O Traktacie Lizbońskim i Lechu Kaczyńskim słów kilka

 |  Written by Max  |  27
Podpisanie przez świętej pamięci prezydenta Lecha Kaczyńskiego Traktatu Lizbońskiego jest kamieniem węgielnym krytyki jego prezydentury. Zarzuty, przedstawiane w formie stonowanej bądź też bardzo ostrej, są ulubionym argumentem środowisk określanych w Polsce mianem narodowych. Myślę, że czas najwyższy sprostować kilka mitów.

Tytułem wstępu: nie znajdziecie w tej notce nic o kampanii wyborczej, nie będzie niczego o bieżącej sytuacji Polski. Po prostu uznałem, że warto pewne rzeczy naświetlić, raz, a dobrze.

Czym naprawdę jest podpisany 13 grudnia 2009 w klasztorze Hieronimitów Traktat? Ujmując rzecz w skrócie - jest to kolejny "aneks" modyfikujący wcześniejsze umowy międzynarodowe, w tym: deklarację z Laeken (2001), Traktat Nicejski (2003 - data wejścia w życie) oraz ustalenia podjęte na konferencjach międzyrządowych. Wszystkie obowiązujące ustalenia tworzą razem tzw. "Traktat ustanawiający Konstytucję dla Europy" (TKE).

Czego dotyczyły kontrowersje wokół Traktatu Lizbońskiego? Pomijając inne ustalenia - rzeczy bardzo istotnej, czyli systemu głosowania w Radzie Europejskiej (nie mylić z Parlamentem Europejskim). Przyjęty w Nicei system (obecnie idealizowany przez przedlizbońskich euroentuzjastów) zakładał głosowanie większością kwalifikowaną; ilość przydzielonych każdemu państwu głosów w RE jest pochodną ilości obywateli. Wygląda to tak: "wielka czwórka" ma po 29 głosów, Polska i Hiszpania po 27, następna w kolejności Rumunia już tylko 14, Szwecja 10, Malta 3...

Istniały trzy płaszczyzny sporu wokół projektowanego TL:
- nowy system głosowania w RE (o tym zaraz);
- forsowana przez Niemcy oferta pomocowa dla ich wschodnich landów (byłe NRD) ;
- powołanie Europejskiej Rady Obronnej.

Projekt utworzenia Europejskiej Rady Obronnej (równolegle do NATO), przy niechętnej Wielkiej Brytanii, był mrzonką od początku do końca - okazało się, tradycyjnie, że trzeba mierzyć zamiary na siły, nie odwrotnie. Trudno też byłoby zabronić Niemcom dopłacania do własnych landów wschodnich - oczywiście można było się uprzeć: korzyść mierna, efekt finalny wątpliwy (brak poparcia).

Zostaje nowy system głosowania, tak zwaną "podwójną większością". Już wyjaśniam, o co chodzi. Zgodnie z postanowieniami Traktatu Lizbońskiego potrzebne jest 55% głosów państw tworzących Radę (nie mniej niż 15 państw), których łączna liczba ludności to co najmniej 65% ludności Unii. Brzmi na pozór niewinnie, ale spójrzcie na zestawienie poniżej:
Niemcy - 82 mln
GB - 59,4 mln
Francja - 59,1 mln
Włochy - 57,7 mln
Hiszpania -39,4 mln
Polska - 38,6 mln
Rumunia - 22,2 mln
Holandia - 15,8 mln

Prawda? Czytelnikom, którzy lubią matematykę pozostawiam przeprowadzenie kilku symulacji, co i jak można przegłosować. Nie lubiących natomiast matematyki mogę zapewnić, że "system lizboński" wybitnie faworyzuje państwa duże i ludne, krzywdzi średnie i mniejsze. Mniejsze otrzymały inne rekompensaty, "sredniaki" - jak my - nic. Dwa zastrzeżenia: "system nicejski" również był podobnie "udziwniony", ale znacznie dla nas korzystniejszy; w określonych sytuacjach w myśl regulacji lizbońskich wymagane jest aż 72% głosów państw.

I o to trwała batalia. Pamiętacie Rokitę pokrzykującego "Nicea albo śmierć!"? (wtedy jeszcze PiS i PO miały na ten temat jedno zdanie)
Na sam koniec pozostały jedynie trzy państwa, które TL nie chciały ratyfikować: Czechy, Irlandia i Polska. To znaczy: polski parlament, zdominowany przez PO i koalicję rządząca przegłosował uznanie TL już w kwietniu 2008. Pozostał Prezydent. Lech Kaczyński odmawiał podpisania Traktatu aż do października 2009, licząc na potencjalne referendum powyborcze w Wielkiej Brytanii, a zasłaniając się oporem Czech i Irlandii (całkiem sprytne, przyznajcie). Ale w końcu podpisał.

Jeśli przebrnęliście całe (niezbędne) powyższe nudziarstwo, mam dla Was prezent. :) Nawet kilka.

Wiecie, że do 31.10.2014 obowiązywał w RE nicejski system liczenia głosów, czyli po staremu? (zgodnie z ustaleniami TL)
A że do marca 2017 każde państwo członkowskie może zażądać powtórzenia głosowania, żeby policzyć po "nicejskiemu"? (również zgodnie z ustaleniami TL)
Że średnio co kilka lat wpowadzane są gruntowne zmiany do TKE?
Proszę: Jednolity Akt Europejski 1986, Maastricht 1992, Amsterdam 1997, Nicea 2001, Traktat konstytucyjny 2003, Lizbona 2007...
I że dalej obowiązuje zapis


I co, wychodzi na to, że Polska zagrała na przeczekanie, całkiem mądrze zagrała...

I tak się tylko zastanawiam, ci którzy określają Kaczyńskiego mianem zdrajcy (przywódcy pozostałych 27 krajów UE, też zdrajcy, rozumiem? - uwaga na marginesie), którzy, posługując się może i łagodniejszą retoryką również mają mu za złe - oni robią ludziom wodę z mózgu celowo, czy są po prostu niedouczeni? Stawiałbym fifty-fifty.

