Najbardziej oczywistym wątkiem w twórczości Michel Houellebecq'a, jest istota która w polskiej poezji przewija się jako “Mała rozbita dusza z wielkim żalem nad sobą” (Herbert) gatunek stworzeń które z kolei T. S Elliot określił jako hollow people, wydrążonych ludzi. Czy jest to: nauczyciel, komik, informatyk, genialny genetyk czy organizator wernisaży, wszyscy oni są tak samo są pozbawieni wiary i miłości, tak samo puści. Ich wolę napędza łańcuch doraźnych doznań. Oddając się rozpuście cierpią z braku “głębokiego uczucia” kiedy wreszcie udaje się im je osiągnąć, nie są w stanie go obronić. Areligijne, od pokwitania rozbudzone seksualnie, stworzenia, w wieku dojrzałym, skamlą o ciepły ochłap wycięty z życiorysu młodszej o kilkanaście lat samicy. I ten, czasami, na jakiś krótki okres, jest im dany. Książki Houellebecq'a męczą pornograficznymi wstawkami, które jednak zdają się adekwatnie oddawać nastój permanentnej rui ludzkich zwierząt, wszak “ jesteśmy przede wszystkim ciałami”.
Protagonistą “Uległości” jest François, wykładowca Sorbony IV, osobnik intelektualnie wyrafinowany, znużony, wypalony. Widać w nim pewne poruszenia serca w kierunku, jakiegoś Absolutu, niewątpliwie szanuje Kościół Rzymskokatolicki, bo “to religia głęboka i subtelna”. Drażni go i napawa obawą, sytuacja we Francji: przejście władzy, przy asyście lewicy w ręce muzułmanów . Kiedy uniwersytet dostaje się pod kuratelę zwolenników nowego reżimu, wchodzą nowe porządki, można się do nich przystosować, przyjąć islam w wersji “soft” albo odejść na przedwczesną i przyzwoitą pod względem finansowym emeryturę. Co François z razu czyni, potem jednak decyduje się przystać do obozu zwycięzców. Czemu nie? Kto, i w imię czego może zabronić “człowiekowi bez właściwości”, mieszkańcowi społeczeństwa konsumenckiego, sprzedać wybranemu przezeń nabywcy swój czas, swoją osobę i prestiż ? Wszak jest w możności do pozbawienia się owej wolności i czyjakolwiek interwencja była by, niegodną ludzi cywilizowanych, uzurpacją. Nikt, spośród jemu podobnych, go nie skarci przeciwnie pozazdroszczą mu. Któż ze starzejących się frajerów nie przyjął by zapłaty w formie możliwości posiadania kilku, nastoletnich zon, i pensji która pozwoli mu ten harem utrzymać? Tyle w kwestii obrazu jednostki, a wizja państwa?
Czynniki kształtujące polityczne tło dla fabuły “Uległości” to wspomniani już muzułmanie i lewacy. Przy czym ci pierwsi ukazani są tu jako rozsądniejsi i bardziej przebiegli. Taki przynajmniej, jawi się sięgający po władzę prezydent Mohammed Ben Abbes, osobnik ów chce stopniowego włączenia w obręb struktur Europejskich kolejnych krajów basenu Morza Śródziemnego. Abbes zamierza wskrzesić Imperium Rzymskie i podobnie jak cesarz August, którego jest wielbicielem, pragnie posłużyć się spreparowaną odpowiednio atrapą demokracji. Zresztą “instytucje europejskie (...) można różnie określić, ale na pewno nie jako demokratyczne” zdaniem Abbesa i podzielających jego wizje bezpieczniaków, będą one “ewoluować w kierunku zwiększenia roli konsultacji społecznych: logiczną konsekwencją powinny być wybory na urząd prezydenta Europy.” człowiek który w powieści Houellebecq’a referuje ten plan, to emerytowany oficer służb specjalnych, pozytywnie nastawiony do wizji powrotu imperium europejskiego, niech by i pod znakiem półksiężyca.
Plan geopolityczny przedstawiony w “Uległości” przypomina projekt prezydenta Sarkozy'ego z 2008 roku, złośliwi publicyści określali go jako “kieszonkowe imperium”. Dziś AD 2016 premierem Francji jest były minister spraw wewnętrznych, socjalista i mason Manuel Valls, osobnik który gardłował w chórze garniturów krytykujących Węgry za brak entuzjazmu co do przyjmowania “uchodźców”. Obecnie (luty 2016), zapowiada że :Francja więcej już uchodźców nie przyjmie. Popada więc w pewien dysonans z reszta europejskich braci. Którzy zakomunikowali niedawno nam, krnąbrnym mieszkańcom kontynentu, że “przypływ imigrantów jest nie ciężarem, lecz szansą dla przyszłości Europy.” Szansą na co? Na eurokalifat. Włożenie przez autora "Uległości" w usta bezpieczniaka slow pełnych aprobaty dla muzułmańskiego prezydenta Republiki, najprawdopodobniej nie służy tylko urozmaiceniu fabuły. Wydaje się że autor zdaje sobie sprawę z tego że francuskiej bezpiece i masonerii na rękę jest proces islamizacji Europy, wszak stanie się on „tyglem odrodzenia i odnowienia europejskiego marzenia”, jak chcą masoni apelujący do rządzących naszym kontynentem. Tyglem w którym sterroryzowane grasującymi watahami islamskiej dziczy społeczeństwa przystaną, na “tymczasowe” ma się rozumieć, ograniczenie swobód w zamian za bezpieczeństwo. Francuskie i nie tylko francuskie “deep state” potrafi docenić i wykorzystać zalety strachu, wiecznego sprzymierzeńca zamordystów. No a kiedy jeszcze do struktur “Unii na rzecz Regionu Morza Śródziemnego” czy jak zwał, ten twór, wejdą poza dotychczasowymi państwami UE, wspomniane już, państwa muzułmańskie, do strachu dołączy: Islam- ideologiczne lepiszcze nowego imperium. Ta religia poza dostarczeniem nowych rzesz elektoratu, nada się jeszcze, zarówno do pacyfikacji mas (wersja wahabicka), jak do dopieszczenia intelektualnych potrzeb studiujących kabałę masońskich elit (mądrość sufi). Katolicyzm przez jakiś czas może nawet być tolerowany, póki nie ogłosi się kolejnej kwietnej wojny, by znów nakarmić słońce nieustającej rewolucji. Dziarscy chłopcy z Lewantu, pomogą dokończyć dzieło rozpoczęte przez piekłoszczyka Turreau, kata Wandei którego nazwisko wciąż widnieje na Łuku Tryumfalnym Republiki. Władza wtedy raz zdobyta, pozostaje w rękach braci fartuszkowych do dziś.
