
Gdybym miała wskazać naukę przekazaną mi przez rodziców, która okazała się w moim życiu najistotniejsza i miała na nie największy wpływ, byłoby to wpojone mi przekonanie, że najgroźniejszą pułapką, w jaką człowiek może wpaść w życiu, jest bezkrytyczne przyswajanie stereotypów myślenia i niepoddawanie ich krytycznej analizie. Paradoksalnie, dzieje ludzkości dowodzą, że istnieje pewien schemat procesów determinujących przemiany społeczne. To, co wyrasta z niezgody na stereotypy, samo prędzej czy później kształtuje się jako zespół przekonań uproszczonych do granic absurdalności. Taka też okazała się historia idei feminizmu. Postulaty sufrażystek z XIX i początku XX wieku okazują się nie mieć prawie niczego wspólnego z tak zwanym feminizmem trzeciej fali, poza kilkoma chwytliwymi, znaczeniowo już pustymi hasłami.
Feminizm trzeciej fali idealnie wpisuje się w narrację pozornie oczywistych i bezdyskusyjnych postulatów ideologicznych, dotyczących konieczności działań przeciw dyskryminacji człowieka z jego przekonaniami, stylem życia, przynależnością etniczną, itp., itd. Narrację opartą na pewnych aksjomatach łatwo przekształcić w zestaw atrakcyjnych haseł, które wsparte karykaturalną prezentacją oponentów, uwodzą postępowością, humanitaryzmem, świadomością społeczną. I wszystko to ograniczałoby się pewnie jedynie do teoretycznych sporów akademickich, gdyby nie fakt, że zawsze znajdzie się jakiś spryciarz, który jak król Midas, czego nie dotknie, zamieni w złoto.
Rolę Midasa odgrywają zaś we współczesnym świecie potężne molochy korporacyjne, dla interesów których największym zagrożeniem okazuje się zespół wartości stojących u podstaw cywilizacji łacińskiej. Zarządzający nimi ludzie doskonale wiedzą, że nie ma zysku bez inwestycji. W tej sytuacji zaś najlepszą inwestycją jest wsparcie ideologii opozycyjnej wobec konserwatywnych wartości. Dewaluacja tych ostatnich bowiem otwiera drogę do przedsięwzięć mogących stać się maszynką do robienia pieniędzy. W efekcie – żywotnym interesem wspomnianych molochów korporacyjnych jest silne wsparcie feminizmu trzeciej fali.
Metody są rozmaite, tęgie głowy pracują nad tym, żeby były jak najbardziej efektywne. Tworzy się na przykład komitety i fundacje przyznające nagrody za działania na rzecz kobiet. Ot na przykład Międzynarodowy komitet przyznający Nagrodę im. Simone de Beauvoir. Łatwo znaleźć w Sieci informacje, że laureatkami wspomnianej nagrody były między innymi pakistańska uczennica, walcząca z zakazem edukacji dla dziewcząt czy organizacja irańska protestująca przeciw dyskryminacji kobiet w tym kraju. A obok nich nasz rodzimy, założony przez Barbarę Nowacką Komitet „Ratujmy Kobiety”, przede wszystkim w celu zalegalizowania dopuszczalności aborcji, przy czym paradoksalnie walka o prawo do aborcji stanowiła postulat drugiej fali feminizmu z lat 60. I 70. ubiegłego wieku. Okazuje się zatem, że postawiono znak równości między prawem do niebycia obiektem dyskryminacji, a prawem do aborcji. Byłby to może i dość zabawny z logicznego punktu widzenia absurd, gdyby nie tocząca się wokół niego dyskusja związana z eugeniką i postulaty nijak mające się do niedyskryminowania choćby niepełnosprawnych dzieci.
Najbardziej jednak przewrotna jest argumentacja, u podstaw której leży przekonanie, że realizacja praw kobiety związana jest z odrzuceniem jej biologicznej roli. Jednocześnie jednak wyjaśnia, dlaczego wspomniana nagroda nosi imię Simone de Beauvoir. Patronka w istocie realizowała swoje prawa do odrzucenia konwenansów. Tyle, że mówiąc szczerze, jakoś nie tęsknię za czworokątem uczuciowym, a gdybym odczuła nagle seksualny pociąg do innej kobiety, nie widzę specjalnie przeszkód, żeby dać mu upust, bo też i kto byłby mi w stanie tego zabronić. O co więc toczy się walka? Ano o to na przykład, żeby związek homoseksualny nazywać mianem rodziny. Bo rodzina nie ma już służyć wychowaniu dzieci, których przecież można by się pozbyć jeszcze przed urodzeniem. Rodzina ma być zrównana z zespołem przywilejów prawno-socjalnych, pierwotnie służących jej trwałości – w imię ochrony najsłabszych i najbardziej bezbronnych członków – dzieci.
