Romantyczny realista (1)

 |  Written by Godziemba  |  3
W 1930 roku gen. Gustaw Orlicz-Dreszer został prezesem Ligi Morskiej i Kolonialnej.

     Generał był prominentnym członkiem obozu piłsudczykowskiego. Urodzony w 1889 roku w Jadowie koło Wołomina. W latach 1911-1913 odbył służbę wojskową w armii rosyjskiej, w jej trakcie ukończył szkołę oficerską. Po wybuchu wojny został wcielony do pułku huzarów, jednak już w połowie zdezerterował i został dowódcą szwadronu ułanów Beliny-Prażmowskiego w 1 pp (późniejszej I Brygadzie) Legionów Polskich, szybko stając się zaufanym oficerem Komendanta Piłsudskiego.  

     Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości walczył kolejno z Ukraińcami w Małopolsce Wschodniej, potem uczestniczył w wyprawie wileńskiej (kwiecień 1919 roku), następnie wyprawie kijowskiej (kwiecień 1920 roku), wreszcie w bitwie warszawskiej (jako dowódca dywizji jazdy w 5 Armii WP), zostając pułkownikiem w wieku niespełna 31 lat. Po zakończeniu wojny Orlicz-Dreszer ukończył kurs wyższych dowódców, kurs informacyjny w Wersalu, a następnie kurs dokształcenia w Centrum Wyższych Studiów Wojskowych w Warszawie, by w kwietniu 1924 roku zostać awansowany do stopnia generała brygady oraz objąć dowództwo 2 Dywizji Kawalerii.
 
     Przez cały czas, także po wycofaniu się Piłsudskiego wiosną 1923 roku do Sulejówka, Orlicz-Dreszer zaliczał się do tego grona piłsudczyków, którzy cieszyli się największym zaufanie przywódcy i najczęściej bywali u Piłsudskiego. W dniu 15 listopada 1925 roku podczas wizyty kilkuset oficerów w Sulejówku,  w wygłoszonym przemówieniu zadeklarował: „Chcemy, byś uwierzył, że gorące chęci nasze, być nie zechciał być w tym kryzysie nieobecny, osierocając nie tylko nas , wiernych Twoich żołnierzy, lecz i Polskę, nie są tylko zwykłymi uroczystościowymi komplementami, lecz że niesiemy ci prócz wdzięcznych serc i pewne, w zwycięstwach zaprawione szable”
   
    Generał Orlicz-Dreszer był faktycznym dowódcą wojsk wiernych Marszałkowi w czasie zamachu majowego. W przeciwieństwie do dowództwa strony rządowej, kierował walką sam, konsultując najważniejsze decyzje z Piłsudskim i meldując mu co pewien czas o rozwoju sytuacji.
 
    Po przejęciu władzy przez Piłsudskiego, Orlicz został generałem do prac przy generalnym  inspektorze w powołanym latem 1926 roku Generalnym Inspektoracie Sił Zbrojnych. 1 stycznia 1931 roku mianowany został generałem dywizji oraz inspektorem armii z siedzibą w Wilnie. W ten sposób wszedł do grona najwyższych rangą i stanowiskiem oficerów WP.
 
    Decyzja Dreszera o objęciu kierownictwa Ligi Morskiej i Kolonialnej była bez wątpienia rezultatem jego zainteresowań problematyką morsko-kolonialną, a przede wszystkim zaspokojenia własnych ambicji politycznych i możliwości realizacji własnych koncepcji społeczno-gospodarczych.

     W marcu 1930 roku Generał został prezesem zarządu Związku Pionierów Kolonialnych, organizacji, której członkowie mieli ambicje podjęcia ekspansji polskiego eksportu na rynki kolonialne oraz skierowania polskiej emigracji zarobkowej na wytypowane uprzednio tereny zamorskie, co umożliwiłoby jej koncentrację i zachowanie ścisłych więzi z Macierzą.

    W tej sytuacji naturalne stało się zaangażowanie jego w prace Ligi. Na II Walnym Zjeździe organizacji w końcu października 1930 roku został wybrany przewodniczącym zjazdu, a następnie wygłosił referat o konieczności akcji kolonialnej w Polsce. Generał został członkiem Rady Głównej Ligi, na początku listopada 1930 roku został wybrany prezesem Zarządu Głównego Ligi, którą to funkcję piastował aż do swej tragicznej śmierci.

