
Nie mam czym się chwalić, lecz wstydzić się także nie zamierzam: jestem nauczycielem z branży, o której prestiż tak dbał minister Sikorski i troszczył się o czystość języka angielskiego.
Ponad ćwierć miliona naszych złotówek, które minister-purysta ciepłą rączką zafundował kumplowi z ambasady, a wcześniej nie wiem ile córce innego kumpla, z którym spożywał ośmiorniczki czy coś tam innego – wzrusza i zastanawia.
Dziewiętnaście tysięcy za „konsultację” paru stron gotowego tekstu i naniesienie poprawek – super! Sam Szekspir by nie pogardził zwłaszcza, że - jak to ujął na Twitterze Sikorski – chodziło tylko o to by „sala doceniła”. Po kiego męczyć się nad Hamletem, nad „to be or not to be” się zastanawiać wierszem, kiedy wystarczy parę przecinków poprzestawiać i ... Sikorski doceni, a zaraz potem sala. Frajer ten Szekspir – za wcześnie się urodził!
Nieszczęśliwie się składa, iż wieść o lingwistycznych rozterkach naszego oksfordczyka dopadła mnie, gdy tkwię od kilku dni nad maturami próbnymi z angielskiego. Policzyłem strony – nie licząc tytułowych jak w pysk strzelił - 3850. Hmm ... parę porządnych przemówień, choćby i Fidela. Niezły stosik, który sprawdzam „w ramach”. Już wyjaśniam: w ramach moich nauczycielskich obowiązków, to znaczy za darmo.
Na ramy nie narzekam, bo przecież mam wolne. Ba, cieszę się ogromnie, bo w tych samych ramach unikam obowiązkowych dyżurów w męskiej toalecie, do których – nie przeczę – już pojutrze wrócę w przerwach pomiędzy lekcjami z nieukrywaną niechęcią. Korzystając więc z chwilowej laby sprawdzam sobie te matury, sprawdzam i się cieszę, że nie tylko ja ślęczę nad angielską składnią.
Trochę mi tylko smutno, że żadna sala nie doceni tych kilku dób ślęczenia, ale się pocieszam, że nasz do niedawna minister wielką wagę przykłada do takiej roboty. Żeby tylko nikt, broń Boże, nie pomyślał, że ja z roszczeniami … tfu, tfu na psa urok! Gdzieżbym śmiał zaglądać ministrowi do kieszeni, choć znalazłby się taki, który by powiedział, że on w tej kieszeni nosi nasze pieniądze …
A propos kieszeni … Był kiedyś w Ameryce senator Dan Rostenkowski. Jemu się nie udało rozliczyć z kilku tysięcy dolarów za znaczki pocztowe, których nie wysyłał, za krzesła i popielniczki, które dawał w prezencie kolegom, za lewe zlecenia, za prywatny transport opłacany z pieniędzy podatników i ... dostał 17 miesięcy w kiciu - bez zawiasów.
I co? Clinton go ułaskawił za wcześniejsze zasługi dla kraju!
To też był oksfordczyk. Wprawdzie nie z tego Oxford z UK, lecz z więzienia w Oxford w Wisconsin skąd wyszedł po 15 miesiącach dzięki Clintonowi ...
Gdyby się więc, nie daj Boże, okazało, że Sikorskiego dopadną kłopoty - będę pierwszym, który do prezydenta się zwróci by go ułaskawił, za wybitne zasługi dla koleżanek i kolegów anglistów. On nas przecież docenił ...
Po ilu miesiącach czy latach ułaskawił? Nie wiem, nie ja to będę obliczał.
Ilustracja: se.pl.@danz.
2 Comments
@Mohair
05 January, 2015 - 23:23
Ech gdyby w Polsce była prawdziwa prokuratura i policja...
Można sobie pomarzyć... zobaczyć Tuska, Bieńkowską, Belkę, Sikorskiego, całą tę paradę oszustów w pierdlu.
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
re: Sikorski
05 January, 2015 - 23:28
Pozdrawiam i polecam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles