
Zaatakowanie Ukrainy przez Rosję Zachód przyjął z udawanym zaskoczeniem wykręcając się przed reakcją poprzez udawanie że oto mamy do czynienia z jakimś nowym typem wojny, który świat widzi pierwszy raz. W dodatku ponoć kierujemy się jakimś prawem międzynarodowym a z tego punktu widzenia to nie wiadomo co to jest więc dla pewności dopytajmy Putina czy to jego sołdactwo morduje na Ukrainie. Trudno o bardziej kompromitującą postawę.
Jakoś nikt nie pytał pułkownika Kadafiego czy wspiera terroryzm, nie pytano Saddama Husajna czy ma broń masowego rażenia, nie pytano też Al-Ka'idy o sprawstwo zamachu z 11 września, nikt nie pyta też IS o to czy czasem nie zamierza zaprzestać już mordów. We wszystkich wypadkach, bez przesądzania o słuszności, nastąpiła zbrojna reakcja Zachodu i nie było problemu ze znalezieniem formuły prawnej. Problem pojawia się wówczas, gdy na polu walki pojawia się rosyjski sołdat.
Nikt nie podnosi prawa ludności do "samookreślenia się" w Iraku, tylko nazywa się rzecz po imieniu, że uzbrojone hordy podbiają tereny Iraku i Syrii dopuszczając się przy tym do potwornych zbrodni. Tymczasem gangsterzy Putina terroryzując ludność zajęli Krym i usiłują oderwać od Ukrainy Donbas a nawet odciąć ten kraj o Morza Czarnego a tzw. opinia publiczna Zachodu wciąż karmiona jest "dyskują" na ile to są działania Putina a w jakiej mierze jest to "wola" mieszkającej tam ludności.
Uzbrojeni ludzie bez oznak przynależności do służb państwych zagrażający ludności są pospolitymi przestępcami a jeżeli występują na większą skalę to świadczy o tym iż mamy do czynienia z dużą grupą terrorystyczną i tak Zachód powinnien potraktować tzw. zielone ludziki na Ukrainie. Błyskawiczna akcja antyterrosytyczna skutecznie wybiłaby z głowy Władimira Władimirowicza marzenia o ekspansji. Bezczynność rozzuchwala kremlowskiego watażkę i zachęca go do kolejnych kroków.
Arsenał moskiewskich metod jest dość bogaty w "niekonwencjonalne" metody wojny. Na Ukrainie była najpierw zagrywka "separatystami", którym z odsieczą wysłano "zielonych ludzików" i w przypadku Krymu wystarczyło to do ukoronowania sukcesu "plebiscytem". W Donbasie taka operacja nie powiodła się więc ofiacjalnie już "interweniuje", bo przecież nie dokonuje agresji, armia rosyjska. Pamiętajmy, zwłaszcza w kontekście zbliżającej się kolejnej rocznicy 17 września, że i u nas kilkadziesiąt lat temu też wślad za wkaraczającą armią sowiecką powstawały "spontanicznie" organy czerwonej władzy. W 1920 roku udało się nam obronić Ojczyznę, ale Kreml działał. Również "samoistnie" powstawały organizacje typu KPZU czy KPZB i tym podobne, które pod obłędnymi hasłami wyzwalania ludu przygotowywały grunt do kolejnej agresji sowieckiej. W 1939 roku korzystając z uderzenia Niemiec Sowieci zajęli ponad połowę terytorium Polski. Mieliśmy komedię plebiscytu, "prośbę" "nowych władz" o przyłączenie do imperium i "wielkoduszne" spełnienie tejże "prośby". Zatem scenariusz Stalina z 1939 roku w Polsce Putin powtórzył 75 lat później na Krymie.
Bardzo podobnymi metodami Rosja próbuje oderwać całe południe Ukrainy. W tym celu uruchamia swoich agentów wpływu na Zachodzie. Stąd publikacja mapy z "Noworosją" przez National Geographic. To z kolei nic innego jak ciąg dalszy kampanii propagandowych, które już w dwudziestoleciu międzywojennym kreowały wizerunek imperium sowieckiego na raj robotników i chłopów miodem i mlekiem płynący, czy uderzenie w Polskę po odkryciu zbrodni katyńskiej jako w kraj rozbijający jedność "koalicji antyhitlerowskiej". Ta sama propaganda zasłoniła przed opnią Zachodu zbrodnie Gułagu czy masakrę Ukraińców w latach 1932-33. Dziś "przyzwyczaja" nas do aneksji Krymu i przynależności "Noworosji" do imperium moskiewskiego.
Na tym oczwiście nie koniec możliwości Putina. Ogłosił przecież Rosja ma prawo interweniować tam gdzie zagrożone są interesy jej obywateli. Zatem Litwa, Łotwa i Estonia w takim świetle mogą zostać zaatakowane pod byle pozorem. Na skutek starań Radosława Sikorskiego jako szefa dyplomacji IIIRP otwarto granicę z obwodem królewieckim co spowodowało, że mamy na naszym terytorium zgodnie z prawem rosyjskich "turystów". Oczywiste jest, że po takiej deklaracji Putina umowa o otwarciu granicy winna być natychmiast wypowiedziana przez Polskę. Tymczasem współautor tegoż otwarcia zostanie najprawdopodobniej drugą osobą w państwie a państwo to może stać się co najwyżej przedmiotem rozmów bo z grona decydentów samo się wycofało pod wodzą Donalda Tuska. Po raz kolejny widać jak bardzo brakuje w Europie głosu Polski i kto korzysta na zbrodni smoleńskiej.
fot. se.pl
Jakoś nikt nie pytał pułkownika Kadafiego czy wspiera terroryzm, nie pytano Saddama Husajna czy ma broń masowego rażenia, nie pytano też Al-Ka'idy o sprawstwo zamachu z 11 września, nikt nie pyta też IS o to czy czasem nie zamierza zaprzestać już mordów. We wszystkich wypadkach, bez przesądzania o słuszności, nastąpiła zbrojna reakcja Zachodu i nie było problemu ze znalezieniem formuły prawnej. Problem pojawia się wówczas, gdy na polu walki pojawia się rosyjski sołdat.
