
Pod żadnym pozorem nie chodzić do mediów reżymowych / mejnstrimowych / mętnego nurtu (wybrany termin podkreślić wężykiem) brzmi surowa dyrektywa blogera znanego jako Aleksander Ścios.
Jeśli idzie o ideową pryncypialność, Ścios bez wątpienia ma rację. Po 1989 roku w oficjalnych mediach elektronicznych nie było ani przez chwilę miejsca dla wyrażenia poglądów i wartości ważnych dla Polaków, dla narodowej tożsamości, dla wyartykułowania polskiej racji stanu. Rezultaty tego zakneblowania Polaków odzwierciedla dziś stan prawodawstwa, prowizorka instytucji, skandaliczna jakość korpusu urzędniczego, negatywna selekcja nomenklatury w III RP, dziurawa armia, wymiar niesprawiedliwości.
Chwalebne zalecenie Ściosa ma jednak poważny deficyt pragmatyzmu politycznego. Unikanie dominujących mediów to zła strategia dla kogoś, kto zamierza stanąć w szranki demokratycznych procedur weryfikacyjnych. Chyba że dysponuje się własnymi mediami elektronicznymi o porównywalnym zasięgu i nie mniejszej zdolności perswazyjnej. Ale o to akurat tzw. nasza strona nigdy się nie postarała. Więc w tym zakresie wymówki, jakie Aleksander Ścios od dawna czynił politykom prawicy, są jak najbardziej uzasadnione.
*
Wiadomo było od początku, że w mediach prorządowych kandydat Prawa i Sprawiedliwości (ktokolwiek by nim nie został) nie ma szans na równe traktowanie z kandydatem establishmentu III RP (ktokolwiek by nim nie był), broniącym kontynuacji status quo, fatalnego wprawdzie dla Polski i Polaków, ale koniecznego dla osobistego bezpieczeństwa obecnej ekipy oraz jej „biznesowego” zaplecza. Dlatego też rozważenie rygorystycznych wskazań Ściosa wchodziło w grę jak najbardziej. Ale należało to zrobić (i o swej decyzji elektorat szeroko powiadomić) zaraz u progu kampanii.
Być może taka decyzja byłaby nawet korzystna, bo kampania Andrzeja Dudy i tak żadnego istotnego wsparcia od oficjalnych mediów elektronicznych nie otrzymała. Ale, powtarzam, takie założenie należało przyjąć od początku, szeroko je ogłosić i tego się trzymać. Natomiast powtórzenie gestu Moniki Olejnik przez rzecznika Prawa i Sprawiedliwości na tydzień przed wyborami z pewnością szczęśliwe nie jest. Tym bardziej że wcale nie było konieczne. Niestety, na Nowogrodzkiej zabrakło chyba (to życzliwa koncepcja) alternatywnych scenariuszy.
*
Cała ta historia, którą dziś tuczą się media strony przeciwnej, mogła przecież wyglądać inaczej, gdyby Marcin Mastalerek odezwał się w telewizyjnym studio np. w te słowa:
– Panie redaktorze, (może nawet należało użyć formuły – Panie Piotrze) przez lata pracy w mediach dał się Pan poznać jako człowiek zdolny do wnikliwej obserwacji, do zobiektywizowanej oceny zjawisk, więc sam Pan najlepiej wie, że podstawą w przekazywaniu wyborcom treści trwającej właśnie kampanii prezydenckiej są rażące dysproporcje nie tylko w rozdziale czasu antenowego, ale przede wszystkim w zasadniczo odmiennym traktowaniu Bronisława Komorowskiego niż pozostałych kandydatów, a zwłaszcza w traktowaniu Andrzeja Dudy, którego notowania uczyniły głównym i praktycznie jedynym rywalem, zdolnym zagrozić reelekcji dotychczasowego prezydenta.
[red. Kraśko z uśmiechem profesjonalisty oponuje swemu rozmówcy]
– Pan doskonale wie, choć ze zrozumiałych względów nie może Pan tego oficjalnie na wizji przyznać, że w tej sytuacji nazwa TVP INFO jest po prostu myląca.
[następuje próba zdecydowanej riposty prowadzącego]
– Tak, Redaktorze, doskonale rozumiem Pańską niełatwą sytuację, Panu po prostu nie wypada tego zrobić, nie wspominam już o możliwych konsekwencjach służbowych, ale ja mogę śmiało powiedzieć, że w czasie tej kampanii Wasza Antena powinna raczej nosić miano Komorowski INFO.
