Prognoza 2018. Sejmikowe koalicje będą iskrzyć

 |  Written by Docent zza morza  |  0

Jak Polska długa i szeroka - wszędzie tam, gdzie w gminach, powiatach i województwach wybory nie wyłoniły bezapelacyjnego lokalnego/ regionalnego hegemona - tęgie partyjne głowy trudzą się obecnie nad zmontowaniem stabilnej koalicji, która przetrwałaby nadchodzącą kadencję i pozwoliła skonsumować owoce zwycięstwa.

Niełatwe to zadanie, o czym przekonali się byli już eseldelowcy z powiatu koneckiego... Bo"samorządność" samorządnością, "demokracja" demokracją, ale, jak na razie, najważniejsza w partiach stwarzanych w Warszawie jest czystość ideologiczna, posłuszeństwo i lojalność aktywu terenowego oraz wierność doktrynie (w tym wypadku-"Swiętego Antypisa"), a interes mieszkańców z definicji schodzi na dalszy plan...

Ciekawe, co na to na dłuższą metę "doły partyjne"i lokalni mieszkańcy? Bo nie na darmo przybywa od lat lokalnych komitetów wyborczych i bezpartyjnych samorządowców...

Ale spójrzmy na ten najbardziej łakomy kąsek, czyli sejmiki wojewódzkie, bo to tam dzieli się największy, w tym unijny "tort".

Aż w dziewięciu województwach zwycięzca musi zawrzeć z kimś koalicję, aby móc rządzić. Można więc spokojnie powiedzieć, że tegoroczne wybory samorządowe w dużej mierze zmuszają dotychczasowych kombatantów i rywali do współpracy i kompromisów...

I bardzo dobrze, bo taka jest natura demoracji – rzadko ktoś osiąga taką przewagę, by móc sprawować samodzielne rządy - obecnie jest tak w siedmiu województwach...

Istotą demokracji jest system „checks & balances” – czyli koalicjanci zwykle balansują swe wzajemne wpływy i – co chyba najważniejsze – patrzą też sobie wzajemnie na ręce... bo zaufanie to dobra rzecz, ale kontrola jest od niego zawsze lepsza, ;-)

Wydaje mi się, że właśnie kwestia wzajemnego braku zaufania i skali wzajemnej kontroli (czyli wzajemnego „podkładania sobie świni”) okaże się przyczyną zgrzytów we wszystkich koalicjach sejmikowych zawieranych w najbliższym czasie, niezależnie od stopnia początkowej szczerości koalicjantów oraz ich entuzjazmu.

I dlatego szkoda tych wszystkich negocjatorów, bo ich trud pewnie pójdzie na marne...

Bo takie są obecnie znaki czasu,
że umowy i porozumienia teraz zawierane na 99% okażą się fiaskiem.

I to niezależnie od celów i szyldów, pod jakimi będą parafowane.

Bo taki klimat, i taka karma... aż do 20 listopada.

image
 

Wojewódzkie koalicje Koalicji Obywatelskiej (pewnie z PSL-em) polegną zapewne na sporach „wokół podziału koryta”– bo niezależnie od uśmiechów i deklaracji przed kamerami - strony „czują  pismo nosem”, i wiedząc, że to może być ich naprawdę ostatnia szansa – lada moment, z nożem w zębach i błyskiem w oku, rzucą się sobie wzajemnie do gardła.

Zjednoczona Prawica pewnie raczej spróbuje nakłaniać do współpracy pojedynczych wojewódzkich radnych PSL-u (dążąc do przejęcia przy okazji elektoratu tej partii – bo to „prowincja” jest kluczem do władzy w naszym kraju, bo preferencje elektoratu wielkomiejskiego w czysto proporcjonalnych wyborach parlamentarnych odgrywają mniejszą rolę, niż w większościowo-proporcjonalnych do samorządów.)

Czyli mimo wygrania rywalizacji o prezydentów "wielkich miast" (tych 39 powyżej 100.000 mieszkańców), i tak można porządnie umoczyć w kolejnym wyścigu do sejmu i senatu. I ci bardziej kumaci pośród nich o tym dobrze wiedzą...

I dlatego spór pisowsko-peeselowski jest jeszcze bardziej fundamentalny,

niż ten w koalicjach obywatelsko-peeselowskich... ale pokusa dla działaczy jest ogromna.

Nic więc dziwnego, że szef ludowców "śmieszy, tumani, przestrasza", przysięgając, że jego ludzie będą wiernie stać przy "Antypisie". Ale gdyby nie zezowali oni masowo w kierunku Zjednoczonej Prawicy, to zbędne byłyby takie tyrady?

Zawierane obecnie - jak kraj długi i szeroki - sojusze przypominają próbę godzenia ognia z wodą – i częściej będzie dochodziło tu do poprzedzanych ogłuszającym sykiem niekontrolowanych i dewastujących wybuchów, niż do harmonijnego okiełznania tego potencjału, jak to zwykło się dziać w silniku parowym. Sorry, nie ta karma i nie ten klimat...

Bardziej harmonijnie będą się za to przez następne cztery lata mogły rozwijać jedynie te gminy, powiaty i województwa, gdzie zwycięzca jest jeden i gdzie nie trzeba zawierać teraz ponadpartyjnej koalicji.

Chociaż i tam dogadywane po cichu umowy i wewnętrzne nieformalne porozumienia też raczej nie będą w przyszłości honorowane...

Krótko mówiąc -

dzisiejsi koalicjanci i wszyscy dogadujący się będą jutrzejszymi przegranymi...

a kto dziś trumfuje - jutro będzie liczył straty. A najbardziej ci, dumi ze "swej zdolności koalicyjnej".

P.S. A w stolicy, gdzie mieszkańcy Warszawy, ku utrapieniu Warszawiaków, gromko i demonstracyjnie wybrali im i sobie „Trzaskosia”, to raczej prędzej niż później nadejdzie nomen omen CZAS PŁACZU i ZGRZYTANIA ZEBAMI - bo taki zwykle jest los ludzi nie umiejących stąpać twardo po ziemi, ale gotowych w pogoni za mirażami pogrążyć sią w odmętach frajerstwa, samooszukiwania się, chciejstwa oraz bezkrytycznego nadstawianie czterech liter złotoustym żulikom i patentowym bajerantom.

- => "Warszawski syndrom sztokholmski" - czyli będziecie płakać i płacić

P.S. 2
"Sebastian Kaleta ✔ @sjkaleta
Zaczyna się wycofywanie z obietnic przez @trzaskowski_...
Michal Pretm @michalpretm

Trzaskowski dla @GazetaStoleczna o stadionie Skry:
"Trzeba będzie poszukać inwestora, bo miasto samo tego nie udźwignie".

Co było w kampanii?
"Warszawa odbuduje kompleks sportowy Skra – zbudujemy tam halę lekkoatletyczną".
Nie było mowy o inwestorze.”
cc @PatrykJaki  16:02 - 25 paź 2018

- => Trzaskowski już zaczął porzucać swe obietnice

No bo, tak prawdę mówiąc, sąsiedzie, co tam komu po jakimś stadionie albo jakiejś hali, skoro spokojnie można tam machnać kilka albo i kilkanaście apartamentowców...? I wtedy będzie "u nasz" prawie jak w Berlinie, albo inszym Paryżu, no nie...?

image
image

 P.S. 3

A w dodatku,... to kto by tam się przejmował obietnicami Platformy

albo jakimiś "znakami czasu"...

przecież człowiek swój rozum ma, no nie...?

5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>