I co nie powinno nikogo zaskoczyć, a co skrzętnie pomija się w feministycznych dyskusjach, to rodzina stanowi najskuteczniejszy system ochrony kobiety. Rodzina ma być gwarantem monogamii, bezpiecznego macierzyństwa, również pod względem ekonomicznym. W tradycyjnej postaci, to na mężczyźnie spoczywa obowiązek ochrony żony i dzieci.
Pewnie jestem staroświecka i kompletnie niedzisiejsza, ale mówiąc szczerze, wcale mi nie zależy na wolności pozbawiającej mnie możliwości posiadania rodziny, w której mam pewność, że mężczyzna, z jakim związałam swój los będzie się mną i moimi dziećmi opiekował i że pewnego dnia nie wytoczy argumentu Sartre`a o bezsensowności monogamii, jaki usłyszała Simone de Beauvoir. Swoją drogą, czy zadałyście sobie kiedykolwiek, drogie Panie feministki pytanie, czy na pewno Simone de Beauvoir była w tym związku szczęśliwa?
Feminizm trzeciej fali idealnie wpisuje się w narrację pozornie oczywistych i bezdyskusyjnych postulatów ideologicznych, dotyczących konieczności działań przeciw dyskryminacji człowieka z jego przekonaniami, stylem życia, przynależnością etniczną, itp., itd. Narrację opartą na pewnych aksjomatach łatwo przekształcić w zestaw atrakcyjnych haseł, które wsparte karykaturalną prezentacją oponentów, uwodzą postępowością, humanitaryzmem, świadomością społeczną. I wszystko to ograniczałoby się pewnie jedynie do teoretycznych sporów akademickich, gdyby nie fakt, że zawsze znajdzie się jakiś spryciarz, który jak król Midas, czego nie dotknie, zamieni w złoto.
Rolę Midasa odgrywają zaś we współczesnym świecie potężne molochy korporacyjne, dla interesów których największym zagrożeniem okazuje się zespół wartości stojących u podstaw cywilizacji łacińskiej. Zarządzający nimi ludzie doskonale wiedzą, że nie ma zysku bez inwestycji. W tej sytuacji zaś najlepszą inwestycją jest wsparcie ideologii opozycyjnej wobec konserwatywnych wartości. Dewaluacja tych ostatnich bowiem otwiera drogę do przedsięwzięć mogących stać się maszynką do robienia pieniędzy. W efekcie – żywotnym interesem wspomnianych molochów korporacyjnych jest silne wsparcie feminizmu trzeciej fali.
Metody są rozmaite, tęgie głowy pracują nad tym, żeby były jak najbardziej efektywne. Tworzy się na przykład komitety i fundacje przyznające nagrody za działania na rzecz kobiet. Ot na przykład Międzynarodowy komitet przyznający Nagrodę im. Simone de Beauvoir. Łatwo znaleźć w Sieci informacje, że laureatkami wspomnianej nagrody były między innymi pakistańska uczennica, walcząca z zakazem edukacji dla dziewcząt czy organizacja irańska protestująca przeciw dyskryminacji kobiet w tym kraju. A obok nich nasz rodzimy, założony przez Barbarę Nowacką Komitet „Ratujmy Kobiety”, przede wszystkim w celu zalegalizowania dopuszczalności aborcji, przy czym paradoksalnie walka o prawo do aborcji stanowiła postulat drugiej fali feminizmu z lat 60. I 70. ubiegłego wieku. Okazuje się zatem, że postawiono znak równości między prawem do niebycia obiektem dyskryminacji, a prawem do aborcji. Byłby to może i dość zabawny z logicznego punktu widzenia absurd, gdyby nie tocząca się wokół niego dyskusja związana z eugeniką i postulaty nijak mające się do niedyskryminowania choćby niepełnosprawnych dzieci.
