Prawdziwa podła zmiana

 |  Written by Krzysztof Karnkowski  |  0
W 2007 roku na scenie „Błękitnego Marszu” dla zwolenników Platformy Obywatelskiej zagrali i zaśpiewali Tomasz Lipiński i Paweł Kukiz, artyści – symbole drugiej fali rockowego boomu lat 80, autorzy pokoleniowych hymnów. Dla wielu dawnych fanów było to pewnym zgrzytem, anarchizujący idole grający dla partii politycznej przestają brzmieć autentycznie, gdy powtarzają, że nie wierzą politykom. Do tego pokolenie, wychowane na muzyce lat 80-tych, choć często tworzące wspólnotę wokół ulubionych piosenek, tekstów i zespołów nie stanowi przecież politycznego czy ideowego monolitu. Związany z Frondą Schmaletz śpiewał w jednej ze swoich piosenek „Najbardziej dziwi, że byli anarchiści dali się oszukać ludziom takim, jak Michnik”, lecz przecież wielu dzisiejszych prawicowych publicystów czy blogerów wychowywało się na punkowych płytach Dezertera, czy legendarnych nagraniach Brygady Kryzys i Tiltu, w których śpiewa Lipiński, czy Ayi RL i Piersi – dwóch zespołów, których głosem był Paweł Kukiz. Ich wybory z roku 2007 zostawiłbym już chętnie na boku. Tomek Lipiński jest dziś krytyczny wobec całej klasy politycznej, Paweł Kukiz postanowił politykę zmieniać od środka i zapewne koncert z wiecu PO nie jest jego ulubionym wspomnieniem.

Po dziewięciu latach okazuje się jednak, że i za uniwersalnymi, lecz fałszywie brzmiącymi w wiecowym otoczeniu  „Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie” czy „Skórą” zatęsknić można, gdy słyszy się koncert wieńczący tegoroczny błękitny marsz. I wielu chyba zatęskniło, gdyż Plac Piłsudskiego dość szybko wyludniał się podczas koncertu Big Cyca. Poprzednim razem radykalny język uzupełniano przekazem, szarpiącym czułe struny całych pokoleń. Tym razem stało się odwrotnie – zwulgaryzowany, wiecowy przekaz domknięto wulgarnym, prymitywnym rockowym kabaretem, w którym na niedopowiedzenia nie ma już miejsca. I w tym miejscu faktycznie, choć nie spodziewałbym się, że to napiszę, dokonała się „podła zmiana”. Nie dzięki Andrzejowi Dudzie czy Beacie Szydło, a dzięki autorom scenariusza sobotniej imprezy.

Jeśli przyjrzeć się uważnie twórczości i aktywności Krzysztofa Skiby, lidera Big Cyca, właściwie nie dziwi jego obecność na sobotniej scenie. Skiba, przez lata dziennikarz „Gazety Wyborczej” i etatowy trefnić III RP, w swoich tekstach zawsze atakował prawicę czy kościół. Zespół, który zrobił brawurową karierę na przełomie lat 80-tych i 90-tych był dzieckiem swoich czasów. Korzeniami sięgał do stylu Pomarańczowej Alternatywy, z którą Skiba współpracował, tworząc mocno obrazoburczy, lecz i bezkompromisowo dowcipny zin „Przegięcie Pały”. Muzycznie osadzony w bardzo wówczas popularnym punk rocku, jednak na tyle łagodny i miły dla ucha, by zaistnieć w stacjach radiowych i telewizyjnych i przebić się do bardzo szerokiej, wychodzącej poza ramy subkulturowe, publiczności. Kto był wówczas uczniem późnych klas podstawówki lub liceum, pamięta na pewno eksplozję mody na Big Cyca, produkt szeroko dostępny, mający jednak rewolucyjny posmak zakazanego owocu. „Berlin Zachodni”, „Wielka miłość do babci klozetowej”, „Ballada o smutnym skinie” czy „Kapitan Żbik” zdobyły serca nastolatków, bawiąc też część rodziców.

