
W sieci i mediach trwa od wczoraj niezła burza związana ze zdecydowanymi interwencjami naszej dzielnej policji. Jedni mają za złe, że policjanci sięgają po broń szybciej niż nerwowy szeryf na dzikim zachodzie, inni zaś cieszą się, że ktoś wreszcie poważnie podchodzi do swych obowiązków i twardo broni bezpieczeństwa obywateli. Niewielu jest takich, którzy pamiętając o przypadkach bezradności "waaadzy", gromko wyśmiewanych przez ostatnie lata, niepokoją się jednak, czy tym razem wszystko było w porządku. Cóż, faktycznie coś jest nie tak, i to w obydwu ostatnich interwencjach policji, gdy funkcjonariusze zastrzelili tych, których powinni byli zatrzymać.
O ile przypadek pacjenta w szpitalu znam jedynie z relacji prasowych i być może faktycznie doszło tam do bezpośredniego zagrożenia życia policjantów, personelu i innych pacjentów, to przypadek z wariatem z tłuczkiem każdy obejrzał sobie na filmie i tu już można pokusić się o oceny. Po pierwsze, policjanci mieli przewagę liczebną, której nie potrafili wykorzystać. Po drugie, szaleniec, rzuciwszy w nich obydwoma trzymanymi przedmiotami, pozbył się broni i zaczął uciekać. Stawiam brylanty przeciwko orzechom, że w analogicznej sytuacji, zwykły cywil próbujący np. zatrzymać złodzieja, zostałby oskarżony o przekroczenie granic obrony konicznej. Skoro przestępca pozbył się broni, to może wystarczyłoby go dogonić i obezwładnić? Tymczasem dzielni funkcjonariusze wpakowali w niego (i budynek przy którym stał) kilkanaście pocisków. Trafili trzy razy, co prowadzi do smutnego wniosku -- nie dość, że nie potrafią walczyć wręcz, to nawet strzelać też nie za bardzo.
Ktoś powie -- a jakby uciekł? Może by komuś krzywdę wyrządził? Na takie dictum podsuwam kolejną analogię -- skoro tak, to niech policja zrezygnuje z pościgów samochodowych i zwyczajnie strzela do każdego uciekiniera. Przecież pędząc na złamanie karku samochodem przestępca ma zylion razy większe szanse kogoś zabić, niż gdy ucieka na piechotę. A do tego zazwyczaj jest pijany albo naćpany. To co, żeby podnieść skuteczność działania stróżów prawa, może wyposażmy radiowozy w broń maszynową, RPG i granaty ręczne?
Żeby nie było niedomówień -- nie jest przeciwny dawaniu policji prawa do użycia broni palnej. Jestem przeciwny jego nadużywaniu, a tym razem, moim zdaniem, mamy do czynienia z modelowym tego przypadkiem. Policjanci otworzyli ogień zaraz po tym, gdy bezpośrednie zagrożenie minęło. Obydwaj stali kilka metrów od napastnika. Nie było więc tak, że każdy jego ruch stanowił dla nich zagrożenie zdrowia i życia. Do tego zaczęli strzelać, gdy facet odwrócił się i próbował uciekać. Ja bardzo przepraszam, ale jeśli z tego nieszczęścia nie wyciągniemy konsekwencji, to marnie wyszkoleni, obawiający się fizycznej konfrontacji policjanci zaczną nas ostrzeliwać za sięgnięcie do kieszeni!
Starannego zbadania wymaga też sprawa ze szpitala. Tym bardziej, że wydaje się być nieco trudniejsza niż omówiona powyżej. A to z tej racji, że tu mieliśmy do czynienia z ewidentnym schizofrenikiem, który już miał na sumieniu czynną napaść na inne osoby i po którym niczego innego się nie spodziewano. W szpitalu zaś doszło -- jak rozumiem -- do patologicznej reakcji na znieczulenie ogólne albo innych podobnych powikłań medycznych i zastrzelono człowieka, któremu należało się leczenie. Tu też należało zrobić wszystko, by go obezwładnić, tym bardziej, że można było próbować odciąć go w pomieszczeniu i wezwać posiłki. Choćby weterynarza ze strzelbą usypiającą, do licha! Pewnie już się nie dowiemy, czy wykorzystano wszystkie możliwości, czy po prostu zastrzelono faceta z braku umiejętności przeprowadzenia bardziej racjonalnej interwencji.