Sugerując więc przychylność bezpieczniaków francuskich dla projektu islamizacji Europy Houellebecq jednak nie uwypukla motywu masońskiego. Widać zależy mu jeszcze na wydawaniu książek. Przecież nikogo by nie zdziwiło, gdyby, po publikacji “Ulęgłości”, autor zamilkł, wypalenie może dotknąć każdego. Zwłaszcza autora który tak wiele o tym wie i pisuje. Houellebecq omija temat masonerii, tajnych i półtajnych stowarzyszeń także w innych swych książkach, wspomina co prawda o różokrzyżowcach, w “Cząstkach Elementarnych” lecz lakonicznie, wulgarnie, głupio. Natomiast w tej samej powieści w rozdziale “Julian i Aldous” w którym opisuje spuściznę, wilka w owczej skórze, Aldousa Huxleya, wyjaśniając że “Nowy Wspaniały Świat” nie był antyutopią, a projektem, pisarz nie czyni jednak wzmianki , kto jest czynnikiem sprawczym owego projektu. A przecież Huxley przynależał właśnie do powiązanej z masonerią “Fabian Society”, poza wilkiem w owczej skórze, jednym z głównym symboli, tej organizacji był umieszony na kowadle glob a nad nim dwóch osobników, zamierzających przekuć go na kształt zgodny z ich pragnieniami, jedno z nich, to stopniowe i dyskretne wprowadzanie zasad socjalizmu w Anglii i na świecie.
Wydaje się że francuski autor rozumie iż , nowy porządek świata można kontestować, lecz do pewnych granic, do pewnych rozsądnych granic. Ba, czasem trzeba opłacić się panom tego świata kilkoma akapitami, rozdziałem, czy po prostu, tak rozłożyć akcenty w powieści by kontestacja uzupełniała psychomanipulację, a kontestator był jednocześnie agentem wpływu grup przez niego kontestowanych.
Aspektem zgrabnie wpisującym się w kształtowanie nowej wpajanej masom przez masonów świadomości. Jest w książkach Houellebq’a fatalizm. Manifestowany jako “konieczność dziejowa” zachodzących obecnie przemian społeczno kulturowych, w “Cząstkach Elementarnych” pojawia się pod nazwą “metafizycznej mutacji”, tajemniczej, spontanicznej zmiany paradygmatów percepcji rzeczywistości przez masy. Ta zbitka słowna to użyteczne narzędzie racjonalizacji zamierzeń i wizji lewaków i globalistów. (zb Monbiot “The Age of Consent”) Fatalizm pojawia u Houellebeq'a także jako nieunikniona katastrofa, tak w wymiarze jednostki jak i społeczeństwa. Miłość musi zginąć, cywilizacja zgnić. Przy czym i jednostki i społeczeństwa przedstawiane w książkach francuza, budzą taką dozę wstrętu, że nie czujemy większego żalu na myśl o ich odejściu. Niech zdychają, a jeśli przyjdą jacyś inni na ich miejsce z pomysłem na człowieka i świat to czemu im przeszkadzać? (Znalazło by się parę powodów ale nie w prozie Houellebeq’a)
Autor wykazuje jednak, również nędzę “projektów mądrych ludzi”: w “Cząstakach Elemetarnych” gatunek ludzki, przy pomocy naukowców i agend ONZ, spokojnie wymiera dając miejsce nowmu, bardziej harmonijnemu, sterylnemu bytowi, ale już w “Możliwości Wyspy”, architektami “Nowego Wspaniałego Świata” są szefowie sekty, klonujacy ludzi i czyniący ich przez to "nieśmiertelnymi". Oczywiście zaszczytu przemienienia w nadludzi doznają ci najbardziej wartościowi, najbardziej majętni. Jednak nowa ludzkość w wiekszości przypadków degeneruje się: genetycznie, zmodyfikowani potomkowie elit żyją w izolacji w technologicznie zawansowanych siedliskach, odizolowani od podobnych sobie nadludzi i od żyjących w ruinach dzikusów. Masońska Atlantyda okazuje się parodią Edenu, a wyhodowany przez nich “nadczłowiek” to umierający z nudów, homunkulus.