PiS – droga ku „znajdź różnice” z PO?

 |  Written by Warszawa1920  |  3
Jako, że żyjemy w Polsce (choć ci z rządzącej bandy mówią raczej polska), odwołajmy się do rodzimego (jeszcze) języka. Otóż słownik języka polskiego tak oto znajduje pojęcie „kolaboracja”: współpraca z niepopieraną przez większość społeczeństwa władzą, zwłaszcza z władzami okupacyjnymi. No i zaczyna się dialektyka semantyczna! Przykładowo: w okresie zwanym w historii ludzkości „przed zestrzeleniem malezyjskiego boeinga”, rzeczona banda – bezpośrednio lub poprzez różnych urbanów porozsiewanych po wszelakich czerskich i wiertniczych – wyznawała mądrość etapu taką, że, literalnie, warto przelać krew Prezydenta RP, przelać DO KOŃCA!, by osiągnąć „rzecz tak niesłychanie ważną, i tak cenną”, a dokładnie mówiąc rzekome pojednanie polsko – rosyjskie, którego dowodem miała być obecność Putina w Katyniu razem z Tuskiem. Właściwie, jak przeanalizować tego rodzaju postawę, a była ona wszak powszechna zarówno w obozie przy Ujazdowskich, jak i w grupie Komorowskiego, przeprowadzającej już przed południem 10 Kwietnia zamach stanu, należałoby dojść do wniosku, że Polska potrzebowała i samego mordu katyńskiego i, będącego jego efektem, zabicia delegacji prezydenckiej Śp. Prof. Lecha Kaczyńskiego, gdyż dzięki nim mogło wreszcie nastąpić bratnie wpadnięcie w ramiona dwóch mężów stanu Słowiańszczyzny. I kto by tam dociekał, czemu właściwie Polska i Rosja były wcześniej „nie pojednane”. Że były „jakieś” rozstrzelania, że okupacja, że zabrane pół terytorium, że pół wieku cywilizacyjnej degradacji, że upodlenie, a kogo to obchodzi? Ważne, że teraz można będzie bez przeszkód handlować wieprzowiną i jabłkami. I spokojnie sfinalizować dzieło – symbol nierozerwalnych więzi Warszawy i Moskwy, współczesny Pałac Kultury i Nauki im. Stalina, słowem: kontrakt na kolejne dziesięciolecia z Gazpromem. (Tak na marginesie, to pewnie przypadek, że doskonałe ceny na gaz rosyjski wynegocjował nam, zapewne nie sam, tuszę, że stał za nim szereg WSI, szef tej samej partii, która dziś, i zawsze, niczym Rejtan wolności, broni idei obecności polskich owoców, warzyw, a i mięs także, jedynie na rosyjskich stołach. Tak broni, że woli nawet zaorać te uprawy, niźli szukać innych rynków zbytu.) Wracając do przykładu zaś, należy teraz rozpatrzyć problemat „kolaboracji” w optyce widzenia świata, jak mądrze mówią stratedzy pokroju Kozieja w różnych, nomem omen, walterowskich kuźnia(ra)ch, PO „niespotykanej w dziejach świata” tragedii samolotu malezyjskiego 17 lipca br. nad Ukrainą. A to już coś zupełnie przeciwnego, o 360° przeciwnego, jak by pewnie powiedział Komorowski. Teraz bowiem okazuje się, że Francja dostarcza Rosji broń, która może być użyta przeciw NATO. Wcześniej to była zwykła współpraca dwóch pokojowych przemysłów stoczniowych. A Mistrale były Putinowi potrzebne do podwożenia niedźwiedzi polarnych na bliższe biegunowi arktycznemu obszary, na których Rosjanie prowadzą służące ludzkości badania nad wpływem eksplozji jądrowych na efektywność wydobycia ropy naftowej i gazu z międzynarodowego szelfu kontynentalnego. Nic w ogóle nie wiedzący o okolicznościach wszczynania wojen Niemcy, dotąd kontynuujący tę wspaniałą tradycję poprzez sprzedaż Rosjanom najnowocześniejszej infrastruktury szkoleń wojskowych oraz „bilateralne” projekty energetyczne, do których najlepiej by Polska się nie wtrącała, a jeśli już – „nikt za Gdańsk nie będzie umierał” przystępowała, no i te same Niemcy dziś okazują się nie dość mocno wspierającymi sankcje przeciw reżimowi Putina. A z tym reżimem to kolejna głębia oksymoroniczna. Jakże to gdyż albowiem? Zali dotąd Pan Putin to był dżentelmen, któremu jeno przez przypadek styliści kremlowscy zapomnieli nałożyć na mądrą głowę cylinder, do czułej dłoni głaszczącej dzieci włożyć laskę, a na oczytane, dobrocią patrzące oczy wsunąć binokle. I raptem jakiś taki niedemokrata, jątrzący (tak, znamy takich od tej czynności!), zachwiewający i inne takie tam wyczyniający. Że niby porządek pojałtański na Krymie naruszający. (Złośliwiec jakowyś, ja na tem przykład, rzekłby: A gdzie indziej miałby naruszać? W okolicach Teheranu? Zgodziliśta sie w tej samej Jałcie na takie porządki, jakie wymyślił Putina mistrz, Stalin, też swego czasu Panem przez was zwany, to nie dziwta sie tera, że na porządków owych rewizję ochota przyszła uczniowi.) No, a przecież ujawnili się też i tacy wilcy, co to dojrzeli w gospodarzu Kremla cechy satrapizmu, tyranizmu i militaryzmu – szowinizmu. I ten reżim, na dokładkę. Mądrości głębia etapu niepojęta, zaiste. U Amerykańców od pucybuta do milionera, u Rusków – od cywilizatora prostego ludu do ymperialisty, führera czarnosecinnych szwadronów śmierci.
 
No, to żeśmy pogadali o nieznośnej lekkości pojęcia „kolaboracji”, słowa tak lekkiego, że jak puch niesie się od prawdy do kłamstwa, zachowania tak nieznośnego, że w końcu rodzącego przyzwolenie na całkowite milczenie. O wszystkim, co nie pasuje do ekranu telewizora.
 
 
Tyle tytułem (przydługiego …) wstępu. A teraz, zgodnie ze sztuką, rozwinięcie. Na początek jednak deklaracja programowa: niezależnie od wszystkiego, co najmniej w kilku najbliższych wyborach będę głosował na Prawo i Sprawiedliwość. „Co najmniej w kilku”, bo wierzę, że albo w ich wyniku albo … w ogóle PiS a) przejmie władzę, b) podejmie się kompleksowego unicestwienia tzw. III RP i c) rozpocznie budowę nowego Państwa Polskiego, tym samym dając nam, między innymi i mojej skromnej osobie, możliwość oceny tych dokonań w następnych po owych „kilku najbliższych” wyborach. Jakichkolwiek jednakowoż „reform” edukacyjnych nie uskuteczniałyby stwory szumilasowo – kudrycko – kluzikowe, pomimo stworzenia dla celebryty Bralczyka przez esbeckich właścicieli ITI oddzielnego kanału, w którym przez 24 h/dobę ludowi miast i wsi (w tym przypadku, Szanowna Redakcjo WSI24, piszemy z małej) tłumaczyłby, że znaczenie języka jest zależne od tego, kto i przeciwko komu go używa, nie zmieni to nieubłaganej prawdy, iż zawsze na początku będzie „a”. I choć uważam, że w aktualnym stanie rzeczy Polska nie ma ani czasu na wybory, ani pewności ich skuteczności (w sensie: uczciwości rozstrzygnięć), czemu dałem wyraz w poprzednim wpisie „W oswojonej targowicy żyjąc”, należy, tak, czy inaczej, zastanawiać się nad strategią wyborczą. Czyli wrócić do „niereformowalnego” „a”. I walnąć od razy z haubicy: Po kiego czorta PiS lezie do Gowina i reszty gowinoidów? Nie przyjmuję bowiem do wiadomości tezy o tym, że to „konserwatywny intelektualista z Krakowa” przyszedł do Jarosława Kaczyńskiego. Nawet jeśli tak było, za błąd poczytuję w ogóle podejmowanie przez PiS rozmów z tym „panem”. Doprawdy, nie pojmuję skąd się bierze ta kompletnie bezrozumna idea rzekomego „zjednoczenia” prawicy pod auspicjami partii, która już samodzielnie wypracowała sobie w społeczeństwie znaczny autorytet. O ile jeszcze tego rodzaju rozmowy są (?) prowadzone ze środowiskami obywatelskimi (np. stowarzyszeniami akademickimi, czy organizacjami młodzieżowymi), nie ma absolutnie żadnych powodów do krytyki. Co więcej, są to inicjatywy wręcz konieczne do podjęcia. Jednak czymś diametralnie różnym jest porozumiewanie się z pseudopartiami, których jedynym dotychczas „osiągnięciem” było zaistnienie w szambie płynącym z czerskiej i wiertniczej jako „przeciwwagi programowej” dla PiS. Tych partii przecież de facto nie ma, po prostu nie ma. Są za to za nimi ludzie, którzy w sposób skrajnie ewidentny szkodzili Prawu i Sprawiedliwości. Bo zakładając nawet szczerość intencji takich postaci, jak Ziobro, czy Kowal w momentach odchodzenia przez nich od PiS, to jawną głupotą jest nie dostrzeganie, że byli potem wykorzystywani (nieistotne, czy świadomie, czy nie – każdy wariant jest tu dla nich zły) do niszczenia jedynej w Polsce partii opozycyjnej. W bardzo wielu formach: od szlajania się w wiadomym charakterze po tych wszystkich łże opiniotwórczych programach publicystycznych poprzez prowadzenie publicznych rozważań o stopniu degeneracji PiS aż po tworzenie bytów politycznych żałosnych w swej istocie, ale w warunkach tzw. polskiej demokracji niesłychanie groźnych, bo spełniających w praktyce funkcje rządowych prowokatorów. Jest czymś nieprawdopodobnym, że ci matematyczni stratedzy z Nowogrodzkiej zdają się zakładać, że dwa procent (czy ileś tam) Gowina plus błąd statystyczny Ziobry plus wypowiedź Kowala dla Pochanke wprost dodają się do wyniku wyborczego PiS. W sumie mamy mieć zatem tyle, co ta sama Pochanke odczyta w „Faktach”, na wieczornej odprawie społeczeństwa, przy poszczególnych „podmiotach” owego „pisowskiego jednoczenia prawicy”, podając wyniki baaaaaaaardzo obiektywnego i równie reprezentatywnego sondażu – prognozy wyborów (bez związku propagandowego, oczywiście, z zamówieniem przez WSI24). Być może ja nie jestem tak reprezentatywny dla elektoratu PiS, jak reprezentatywny jest anonimowy ankietowany przez telewizję SB ze wspomnianego sondażu, ale na mój chłopski rozum ludzie głosujący na partię Jarosława Kaczyńskiego co, jak co, ale pomyślunku politycznego trochę mają. I chyba nie bardzo im się te „procenty” tak łatwo sklejają w jedną całość. Bo ktoś, kto był ministrem, i to sprawiedliwości, u Tuska, jak dla mnie się odejmuje, a nie dodaje. Dodajmy, nomen omen, że był tym ministrem po 10 Kwietnia, a jeszcze rok temu ubiegał się o stołek szefa PO. Dzisiaj nie zmieniłbym przecinka w swoim dawnym, w marcu 2012 r. jeszcze na „starych” Niepoprawnych pomieszczonym, wpisie pt. „Uważajcie na Gowina”. A już tytułu szczególnie!
 
Wierzę, że te ruchy PiS wokółrobaczkowe, wokół „poważnych polityków” od Olejnik i Gozdyry, są objawem tylko naiwności. I że nie mają „jakiegoś” tła. Nie chodzi mi przy tym o czystość ideowo – polityczną Prawa i Sprawiedliwości, ale o zwykłą uczciwość wobec nas, wyborców. Jestem bowiem więcej niż pewny, że elektorat tej partii nie oczekuje zmiany rządu. On od lat czeka na coś znacznie głębszego. Na zmianę państwa. A właściwie – na wreszcie swoje, polskie państwo. Bez żadnego szacunku: ja nie widzę ani w Gowinie, ani w Ziobrze, czy Kowalu potencjału do wzięcia udziału w rewolucji. A Polsce potrzebna jest właśnie radykalna odnowa ustrojowa. Nie żadne tam reformy i zmiany ustawodawcze. Potężne uderzenie obuchem w łeb wciąż rządzącej naszą Ojczyzną Magdalence, to jest program na dziś. Tak by ten łeb raz na zawsze roztrzaskać w proch i pył, nie do odtworzenia. I w Polsce, wierzę, nie brakuje ludzi nie tylko tego pragnących, ale też potrafiących to zrealizować. Ale, zaprawdę, na jakiej podstawie uważa PiS, że do tych ludzi należą przez lata całe wierni sojusznicy PO? Trala lala odpowiem tym, którzy będą doszukiwać się jakichś jednak odmienności u tych wszystkich nagłych wyznawców porozumienia z dotychczasowym, przecież, wrogiem. Ich cała robota pseudoopozycyjna NIGDY nie polegała na szkodzeniu PO, ale ZAWSZE (nawet jeśli nie było to wprost zamierzone) co najmniej utrudniała życie PiS. Skutkiem konszachtów władz partii Jarosława Kaczyńskiego, zatem i Jego samego, z takimi osobnikami może być albo w ogóle nie pójście na wybory części elektoratu pierwotnie skłonnego zagłosować na PiS albo – co gorsza – przeniesienie głosów wyborców (szczególnie młodszych), oczekujących właśnie na rozwiązania radykalne, na partię Korwina-Mikkego, błędnie tam widząc żywioł rewolucyjny. Powiem krótko, na mój rozum, lepiej dla PiS (i dla Polski, i dla nas) byłoby nie rozmawianie z partyjkami pokroju PR, czy SP. W OGÓLE.
 
