
***
I znowu tupot nóg sołdackich
i grzmiących sotni gwizd kozackich,
gwiaździsty nad Europą but
i mrowi się ludami wschód.
A na zachodzie werbli trzask,
rozgwar motorów z nieboskłonu
i krok miarowy – wzywa łask
boga mocniejszych batalionów.
Ojczyzno moja, a ty trwasz
w żelaznym pogrążona gwarze,
światowidową mroczną twarz
zwracając w cztery strony wraże.
I marzy ci się chleb i miód
i szklane domy w rodnych sadach,
i szczęśliwości pełen trud,
pod gałęziami lip biesiada.
A niebo wokół się czerwieni,
ocknął się kontuszowy trup,
przystają mędrcy przerażeni,
opustoszały widząc grób.
I znów? Czy znów? Kołowrót dziejów
w płonący krąg porywa nas,
skończyły się sny kołodziejów,
stalowy szumi groźny las.
Żelazne dęby dudnią głucho,
toczy się mur, żelazny bór.
Nad konarami, zawieruchą
znów szumi wiatr, znów śpiewa chór.
O mój rozmarynie…
O Autorze wiersza Władysławie Sebyle, tak napisał Bohdan Urbankowski w "Czerwonej mszy czyli uśmiechu Stalina":
"
Był ostatnim polskim twórcą iście renesansowym, polihistorem uprawiającym kilka sztuk. Malował i pisał od dzieciństwa, do czego przyczyniły się ambicje ojca – nauczyciela i kierownika szkoły w Kłobucku, interesował się również muzyką.
Fakt, iż jest to twórca wciąż mało znany, dowodzi, że na naszą kulturę ciągle pada cień stalinizmu. Znamy datę urodzin poety – 6 lutego 1902 r., data jego śmierci przez lata była… niecenzuralna, dziś pozostaje nieznana. Tak jak bliższe okoliczności jego śmierci.(..)
Przede wszystkim był poetą. Każdy z wydanych przez niego czterech zbiorów stanowił literackie wydarzenie. Debiutował – jak na „cudowne dzieci” – dość późno: w 25. roku życia – „Modlitwą” zamieszczoną w zbiorze „Poezje” (wspólnie z Aleksandrem Maliszewskim, 1927). W 1930 r. wydał wstrząsające „Pieśni szczurołapa” – uznane za „żeromszczyznę” w poezji, pełne współczucia dla cierpienia – ale i bezsilnego buntu. W 1934 r. ukazał się „Koncert egotyczny” programowo opowiadający się po stronie poezji metafizycznej, ciemnej: „Apollinowa – cóż ty mi dajesz mowo? / Nazywaniem chcesz mi szukanie zastąpić?”. Rok przed wojną ukazały się przedśmiertne – czego nikt wówczas nie przypuszczał – „Obrazy myśli”. Również w 1938 r. odznaczony został Złotym Wawrzynem Polskiej Akademii Literatury. Był najpoważniejszym rywalem Gałczyńskiego i Czechowicza w walce o rząd dusz po epoce Skamandra. Wywarł niedoceniony wpływ na poetów następnych pokoleń: Miłosza, Baczyńskiego, Borowskiego, Gajcego i innych.
Sebyła był też malarzem. Pejzażystą uwieczniającym jakieś sady i drzewa, ale także widoki Tatr, domy na Helu. Malował również portrety krewnych i przyjaciół oraz liczne autoportrety.
Byli w naszej kulturze twórcy, którzy jak Norwid czy Wyspiański, łączyli poezję ze sztukami plastycznymi; Sebyła łączył ją z malarstwem i muzyką. W tajniki gry na skrzypcach wprowadzał go już w dzieciństwie ojciec. Sebyła tworzył też własne, wysoko oceniane kompozycje. Czasami zaskakiwał także przyjaciół-melomanów „przekładami” utworów fortepianowych, zwłaszcza Szopena, na skrzypce.
I na koniec rzecz ważna, wśród współczesnych poetów rzadka: Sebyła był patriotą, czemu dawał wyraz z bronią w ręku. Tuż przed maturą poszedł do III powstania śląskiego, by walczyć o powrót Górnego Śląska do Polski. Po zwycięstwie wrócił do swego gimnazjum w Sosnowcu, by zdać urzędowy, szkolny egzamin dojrzałości.
Potem poszedł na studia do Warszawy, ukończył polonistykę, pracując równocześnie jako urzędnik Państwowej Kasy Oszczędności. Mieszkał w bursie, a nawet w dwóch – na Powiślu i przy ul. Grójeckiej – i tam powstała większość jego wczesnych wierszy, także „Opowieści o Stalowookim” („Proza i dramat”, 1923), także sztuki „Eros i Psyche” (1924) i „Bunt ludzi” (1924) opatrzony podtytułem „Strzępy niescenicznego dramatu”. Wszystkie te dzieła pozostały w rękopisach.
Początek drogi poetyckiej
Na forum ogólnopolskie wkroczył dopiero podczas studiów w Warszawie. W 1924 r. włączył się do działań grupy literackiej „Złocień”, do której należeli także późniejsi kwadryganci: Gałczyński, Słobodnik i Maliszewski – też poeta, zarazem prezes Koła Polonistów na UW. Warto o tym pamiętać, gdyż na ogół wywodzi się rodowód „Kwadrygi” jedynie z gimnazjum Reja, do którego chodzili Dobrowolski, Bibrowski, Wernic i Kornblum. Poeci „od Reja” rzeczywiście wydawali w szkole gazetkę pt. „Kwadryga” i po połączeniu się grup młodych twórców wylansowali swój tytuł jako nazwę wspólnego pisma, którego pierwszy numer ukazał się w 1927 r. Natomiast ton pokoleniu „Kwadrygi” nadawać będą przede wszystkim poeci zapomnianego przez polonistykę „Złocienia”: Sebyła i Gałczyński. Dopiero w dalszej kolejności wymienić należy Dobrowolskiego, po nim Piechala, który przybył z Łodzi, po nim zaś Bibrowskiego, w którego mieszkaniu mieściła się redakcja. W końcowej fazie, tzw. Nowej Kwadrygi liderem grupy zostanie najmłodszy, najbardziej lewicujący – Lucjan Szenwald. Ta lewicowość i ta chęć bycia prymusem popchną go do zdrady i służby dla NKWD.
Pośpiech życia każe sprawy nawet tak złożone i zwiewne jak poezja zamykać w jakiejś jednej formule, w jakimś jednym haśle. Taką magiczną formułą zamykającą i otwierającą dzieło poetyckie Sebyły jest określenie „poezja zbuntowana”. Ten bunt miał przede wszystkim przesłanki natury społecznej. Młodość poety upływała dosłownie na marginesie życia stolicy; na doświadczenia socjalne nałożyły się doznania osobiste: półsieroctwo (matka zmarła, gdy miał cztery lata), konflikty z macochą, częste zmiany miejsca zamieszkania (Kłobuck, Będzin, Sosnowiec), życie w bursie i trudności w przebiciu się na strzeżone przez „Warszawkę” salony. Pracę literacką przerwie Sebyle dwuletnia służba w wojsku (1927–1928), potem dopiero przyjdzie względna stabilizacja. W 1931 r. poeta podpisał protest w tzw. sprawie brzeskiej. Nie pociągnęło to żadnych konsekwencji, czasy były po prostu inne, sanacyjne. W końcu kwietnia Sebyła wyjechał na stypendium państwowe, dzięki któremu poznał część Włoch i Paryż. Z wędrówek przywiózł sporo nowych utworów, m.in. „Młyny”. Po powrocie wszedł do redakcji „Znaku”, współpracował też z piłsudczykowskim „Pionem”. W 1935 r. otrzymał pracę w Polskim Radiu, gdzie prowadził audycję literacką. Rok później Sebyłowie (poeta ożenił się w 1928 r.) kupili parcelę w Magdalence, wybudowali domek letniskowy, do którego zapraszali przyjaciół. W życiu poety zaczął się szczęśliwy, twórczy okres, który miał trwać… trzy lata.
Śmierć poety
Ostatnie dni życia poety zawsze osnute były tajemnicą. Mówiono półgłosem o jego śmierci w Katyniu. Tę wersję upowszechnił też Miłosz w „Traktacie poetyckim”:
Ostatni wiersz epoki był w druku.
A jego autor, Władysław Sebyła,
Lubił wieczorem wyjąć z szafy skrzypce,
Kładąc futerał przy tomach Norwida.
Haftki munduru wtedy miał rozpięte
(Bo na kolei pracował, na Pradze).
W tym swoim wierszu, jakby testamencie,
Do Światowida przyrównał ojczyznę.
Zbliża się do niej świst i werbli trzask
Od równin wschodu i równin zachodu,
A ona śni o brzęku swoich pszczół,
O popołudniach w hesperyjskich sadach.
Czy za to strzelą w tył głowy Sebyle
I pochowają go w smoleńskim lesie?
W latach 70. pojawiły się pogłoski, iż poeta zginął z oficerami wysłanymi na daleką północ, na wybrzeże Oceanu Lodowatego. Wśród mieszkańców Dudinki, portu u ujścia Jeniseju, zachowała się pamięć o polskich oficerach, których ładowano na barki i odholowywano na ocean. Tam barki były dziurawione i porzucane wraz z jeńcami, czasem jednak utrzymywały się na falach, dopóki nie rozstrzelano ich pociskami kanonierek.
Faktów jednak było niewiele. Wiadomo było tylko, na podstawie relacji wdowy, Sabiny Sebyłowej, że tuż przed ogłoszeniem mobilizacji poeta otrzymał indywidualne powołanie do wojska. Żony nie było wówczas w domu, Sebyła pozostawił list datowany 28 sierpnia 1939 roku:
„Kochana moja. Dostałem dziś o 18-tej kartę powołania. Nie mam sposobu, żeby Cię zawiadomić […] Jadę dziś o północy, tam gdzie było to przewidziane, tj. do Hancewicz […]”.