Na koniec wypadałoby się zastanowić, za co właściwie płacimy policjantom? Bo na pewno nie za likwidację zagrożeń w stylu Johna Wayne'a. Który przynajmniej nie unikał konfrontacji. Policjanci mają w społeczeństwie uprzywilejowaną pozycję -- i niech nikt mi nie usiłuje wmówić, że jest inaczej -- właśnie dlatego, że ich służba wiąże się z możliwością narażenia życia i zdrowia. W wypadku utrwalonym na filmie policjanci nie zapracowali na swoje przywileje. Powinni zostać co najmniej wydaleni ze służby, bo nie zrozumieli swego powołania i nie zostali odpowiednio wyszkoleni, by pełnić służbę. Podobny los należy się ich przełożonym, z tego samego powodu.
PS. Przypomnę oburzenie, jakie wzbudziła egzekucja polskiego podróżnego na lotnisku w Kanadzie przez kilkoma laty. Zgoda, że przekroczono wówczas prawo, była na tyle powszechna, że policjanci zostali surowo ukarani. Mam nadzieję, że i u nas tak będzie. Nie może być bowiem tak, że policjantem rządzi strach.
O ile przypadek pacjenta w szpitalu znam jedynie z relacji prasowych i być może faktycznie doszło tam do bezpośredniego zagrożenia życia policjantów, personelu i innych pacjentów, to przypadek z wariatem z tłuczkiem każdy obejrzał sobie na filmie i tu już można pokusić się o oceny. Po pierwsze, policjanci mieli przewagę liczebną, której nie potrafili wykorzystać. Po drugie, szaleniec, rzuciwszy w nich obydwoma trzymanymi przedmiotami, pozbył się broni i zaczął uciekać. Stawiam brylanty przeciwko orzechom, że w analogicznej sytuacji, zwykły cywil próbujący np. zatrzymać złodzieja, zostałby oskarżony o przekroczenie granic obrony konicznej. Skoro przestępca pozbył się broni, to może wystarczyłoby go dogonić i obezwładnić? Tymczasem dzielni funkcjonariusze wpakowali w niego (i budynek przy którym stał) kilkanaście pocisków. Trafili trzy razy, co prowadzi do smutnego wniosku -- nie dość, że nie potrafią walczyć wręcz, to nawet strzelać też nie za bardzo.
Ktoś powie -- a jakby uciekł? Może by komuś krzywdę wyrządził? Na takie dictum podsuwam kolejną analogię -- skoro tak, to niech policja zrezygnuje z pościgów samochodowych i zwyczajnie strzela do każdego uciekiniera. Przecież pędząc na złamanie karku samochodem przestępca ma zylion razy większe szanse kogoś zabić, niż gdy ucieka na piechotę. A do tego zazwyczaj jest pijany albo naćpany. To co, żeby podnieść skuteczność działania stróżów prawa, może wyposażmy radiowozy w broń maszynową, RPG i granaty ręczne?
Żeby nie było niedomówień -- nie jest przeciwny dawaniu policji prawa do użycia broni palnej. Jestem przeciwny jego nadużywaniu, a tym razem, moim zdaniem, mamy do czynienia z modelowym tego przypadkiem. Policjanci otworzyli ogień zaraz po tym, gdy bezpośrednie zagrożenie minęło. Obydwaj stali kilka metrów od napastnika. Nie było więc tak, że każdy jego ruch stanowił dla nich zagrożenie zdrowia i życia. Do tego zaczęli strzelać, gdy facet odwrócił się i próbował uciekać. Ja bardzo przepraszam, ale jeśli z tego nieszczęścia nie wyciągniemy konsekwencji, to marnie wyszkoleni, obawiający się fizycznej konfrontacji policjanci zaczną nas ostrzeliwać za sięgnięcie do kieszeni!