Zespół pierwszego sukcesu właściwie nie powtórzył. Druga płyta przyniosła trudniejszą muzykę, a poza tytułowym, gorzkim „Nie wierzę eletrykom”, nie zawierała właściwie żadnego przeboju. W kolejnych latach kapela nagrywała płyty regularnie, znajdując swoją niszę rockowego kabaretu i czasem przypominając o sobie wielkim przebojem, jak w przypadku pamiętnego „Makumba-ska” czy wylansowanej dzięki serialowi piosenki ze „Świata według kiepskich”. A jednak na swoich płytach Skiba potrafił zawrzeć dość ponury obraz III RP, czasem zgodny z przekazem jego macierzystej redakcji (wszechwładza kościoła, przemoc, prawicowy fanatyzm), niekiedy jednak na tyle niewygodny, że zdarzył się nawet przypadek ocenzurowania jednej z płyt przez wydawcę. Dziś często przypomina się, że płytę „Wojna plemników” krytykowały środowiska prawicowe (antyklerykalna wymowa całości wzmocniona została prowokacyjną okładką przedstawiającą siostrę zakonną, suszącą prezerwatywy), rzadziej, że słuchacze długo musieli zgadywać do kogo zespół porównuje „stare igły od strzykawek, tępe jak…”. Padające w tym miejscu nazwisko urzędującego wówczas prezydenta przykryto tzw. białym szumem. A przecież było jeszcze wspomniane już „Nie wierzę elektrykom”. Dziś Skiba całkiem nieźle odnajduje się jednak grając dla ludzi, dla których wykpiwany przez niego wielokrotnie Wałęsa jest ojcem wolności i symbolem demokracji. Nie słyszałem, by sam jakoś wyjaśnił słuchaczom ten dysonans. Podobnie nie ma problemu, by grać dla Stefana Niesiołowskiego, w swoim czasie również przywołanego w jednym z tekstów, czy wreszcie dla Jerzego Buzka, któremu, kilkanaście lat wcześniej, muzyk pokazał tyłek podczas dużego festiwalowego koncertu. Na wspomnianej „Wojnie plemników” zespół nagrał, nawiązujący melodią do strajkowej pieśni”, utwór „Wszystko gnije”. To bardzo mocne rozliczenie polityków, którzy zdradzili ideały „Solidarności” na rzecz wygodnego życia i zacisza gabinetów.  

Dziś muzycy produkują się na scenie dla partii politycznej, która wydaje się być zbiorowym bohaterem piosenki sprzed lat  „(…)Teraz się urządził nieźle/I ma w dupie robotników/Co dzień kradnie ile wlezie/I nie znosi głośnych krzyków” – to 1994 rok. 22 lata to kawał czasu. Po drodze pojawiły się piosenki, w których atakowano słuchaczy Radia Maryja czy widzów „Warto Rozmawiać”, dziś zaś nowa płyta przez sam zespół sprzedawana jest jako „antypisowska”. Zapowiadający ją utwór „Antoni wzywa do broni” umieszczony został w internecie jako reklama marszu 7 maja nie przez zespół ani wydawnictwo, a przez oficjalny profil Platformy Obywatelskiej. O tym, że płytę można kupić, Skiba przypomina w każdej przerwie między utworami. „Najbardziej niewygodna płyta w tym roku! – krzyczy wokalista, po czym, żeby nie było wątpliwości rzuca żart – „Zaczynamy część koncertu pod hasłem Dobra zmiana wkracza do mojego sracza. A teraz piosenka Płoną opony, jestem wkurwiony!”.  Przekleństwa w polskich tekstach rockowych nie są niczym nowym, mają w nich swoje miejsce, a często również – uzasadnienie. Jednak wprowadzenie ich do języka politycznego wiecu to nowa jakość. Nie jest więc ani przepięknie, ani normalnie. Można za to na centralnym placu stolicy zaśpiewać o „pisiorskiej obroży” w piosence ze stanu wojennego, oryginalnie mówiącej o obroży sowieckiej.  

Skiba razem z kolegami od lat stoją w tym samym miejscu, trudno mówić o rozwoju czy refleksji. Po tym, jak w utworze „Warto rozmawiać” wykorzystano zmanipulowaną wypowiedź Jana Pospieszalskiego, całkowicie zmieniając sens po to, by przedstawić dziennikarza jako oszołoma i antysemitę, trudno oczekiwać po zespole przynajmniej artystycznej uczciwości. Antypisowska opozycja wyrównała poziom swojego przekazu do żenującego kabaretu Skiby. O poziomie intelektualnym opozycji i kondycji sympatyzującej z nią jakoby inteligencji mówi to nam więcej, niż wszystkie teksty piosenek z sobotniego koncertu razem wzięte. „Wielu z nas chce zamienić porządek demokratyczny na tłum obecny na koncercie rockowym” – komentował rok temu wygraną Pawła Kukiza redaktor naczelny „Gazety Wyborczej”. Słowa Adama Michnika, tym razem, dość niespodziewanie,  się sprawdziły.

 Artykuł ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
5
5 (4)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>