Najbardziej jednak przewrotna jest argumentacja, u podstaw której leży przekonanie, że realizacja praw kobiety związana jest z odrzuceniem jej biologicznej roli. Jednocześnie jednak wyjaśnia, dlaczego wspomniana nagroda nosi imię Simone de Beauvoir. Patronka w istocie realizowała swoje prawa do odrzucenia konwenansów. Tyle, że mówiąc szczerze, jakoś nie tęsknię za czworokątem uczuciowym, a gdybym odczuła nagle seksualny pociąg do innej kobiety, nie widzę specjalnie przeszkód, żeby dać mu upust, bo też i kto byłby mi w stanie tego zabronić. O co więc toczy się walka? Ano o to na przykład, żeby związek homoseksualny nazywać mianem rodziny. Bo rodzina nie ma już służyć wychowaniu dzieci, których przecież można by się pozbyć jeszcze przed urodzeniem. Rodzina ma być zrównana z zespołem przywilejów prawno-socjalnych, pierwotnie służących jej trwałości – w imię ochrony najsłabszych i najbardziej bezbronnych członków – dzieci.
I co nie powinno nikogo zaskoczyć, a co skrzętnie pomija się w feministycznych dyskusjach, to rodzina stanowi najskuteczniejszy system ochrony kobiety. Rodzina ma być gwarantem monogamii, bezpiecznego macierzyństwa, również pod względem ekonomicznym. W tradycyjnej postaci, to na mężczyźnie spoczywa obowiązek ochrony żony i dzieci.
Pewnie jestem staroświecka i kompletnie niedzisiejsza, ale mówiąc szczerze, wcale mi nie zależy na wolności pozbawiającej mnie możliwości posiadania rodziny, w której mam pewność, że mężczyzna, z jakim związałam swój los będzie się mną i moimi dziećmi opiekował i że pewnego dnia nie wytoczy argumentu Sartre`a o bezsensowności monogamii, jaki usłyszała Simone de Beauvoir. Swoją drogą, czy zadałyście sobie kiedykolwiek, drogie Panie feministki pytanie, czy na pewno Simone de Beauvoir była w tym związku szczęśliwa?
(5)
114 Comments
A poświęcili ją przynajmniej?
08 January, 2017 - 22:48
Na swój sposób
08 January, 2017 - 23:07
http://www.unt.se/nyheter/uppsala/hendelserik-invigning-av-toalett-41243...
Sic transit gloria mundi!
09 January, 2017 - 03:27
Połtawa, Berezyna, Stalingrad...
A teraz - kredki na chodnikach i... wspólny kibel. Ja myślę, że ci imigranci po prostu nie mogą uwierzyć, że to sie dzieje naprawdę.
BTW. Czy mina tej istoty z doklejonymi rzęsami, gdy już przetnie wstęgę, nie kojarzy Wam się z takim jednym "działaczem prodemokratycznym" u nas? Z tym co to społecznie pracował.
Ciekawe, co ta mina znaczy? Obstawiam, że "No, jestem, a tera mnie fotografujcie. I żeby było z podziwem!".
Nic na siłe.
08 January, 2017 - 21:12
Wyjątki
08 January, 2017 - 20:23
Nie mówię, że kobieta nie
08 January, 2017 - 19:46
Nie mówię, że kobieta nie może być szefem ("troszku" się droczyłem), ale górnikiem raczej nie powinna być.
Kobiet w ciaży też bym na front nie wysyłał...
PS
Rozmawiałem kiedyś z moją promotorką pracy magisterskiej, osobą o wielkim intelekcie, wiedzy i pomysłowości naukowej - no, prawdziwy autorytet).
Wyznała mi, że w okresie karmienia piersią w ogóle nie była w stanie zajmować się teorią (a była to naprawdę twarda, wysublimowana teoria) i zaczynała się zastanawiać, czy może nie zając się czymś bardziej.... ekstensywnym (przyczynkarska historia na przykład).
Drogi Dixi,
08 January, 2017 - 20:41
krisp
Wszędzie kobiety, w czasie i
08 January, 2017 - 20:15
Zwrócę jeszcze uwagę, że kobiety przez całe wieki bardzo ciężko pracowały fizycznie w polu, niekiedy nawet w postaci konia zaprzęgowego. Plus, oczywiście, musiały zajmować się domem i dziećmi, do czego mężczyzna nie poczuwał się nigdy.
Fakt, że komuna dorobiła do tego ideologię, nie powinien przysłaniać szerszych przemian cywlizacyjnych, które miały miejsce, bo musiały mieć.