A, jedna sprawa, na zakończenie. Nie jestem zwolennikiem EU, w referendum w 2003 głosowałem przeciwko. Z gorzką satysfakcją muszę napisać, że nie dałem się złapać na lep prounijnej propagandy. Co z tego, było nas tylko 22%.
I boleję nad tym, że Polska dała się wpuścić w unijne maliny.

Ale to nie TL spowodował, że "straciliśmy niepodległość" - jeżeli już mamy się taką retoryką posługiwać. Pętlę na szyję założyliśmy sobie w 2003, w referendum.


***

Smutne postscriptum. W 2008 ówczesny sędzia Trybunału Konstytucyjnego, pani profesor Krystyna Pawłowicz krytykowałą nadrzędność prawa unijnego nad prawem polskim, w myśl rozstrzygnięć Traktatu Lizbońskiego. Niestety byłą w mniejszosći - polski Trybunał Konstytucyjny orzekł, że prawo unijne ma pierwszeństwo. Co ciekawe, niemiecki trybunał orzekł, że w RFN pierwszeństwo ma prawo niemieckie.

5
5 (8)

27 Comments

polfic's picture

polfic
Co tu dużo gadać. Wtedy, za Kaczyńskiego, było widać, że ktoś się interesuje sprawami Państwa. 
A teraz? ChDiKK.
Max's picture

Max
Sądzę, że gadać trzeba. Bo mnie się już znudziła powtarzana do upadu historyjka o tym, że, no, śp. Lech Kaczyński był ok, ale... - Traktat Lizboński podpisał!
I tu łypie na Ciebie ultras okiem krwawym, ale zwycięskim, jako że argument powalający znalazł... ;)
Nieprawda.
"You know nothing Jon Snow!" :)

A jeśli jakieś inny elementy TL takie oburzające (o dziwo, do parlamentu nikt nie ma pretensji o przegłosowanie, ani też do ludzi, którzy owych parlamentarzystów wybrali), takie różne od wcześniejszych jewroregulacji, to chętnie zajmę się każdym z tych elementów, na sztuki. W notce dałem już spokój, bo byłby traktat z .. europeistyki stosowanej. ;)

Organicznie nie znoszę jak się próbuje ludziom wodę z mózgu robić. Bezposrednią przyczyną, że się w końcu zebrałem i dawno planowaną notkę popełniłem, była lutowa wypowiedź Brauna, którą dziś namierzyłem. Gdzie Braun odpowiada na pytanie: "Czy Lech Kaczyński zdradził Polskę".

 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Geolog1988's picture

Geolog1988
Dodam od siebie, że Niemcy ostatecznie zgodziły się na TL 2 tygodnie przed Polską ze względu na pracę ich TK.

To dziwne, że "nasz" (cudzysłów jak najbardziej wskazany) TK orzekł to, co orzekł (nie tylko zresztą w tej sprawie), mimo że Art. 8. pkt 1. Konstytucji RP mówi: Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej.

Pozdrawiam!
Tomasz "Geolog"
Max's picture

Max
Tak. A jeszcze ciekawsze, że spośród członków UE tylko Niemcy własne prawo usytuowali ponad regulacjami unijnymi. A mógł to zrobić każdy kraj. I chyba dalej, przynajmniej teoretycznie, może, o ile dobrze pamiętam... ;)

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
ro's picture

ro
Prawo unijne już się wżarło w umysły do tego stopnia, że powoływanie się na niezgodność z Konstytucją wywołuje jedynie wzruszenie urzędniczych ramion, natomiast przywołanie w tej samej sprawie interpertacji (!) zapisu dyrektywy unijnej powoduje, że urzędnik zgina się w ukłonach.

Przykład?
Jedno z ministerstw (niestety dla "dobra sprawy" nie mogę podać konkretów) wydało z siebie projekt zmiany ważnej ustawy. Sejm, Senat...
Komorowski jak zwykle podpisał.
Zmiana była oczywiście niekorzystna dla głównych zainteresowanych. Ale żeby było zabawniej, Ministerstwo wywiesiło interpretację, która podzieliła zainteresowanych na dwie grupy: Tę Która się Wymigała i Tę Której Wymigać się Nie Udało.

Ta druga zaprotestowała, że niezgodne z art. 32 Konstytucji RP. 
Zero reakcji.
Więc wynajęto ekspertów, którzy wykazali, że unijne przepisy stanowią inaczej, że obie grupy spełniające odpowiednie kryterium, mogą się wymigać (swoją drogą człowiek, który potrafi coś w tym oceanie unijnego bełkotu znaleźć, wart jest każdych pieniędzy; myślę, że musi być trochę sawantem).

Niekorzystna interpretacja została zdjęta ze strony ministerstwa...
polfic's picture

polfic
Niewiele zrozumiałem z tego co opisałeś laugh.
Ale mam pytanie. Wchodzi jakaś zmiana ustawy. Były dwie grupy, jedna się wymigała, druga nie. Po zmianie interoretacji obie grupy się wymigały. Czy to znaczy, że wszyscy się wymigali?, Wtedy po co była ta zmiana ustawy? Czy też wymigały się dwie grupy uprzywilejowane, natomiast jest grupa inna, powiedzmy szare myszki, które w obu interpretacjach po d... i tak dostaje?
Max's picture

Max
"Po co", "po co"... - bo tak sobie wymyślili, a co, nie mogą. :)

Cała historyjka pokazuje niespójność ustawodawstwa unijnego i polskiego, niekonsekwencję polskich urzędów - czemu się nie dziwię...

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
ro's picture

ro
No tak!
devil
Faktycznie zagmatwałem...

