementy metalowe. Muszą one zostać wyciągnięte, żeby poddać je specjalistycznym badaniom w celu stwierdzenia, czy pochodzą one z samolotu Tu-154M o numerze bocznym 101 – mówi „Naszemu Dziennikowi” ppłk Kopczyk.
Aby wyjąć te elementy, specjaliści mechanoskopii muszą najpierw dokonać oględzin zewnętrznych, pomierzyć dokładnie fragmenty złamań i cięcia, a jest tych uszkodzeń co najmniej kilkanaście. Badania te mają za zadanie określenie, czy i ewentualnie w jaki sposób uszkodzenia mogły powstać przez uderzenie przez skrzydło samolotu. Następnie zostaną wykonane repliki tych uszkodzeń. Dopiero wtedy można przystąpić do wyciągania elementów metalowych – tłumaczy prokurator.
Repliki to gipsowe lub silikonowe odlewy miejsc złamania interesujących dla specjalistów z mechanoskopii. Robi się je, żeby zachować informację o brzozie w stanie nienaruszonym, gdyż wyciąganie kawałków metalu spowoduje nowe uszkodzenia i zmiany. Rosyjscy eksperci także będą wykonywać swoją replikę. – Każda próbka jest pobierana w dwóch egzemplarzach, jedna dla potrzeb śledztwa polskiego, druga rosyjskiego. To samo dotyczy fragmentów metalu. Polski wniosek o pomoc prawną przewiduje, że pobrane fragmenty zostaną przekazane do Polski, a Rosjanie wykonają dla swoich celów ich repliki – wyjaśnia ppłk Kopczyk

http://naszdziennik.pl/polska-kraj/24449,brzoza-w-gipsie.html
 
Jednym słowem w swej relacji z 29.02.2013r. P.Falkowski sugerował, że odłamki trafią do Polski, a strona rosyjska otrzyma ich repliki
Ze smoleńskiej brzozy wydobyto prawie 40 kawałków metalu. Najdłuższy ma 11 centymetrów  
Prokuratura obiecuje, że biegli przyjrzą się nie tylko temu, co stało się w pobliżu brzozy 10 kwietnia 2010 r., ale i jej późniejszym losom.
– Wykonane zostały wszystkie zaplanowane czynności określone we wniosku o pomoc prawną, polegające przede wszystkim na oględzinach zabezpieczonych elementów drzewa. Zostały wykonane repliki silikonowe darć i cięć widocznych na zabezpieczonych kawałkach drzewa. Wykonana została dokumentacja fotograficzna, zabezpieczono metalowe fragmenty i powłoki lakierowe znajdujące się na tych kawałkach drzewa – mówi „Naszemu Dziennikowi” prokurator referent śledztwa smoleńskiego ppłk Karol Kopczyk.

http://www.naszdziennik.pl/polska-kraj/25593,konary-w-lakierze.html

Jednak 2.03.2013r. ekipa przenosi się do Smoleńska i tu do pracy przystępują chemicy.

"Fizykochemicy wykonali też tzw. ekstrakty, które zostaną poddane badaniu już w Polsce. Dotyczy to i metalowych elementów, i drewna. To technika badania kryminalistycznego polegająca na przemyciu badanego przedmiotu specjalnym rozpuszczalnikiem. Ściekającą ciecz zbiera się do pojemnika i zabezpiecza do dalszych badań.
Tak postąpiono zarówno z kawałkami drewna, jak i metalu. Oprócz dwóch dużych pni o długości 156 cm z obu stron miejsca ścięcia drzewa biegli mają do dyspozycji mniejsze gałęzie. Poza silikonowym odlewem z tzw. materiału pierwotnego, czyli konarów brzozy i kawałków metalu, pobrano próbki, które trafią do Polski. Reszta zabezpieczonego materiału zostaje na razie w Rosji.
"

Opublikowany 7.04.2014r Raport z badań chemicznych wymienia jako materiał badawczy te ekstrakty, a także kilka próbek drobnych gałązek z brzozy (np. strona 372 opinii), być może raport specjalistów z mechanoskopii zajmuje się szczegółowo przywiezionymi do kraju odłamkami wbitymi w przełom brzozy. A może nie?. To kolejna żółta katka.
Skoro już jesteśmy przy tych badaniach w Smoleńsku, mamy opinię z badań chemicznych, warto im się przyjrzeć w kontekście prokuratorskiej umiejętności uczenia się i wyciągania wniosków.
Chodząc w rejonie działki Bodina z wykrywaczem metali w ręku, tak jak wcześniej archeolodzy, specjaliści CLKP odnajdują jeszcze przed brzozą Bodina odłamek z samolotu. Poznaliśmy jego położenie geograficzne, ale o samym znalezisku nic nie wiadomo, co to było, jak wyglądało, że o przywiezieniu do kraju nie wspomnę. Idźmy dalej, podążamy za szalejącymi spektometrami, które zmusiły biegłych do pobierania wymazów z miejsc, które wskazywały zabrane z sobą urządzenia. A były to fotele, a także szczątki samolotu, właśnie, jakieś szczątki samolotu. Analizując dokument łatwo zauważyć, że w ok. 35 przypadkach biegi wskazują przypuszczalne miejsce samolotu danego odłamka, z którego pobrano wymaz, a w 55 przypadkach pada formułka    
"Nieokreślony element samolotu..., wymaz"

Chciałbym więc zapytać prokuratora referenta o wnioski jakie wyciągnął z dotychczasowych kontaktów z Rosjanami. Z jakich powodów w ekipie nie znalazł się polski specjalista d/s budowy tupolewa?. Tak trudno było zabezpieczyć się na ewentualność uzyskania pozytywnych wyników badań przesiewowych, zabierając z sobą wykrywacz metali zakładano zerowe saldo znalezisk?. Wszak archeolodzy pisali w raporcie: "ta ziemia będzie rodzić znaleziska w kolejnych latach". Jak specjaliści mieliby określić mechanizm destrukcji samolotu, gdy elementy poddane badaniu nie zostały zidentyfikowane?. Jedyna wiedza o tych odłamkach to charakterystyczna linijka umieszczana na zdjęciach, pozwalająca określić wielkość elementu i nic poza tym. Nota bene nawet takiej linijki nie potrafili czy też nie posiadali z sobą specjaliści do spraw katastrof lotniczych z komisji Millera. Wróćmy jednak do ppłk K.Kopczyka, nie potrafił zasugerować mało przewidującym czy też nie znającym rosyjskich realiów biegłym konieczności zabrania z sobą przyczepy sprzętu, wśród którego znalazły by się mikroskopy do badań struktury odłamków. Skoro IES mógł doposażyć się, nie czekał na wypożyczenie taśmy do przeprowadzenia badań w krakowskiej siedzibie, to CLKP też mógłby pójść tą wytyczoną ścieżką. Czy tylko zabrakło wyobraźni?. Czerwona kartka dla prokuratora, od społeczeństwa.

Wróćmy więc do pierwszych dni po katastrofie, gdy okazało się że byli ludzie aktywni na lekcjach historii w szkole średniej, może w domu czytało się właściwe książki, słuchało się opowieści nieresortowego dziadka. Od 10 kwietnia 2010r był w Smoleńsku taki prywaciarz, który kręcił się po terenie, a to fotkę cyknął, a to schylił się i coś podniósł, by też nabrać "piaseczku dla koteczka". Jego zdjęcie z 13.04.2010r. stało się sławne


gdyż fotografia MAK, wykonana 11.04.2010r, pokazuje odłamki wbite w przełom drzewa, a jego zdjęcie dokumentuje fakt "wypożyczenia" ich do badań przez niezidentyfikowane osoby. Mam nadzieję, że analizując pobrane w marcu 2013r próbki biegli odniosą się do tej zagadki, prokuratorzy z NPW podczas konferencji prasowej zapomnieli o tym wspomnieć. Zapewne w głowę zachodzą też nad źródłem wiedzy prof. Cieszewskiego, który 22.10.2012r podczas I Konferencji Smoleńskiej wygłosił referat, w którym przedstawił "Smolensk Birch Wood Density". Zaledwie kilkanaście dni wcześniej zabezpieczono cenny brzozowy skarb w Komitecie Śledczym FR, a tu imperialiści już zdążyli pozyskać próbki do badań. Dodajmy, próbki jakich prokuratura nie miała wówczas we własnych zbiorach.
Tego było za wiele, w maju 2013r. przystąpiono do kontrakcji, prof. Obrębski, który podczas tej samej konferencji zechciał pokazywać się z odłamkiem tupolewa, analizować go, podczas przesłuchania w charakterze świadka był ostro indagowany o dostawcę materiału badawczego. Przecież rosjanie znów (marzec 2013 roku) wyrolowali prokuratora referenta nie przekazując do Polski okopconych odłamków samolotu, dając na pocieszenie kawałki pokrycia foteli. Kto śmiał zabrać cenny materiał badawczy z miejsca katastrofy, tym cenniejszy że biegli prokuratury nie mieli w swych rękach ani centymetra kwadratowego duraluminium pochodzącego z Tu-154M.
Trzeba było wierzyć w udaną współpracę z potomkami prokuratorów badających zagadkę mordu w Katyniu, nie można było lekko nagiąć procedur, tak jak je naginano w przypadku obowiązku autopsji ofiar?. A przecież te próbki, zdjęcia nie wzięły się znikąd, wszystko odbyło się pod kontrolą, rzekłbym prokuratorską kontrolą, ba nawet prokuratorską kontrolą najwyższego szczebla


Młodszym rangą nie pozostało nic innego jak udzielać pomocy w pobieraniu materiału, w kwietniu 2010 roku   


Czyżby wspomnienie tych chwil skłoniło prokuraturę po prawie 3 latach do pobrania próbek gruntu z wrakowiska?. Jednak czy mają w swoich zbiorach duraluminium z Tu-154M?.
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>