    Na wniosek nowego prezesa dotychczasowe cele organizacji zostały rozszerzone o działania na rzecz najbardziej optymalnego wykorzystania własnego wybrzeża morskiego, rozbudowy i utrwalenia polskiego stanu posiadania nad Bałtykiem, co niewątpliwie związane było z zagrożeniem niemieckim, oraz uzyskania terenów osadniczych dla planowej ekspansji ludnościowej, a co za tym idzie także gospodarczej. To ostatnie uzasadniano bardzo wysokim przyrostem naturalnym, przekraczającym możliwości wchłonięcia go przez rodzimy rynek pracy. Zdobycie terenów dla własnej zorganizowanej akcji kolonizacyjnej wiązało się z dostępem do kolonialnych surowców oraz rynków zbytu.

    Szef Ligi pragnął nauczyć rodaków kochać polskie morze, by z czasem stali się narodem morskim, a Polska państwem morskim. Łączyło się to z jego przekonaniem – charakterystycznym dla zdecydowanej większości piłsudczyków, iż Polska, aby zachować swoją niepodległość, musi stać się mocarstwem, posiadającym liczną flotę handlowej oraz silną marynarki wojennej. Nie miało to nic wspólnego z polityczną megalomanią, choć skala problemów społecznych, gospodarczych i narodowościowych, realne zagrożenie ze strony Moskwy i Berlina zdecydowanie utrudniało realizację tych planów.

    Orlicz-Dreszer był w pełni świadom rozziewu pomiędzy mocarstwowymi aspiracjami elity piłsudczykowskiej a niskim stopniem rozwoju gospodarczego Polski. „Nauczyliśmy się – pisał – od chwili odzyskania niepodległego bytu, odmieniać we wszystkich możliwych przypadkach wielki wyraz „mocarstwo”, upajając się jego dźwiękiem jak małe dzieci, powtarzające z radością słowo, którego znaczenie nie rozumieją. Są przecież u nas bardzo liczni i bardzo poważni obywatele Państwa, którzy twierdzą, że jesteśmy już mocarstwem. Inni – skromniejsi – głoszą, że weszliśmy właśnie na właściwą drogę, wiodącą prosto do przyszłości mocarstwowej. (…) Nie jest przecież mocarnym naród, nie jest mocarstwem państwo, gdzie większość obywateli cierpi nędzę materialną i kulturalną, zupełnie niewspółmierną z przeciętnym bytem ludności narodów nie tylko wielkich, ale nawet średnich, które aspiracyj wielkomocarstwowych nie posiadają, jak Szwecja, Dania, Szwajcaria, Czechosłowacja, Norwegia…”

    Zaangażował się w realizację programu morsko-kolonialnego, bo wierzył, iż dzięki niemu możliwe stanie się podniesienie poziomu rozwoju gospodarczego kraju, a co za tym idzie zapewnienie godziwej egzystencji obywatelom Polski. Jednocześnie uważał iż „naród, posiadający taki rozmach, taką łatwość projektowania, taką łatwość inicjatywy, tak wielką energię i tak znaczną inteligencję – gdyby do tego dołożył pracowitość codzienną (…) to byłby naprawdę narodem wielkim, mógłby się piąć po drabinie ku mocarstwu, wyścigającym inne narody”.

    Ufając w potencjał Polaków był przekonany, iż „żywotności narodu nie można mierzyć aktywną jego działalnością w krótkim okresie historycznym, choćby nawet  najbardziej intensywne przejawy życia stwarzały w tym czasie pozór nie przeciętnej  jego energii i rozmachu. Istnienie bowiem narodu jest znacznie dłuższe i bujniejsze niż krótki żywot najzdolniejszego i najbardziej wydajnego w pracy człowieka. W warunkach rzeczywistości polskiej, zwłaszcza dzięki znanym cechom charakteru narodowego, ujawnionym w ciągu wieków, zasada trwałości idei i czynów posiada znaczenie wprost kapitalne dla lepszej przyszłości, której w myśl haseł, popularnie głoszonych, szukać chcemy na wielkim gościńcu mocarstwowym”.

    Trwałości postulowanej przez siebie idei mocarstwowej upatrywał w systematycznej rozbudowie gospodarczej kraju, osiąganej w oparciu o korzyści wynikające ze związania polskiej gospodarki z morzem, nastawienia jej na kolonialne rynki zbytu oraz ekspansję osadniczą Polaków. Liczył przy tym na entuzjazm młodych ludzi dla programu kolonialnego, który „absorbowałby jego  mózgi i pracę”, a jednocześnie „miały oprzeć się niszczącemu działaniu czasu”.

CDN.
5
5 (5)

3 Comments

polfic's picture

polfic
Krótko mówiąc - wizjoner, w pozytywnym sensie :)
Godziemba's picture

Godziemba
Otóż to:))

Pozdrawiam
alchymista's picture

alchymista
kurczę, a ja mylnie go kojarzyłem z Eugeniuszem Dreszerem, który niezbyt chwalebnie zapisał się w kampanii armii Prusy...

Więcej notek tego samego Autora:

=>>