
I tak oto w majestacie "prawa" akceptowanego zarowno przez Brukselę, Berlin jak i Moskwę ustanowiono nam "rady narodowe" z taką domieszką zielonej (w rzeczywistości także czerwonej, ale akurat pomalowanej na zielono) zarazy, że nawet samej Partii (anty)Obywatelskiej mają wątpliwości czy aby nie za dużo tego komponentu tym razem dodano. Poprzednia domieszka w kolorze sraczkowym (wewnątrz jak najbardziej wzorcowo czerwona), której dołożono w wyborach do sejmu miała trochę mniej krzyczący procent i w dodatku już widocznie się zużyła.
Pytaniem otwartym pozostaje nadal rzeczywisty wynik wyborów, bo tego nadal nie znamy i w mojej ocenie mamy do czynienia z grą obliczoną na zmęczenie społeczeństwa obserwowaniem przekrętów wyborczych. Bo jak na przykład inaczej tłumaczyć podwójne protokoły WKW w Katowicach? Takie zmęczenie społeczeństwa ciągłym mówieniem o "nieprawidłowościach" jest bardzo potrzebne do kolejnych wyborów. Wybory prezydenckie, które mają odbyć się na wiosnę są o wiele bardziej czytelne i zrozumiałe dla społeczeństwa niż te, w których wybieramy jakieś sejmiki wojewówdzkie. W dodatku są łatwiejsze do upilnowania, gdyż każdemu komitetowi wyborczemu łatwiej znaleźć odpowiednią liczbę ludzi do komisji wyborczych. Stąd aby Komorowski mógł je wygrać potrzebne są bardziej "radyklane posunięcia" a "nieprzygotowane" na przełknięcie takich wałków społeczeństwo mogłoby się udławić.
Rozumiem krytyków postawy PIS, którzy domagają bardziej radykalnych działań ze strony najpoważniejszego ugrupowania opozycyjnego, ale ich nie podzielam. Nie ma bowiem w społeczeństwie tak wielkiej determinacji by siłą wymusić na władzy uczciwość wyborów. O tę determinację trzeba się postarać. Dobrze się składa, że na wiosnę są wybory prezydenckie bo te najmocniej jednoczą naród i jednocześnie pozwalają wyzwolić największą energię, gdyż aktywni obywatele nie są zaabsorbowani własną kampanią w swoich okręgach wyborczych i do tego w dużo mniejszym stopniu loklane układy są w stanie wpływać na postawy wyborców. Nie zwykle korzystną okolicznością byłoby przejęcie władzy w dużych miastach a zwłaszcza w Warszawie przez kandydata Prawa i Sprawiedliwości. I w tym kierunku trzeba zrobić wszystko.
I jeszcze słowo o tytułowej zielonej (czerwonej) zarazie. Mamy nadal społeczeństwo głęboko skomunizowane zarówno przez I jaki II PRL. Tzw. "PSL" za pierwszego PRL-u był postrzegany jako swego rodzaju mniejsze zło. Często ktoś naciskany aby uniknąć legitymacji PZPR przyjmował legitymację ZSL. Po kancie "okrągłego stołu" ZSL błyskawicznie ogłosił się PSL-em i poczuł się spadkobiercą Witosa i Mikołajczyka mimo, że powstał w wyniku zbrodniczej eksterminacji ugrupowania kierowanego właśnie przez Stanisława Mikołajczyka. Eduakcja historyczna a właściwie indoktrynacja propagandowa II PRL pozwoliła wykreować owych "zielonych" kolaborantów na spokojne, rzeczowe i rozważne ugrupowanie, które potrafi się ponoć dogadać i z Moskwą i z Brukselą. Jak wygląda rzeczywistość polityki PSL społeczeństwo praktycznie nie wie bo przekaziory robią co mogą, ludziom brakuje również elementarnej wiedzy by we własnym zakresie szukać informacji a w dużej mierze nie ma takich chęci i czasu bo propaganda, nie tylko zresztą krajowa, kieruje uwagę i dość skutecznie zagospodarowuje czas kwestiami zastępczymi.
Cała masa przykładów wskazuje, że ogloszony wynik wyborów został sfałszowany. Nie oznacza to jednak, że społeczeństwo nie poparło w dużej mierze "zielonej zarazy". Stały wysiłek propagandowy przyniósł, w mojej ocenie, skutek którego nawet rządząca PO nie przewidziała. "Świeżość" bimbrownika z Biłgoraja już przeminęła, bardzo szybko zużył się Korwin, gdyż zbyt intensywanie i otwarcie musieli działać na rzecz tonącej PO, która cały czas jest twarzą władzy. Stąd wyborcy, którzy mają już dość PO a nadal boją się PIS skazani zostali na "spokojny" PSL. Skrócenie kadencji samorządów wybranych w sfałszowanych wyborach jest jedynym wyjściem z sytuacji. Problem w tym, że powtórzenie tych wyborów na wiosnę ogromnie ułatwia szwindel przy wynikach prezydenckich tak jak i analogicznie na jesieni zwiększa możliwość przekrętów przy wyborach parlamentarnych.
Wydawać się może, że w ten sposób odsuwamy w siną dal sprawę najważniejszą, czyli odzyskanie państwa. Rzeczywiście taka perspektywa wymaga dużej cierpliwości, ale nie musi też oznaczać, że po drodze coś nadzwyczajnego. Zwróćmy uwagę w jakiej sytacji znalazł się SLD z Leszkiem Millerem. Oczywiście, że system trwa nadal, ale wyłącznie dzięki środkom publicznym i jest od nich coraz bardziej uzależniony. Zwiększanie się poczucia zagrożenie wśród rządzących zwiększa prawdobieństwo zgubnych posunięć dla nich samych. To są też nasze szanse. Pamiętać jednak należy, że nadal mamy trwać i drążyć tę sowiecką skałę, aż do zwycięstwa. W niedzielę bardzo ważna druga tura wyborów a na wiosnę wybory prezydenckie. Od nas też zależy jak skutecznie wypromujemy Andrzeja Dudę.