Sytuacja jest taka (nie mogę pisać o szczegółach), że na podmioty, które spełniają kryterium A został nałożony pewien kosztowny i uciążliwy obowiązek.
Jednak podmioty które spełniają warunek B, są z tego obowiązku zwolnione.
Przy czym owo ministerstwo - już bez zapisu w ustawie - wymyśliło posługując się kryterium właścicielskim, że część grupy B jest zwolniona, a część nie...

Jak by to...
O!
Pani zapowiedziała w V B prace społeczne na rzecz szkoły. Prace mają wykonywać tylko chłopcy. Ale ci, których przynajmniej jedno z rodziców pracuje w budżetówce, są z prac zwolnieni.

Mam nadzieję, że teraz...
devil
 
fritz's picture

fritz
O wyzszosci krajowej konstytucji, ...I chyba dalej, przynajmniej teoretycznie, może, o ile dobrze pamiętam... ;)

*** Tak jest. Jak najbardziej moze.
Co ciekawsze, A.Duda  zapowiedzial zmiane w konstytucji a jednym z punktow ma byc wzmocnienie niepodleglosci Polski.
Animela's picture

Animela
To jest świetna notka i bardzo potrzebna. Rzeczywiście - przeważająca większość ma zupełnie "gazetowe" pojęcie o polityce, a już sprawy unijne to, na dobrą sprawę, jakaś Galaktyka Kraba ...
Warto jeszcze dodać, że śp. prezydent Kaczyński warunkiem parafowania Traktatu Liżbońskiego uczynił ustawę, która właśnie - na wzór projektowanej niemieckiej - zabezpieczałaby polskie prawodawstwo przed prymatem unijnego, na co koalicja rządząca się niechętnie zgodziła - i czego, OCZYWIŚCIE, JAK WSZYSTKIEGO - nie dotrzymała ...
 
Max's picture

Max
Dziękuję. :)
Choć zdaję sobie sprawę, że to mało porywająca tematyka - ale wiedzieć warto.
Może przy okazji komuś amunicji dostarczę na potrzeby rozmów z ... osobami o określonych poglądach. ;)

W ramach uzupełnienia - oczywiście, ze są jeszcze inne aspekty zmian wprowadzonych w ramach TL. Mnóstwo - nie bez powodu to dość gruba kniga. Ale skupiłem się na zmianie potencjalnie dla nas niekorzystnej - i najbardziej znanej. Do 2017 mamy czas.

A to, że UE to biurokratyczny moloch, że to nie żadna Unia, a "eurokołchoz" - zgoda. Na ten temat też można by sążniste epistoły wypisywać. 

Jeszcze jedno - bo tez może się przydać na potrzeby dysput różniastych - jaka naprawdę jest funkcja Donalda Tuska? I dlaczego jest paprotką? :D

Popatrzmy na istniejące w Unii Europejskiej "podmioty":
- Rada Unii Europejskiej (Council of The European Union) - podstawowy organ decyzyjny (o niej była mowa w notce). Zajmuje się prawodawstwem i budżetówką. Niby izna wyzsza zwykłego parlamentu - ale nie do końca.
- Rada Europy (Council of Europe) - międzynarodowa organizacja rządowa państw członkowskich, nie mająca wiele wspólnego z Unią, bo powstała już w 1949 roku, zazwyczaj, i słusznie, uważana za instytucję zajmującą się tematyką przestrzegania praw człowieka, itp. Wspominam, bo pomyłki są nagminne.
- Rada Europejska - instytucja złożona z głów państw bądź szefów rządów państw członkowskich. Jej statutową funkcją jest (trzymajcie się mocno) opracowywanie kierunków rozwoju oraz polityki. :))
Rada Europejska standardowo zbiera się dwa razy na pół roku...
Co by tu jeszcze - a, zacytuję wikipedię:

Rada Europejska określa również kolejność sprawowania prezydencji w Radzie Unii Europejskiej. Ma również prawo określenia kolejności rotacji stanowisk komisarzy w sytuacji, gdy komisarzy jest mniej niż państw członkowskich.

Rada Europejska posiada także istotne kompetencje kreacyjne – władzę wybierania pewnych organów i instytucji UE. M.in.

  • wybiera przewodniczącego Rady Europejskiej
  • mianuje wysokiego przedstawiciela Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa (za zgodą przewodniczącego Komisji)
  • wskazuje, biorąc pod uwagę wynik wyborów do Parlamentu Europejskiego, kandydata na przewodniczącego Komisji Europejskiej (wybieranego przez Parlament Europejski)
  • mianuje zatwierdzony przez Parlament Europejski skład Komisji
  • wybiera prezesa, wiceprezesa i członków Zarządu Europejskiego Banku Centralnego

Podoba mi się szczególnie pierwsza z "kompetencji".
Rada Europejska nie pełni funkcji prawodawczych.
To taki wielogłowy "prezydent" z kompetencjami mniejszymi niż prezydent w Polsce. :)
I tu ulokowali Tuskusia naszego kochanego. :)

Natomiast z instytucji, które się liczą mamy jeszcze:
- Parlament Europejski - ten sam do którego wybieramu europosłów, coś na kształt jednoizbowego parlamentu. Organ prawodawczy.
- Komisja Europejska - składajaca się z 18 unijnych komisarzy (hello Mrs Bieńkowska :)), rotacyjnie wybieranych z 28 członkowskich państw. Coś na kształt rządu gabinetowego, ale nie do końca. :) Odpowiada jedynie przed PE.

Prawda, jaki... bałagan, chciałem napisać. :)
Ale widać, czemu nazywanie Tuskusia przewodniczącym Europy to gruba przesada. :)


"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
polfic's picture

polfic
Nie mów, że czytałeś cały traktat lizboński !!!
Max's picture

Max
Aż takim masochistą nie jestem. :))
Ale co ważniejsze fragmenty - tak.