[tu red. Kraśko aż gulgocze z emocji]
– Wiem, wiem, że Pan temu zaprzeczy, ale w tym przypadku zdajmy się na rozsądek i zdolność oceny każdego telewidza z osobna. Niech odbiorcy Waszego programu zdecydują, która nazwa trafniej oddaje istotę rzeczy. Można przecież zaproponować widzom choćby sondaż esemesowy, a jego wyniki podać zaraz na pasku...
[redaktor Kraśko blednie i sięga po szklankę z wodą]
– Wie Pan, w zasadzie nie zdziwiłbym się, gdyby odbiorcy Waszych programów sięgnęli po instrument obywatelskiego nieposłuszeństwa zaproponowany swego czasu przez jednego z liderów Platformy Obywatelskiej, dziś znanego zresztą bardziej w świecie niż w Polsce, tak, mam na myśli Donalda Tuska...
[Piotr Kraśko wbija oczy w sufit]
– Właśnie, wstrzymanie opłat abonamentowych mogłoby stać się przyczynkiem do głębszej refleksji nie tylko w kierownictwie Anteny, ale i wśród zacnych członków Radiokomitetu... ups, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Tak mi się przynajmniej wydaje.
[na tym rzecznik Mastalerek kończy swą wypowiedź i z lekkim uśmiechem rozpiera się w fotelu. Redaktor Kraśko mdleje, osuwając się na podłogę. Eks-europoseł Zalewski podejmuje reanimację prowadzącego metodą usta-usta. Do studia wbiegają ludzie w kitlach... Napisy końcowe]
*
Tak bym to raczej widział...
Jeśli idzie o ideową pryncypialność, Ścios bez wątpienia ma rację. Po 1989 roku w oficjalnych mediach elektronicznych nie było ani przez chwilę miejsca dla wyrażenia poglądów i wartości ważnych dla Polaków, dla narodowej tożsamości, dla wyartykułowania polskiej racji stanu. Rezultaty tego zakneblowania Polaków odzwierciedla dziś stan prawodawstwa, prowizorka instytucji, skandaliczna jakość korpusu urzędniczego, negatywna selekcja nomenklatury w III RP, dziurawa armia, wymiar niesprawiedliwości.
Chwalebne zalecenie Ściosa ma jednak poważny deficyt pragmatyzmu politycznego. Unikanie dominujących mediów to zła strategia dla kogoś, kto zamierza stanąć w szranki demokratycznych procedur weryfikacyjnych. Chyba że dysponuje się własnymi mediami elektronicznymi o porównywalnym zasięgu i nie mniejszej zdolności perswazyjnej. Ale o to akurat tzw. nasza strona nigdy się nie postarała. Więc w tym zakresie wymówki, jakie Aleksander Ścios od dawna czynił politykom prawicy, są jak najbardziej uzasadnione.
*
Wiadomo było od początku, że w mediach prorządowych kandydat Prawa i Sprawiedliwości (ktokolwiek by nim nie został) nie ma szans na równe traktowanie z kandydatem establishmentu III RP (ktokolwiek by nim nie był), broniącym kontynuacji status quo, fatalnego wprawdzie dla Polski i Polaków, ale koniecznego dla osobistego bezpieczeństwa obecnej ekipy oraz jej „biznesowego” zaplecza. Dlatego też rozważenie rygorystycznych wskazań Ściosa wchodziło w grę jak najbardziej. Ale należało to zrobić (i o swej decyzji elektorat szeroko powiadomić) zaraz u progu kampanii.
Być może taka decyzja byłaby nawet korzystna, bo kampania Andrzeja Dudy i tak żadnego istotnego wsparcia od oficjalnych mediów elektronicznych nie otrzymała. Ale, powtarzam, takie założenie należało przyjąć od początku, szeroko je ogłosić i tego się trzymać. Natomiast powtórzenie gestu Moniki Olejnik przez rzecznika Prawa i Sprawiedliwości na tydzień przed wyborami z pewnością szczęśliwe nie jest. Tym bardziej że wcale nie było konieczne. Niestety, na Nowogrodzkiej zabrakło chyba (to życzliwa koncepcja) alternatywnych scenariuszy.
*
Cała ta historia, którą dziś tuczą się media strony przeciwnej, mogła przecież wyglądać inaczej, gdyby Marcin Mastalerek odezwał się w telewizyjnym studio np. w te słowa:
– Panie redaktorze, (może nawet należało użyć formuły – Panie Piotrze) przez lata pracy w mediach dał się Pan poznać jako człowiek zdolny do wnikliwej obserwacji, do zobiektywizowanej oceny zjawisk, więc sam Pan najlepiej wie, że podstawą w przekazywaniu wyborcom treści trwającej właśnie kampanii prezydenckiej są rażące dysproporcje nie tylko w rozdziale czasu antenowego, ale przede wszystkim w zasadniczo odmiennym traktowaniu Bronisława Komorowskiego niż pozostałych kandydatów, a zwłaszcza w traktowaniu Andrzeja Dudy, którego notowania uczyniły głównym i praktycznie jedynym rywalem, zdolnym zagrozić reelekcji dotychczasowego prezydenta.
[red. Kraśko z uśmiechem profesjonalisty oponuje swemu rozmówcy]
– Pan doskonale wie, choć ze zrozumiałych względów nie może Pan tego oficjalnie na wizji przyznać, że w tej sytuacji nazwa TVP INFO jest po prostu myląca.
[następuje próba zdecydowanej riposty prowadzącego]
– Tak, Redaktorze, doskonale rozumiem Pańską niełatwą sytuację, Panu po prostu nie wypada tego zrobić, nie wspominam już o możliwych konsekwencjach służbowych, ale ja mogę śmiało powiedzieć, że w czasie tej kampanii Wasza Antena powinna raczej nosić miano Komorowski INFO.
[tu red. Kraśko aż gulgocze z emocji]
– Wiem, wiem, że Pan temu zaprzeczy, ale w tym przypadku zdajmy się na rozsądek i zdolność oceny każdego telewidza z osobna. Niech odbiorcy Waszego programu zdecydują, która nazwa trafniej oddaje istotę rzeczy. Można przecież zaproponować widzom choćby sondaż esemesowy, a jego wyniki podać zaraz na pasku...
[redaktor Kraśko blednie i sięga po szklankę z wodą]
– Wie Pan, w zasadzie nie zdziwiłbym się, gdyby odbiorcy Waszych programów sięgnęli po instrument obywatelskiego nieposłuszeństwa zaproponowany swego czasu przez jednego z liderów Platformy Obywatelskiej, dziś znanego zresztą bardziej w świecie niż w Polsce, tak, mam na myśli Donalda Tuska...
[Piotr Kraśko wbija oczy w sufit]
– Właśnie, wstrzymanie opłat abonamentowych mogłoby stać się przyczynkiem do głębszej refleksji nie tylko w kierownictwie Anteny, ale i wśród zacnych członków Radiokomitetu... ups, Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Tak mi się przynajmniej wydaje.
[na tym rzecznik Mastalerek kończy swą wypowiedź i z lekkim uśmiechem rozpiera się w fotelu. Redaktor Kraśko mdleje, osuwając się na podłogę. Eks-europoseł Zalewski podejmuje reanimację prowadzącego metodą usta-usta. Do studia wbiegają ludzie w kitlach... Napisy końcowe]
*
Tak bym to raczej widział...
(5)
4 Comments
@Waldemar
06 May, 2015 - 17:19
Polfiku, w zasadzie wiadomo jak: trzeba...
06 May, 2015 - 18:29
Problem w tym, że niełatwo to zrobić. Ale można: Lepper
doprowadził kiedyś do rozpaczy Olejnikównę, która niedawno
też sama wyszła ze studia, a Grzegorz Braun rozprowadził
w tej kampanii dwoje wygadanych radiowców. Naprawdę
można, ale nie każdy ma potrzebną do tego charyzmę :)
Waldemar Żyszkiewicz
Mam w wypadku zachowania
06 May, 2015 - 18:23
Z jednej strony zgadzam się z Panem, nie powinien dać się sprowokować i wyjść. Z drugiej strony wyjście z hukiem rzecznika zwróciło uwagę na problem. Na taki gest nie mógłby sobie pozwolić Andrzej Duda czy Jarosław Kaczyński.
Co do pryncypialności Aleksandra Ściosa, no cóż, to rzecz drogi, jaką wybieramy; możemy oczywiście życ w okopach, by się nie pobrudzić, ale polityka to działanie w realiach.
Pozdrawiam
Pani Katarzyno,
06 May, 2015 - 18:42
PS Ściosa przywołałem, ukazując jednak wewnętrzną sprzeczność jego zaleceń z punktu widzenia pragmatyki politycznej w systemie quasidemokratycznym. Nowogrodzka postąpiła trochę według porzekadła: jak kosa, to do Ściosa.
Serdecznie Panią pozdrawiam,
Waldemar Żyszkiewicz