Droga Pyzolino,
08 January, 2017 - 20:57
Kobiety zajmowały się "domowymi sprawami wewnętrznymi", ale niedaleko by zajechały, gdyby nie ciagła "aktywność zewnętrzna" męzczyzny, który w tym samym czasie dbał o bezpieczeństwo i ogólny bilans finansowy rodziny. Bezpieczeństwo, to zdolnośc i powinność zbrojnej obrony (wojny małe i duże), ale także odpowiednia "samoobrona" osiedli przed wszelkimi formami grabieży, pomoc sąsiedzka itd. Do tego koniecznośc dbania o odpowiednie "stosunki dyplomatyczne" rodziny z dziedzicem (albo szeroko rozumianym "patronem" jeśli mówimy o herbowych ), sąsiadami, parafią itd.
No i - przede wszystkim - dbałośc o ekonomię. To męzczyzna odpowiadał za to, zeby mu "na przednówku" dzieci nie umarły z głodu po prostu. W czasach, gdy rolnictwo osiągało wydajnośc kilkunastu ziaren z jednego, plon przeciętnego chłopskiego gospodarstwa wystarczał "na styk", a jakakolwiek poważniejsza strata (ot - plaga myszy w stodołach np) mógł być zwiastunem katastrofy. I martwieniem sie o te sprawy, zabieganiem wokól szeroko rozumianego bezpieczenstwa, zajmował się właśnie męzczyzna. A jak był trochę bogatszy to chciał być... jeszcze bogatszy. Przecież nie dla siebie, tylko dla synów i córek, które ktoś musiał w tym czasie, gdy on "zbierał złoto i klejnoty", urodzić i wychować.
Z politycznego punktu widzenia rola kobiety była niezwykle wazna, bo o wszystkim decydowała... demografia. Rodzić i wychowywać. Tak dużo, jak się da.
Ale to nie znaczy,że nie ma wyjątków. Myślę, że między szefową kliniki, a przeoryszą solidnego żeńskiego klasztoru możnaby znaleźć wiele podobieństw.
Zolw
08 January, 2017 - 21:04
Przecież widzisz, Kobieto, że
08 January, 2017 - 21:06
Naprawiam Świat.
Poza tym jestem silnym mężczyzną - nie boje się tego, co może wyleźć ze zlewu. I Ty też się nie bój - obronię Cię, oczywiście.
Cogitato
08 January, 2017 - 22:12
może i tak
09 January, 2017 - 00:16
To wszystko prawda.
08 January, 2017 - 21:32
Większa skuteczność mężczyzny w obronie wynikała m.in. z tego, że agresorem też niemal zawsze był mężczyzna, zwyczajnie: silniejszy fizycznie. Tę I WW, która stanowiła najistotniejszą przyczynę realnej emancypacji kobiet też wywołali mężczyźni, najwyraźniej zupełnie nie przewidziawszy, jak mocno cywilizacyjnie dostaną po piętach;) "Zewnętrzna działalność" gatunku męskiego pozostawia wiele do życzenia, jakkolwiek bynajmniej nie oznacza to, że gdyby zajmowały się nią kobiety, ten nasz łez padól, wyglądałby dziś lepiej.
Na ile uwarunkowania biologiczne ( tu: tężyzna fizyczna mężczyzn) determinują kulturę, cywilizacje i ich przemiany, to temat-rzeka. Aby wyciągać jakiekolwiek wnioski z badań, materiał jest zbyt szczupły ( tysiąclecia vs niewiele ponad 100 lat, kiedy kobiety rozpoczęły aktywność zawodową).
Zwrócę jeszcze uwagę, że mężczyźni, którzy czują sie zagrożeni wzrastającą obecnością kobiet w "nietradycyjnych" obszarach, jakoś tak dziwnie często reagują czystą histerią i argumentami przerostu emocji nad inteligencją.
No, "zupełnie jak baby"!;)
Do emancypacji kobiet
08 January, 2017 - 22:49
Do emancypacji kobiet doprowadziły... wojny
I to nie tylko w ZSRR, ale także w USA.
Mężczyźni walczyli, kobiety musiały pracować.
To w czasie II wojny światowej pojawił się w Ameryce styl "chłopczycy" (długie włosy przeszkadzają w pracy".
Ciekawa była reakcja - w literaturze (i kinie) objawiła się nagle "femme fatale", co ponoć znamionowało rosnący mizoginizm, wywołany emancypacją kobiet:):):)
Jasne, ze agresorem był
08 January, 2017 - 22:00
Po prostu faceci od tego są, żeby "zdobyć dla siebie i dzieciaków" oraz "nie dać zabrać swego". Są silniejsi, skłonni o tworzenia "systemowo" zorganizowanych zespołów i bardziej agresywni, bo takie cechy sprzyjały utrzymaniu swoich dzieciaków przy życiu, więc się ewolucyjnie utrwalily.