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
ro's picture

ro
Ja też dziękuję za tę ściągę o TL.
Faktycznie, czas (i pesel) zaciera pamięć i czasem trudno przywołać sensowny argument. Zapisałem sobie Twój wywód w sztambuchu i z pewnością z niego nie raz skorzystam.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
Warto jeszcze dodać, że śp. prezydent Kaczyński warunkiem parafowania Traktatu Liżbońskiego uczynił ustawę, która właśnie - na wzór projektowanej niemieckiej - zabezpieczałaby polskie prawodawstwo przed prymatem unijnego, na co koalicja rządząca się niechętnie zgodziła - i czego, OCZYWIŚCIE, JAK WSZYSTKIEGO - nie dotrzymała ...

Koalicja warunków umowy nie dotrzymała, a prezydent Kaczyński mimo to traktat podpisał. 
A przecież nie musiał, nikt inny nie mógł tego za niego zrobić... No więc, kto w istocie zawalił?
Taki rodzaj argumentacji, a zwłaszcza wersaliki, to zwykłe zaklinanie rzeczywistości słowami.

Pozdrawiam,

Waldemar Żyszkiewicz

Max's picture

Max
Rzecz w tym, co wykazywałem w notce, że podpisanie Traktatu Lizbońskiego nie zwiększyło skali "nieszczęścia" (badź "szczęścia - dla euroentuzjastów), które stało się naszym udziałem po referendum w 2003. TL niewiele realnie zmienił i nie zmieni, aż do 2017 r. Mamy jeszcze dwa lata czasu.

Nieszczęściem, prawdziwym, był tzw. pakt fiskalny. O czym się praktycznie nie wspomina. A jeżeli używać wielkich słów i mówić o praktycznej utracie suwerenności, stało się to w 2012, nie w 2009, po podpisaniu paktu przez ówczesnego premiera, Donalda Tuska. Zresztą, podpisały wszystkie państwa UE, poza Wielką Brytanią i Czechami...

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
...niefunkcjonujący praktycznie TL nie jest tak groźny jak pakt fiskalny, do którego znajomek Pani Anieli wepchał nas na siłę i bez najmniejszych konsultacji. Prof. Staniszkis mówiła wręcz o osobistym sprawowaniu władzy przez Tuska, co było elegancką nazwą dla tego władczego gestu, w istocie autorytarnego...

Trzeba jednak też uwzględnić, że nawet znacznie większa krzywda wyrządzona przez zbója zawsze mniej boli od mniejszej szkody i niedogodności, na jaką naraża nas ktoś zaprzyjaźniony.

PS Ta powtórka z faktografii okołounijnej, zwłaszcza teraz gdy media zajęły się wyłącznie tanimi emocjami, jest bardzo wskazana i cenna! 

Waldemar Żyszkiewicz

fritz's picture

fritz
2 bledy i 2 bardzo wazne pominiecia.

1. Cytat: Trudno też byłoby zabronić Niemcom dopłacania do własnych landów wschodnich - oczywiście można było się uprzeć: korzyść mierna, efekt finalny wątpliwy (brak poparcia).

*** Chodzi o cos bardzo waznego, mianowicie o dofinansowywanie i pomoc panstwowa ex NRD poniewaz biedne NRD bylo zacofane gospodarczo, wbrew zasadom UE.

Tylko ze Polska i inne nowe kraje maja jeszcze wieksze trudnosci i pomoc panstwa jest zakazana. Zobaczysz, jak Niemcy konsekwetnie beda uzywac tej broni przeciwko Polsce, jezeli wygra PiS i zacznie reidustrializacje.
Dokladnie takie same prawo pomocy panstwa powinny miec nowe kraje i Polska dokladnie z tych samych powodow co ex NRD. Nie maja ich. To jest oczywista dyskryminacja gospddarcza i to na tle rasisotwskim: jeden narod dostaje, inne nie dostaja.

2. Extremalnie wazne.
Wszystkie te dobre rzeczy w zwiazku z TL to wynik niezwykle brutalnej wojny miedzy Kaczynskimi, JK w Warszawie i LK w Lizabonie z Niemcami.
Kazdy punkt zostal przez Kaczynskich wywalczony przeciwko Niemcom. Niemcy, Merkel robial wszystko, zeby Polske izolowac i od obrad odsunac poniewaz cala reszte miala juz w kieszeni. O malo jej sie to nie udalo. W ostatnim momencie prezydent Estoni poparl LK a chwile pozniej Czechy i w ten sposob Niemcy w tym zakresie poniosly porazke.

Co jeszcze raz pokazuje, jak "antysystemowi"  byli Kaczynscy, jak skutecznie potrafili przeciwstawic sie Niemcom i Rosj, np. blokowac rowniez budowe Nordstreamu. Dlatego System postanowil ich zgladzic nie mogac dac sobie z nimi rady. Zamach Smolenski nie bylby mozliwy bez zgody Merkel, to jest po prostu fizycznie niemozliwe, tak dokladnie herr Tusk byl czescia adminstracji niemieckiej.  Oczywiscie jest pytanie otwarte, czy byla to tylko zgoda a nie rowniez jakas zacheta.

3. Extremalnie wazne.
Karta Praw czlowieka.
I tutaj rowniez Kaczynscy oparli sie olbrzymiej presji Niemiec i wywalczyli przyjecie przez Polska Brytyjskiego Protokolu.
Jak wazna Karta jest pokazuje najlepiej fakt, ze Pöttering, ktory byl wtedy szefem PE obiecywal ziomkostwom odzyskanie "malych ojczyzn" w Polsce wlasnie dzieki tej Karcie.

Czesi, Prezydent Klaus, ktory zorientowal sie jak niebezpiecznym instrumentem jest Karta zagrozil, ze nie podpisze TL o ile wbrew temu na co sie Czesi wczesniej zgodzili, rowniez podobnie jak Polska, nie dostana Protokolu Brytyjskiego. No i wygral.

4. Lech Kaczynski czekal z podpisaniem do 2. referendum Irlandczykow. Irlandczycy w 1. referendum odrzucili TL. LK czekajac na wynik referendum udzilil im poteznego wsparcia. Niestety, zatwierdzili i LK podpisal. W przeciwnym razie by tego nie zrobli.

Warto przypomniec, ze w Warszawie PO, Kwasniewski, biale miasteczko pielegniarek, robily wszystko, zeby oslabic pozycje Kaczynskich w Lizabonie. 
 
Max's picture

Max
Uwaga ogólna - aby tekst (z założenia "nieciekawy") przyciągnął uwagę czytelników musi być spójny i zwarty.
Przesłanie tej notki jest następujące:
- TL nie zmienił układu sił (jeszcze nie) w UE na niekorzyśc Polski, w zestawieniu z traktatem z Nicei;
- mówienie o "zdradzie" Lecha Kaczyńskiego i utracie niepodległości jest podwójnym nieporozumieniem, fałszem, być może celowo propagowanym.

Styknie. Dorzucić trzeba garść niezbędnych informacji o strukturze UE i jej regulacjach prawnych, dodać fakty ogółowi nieznane, uzasadniające prawdziwość tezy.

Reszta jest mniej ważna, wręcz zbędna. Do dodawania szczegółowych informacji służą komentarze - niniejszym uczyniłeś to i dziękuję Ci bardzo. Natomiast przeładowanie samego tekstu toną mniej istotnych (choć cennych) informacji rozmywa tezę, a lekturę czyni nużącą. Czym innym jest esej, felieton, opowiadanie - a czym innym krótki tekst obrazujący jak wyglądają procedury legislacyjne w Unii i wyjaśniający specyfikę TL.

Dziennikarze i blogerzy nagminnie zapominają o tym, że szpikowanie czytelnika detalami znacząco obniża "atrakcyjność" tekstu i sprawia, że najważniejszy przekaz nie dociera. Powodem są braki warsztatowe bądź samozachwyt twórcy. :) W efekcie powstają gnioty, w zamyśle słuszne, pełne dobrych intencji - które mało kto czyta, a jeszcze mniejszej ilości zostaną w pamięci.

O, widzisz - na przykład Twojemu komentarzowi przyświecały dwa cele:
a) pokazanie "perfidii Niemiec"
b) wykazanie zasług braci Kaczyńskich.
Nie mam nic przeciwko, to zbożne zamysły. :)
Tylko że, chcąc potraktować oba tematy poważnie, należałoby każdemu z nich poświęcić osobną notkę, może i nie jedną. Tutaj nie ma na to miejsca.

****
Na temat TL można naprawdę napisać tomy. O samym traktacie, o przebiegu wydarzeń, o jego konsekwencjach. Można, punkt po punkcie, analizować zawarte w nim zmiany, zastanawiać się ich reperkusjami, snuć przewidywania na przyszłość. Pewnie...

Teraz "w temacie" błędów. Gdzie?
Wyjaśniłeś, że landy wschodnie to tereny NRD. Zakładam, że PT Czytelnicy to wiedzą, doceniam ich inteligencję i wiedzę,  toteż nie uznałem za stosowne podkreślać tego faktu. :) 
Podobnie jak Czytelnicy wiedzą, jak duża rolę odgrywają Niemcy w UE. To znowu inny temat, inna opowieść, na inny dzień.

Że w Unii "nie ma sprawiedliwości". To również żadna nowośc, ale tym razem dodam swój komentarz: zakładanie, że w tworze takim jak Unia Europejska obowiązywać będą zasady sprawiedliwości, równouprawnienia - to naiwność. Wiem, że na ten lep dało się złapać miliony Polaków (i nie tylko Polaków), ale pamiętaj też, że ja od początku byłem członkostwu w Unii przeciwny, wiedziałem jakie będą konsekwencje.
A czemu jest to niemożliwe? Podam Ci jeden, podstawowy, powód. Pomijając specyficzne uwarunkowania UE, każda federacja potrzebuje bardzo dużo czasu, aby jej części składowe były traktowane "po równo". Dziesiątki lat, czasem setki. Tak więc, z definicji, jest to awykonalne. Inna sprawa, że Unii brakuje solidnych podstaw, aby przetrwała w obecnym składzie więcej niż 10-15 lat. To już wspomniana specyfika UE.
A jeżeli wierzysz, że w ramach istniejącego eurokołchozu można liczyć na sprawiedliwość - to jesteś autentycznym idealistą.

Mnie o zasługach Kaczyńskich nie potrzebujesz przekonywać, naprawdę. Być może kiedyś o tym napiszę, ukazując je z perspektywy, którą proponujesz - jak bardzo Kaczyńscy podpadli "systemowi" europejskiemu, a przede wszystkim Rosji. Byłoby tam miejsce i na Nordstream, i na Smoleńsk - i na parę innych rzeczy.

Chodzi Ci nie o "kartę praw człowieka", a o "Kartę praw podstawowych Unii Europejskiej" (ang. Charter of Fundamental Rights of the European Union).
To też temat na osobną notkę, ale muszę zaznaczyć, że brytyjski protokół dołączony do Karty przyjęła również Polska oraz, później, Czechy.
Formalnie nazwano to deregacją dla Czech dotyczącą Karty Praw Podstawowych. W praktyce wyglądało to tak, że słowo Czechy miano dopisać po słowie Polska i Wielka Brytania. 
Tu masz źródło (rp.pl): http://www.rp.pl/artykul/384882.html?print=tak

Dla zainteresowanych, protokół brytyjski, w pierwotnej formie, jeszcze Czech nie uwzgledniającej, wygląda tak:
 

Artykuł 1
1. Karta nie rozszerza możliwości Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej ani żadnego sądu lub trybunału Polski lub Zjednoczonego Królestwa do uznania, że przepisy ustawowe, wykonawcze lub administracyjne, praktyki lub działania administracyjne Polski lub Zjednoczonego Królestwa są niezgodne z podstawowymi prawami, wolnościami i zasadami, które są w niej potwierdzone.
2. W szczególności i w celu uniknięcia wątpliwości nic, co zawarte jest w tytule IV Karty nie stwarza praw, które mogą być dochodzone na drodze sądowej, mających zastosowanie do Polski lub Zjednoczonego Królestwa, z wyjątkiem przypadków gdy Polska lub Zjednoczone Królestwo przewidziały takie prawa w swoim prawie krajowym.