Pytaniem otwartym pozostaje nadal rzeczywisty wynik wyborów, bo tego nadal nie znamy i w mojej ocenie mamy do czynienia z grą obliczoną na zmęczenie społeczeństwa obserwowaniem przekrętów wyborczych. Bo jak na przykład inaczej tłumaczyć podwójne protokoły WKW w Katowicach? Takie zmęczenie społeczeństwa ciągłym mówieniem o "nieprawidłowościach" jest bardzo potrzebne do kolejnych wyborów. Wybory prezydenckie, które mają odbyć się na wiosnę są o wiele bardziej czytelne i zrozumiałe dla społeczeństwa niż te, w których wybieramy jakieś sejmiki wojewówdzkie. W dodatku są łatwiejsze do upilnowania, gdyż każdemu komitetowi wyborczemu łatwiej znaleźć odpowiednią liczbę ludzi do komisji wyborczych. Stąd aby Komorowski mógł je wygrać potrzebne są bardziej "radyklane posunięcia" a "nieprzygotowane" na przełknięcie takich wałków społeczeństwo mogłoby się udławić.
Rozumiem krytyków postawy PIS, którzy domagają bardziej radykalnych działań ze strony najpoważniejszego ugrupowania opozycyjnego, ale ich nie podzielam. Nie ma bowiem w społeczeństwie tak wielkiej determinacji by siłą wymusić na władzy uczciwość wyborów. O tę determinację trzeba się postarać. Dobrze się składa, że na wiosnę są wybory prezydenckie bo te najmocniej jednoczą naród i jednocześnie pozwalają wyzwolić największą energię, gdyż aktywni obywatele nie są zaabsorbowani własną kampanią w swoich okręgach wyborczych i do tego w dużo mniejszym stopniu loklane układy są w stanie wpływać na postawy wyborców. Nie zwykle korzystną okolicznością byłoby przejęcie władzy w dużych miastach a zwłaszcza w Warszawie przez kandydata Prawa i Sprawiedliwości. I w tym kierunku trzeba zrobić wszystko.
I jeszcze słowo o tytułowej zielonej (czerwonej) zarazie. Mamy nadal społeczeństwo głęboko skomunizowane zarówno przez I jaki II PRL. Tzw. "PSL" za pierwszego PRL-u był postrzegany jako swego rodzaju mniejsze zło. Często ktoś naciskany aby uniknąć legitymacji PZPR przyjmował legitymację ZSL. Po kancie "okrągłego stołu" ZSL błyskawicznie ogłosił się PSL-em i poczuł się spadkobiercą Witosa i Mikołajczyka mimo, że powstał w wyniku zbrodniczej eksterminacji ugrupowania kierowanego właśnie przez Stanisława Mikołajczyka. Eduakcja historyczna a właściwie indoktrynacja propagandowa II PRL pozwoliła wykreować owych "zielonych" kolaborantów na spokojne, rzeczowe i rozważne ugrupowanie, które potrafi się ponoć dogadać i z Moskwą i z Brukselą. Jak wygląda rzeczywistość polityki PSL społeczeństwo praktycznie nie wie bo przekaziory robią co mogą, ludziom brakuje również elementarnej wiedzy by we własnym zakresie szukać informacji a w dużej mierze nie ma takich chęci i czasu bo propaganda, nie tylko zresztą krajowa, kieruje uwagę i dość skutecznie zagospodarowuje czas kwestiami zastępczymi.
Cała masa przykładów wskazuje, że ogloszony wynik wyborów został sfałszowany. Nie oznacza to jednak, że społeczeństwo nie poparło w dużej mierze "zielonej zarazy". Stały wysiłek propagandowy przyniósł, w mojej ocenie, skutek którego nawet rządząca PO nie przewidziała. "Świeżość" bimbrownika z Biłgoraja już przeminęła, bardzo szybko zużył się Korwin, gdyż zbyt intensywanie i otwarcie musieli działać na rzecz tonącej PO, która cały czas jest twarzą władzy. Stąd wyborcy, którzy mają już dość PO a nadal boją się PIS skazani zostali na "spokojny" PSL. Skrócenie kadencji samorządów wybranych w sfałszowanych wyborach jest jedynym wyjściem z sytuacji. Problem w tym, że powtórzenie tych wyborów na wiosnę ogromnie ułatwia szwindel przy wynikach prezydenckich tak jak i analogicznie na jesieni zwiększa możliwość przekrętów przy wyborach parlamentarnych.
Wydawać się może, że w ten sposób odsuwamy w siną dal sprawę najważniejszą, czyli odzyskanie państwa. Rzeczywiście taka perspektywa wymaga dużej cierpliwości, ale nie musi też oznaczać, że po drodze coś nadzwyczajnego. Zwróćmy uwagę w jakiej sytacji znalazł się SLD z Leszkiem Millerem. Oczywiście, że system trwa nadal, ale wyłącznie dzięki środkom publicznym i jest od nich coraz bardziej uzależniony. Zwiększanie się poczucia zagrożenie wśród rządzących zwiększa prawdobieństwo zgubnych posunięć dla nich samych. To są też nasze szanse. Pamiętać jednak należy, że nadal mamy trwać i drążyć tę sowiecką skałę, aż do zwycięstwa. W niedzielę bardzo ważna druga tura wyborów a na wiosnę wybory prezydenckie. Od nas też zależy jak skutecznie wypromujemy Andrzeja Dudę.
(6)
1 Comments
@autor
25 November, 2014 - 11:49