"Wewnętrzna działalność" kobiet też ma bardzo zróżnicowany poziom. Niejedne wyprute z wysiłku mężowskie bebechy zostały później wydane na ciuchy i bibeloty. Niejeden męzczyzna zorientował sie po latach, że dzieci traktują go wyłącznie jako bankomat, bo tak zostaly wychowane. Są też i tacy, którzy biorą dzieci "pod pachę" i wieją od znęcającej się nad dzieckiem mamusi. Życie.
Myślę zresztą, że cecha różnicującą płcie nie jest "tężyzna fizyczna" tylko sposób działania umysłu. Agresja vs. manipulacja przy pomocy emocji. Systemowość i rytualność vs. "swojocentryczny" oportunizm (w sensie "dobre jest wszystko, co jest korzystne dla moich dzieci"). Temat - rzeka, ale nikt nie zglębia, bo za "women studies" robi jazgotanie o szowinistycznych męskich świniach.
A co do "histeryzujących facetów, jak baby" - trafione w dziesiątkę. Ci bardziej męscy reagują na to po prostu wzruszeniem ramion i spokojnie zajmują się tym, czym tak akurat się zajmują.
Agresor
08 January, 2017 - 22:37
Trywializujesz z tymi
08 January, 2017 - 23:14
To w sytuacjach zagrożenia ze strony drapieżnych zwierząt fizyczna sprawność mężczyzny wykazała się znacznie bardziej skuteczna niż możliwości kobiety. Mówię tu o społecznościach agrarnych, ale to te tworzyły cywilizacyjne podstawy. Myśliwskie nie miały takiej, jak agrarne, siły cywilizacyjnego przebicia i całlkiem już biologicznego przetrwania. I co z tego, że to mężczyzna polował? Wspomniani przez Diksia potomkowie Dżyngis Hana dlatego tak się rozplenili,że musieli się rozleźć po całym świecie, ponieważ ich własna, koczownicza cywilizacja nie zapewniła im warunków przetrwania. Acha!:)
Tak to działa.
08 January, 2017 - 23:37
Tak to działa.
Wędrówki ludów...
PS
Nauka zna kultury skrajnie patriarchalne (największymi "szowinistycznymi świniemi" są Indianie Yanoama) i matrilinearne (to plemiona, które nie kojarzyły stosunku z narodzinami dziecka - kto by kojarzył po dziewięciu miesiącach?:):):)) Kultur matriarchalnych nikt jeszcze nie odkrył. To mit.
Istnieje naturalny podział na płci i funkcje (powiedzmy, że nie należy ich traktować zbyt sztywno).
Nie ma lepszych i gorszych, są inne.
Mnie się to podoba.
PS
Mówi się, że najlepszymi kucharzami są jednak mężczyźni.
Szefami kuchni.
Mnie zdarzało się przygotowywać dziesięć potraw dla dziesięciu osób.
A potem mówiłem do żony: "Skończyłem, teraz wkładaj kalosze i zrób coś z tym burdelem w kuchni, proszę":):):)
Podobno, nie chwaląc się, efekt kulinarny był lepszy, niż w najdroższej restauracji...
A kuchnia czysta.
Jasne, ze trywializuję. Po
08 January, 2017 - 23:37
Jasne, ze trywializuję. Po prostu u obu płci można znaleźć takie egzemplarze. które się w swojej roli dobrze sprawdzaja, takie, które robią co mogą i takie, które mają swoje socjo-kulturowe powinności "w pompie". Jeśli nie są przy tym dość cyniczni, by sypiać spokojnie - dorabiają do tego "ideolo". A jak jest "ideolo" to są tez bojownicy i już oni zadbają, by ten płomień nie zgasł, gdyż z tego żyją.
Nawet nas to tutaj trochę dopadło bo to, co opisujemy jako "kobietę ze skłonnością do poligamii" było przez wieki nazywane "łatwą", zaś "męzczyzna ze skłonnością do poligamii - "kobieciarzem" (wybrałem najłagodniejsze wersje).
Potomkowie Dżingis Chana - jak to cywilizacja nie zapewniła im przetrwania? Toć podbili cały Wielki Step - od Mongolii po Nadwołże i Krym. Władali Chinami (a to już była BARDZO zaawansowana cywilizacja).