Artykuł 2
Jeśli dane postanowienie Karty odnosi się do krajowych praktyk i praw krajowych, ma ono zastosowanie do Polski lub Zjednoczonego Królestwa wyłącznie w zakresie, w jakim prawa i zasady zawarte w tym postanowieniu są uznawane przez prawo lub praktyki Polski lub Zjednoczonego Królestwa.

 

No i widzisz, teraz znowu należałoby, chcąc być sumiennym, wyjaśnić Czytelnikom czemu Karta była ważna i co w niej jest, czemu protokół brytyjski był ważny, skąd wzięły się kontrowersje, czemu akurat GB, Polska i Czechy chciały protokołu. Ciekawostka: częśc posłów PiS zagłosowała za ratyfikacją TL tylko dlatego, że zagwarantowano nam protokół brytyjski. Kolejna ciekawostka: tzw' traktat reformujący", z uwzględnieniem protokołu podpisywał już nowy premier, Donald Tusk.

Tak można długo. Dlatego: jedna kwestia naraz, tylko jedna - za to porządnie, a nie silva rerum. :))

 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
bardzo dziękuję za ten rzetelny i pracochłonny wykład o zaułkach labiryntu acquis communitaire Unii Europejskiej. To niewątpliwie rzecz cenna i potrzebna! Zanim pozwolę sobie na kilka uwag dodatkowych, rozpocznę od przedstawienia protokołu zgodności między nami.

Podobnie jak Ty, byłem przeciwko tzw. integracji europejskiej, zwłaszcza na zaproponowanych nam, skrajnie niekorzystnych (traktat przedakcesyjny) warunkach. W referendum z 2003 roku głosowałem przeciwko, ale akurat robiłem to na terenach mocno zagrożonych ewentualną reinkorporacją do euroregionów RUE (ReichsUE) i byłem mocno zdumiony, gdy późnym wieczorem w niedzielę okazało się, że w „naszej” komisji ponad 60 proc. uczestników referendum oddało swe głosy za wstąpieniem do Unii.

Nawiasem mówiąc, warto uderzyć się w piersi i przypomnieć młodszym, że to niestety właśnie nasze mniejszościowe głosy ‘przeciwko’ zadecydowały o sukcesie integratorów.

Stopień skorumpowania działających w Polsce mediów oraz  fałszywych lub samozwańczych autorytetów był bowiem wówczas tak ogromny, że wygrać referendum w sprawie integracji (wchłonięcia Polski) nie byliśmy w stanie. Można było jedynie doprowadzić do jego unieważnienia z powodu niedostatecznej frekwencji, tj. metodą, jaką po latach nasi przeciwnicy zastosowali przy próbie odwołania HGW z prezydentury Warszawy. Warto też zwrócić uwagę, że w trosce o osiągnięcie pułapu ważności strona od naszej politycznie skuteczniejsza przeforsowała rozciągnięcie referendum na dwa dni i był to, o ile pamiętam, jedyny przypadek dwudniowego „święta demokracji” po roku 1989.

W przeciwieństwie do naszej strony, przeciwnicy dysponowali więc znacznie dokładniejszym rozeznaniem stanu realnych nastrojów elektoratu i potrafili tę wiedzę skutecznie wykorzystać.

*
Wróćmy do meritum, czyli podpisania TL przez Lecha Kaczyńskiego. Inaczej niż wiele osób, podkreślających zręczność, na którą miało wskazywać oczekiwanie na wyniki referendum w Irlandii, sądzę, że właśnie błędem było uzależnienie decyzji prezydenta RP od woli (i to przecież niepewnej) zupełnie innego narodu, nawet jeśli szło wtedy o Irlandczyków, do których z wielu względów żywimy ogromną sympatię. Oceniam taki gest jako przejaw wycofywania się z własnej podmiotowości politycznej.
 
W moim przekonaniu, polski prezydent powinien a) dążyć do przeprowadzenia przedmiotowego referendum w Polsce, a skoro to okazałoby się niewykonalne, b) uwarunkować swój podpis obligatoryjnym przeprowadzeniem procedury (TK-parlament, takiej jak w Niemczech): podpiszę, ale po zagwarantowaniu nadrzędności konstytucji RP nad prawem unijnym. I niech się wtedy tamci martwią, jak to zrobić.

Co więcej, należało szukać sojuszu z Vaclavem Klausem, którego Kaczyńscy, nie wiedzieć czemu, ignorowali, podobnie jak teraz Victora Orbana. Należało również zdecydowanie poprzeć stanowisko Czech w sprawie dekretów Benesza, czego u nas nie zrobiono. Nie dziwię się Millerowi czy Tuskowi, ale zastanawiają mnie motywy takiego zaniechania u polityków tzw. naszej strony.
 
*
Nie wspomniałeś też, Drogi Maksie, o takich szczegółach jak niezrozumiale nagłe poniechanie korzystniejszej dla Polski koncepcji ‘pierwiastka’ podczas negocjacji TL, mało eleganckie odwołanie grupy naszych negocjatorów, czy też długa nocna rozmowa telefoniczna  premiera Wielkiej Brytanii z Jarosławem Kaczyńskim... Ale mniejsza już o traktat lizboński, który zdaniem wielu ekspertów i obserwatorów, właściwie nie działa, choć koincydencja jawnej dziś hegemonii niemieckiej w UE z faktem wyeliminowania zasad uzgodnionych w Nicei, wydaje się jednak dość daleko posunięta.

W dotychczasowym poczcie prezydentów nieszczęsnej III RP Lech Kaczyński (nieustanne powracanie w publicystyce politycznej do formuły „śp.” nie wydaje mi się szczęśliwe) jest z pewnością postacią mocno i korzystnie się wyróżniającą. To bez wątpienia prezydent najlepszy, co jednak nie oznacza, że nie popełniał błędów, niekiedy brzemiennych w niedobre dla Polski skutki. Za namową senatorów, m.in. poczciwego Romaszewskiego i dziwnego Piesiewicza, popsuł choćby ustawę lustracyjną. Firmował restytucję loży B’nai B’rith, a wcześniej, jeszcze jako minister sprawiedliwości w rządzie Buzka w kluczowym momencie przerwał ekshumację w Jedwabnem. Ale to już inna, raczej pozaunijna problematyka.

Serdecznie Cię pozdrawiam,     

Waldemar Żyszkiewicz

Max's picture

Max
To prawda, była też możliwość bojkotowania referendum akcesyjnego; frekwencja wyniosła niespełna 60%. Wielokrotnie - pół-serio, pół-żartem - sprzeczałem się z koleżanką z pracy, kto z nas jest bardziej "winien": ona, która świadomie zbojkotowała, czy ja, który głosowałem na nie.

Z ciekawości sięgnąłem teraz po kalkulator.
Uprawnionych do głosowania było 29,864 tys.
Czyli do ważności referendum potrzeba było 14,932 tys.
Głosów na "tak" było 13,514 tys.
Na "nie" 3,935 tys.

Ergo, z górą dwa i pół miliona osób, które oddały głos na "nie", powinno zostać w domu, aby referendum przepadło. Dwie trzecie.

Teoretycznie możliwe, w praktyce, znając "inercję" wyborców, bardzo ciężkie do przeprowadzenia. A kiedy doczekalibyśmy się powtórki nieudanego referendum? Skądinąd te liczby pokazują wyrażnie, że lepszą taktyką był bojkot. Bo trzeba by jeszcze prawie 10 milionów głosów przeciwko, a frekwencja musiałaby wynosić jakieś 93% (sic!). To już zupełna abstrakcja.

Mądry Polak po szkodzie.

***
Nie będę negował różnych niedociągnięć Kaczyńskich i, ogólnie, strony polskiej. Odnoszę wrażenie, że przegrane przez PiS w 2007 wybory miały dodatkowe konsekwencje. Zabrakło unijnego planu B, na wypadek gdyby PiS przedterminowe wybory jednak przegrał. Wszystko miało być pięknie i dobrze, przy założeniu utrzymania się przy władzy. A po utracie większości w parlamencie na placu boju pozostał wyłącznie prezydent Lech Kaczyński.

Moim celem było sprostowanie jednego przekłamania: to nie traktat lizboński, sam w sobie, był nieszczęściem. Jeżeli chcemy ubolewać nad faktem, że Polska znajduje się w (takiej) Unii Europejskiej, powinniśmy zauważyć, że proces "unizacji" trwał latami. I trwa. Regulacje lizbońskie nie mają aż tak wielkiego znaczenia, a te najważniejsze jeszcze nie do końca weszły w życie. Specjalnie też pokazałem rozkład głosów w RUE i wspomniałem o procedurze głosowania według traktatu nicejskiego.

Znam bowiem osoby, dla których całe zło pojawiło się dopiero po akceptacji przez Polskę TL. A to nieprawda. Traktat nicejski nie jest niczym cudownym, jest dla nas tylko odrobinę lepszy niż Lizbona. Nie napisałem tego w notce, ale spójrzmy, jak to wygląda procedura głosowania (obowiązująca do listopada 2014, dalej się można do niej odwołać!) i zatwierdzania decyzji w myśl ustaleń z Nicei.
Co potrzeba do zatwierdzenia uchwały:
  • jeśli akt głosowany jest na wniosek Komisji (Komisji Europejskiej - przyp. Max): 260 na 357 głosów (73,91%);
  • w pozostałych przypadkach: 232 głosy oddane przez co najmniej 2/3 ogółu (czyli 17) państw;
  • w każdym przypadku członek Rady będzie mógł zażądać sprawdzenia, czy państwa stanowiące większość kwalifikowaną stanowią co najmniej 62% ogółu ludności Unii; jeśli nie – uchwała nie zostanie podjęta.
(wersja z 2007 - proszę nie mylić z rozstrzygnięciami lizbońskimi, zmodyfikowana nieznacznie po przyjęciu kolejnych państw do UE, pomińmy też sprawę głosowania "na wniosek")

Czy to wielka różnica? No, nie - dalej obowiązuje nieszczęsny parytet "ludnościowy". A które kraje mają najwięcej ludności w UE - wiemy.

Poza tym, masz rację, też spotkałem się z opinią, że TL zasadniczo nie funkcjonuje.

Nie demonizujmy więc traktatu lizbońskiego. A co za tym idzie, nie miejmy Kaczyńskiemu, aż tak bardzo za złe. I niech ludzie nie nazywają faktu podpisania "zdradą", bo nie do końca wiedzą, o czym mówią. Dualizm myślenia: do 2007 diabeł wcale nie był czarny, kopytami nie stukał i nosił gustowny ornat. A w 2007 z morza wyłoniła się Bestia...

A tak naprawdę? Trzeba było paru lat, aby euroentuzjaści przejrzeli na oczy, przynajmniej niektórzy. Ale - jak zwykle: wstyd się było przyznać, że popierało się pomysł dołączenia do Unii. Traktat lizboński to wygodna wymówka dla "zmiany barw klubowych". Zmiana słuszna, ale nie w Lizbonie pies został pogrzebany. Przykro mi, ale nie mogę się powstrzymać od drobnej złośliwości. Nie odpowiedzą mi, ale gdybym zapytał perorujących o zdradzie i utracie niepodległości w Lizbonie: a jak, rybeńko, głosowałeś w 2003? Ciekawe co by większość powiedziała. Bo chyba znam odpowiedź.

Ci sceptyczni od początku wcale nie byli TL aż tak oburzeni. Chcieliście, Polacy, macie - myśmy ostrzegali.

Jak wspomniałem wyżej (czy niżej?:)), prawdziwym nieszczęściem stał się dopiero, radośnie sygnowany przez Tuska w 2012, pakt fiskalny. Temat na inny dzień

****
Czemu Lech Kaczyńśki podpisał? Wiesz, znam też parę szeptanych teorii. :) Ale nie będę ich przytaczał, na ile by nie były prawdpodobne, nie są dla mnie wystarczająco wiarygodne.

Restytucja B'nai to fakt. Jedwabne - tu sytuacja jest cokolwiek bardziej skomplikowana, a ja już i tak rozciągnąłem komentarz ponad miarę. Powiem tyle: ekshumacji zawsze można dokonać (słusznie o tym prawi Grzegorz Braun), a B'nai B'rith był to gest o znaczeniu tyleż kurtuazyjnym, co "lokalnym". Oczywiście, świetnie pasuje do "mrocznej legendy" Lecha Kaczyńskiego, propagowanej tu i tam, niektórzy kolekcjonują przeróżne fakty klasy B, jako te perły czarne. :) Zapominając, ile dobrego ten człowiek zrobił dla Polski.

12 kwietnia 2010 przeczytałem na pewnym forum wypowiedź pewnego pana. Postaci w miarę znanej, kiedyś nawet, o zgrozo, kandydującej z listy PiS. Spuszczę na jego nazwisko zasłonę miłosierdzia. A napisał, co następuje: "kara Boska na zdrajcę Kaczyńskiego."
I wtedy sobie coś obiecałem. :)

pozdrawiam Cię serdecznie i dziękuję za długi i bardzo merytoryczny komentarz

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
...odpowiedź. Jasne, że Jedwabne to długa sprawa, ale przerwanie tej ekshumacji
i hołubienie latami opowieści fantasy Grossa skutkuje teraz żądaniami 65 mld USD.
A istnienie BB stworzyło m.in. trampolinę harcownikom, może tylko lokalnym,
w rodzaju dwóch krakowskich Janów Hartmana i Hertricha Woleńskiego.

Pozdro,

Waldemar Żyszkiewicz

ro's picture

ro
Za każdym razem gdy ktoś przy mnie mówi o lizbońskiej "zdradzie", zadaję pytanie o 2003. I tylko raz ktoś bąkął: "byłem przeciw", i zaraz zmienił temat. (Czyli byłeś rybeńko przeciw całym sercem, ale głosowałeś "zgodnie z rozumem"?) 

Jeśli chodzi o błędy Lecha Kaczyńskiego, to dodam jeszcze "swój": ludobójstwo na Kresach. Niewyartykułowanie tego oficjalnie (tylko rzucenie pytającemu dziennikarzowi na pokładzie samolotu "oczywiście że ludobójstwo", nienazwanie UPA organizacją zbrodniczą było moim zdaniem błędem, który dzisiaj skutkuje "ustawą banderowską" i ostentacyjnym olewaniem Polski. 
Mojego głosu to PiSowi nie odebrało, ale znam takich, którzy właśnie przez to się odwrócili. 
Max's picture

Max
Tak, kwestia ukraińska mnie też zakłuła dotkliwie. Ktoś powie, wymogi sytuacji, polityka jagiellońska, wspieranie potencjalnie antyrosyjskich państw - wszystko zgoda.
Ale - część mojej rodziny z tamtych okolic...

A do pierwszego akapitu Towjego komentarza, ro - przy okazji podziwiam, że chciało Ci się czytać tę "ścianę" tekstu :) - tak mi coś kiść winogron szepnęła, w trakcie produkowania komentarza: a może to tak?
Czyżby kiść winogron miała rację?

O, bo ja dobrze pamiętam powszechny unijny entuzjazm - "gdzie są kwiaty z tamtych lat"? ;)
Z połowa moich, niegłupich i porządnych, znajomych zagłosowała za. O ile pamiętam, i w najbliższej rodzinie nie wszystko "poszło jak trzeba". Robiłem za puszczyka i malkontenta, co nie rozumie, że "przyszło nowe"...

A jak już tak -  to dla poprawy humoru - bo ta Pani jest nieśmiertelna:
 

 

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
ro's picture

ro
Choć powiem, że bardziej za gardło mnie chwyta polska przeróbka, czyli trochę już zapomniana Sława Przybylska  

A co do ściany... Tak, chciało mi się czytać.
ro's picture

ro
Jedną z moich nielicznych politycznych rozrywek jest obserwowanie min moich rozmówców, gdy narzekają na Unię, jej biurokrację, euroidiotyzmy i temu podobne. Mówię wtedy:
-Ja mam czyste sumienie. W 2003 głosowałem na NIE i mam na to świadków!

Faktycznie, w czasie referendum (mea culpa, trzeba było nie głosować) nie wszedłem do kabiny, tylko wziąłem długopis od przewodniczącego komisji, a mojego znajomego, i na stole na jego oczach prostawiłem krzyżyk, gdzie trzeba. Moja żona oczywiście też.
devil

Wyglądają wtedy czasem, ci narzekający, jakby zobaczyli ducha. Albo przynajmniej różowego słonia.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
...ale zostawiłem tę kwestię dla Pana, nie chciałem
bowiem wywrzeć nadmiernej presji na Maksa,
który ze szlachetnych motywów podjął się mało
wdzięcznej roli :)

Pozdrawiam,  

Waldemar Żyszkiewicz

Więcej notek tego samego Autora:

=>>