O pasaniu klaczy i ogierów

 |  Written by Animela  |  10

Gdy zobaczyłam w mediach darcie szat z powodu zwolnienia dwóch prezesów państwowych stadnin, pomyślałam, że nawet jak na Polskę jest to wrzawa wyjątkowo dziwaczna i absolutnie niezrozumiała. Jazda konna to hobby dla ludzi bogatych; kolekcjonowanie zaś pieruńsko drogich arabów to w Polsce w ogóle jakiś margines – ja wiem? Pewnie poniżej procenta ludności! Rozumiałabym, gdy ekscytacja nastąpiła z powodu zwolnień w piłce kopanej: to jest akurat rozrywka dla przeciętnego Kowalskiego! Ale skąd, do jasnej Anielki, ta niebywała histeria, amok wręcz, na punkcie czegoś, co w normalnym kraju przeszłoby zupełnie niezauważone? …

Oczywiście, od razu się domyślałam, o co chodzi, najpierw jednak musiałam porozmawiać ze sprawcami tego zamieszania, czyli … dziennikarzami. Bo nie jest przecież chyba tajemnicą, że środowisko dziennikarskie kocha konie? …

Naturalnie, sprawa jest banalnie prosta: przynajmniej jeden z panów prezesów swoją stadninę traktował dosłownie jako swoją. Inaczej – niczym dawny dyrektor PGR swoje włości. Stąd dziennikarze (ale tylko ci najbardziej znani, oczywiście) byli mile widzianym gośćmi. A przecież nawet najlepiej zarabiający dziennikarz nie pogardzi darmowym urlopem w siodle … dla siebie i rodziny!

Teraz dziennikarze czują się w obowiązku odpłacić się za oddane przysługi, więc robią teatr pod tytułem „Najlepsi prezesi są zwalniani! Kto teraz pokryje klacze!!!”

Ja, oczywiście, jestem doskonale pewna, że skoro stadniny przez lata przynosiły straty, to wymiana „najwyższej klasy specjalistów”, których chcą kupować katarscy szejkowie, na kogoś z mniejszym doświadczeniem i pasją, może przynieść co najmniej zmniejszenie strat. A może nawet i zyski jakieś się pojawią? …

Aha: daję sobie obie ręce odciąć w łokciach, że żaden z prezesów NIGDY nie zostanie zatrudniony przez żadnego arabskiego czy katarskiego szejka. Raz, że nikomu poza bantustanami nie zależy na zatrudnianiu specjalistów, którzy generują straty, a dwa - gdyby rzeczywiście jakiś szejk chciał ich zatrudnić, to panowie już dawno pilnowaliby ogierów w Katarze ... Owszem, taki szejk jeden z drugim bronią prezesów, ale zatrudnionych w Poilsce, bo z kim robiliby takie dile, jak nie z nimi? ..

To tak, jak z naszym Największym Ekonomistą Świata – Balcerowiczem, co to miał być prezesem każdego wielkiego banku na świecie, a skończył na własnej fundacji … w Polsce.

3.666665
3.7 (6)

10 Comments

tł's picture

Chętnie dowiedziałbym się którym to konkretnie dziennikarzom fundowano darmowe wczasy w siodle? I jakie znajduje to odbicie w ich aktualnej publicystyce?

Pzdr.
Animela's picture

Animela
zajeździ.
Sorry, ale te nazwiska podam bezpośrednio prokuraturze.

Chętnie dowiedziałbym się którym to konkretnie dziennikarzom fundowano darmowe wczasy w siodle? I
tł's picture

Czyli wiem, ale nie powiem. Bardzo dziękuję za wyczerpującą odpowiedz.
Max's picture

Max
Coż, będę sprawę obserwował, tyle napiszę. Co zresztą czynię prawie od początku.
Zapytam tylko: Animelo, jesteś pewna tego newsa o dziennikarzach?

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Animela's picture

Animela
"Zapytam tylko: Animelo, jesteś pewna tego newsa o dziennikarzach?"

Usłyszałam co usłyszałam. Mam być pewna czego - że dobrze usłyszałam czy że dobrze mi powiedziano? ...
W środowisku dziennikarskim to jest taki news, jak to, że słońce wciąż wschodzi - mimo imigrantów!
Max's picture

Max
Aha. Chciałem się tylko upewnić, dziękuję.
Bo pojęcia o tego typu zależnościach nie miałem, ba, nie wpadła mi taka możliwość do głowy (a jako wiecznie podejrzliwemu cynikowi, powinna ;)).

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Tomasz A S's picture

Tomasz A S
Co do pytania "którzy to dziennikarze" Animela sugerowała, że to ja jestem jednym z nich.
Trochę jest w tym prawdy.
Oczywiście nie to, że "fundowano mi bezpłatne wczasy w siodle".
Jedynie to, że w pewnym okresie mojego życia musiałem zostać dziennikarzem. A właściwie redaktorem naczelnym upadającego wówczas dwumiesięcznika fachowego "Koń Polski", którego tytułu pozbyło się wtedy po "przemianach" Państwowe Wydawnictwo Rolnicze i Leśne. I choć nie miałem w tym kierunku odpowiedniego wykształcenia, tytuł uratowałem, a w ciągu 5 lat pismo stało się kolorowym miesięcznikiem. Nie święci garnki lepią. Był to początek lat 90-tych.
Lecz moim podstawowym fachem była (od 1965 roku do stanu wojennego) praca dla państwowej hodowli koni. Przerwana po 16-tu latach znanymi wypadkami i przejściem na tzw. emigrację wewnętrzną.
Wynika z powyższego, że wiem, o czym piszę.
Mam nadzieję, że Pani Animela też wie, o czym pisze.
Chyba, że to jest tylko prima-aprilisowa prowokacja?
Tomasz Andrzej Szymański



 
Max's picture

Max
A czemu na terenie stadniny nie ma odpowiedniej kliniki, tak że klacz trzeba było przewozić?

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."

Więcej notek tego samego Autora:

=>>