Masz rację, Zółwiu!
09 January, 2017 - 00:07
Masz rację, Zółwiu!
Bardzo zaawansowana i... skuteczna (doskonała organizacja, administracja, te sprawy... - to nie była, wbrew popularnym przekonaniom, jak na przykład na temat Hunów, dzicz).
Z czasem upadła, ale cywilizacje upadają.
"Sic transit gloria mundi".
Chodziło mi o to, że sami nie
09 January, 2017 - 17:41
To w pewnym sensie wyjaśnia,
08 January, 2017 - 21:15
W armii dawali ciuchy (niedopasowane, ale w miarę ciepłe) i karmili. Karmili jako tako. W fabrykach na zapleczu kobiety zasuwały kilkanaście godzin na mrozie i dostawały niewiele więcej jedzenia, niż więźniowie GULAG-ów
Oj, Pyzolku!
08 January, 2017 - 21:21
Oj, Pyzolku!
" Kobiety przez całe wieki bardzo ciężko pracowały fizycznie w polu, niekiedy nawet w postaci konia zaprzęgowego".
No to pipierasz te feministki czy nie!
A może tak.... wybiórczo?:):):)
PS
Wszyscy ciężko zapie.dalali na polu. Taki był los chłopa.
Dodatek artystyczny:
Co znaczy "popierasz feministki"?
08 January, 2017 - 21:37
Inaczej, poza tym pudełkiem, nie ma? Nie można?
Adam - Ewa, kogut - kura...
09 January, 2017 - 20:07
Adam - Ewa, kogut - kura...
Twierdzisz, że jest coś "pośrodku"?:):):)
Acha, teraz to "wszyscy".
08 January, 2017 - 21:39
(Brak tytułu)
08 January, 2017 - 21:39
Janie
08 January, 2017 - 20:20
Droga cogitatio,
08 January, 2017 - 20:44
krisp
Właśnie miał być goły, tylko
08 January, 2017 - 21:09
Drogi Jan Pawicz
08 January, 2017 - 21:33
krisp
Nie było tutaj żadnej cenzury
08 January, 2017 - 21:47
A jutro Poniedziałek, a za trzy dni Środa..., a w czwartek też Środa i Poniedziałek :)))
My się doigramy, jak wiatr zacznie od "lewej" wiać :)))
Jak goły
08 January, 2017 - 22:14
(Brak tytułu)
08 January, 2017 - 20:55
Właśnie próbuje wstawić jakiś
08 January, 2017 - 22:26
jeśli zobaczycie słodkie kocie, zachęcam do naśladowania :D
Może to być nieco złoścliwy przyczynek do dyskusji - nie znam kobiety, która nie rozczuliłaby się na widok tego słodziaka. ;)
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
No i sie udało!
08 January, 2017 - 22:27
Najłatwiej pomniejszyć w paint`cie
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
kociak
08 January, 2017 - 22:30
Nie zaprzeczam :)
08 January, 2017 - 22:35
Dodałabym tylko do jednej z wcześniejszych wypowiedzi, że jesli facet nie chce tworzyć związku monogamicznego, należy go posłać do diabła... kopem w tyłek, najlepiej, jeśli sprawność i celność pozwoli, z półobrotu.
Zgadzanie się na ponieżanie i trwanie w toksycznym związku wynika najczęściej z niskiej samooceny i braku honoru.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Szczególnie, że
08 January, 2017 - 22:45
Mnie tak
09 January, 2017 - 18:51
<p>"...upon all us a little rain must fall."</p>
Drogi Szary Kocie,
08 January, 2017 - 22:45
krisp
Totalnie zlekceważyć.
08 January, 2017 - 23:01
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Wiesz kto był (genetycznie)
08 January, 2017 - 22:54
Wiesz kto był (genetycznie) najskuteczniejszym samcem w historii ludzkości"
Dżingis-han.
Kłania się "Samolubny gen" Dawkinsa.
Nie ze mną te numery!
08 January, 2017 - 23:00
Twitter
08 January, 2017 - 20:02
Tutaj także
08 January, 2017 - 20:40
Nie umiem znaleźć (inny komputer) ich zdjęć z Fidelem i Guevarą. Tam też widać "równość". No ale coś znalazłam:
Pozdrawiam!
swoją drogą
08 January, 2017 - 21:06
A najciekawsze jest to, że
08 January, 2017 - 21:51
Sartre
08 January, 2017 - 22:26
Pages