Manifest programowy Tuska

 |  Written by stronnik  |  0

Polak rozłamany

Polskość jako zadany temat... Wydawałoby się: tylko usiąść i pisać. A tu pustka, tylko gdzieś w oddali przetaczają się husarie i ułani, powstańcy i marszałkowie, majaczą Dzikie Pola i Jasna Góra, dziejowe misje, polskie miesiące, zwycięstwa klęski. Zwycięstwa?

Jak wyzwolić się z tych stereotypów, które towarzyszą nam niemal od urodzenia, wzmacniane literaturą, historią, powszechnymi resentymentami? Co pozostanie z polskości, gdy odejmiemy od niej cały ten wzniosło-ponuro-śmieszny teatr niespełnionych marzeń i nieuzasadnionych rojeń? Polskość to nienormalność – takie skojarzenie narzuca mi się z bolesną uporczywością, kiedy tylko dotykam tego niechcianego tematu. Polskość wywołuje u mnie niezmiennie odruch buntu: historia, geografia, pech dziejowy i Bóg wie co jeszcze wrzuciły na moje bark brzemię, którego nie mam specjalnej ochoty dźwigać, a zrzucić nie potrafię (nie chcę mimo wszystko?), wypaliły znamię; i każą je z dumą obnosić. Więc staję się nienormalny, wypełniony do granic polskością, i tam, gdzie inni mówią człowiek, ja mówię Polak; gdzie inni mówią kultura, cywilizacja i pieniądz, ja krzyczę; Bóg, Honor i Ojczyzna (wszystko koniecznie dużą literą); kiedy inni budują, kochają się i umierają, my walczymy, powstajemy i giniemy. I tylko w krótkich chwilach przerwy rozważamy nasz narodowy etos odrobinę krytyczniej, czytamy Brzozowskiego i Gombrowicza, stajemy się normalniejsi. Jest jakiś tragiczny rozziew w polskości – między wyobrażeniem a spełnieniem, planem a realizacją. Jest ona etosem pechowców, etosem przegranych i zarazem niepogodzonych ze swą przegraną. Wolność jest w nim wartością najwyższą -[----] [wycięte przez cenzurę - Ustawa z dnia 31 VII 1981 r. o kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 6 (Dz. U. nr 20 poz. 99, zm.: 1983 Dz. U. nr 44 poz. 204)] porywa się na czyny wielkie z mizernym zwykle skutkiem. Polskość w rzeczy samej jest nieadekwatną do ponurej rzeczywistości projekcją naszych zbiorowych kompleksów. Piękniejsza od Polski jest ucieczką od Polski tej na ziemi, konkretnej, przegranej, brudnej i biednej. I dlatego tak często nas ogłupia, zaślepia prowadzi w krainę mitu. Sama jest mitem.

Tak, polskość kojarzy się z przegraną, z pechem, z nawałnicami. I trudno, by było inaczej. „Czym jest nasze życie? – pisał Andrzej Bobkowski w Szkicach piórkiem (ile w nich trafnych uwag o polskości!). – Nawijaniem na kawałek tekturki krótkich kawałków nitki bez możności powiązania ich ze sobą. Gdzie mam szukać metryki urodzenia mojego dziadka? Gdzie odnaleźć ślad prababki? Do czego przyczepić cofającą się wstecz myśl? Do niczego – do opowiadań, prawie do legend tego kraju, który wynajął sobie w Europie pokój przechodni i przez dziesięć wieków usiłuje urządzić się w nim z wszelkimi wygodami i ze złudzeniem pokoju z osobnym wejściem, wyczerpując całą swą energię w kłótniach i walkach z przechodzącymi. Jak myśleć o urządzeniu tego pokoju ładnymi meblami, bibelotami, serwantkami, gdy błocą ciągłe podłogę, rozbijają i obtłukują przedmioty? To nie jest życie, to ciągła tymczasowość życia motyla i dlatego w charakterze naszym jest może tyle cech przypominających tego owada. Jakim cudem mamy być mrówkami?...”

I oto słowo staje się ciałem. Tusk jest tym motylem, który ulatuje by oddalić się od tych legend do których nie ma jak się przywiązać, od tymczasowości życia PRLbis, od przechodniego pokoju w którym ta znienawidzona nienormalność funkcjonuje. Ten cyctat to tuskowy manifest i credo jego życia. Uciec od tej nienormalnośći, w której przyszło mu się urodzić i żyć. Ileż w tym tekście zamierzonego kapitulanctwa, bezradności i beznadziei. Nie, taki człowiek nie byłby zdolny stanąć do walki gdyby do naszych drzwi zapukli obcy mówiący: "Teraz my". Nie, dla niego przecież istnienie Polski i polskość to nienormalność. A przecież nie da się tolerować jakiejś nienormalności. Nie da się w niej żyć. Trzeba ją zrobić normalną, albo od niej uciec. I właśnie ucieka od niej. Do Brukseli. To nic że za sobą zostawia zdewastowwane przez siebie Państwo. To nic że ma świadomość że coś zepsuł, naszkodził, spieprzył (pamiętacie powódź?). On ucieka od tych mitów, od tych zwycięstw, które poddaje w wątpliwość. Nie chce tego widzieć i o tym słyszeć. Bruksela woła!
Nie przyszło mu jednak do głowy, że przecież każdy zdrowy na umyśle człowiek, będąc premierem wdraża, usiłuje wdrożyć, swoje ideały by temu państwu przyspożyć dobra. Wszelakiego. Dobra które jest normalnością w przeciwieństwie do nienormalności systemu, na przykład komunistycznego. W którym się był urodził. Nikt nie miał lepszej okazji i dłuższego czasu by móc wdrożyć pozytywne ideały ucieczki do normalności. Od nienormalności świata ofiarowanego Polakom przy pomocy rosyjskich czołgów. Nikt nie ma większych możliwości niż urzędujący premier. On zdecydiwanie nie chce być tą mrówką z ostatniego zdania cytatu.

Odchodzi w niesławie. Ucieka od nieuzasadnionych rojeń. I taki zostanie zapamiętany i zapisany w annałach historii. Jako człowiek dla którego polskość to nienormalność, od której należy uciekać. Choćby do Brukseli. Tylko zdrajca może tak myśleć.

Ale to nie koniec historii. Jeszcze się może Polsce i Polakom przysłużyć. Jak? Przecież jego credo pozostaje niezmienione.

5
5 (5)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>