Starannego zbadania wymaga też sprawa ze szpitala. Tym bardziej, że wydaje się być nieco trudniejsza niż omówiona powyżej. A to z tej racji, że tu mieliśmy do czynienia z ewidentnym schizofrenikiem, który już miał na sumieniu czynną napaść na inne osoby i po którym niczego innego się nie spodziewano. W szpitalu zaś doszło -- jak rozumiem -- do patologicznej reakcji na znieczulenie ogólne albo innych podobnych powikłań medycznych i zastrzelono człowieka, któremu należało się leczenie. Tu też należało zrobić wszystko, by go obezwładnić, tym bardziej, że można było próbować odciąć go w pomieszczeniu i wezwać posiłki. Choćby weterynarza ze strzelbą usypiającą, do licha! Pewnie już się nie dowiemy, czy wykorzystano wszystkie możliwości, czy po prostu zastrzelono faceta z braku umiejętności przeprowadzenia bardziej racjonalnej interwencji.
Na koniec wypadałoby się zastanowić, za co właściwie płacimy policjantom? Bo na pewno nie za likwidację zagrożeń w stylu Johna Wayne'a. Który przynajmniej nie unikał konfrontacji. Policjanci mają w społeczeństwie uprzywilejowaną pozycję -- i niech nikt mi nie usiłuje wmówić, że jest inaczej -- właśnie dlatego, że ich służba wiąże się z możliwością narażenia życia i zdrowia. W wypadku utrwalonym na filmie policjanci nie zapracowali na swoje przywileje. Powinni zostać co najmniej wydaleni ze służby, bo nie zrozumieli swego powołania i nie zostali odpowiednio wyszkoleni, by pełnić służbę. Podobny los należy się ich przełożonym, z tego samego powodu.
PS. Przypomnę oburzenie, jakie wzbudziła egzekucja polskiego podróżnego na lotnisku w Kanadzie przez kilkoma laty. Zgoda, że przekroczono wówczas prawo, była na tyle powszechna, że policjanci zostali surowo ukarani. Mam nadzieję, że i u nas tak będzie. Nie może być bowiem tak, że policjantem rządzi strach.
(4)
3 Comments
@tipsi1
15 July, 2014 - 19:24
Podobno - brak mi możliwości weryfikacji - policja używa amunicji specjalnej, grzybkującej, aby uniknąć rykoszetów. Efekt - mała dziura wlotowa, duża dziura wylotowa. Po drodze - dewastacja tkanki miękiej.
Nie mam nic przeciwko strzelającej policji. Mam wszystko przeciwko policji, które nie tyle nie umie, ile nie wie, jak strzelac. Dwaj kolezkowie, którzy w ponad 10 lat temu wpakowali w Poznaniu prawie 40 kul w rzekomo uciekający samochód - jeden trup, drugi kaleka do końca życia - powinni nie wyjść z pierdla. A wyszli.
Problem polega na tym, kogo policja rekrutuje, czego rekrutów uczy, i komu daje broń i prawo jej użycia. O amunicji specjalnej nie mówiąc...
Pozdrawiam
Niektórzy publicyści cieszą
16 July, 2014 - 00:00
Te dwie interwencje winny
16 July, 2014 - 11:26
W przypadku interwencji w szpitalu w Rudzie Śląskiej interweniujący policjanci zachowali się skandalicznie. Przecież wiedzieli gdzie i wobec kogo interweniują. Z relacji prasowych wynika, że w momencie przybycia patrolu pacjent był już na klatce schodowej odizolowany od personelu i innych pacjentów. O ile zgrożenie użyciem jak też samo użycie broni palnej wobec przestępcy ma racjonalne uzasadnienie to w przypadku chorego, który zachowuje irracjonalnie nie ma takiego uzasadnienia. Przecież nie jest niczym nadzwyczajnym wymagać aby dwóch policjantów przynajmniej utrzymało w odizolowaniu jednego mężczyznę do czasu ewentualnego ściągnięcia posiłków.