Nikt nie podnosi prawa ludności do "samookreślenia się" w Iraku, tylko nazywa się rzecz po imieniu, że uzbrojone hordy podbiają tereny Iraku i Syrii dopuszczając się przy tym do potwornych zbrodni. Tymczasem gangsterzy Putina terroryzując ludność zajęli Krym i usiłują oderwać od Ukrainy Donbas a nawet odciąć ten kraj o Morza Czarnego a tzw. opinia publiczna Zachodu wciąż karmiona jest "dyskują" na ile to są działania Putina a w jakiej mierze jest to "wola" mieszkającej tam ludności.
Uzbrojeni ludzie bez oznak przynależności do służb państwych zagrażający ludności są pospolitymi przestępcami a jeżeli występują na większą skalę to świadczy o tym iż mamy do czynienia z dużą grupą terrorystyczną i tak Zachód powinnien potraktować tzw. zielone ludziki na Ukrainie. Błyskawiczna akcja antyterrosytyczna skutecznie wybiłaby z głowy Władimira Władimirowicza marzenia o ekspansji. Bezczynność rozzuchwala kremlowskiego watażkę i zachęca go do kolejnych kroków.
Arsenał moskiewskich metod jest dość bogaty w "niekonwencjonalne" metody wojny. Na Ukrainie była najpierw zagrywka "separatystami", którym z odsieczą wysłano "zielonych ludzików" i w przypadku Krymu wystarczyło to do ukoronowania sukcesu "plebiscytem". W Donbasie taka operacja nie powiodła się więc ofiacjalnie już "interweniuje", bo przecież nie dokonuje agresji, armia rosyjska. Pamiętajmy, zwłaszcza w kontekście zbliżającej się kolejnej rocznicy 17 września, że i u nas kilkadziesiąt lat temu też wślad za wkaraczającą armią sowiecką powstawały "spontanicznie" organy czerwonej władzy. W 1920 roku udało się nam obronić Ojczyznę, ale Kreml działał. Również "samoistnie" powstawały organizacje typu KPZU czy KPZB i tym podobne, które pod obłędnymi hasłami wyzwalania ludu przygotowywały grunt do kolejnej agresji sowieckiej. W 1939 roku korzystając z uderzenia Niemiec Sowieci zajęli ponad połowę terytorium Polski. Mieliśmy komedię plebiscytu, "prośbę" "nowych władz" o przyłączenie do imperium i "wielkoduszne" spełnienie tejże "prośby". Zatem scenariusz Stalina z 1939 roku w Polsce Putin powtórzył 75 lat później na Krymie.
Bardzo podobnymi metodami Rosja próbuje oderwać całe południe Ukrainy. W tym celu uruchamia swoich agentów wpływu na Zachodzie. Stąd publikacja mapy z "Noworosją" przez National Geographic. To z kolei nic innego jak ciąg dalszy kampanii propagandowych, które już w dwudziestoleciu międzywojennym kreowały wizerunek imperium sowieckiego na raj robotników i chłopów miodem i mlekiem płynący, czy uderzenie w Polskę po odkryciu zbrodni katyńskiej jako w kraj rozbijający jedność "koalicji antyhitlerowskiej". Ta sama propaganda zasłoniła przed opnią Zachodu zbrodnie Gułagu czy masakrę Ukraińców w latach 1932-33. Dziś "przyzwyczaja" nas do aneksji Krymu i przynależności "Noworosji" do imperium moskiewskiego.
Na tym oczwiście nie koniec możliwości Putina. Ogłosił przecież Rosja ma prawo interweniować tam gdzie zagrożone są interesy jej obywateli. Zatem Litwa, Łotwa i Estonia w takim świetle mogą zostać zaatakowane pod byle pozorem. Na skutek starań Radosława Sikorskiego jako szefa dyplomacji IIIRP otwarto granicę z obwodem królewieckim co spowodowało, że mamy na naszym terytorium zgodnie z prawem rosyjskich "turystów". Oczywiste jest, że po takiej deklaracji Putina umowa o otwarciu granicy winna być natychmiast wypowiedziana przez Polskę. Tymczasem współautor tegoż otwarcia zostanie najprawdopodobniej drugą osobą w państwie a państwo to może stać się co najwyżej przedmiotem rozmów bo z grona decydentów samo się wycofało pod wodzą Donalda Tuska. Po raz kolejny widać jak bardzo brakuje w Europie głosu Polski i kto korzysta na zbrodni smoleńskiej.
fot. se.pl
(4)
2 Comments
MD
12 September, 2014 - 20:46
Całkowicie zgadzam się z tym, co napisałeś. Sama nie zrobiłabym tego lepiej.
Masz piątala, bo więcej nijak się nie da!
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@MD
14 September, 2014 - 13:53