Z drugiej strony trzeba bardzo wyraźnie podkreślić, że istnieje życie poza Sejmem. I trzeba to Prawu i Sprawiedliwości przypominać i wypominać. Mam bowiem wrażenie, że partia ta traci z pola widzenia istniejące w społeczeństwie, co więcej, pokazujące, iż w jego ramach trwają jeszcze bardzo silne enklawy Narodu, olbrzymie pokłady nie tylko szczerych chęci zmian, ale także wspaniałych umiejętności i kompetencji, by te zmiany urzeczywistnić. To jest cały szereg konkretnych nazwisk, już udzielających się wcześniej w polityce, i zupełnie w niej – potencjalnie – nowych. No, ale może się mylę, może Jarosław Kaczyński szykuje nam kolejną miłą niespodziankę „kadrową”, teraz faktycznie miłą … Bardzo chciałbym się w tym mylić.
 
 
O Polsce warto myśleć. I dla Niej pracować.
4.5
4.5 (2)

3 Comments

ro's picture

ro
Piszesz:
"[...]niezależnie od wszystkiego, co najmniej w kilku najbliższych wyborach będę głosował na Prawo i Sprawiedliwość".

Po czym w dalszych wersetach objaśniasz, czym jest owo "wszystko, od którego niezależnie"
Będziesz głosował na PiS, nieżaleznie od jego ukłonu w kierunku Gowina, Kowala i Ziobry.
Ja też, "niezależnie od wszystkiego".
I śmiem twierdzić, że podobnie zrobi jeszcze parę osób w Polsce. 

Na jakiej podstawie zakładasz, że
"skutkiem konszachtów [...] nastąpi odpływ części elektoratu"?
Sam piszesz, że
"ludzie głosujący na partię Jarosława Kaczyńskiego co, jak co, ale pomyślunku politycznego trochę mają".
Dlaczego więc zakładasz, że tym razem pomyślunek ich zawiedzie (skoro nie zawiedzie Ciebie, a także mojej skromnej osoby)?

Myślę, że Jarosław Kaczyński wie, co robi (zabierając wrogów pod swój namiot).
Mam do Niego zaufanie.
I Ty chyba też, prawda?
 
Warszawa1920's picture

Warszawa1920
Masz rację, że - pozornie - przytoczony przez Ciebie fragment mojego wpisu może się wydawać niespójny. Co prawda, nie będąc małostkowym, pominę fakt użycia tam przeze mnie trybu przypuszczającego ("może być"). Najważniejsze jest według mnie jednak to, że elektorat PiS składa się z tego rodzaju zakamieniałych "przypadków", jak ja, które zdolne są wybaczyć bardzo wiele, ale także z osób, które po bardzo gorzkich, różnych doświadczeniach z prawicą w Polsce na przestrzeni ostatnich 25 lat, są niezwykle wyczulone na wszelakie "gry" partyjne. I tego właśnie się boję: że ów wartościowy elektorat nie będzie wnikał w zawiłości taktyczne Jarosława Kaczyńskiego i odbierze porozumiewanie się z osobami pokroju Gowina, czy Ziobry jako dbanie o sukces PiS - partii, nie zaś Polaków in gremio. A wtedy skutki wyborcze mogą być niekorzystne.

P.S. Jarosław Kaczyński jest mężem stanu. Jedynym w tej chwili wśród Polaków. Ale nawet Piłsudski popełniał błędy.


Serdecznie pozdrawiam,
Warszawa1920
 
Warszawa1920

Więcej notek tego samego Autora:

=>>