Jeszcze nie umilkły echa odwołania prezesa Stadniny Koni w Janowie Podlaskim Marka Treli, a już koński świat obiegła kolejna sensacja. Zagraniczne portale trąbią: w Janowie padła klacz Preria należąca do Shirley Watts!
Ale to nie wszystko. Nie mniej sensacyjną wiadomością jest powołanie byłego ucznia janowskiego Technikum Hodowli Koni na członka zarządu Stadniny Koni. Ma zastąpić zasłużonego poprzednika. Co za pech, że klacz zachorowała w pierwszym dniu jego pracy!
Za śmierć najcenniejszej polskiej klaczy Pianissimy prezes Marek Trela odpowiedział głową. Czy tym razem będzie podobnie? To pytanie zadaliśmy prezesowi Agencji Nieruchomości Rolnych Waldemarowi Humięckiemu, który w piątkowe popołudnie 18 marca spotkał się w janowskiej Stadninie z dziennikarzami.
Nic jednak nie wskazuje na to, by jakąkolwiek odpowiedzialność za upadek klaczy Preria poniósł Marek Skomorowski, od niespełna miesiąca prezes zarządu Stadniny. Humięcki zapewnił, że specjalny zespół pracowników ANR bada okoliczności zdarzenia. Zabezpieczono dowody, w tym podawaną koniowi paszę, i przesłuchano pracowników. Wykonana została sekcja zwłok. Na stronie Agencji opublikowano notatkę ze szczegółowym przebiegiem wypadków. I prokuraturę zawiadomiono, a jakże, żeby uzupełnić podejrzenia przeciwko... Markowi Treli.
– Chcemy być przejrzyści i transparentni, dlatego zamierzamy szczegółowo wszystko wyjaśnić – podkreślał prezes.
Co zrobi Shirley Watts?
Weterynarz dr Ryszard Kucharczyk opowiedział podczas konferencji o przebiegu zdarzeń.
16-letnia Klacz zachorowała nagle w środę 16 marca. Miała objawy skrętu jelit, co jest niezwykle groźne u koni, więc zdecydowano o szybkim przewiezieniu jej do Warszawy. Tam w specjalistycznej klinice na Służewcu poddano ją operacji. Niestety, było już za późno. Klacz definitywnie uśpiono, podając większą dawkę narkozy jeszcze w trakcie zabiegu. Gdyby w stajni był monitoring, a na miejscu można było wykonać zabieg, sprawy mogłyby potoczyć się inaczej. Prezes Humięcki zauważył, że należałoby rozważyć stworzenie w Stadninie nie tyle samego szpitala, co ośrodka medycyny koni, w którym adepci weterynarii zdobywaliby praktykę i przeprowadzano by badania naukowe.
Teraz kierownictwo Stadniny i prezes ANR mówią: trudno, tak się zdarza. Ale winą za to, co się stało z Pianissimą (padła z powodu skrętu okrężnicy), nowe władze obarczyły ówczesnego prezesa Trelę. To był gwóźdź do trumny hodowcy.
– To był tylko jeden z powodów odwołania – tłumaczył się na konferencji prezes Humięcki. Ale dobrze pamiętamy, że minister rolnictwa Krzysztof Jurgiel wyraźnie zaznaczył na wcześniejszym briefingu, że głównym zarzutem wobec Treli był brak nadzoru i w konsekwencji utrata perły polskiej hodowli. Zatem co za niekonsekwencja w ocenie dwóch jakże podobnych do siebie zdarzeń!
Preria została wyhodowana w Janowie Podlaskim. Shirley Watts jest jednym ze strategicznych klientów, zakupiła już dziesiątki polskich arabów, bo ufała naszym hodowcom. To im powierzyła zakupioną w 2009 roku za 230 tys. euro klacz, aby tu została zaźrebiona. Czy będzie chciała jeszcze kiedykolwiek tu przyjechać? Czy zażąda odszkodowania, które zrujnuje janowską Stadninę, a może nawet Skarb Państwa? Na razie nie wiadomo.
Żona perkusisty milczy, a dziennikarzom, którzy się z nią skontaktowali, powiedziała, że jest w szoku i zastanawia się, co zrobić. W Janowie pozostało jeszcze kilka innych jej klaczy.
Boją się, żeby nie było na nich
Atmosfera wśród pracowników obsługujących konie jest fatalna. Boją się podchodzić do koni, żeby w razie czego nie było na nich.
– Nie da się normalnie pracować. Każdy się boi, że go wyrzucą – mówi jeden z członków załogi, zastrzegając, że wypowiada się anonimowo, bo, jak uzasadnia, kierownictwo zakazało rozmów z dziennikarzami.Cały artykuł tu:
http://www.slowopodlasia.pl/1808/padla-kolejna-klacz-czy-to-koniec-prestizu-janowskiej-stadniny
4 Comments
Dyletanci robią następny błąd
23 March, 2016 - 18:51
Dyletanci
23 March, 2016 - 22:40
Ale z doświadczenia wiem, że jeżeli po odejściu dobrego szefa dobra firma się sypie, to znaczy, że zarówno z szefem jak i z firmą było coś nie tak.
Niestety, nie rozumiem tego
23 March, 2016 - 23:02
Po prostu
24 March, 2016 - 09:19
Swego czasu znana była opowieść - być może miejska legenda, ale dość realna - o teście, jaki przeprowadził przewrotny właściciel firmy, którą stanowiło kilka znakomicie funkcjonujących zakładów. Zorganizował szefom placówek - widząc jak ciężko pracują, zasłużony wypoczynek w zupełnym oderwaniu od miejsca pracy (Hawaje, czy coś w tym rodzaju).
Po powrocie sprawdzał, jak sobie poszczególne zakłady radziły bez szefów. Tytanów pracy, którzy poświęcili swoje życie firmie, bez których placówka nie potrafiła się obejść - pozwalniał, a pozostawiał na stanowiskach, lub awansował tych, których wielotygodniowej nieobecności zarządzany przez nich zespół "nie zauważył".