W tym miejscu ślad się urywał. Pogłoski mówiły, że podobnie jak przyjaciel z poetyckiej grupy, Gałczyński, również Sebyła dostał się do sowieckiej niewoli. Gałczyński ocalał dzięki wymianie jeńców, został pognany do hitlerowskiego obozu i przeżył. Sebyła pozostał w ZSRR. W grudniu żona poety otrzymała kartkę ze Starobielska datowaną na 29 września 1939 r., częściowo zamazaną przez obozową cenzurę:
„Kochana moja. Wątpię o tym, czy masz jakąkolwiek wiadomość o mnie, również jak ja nic o was nie wiem i niepokoję się waszym losem […] Byłem lekko ranny, już niemal zapomniałem o tym. […] Gdybyś mogła i jeżeli warunki bytu ci pozwolą – przyślij mi sweter, rękawiczki, kilka chusteczek do nosa i zmianę bielizny. Można tu wysłać paczki do 8 kg (następna linijka zakreślona została kopiowym ołówkiem). Może przecież niedługo się zobaczymy. Całuję mocno Ciebie i Macieja. Pozdrawiam Dziadziów. Władek”.
Dla historyków najważniejszą w tej stereotypowej z konieczności kartce jest wiadomość, że po upływie 20 lat poeta znów wziął udział w walkach – tym razem przeciw drugiemu z zaborców. Do rodziny Sebyły dotarła też kartka, o której nikt nie przypuszczał, że będzie ostatnim znakiem życia. Datowana ze Starobielska na 9 marca 1940 r., adresowana do Sabiny Sebyłowej – Warszawa, Brzeska 5 m. 54:
„Kochana moja, nareszcie doczekałem się twojej kartki z dn. 26 II i czekam teraz na pozostałe listy […] Niezbyt wiele mam do powiedzenia o sobie, chciałbym za to więcej wiedzieć o Was. Jestem zdrów i czuję się jak dotąd zupełnie dobrze. Wiosna, która zaczyna się tu zwykle dość wcześnie, podobno w tym roku jakoś się opóźnia. [podkr. B.U.]. Nic oczywiście nie piszę, ale rysuję trochę kolegów. Wyglądam aż za dobrze według mojego zdania. Maciej [syn poety – B.U.] by mnie pewno nie poznał, brodatego i wąsatego. Czytam trochę po rosyjsku i ukraińsku, gram w szachy, rozmawiam i rozmyślam. Czasem słucham muzyki przez radio, która tu jest dobra, ale dziwne to dosyć – bardzo mi ciężko słuchać, choć jak wiesz bardzo lubię muzykę. Następną kartkę napiszę prawdopodobnie w kwietniu… Gdybyś mogła, wyślij mi Wasze fotografie. Całuję Was mocno i czekam wiadomości. Twój Władek”.
Następna kartka jednak nie nadeszła. Nie było dowodu, iż poetę dokądkolwiek wywieziono z łagru, nie było dowodu, że zginął, nadzieja na to, że żyje – tam czy gdziekolwiek w Sowietach – wydawała się z dnia na dzień coraz bardziej absurdalna. Władze PRL nie ośmieliły się prowadzić poszukiwań.
Dopiero od 1990 r. dzięki przetłumaczeniu dokumentów ujawnionych, a raczej milczkiem odtajnionych w Moskwie, zaczęła wypływać prawda o śmierci Władysława Sebyły. Są to wciąż tylko elementy porażającej mozaiki, które musimy układać – bez pewności, iż robimy to dobrze. Więc przede wszystkim: w sporządzonym przez NKWD, a pozbawionym daty, wykazie akt więźniów, którzy opuścili Starobielsk, na s. 376, pod numerem 3168 widnieje nazwisko Sebyły Władysława Michajłowicza – urodzonego w 1902 r., podporucznika rezerwy, redaktora. To jest jedyny urzędowy nekrolog poety. Jeńców ze Starobielska nie rozstrzelano w katyńskim lesie, nie było ich na barkach śmierci w Dudince. Zostali zamordowani w więzieniu NKWD w Charkowie albo wprost nad dołami w pobliskim lesie.
Brakującą część tej ponurej mozaiki pozwalają uzupełnić złożone w 1990 r. zeznania pracownika NKWD z Charkowa. Był to niejaki Mitrofan Syromiatnikow, urodzony w 1908 r. we wsi Zaporożnoje obwodu charkowskiego, członek KPZR, a w 1940 r. starszy dozorca w więzieniu NKWD. Jego nazwisko znalazło się na liście pracowników nagrodzonych przez Berię premią 800 rubli „za wykonywanie zadań specjalnych”. Jego zeznania złożone przed polsko-rosyjską komisją zostały opublikowane w Polsce z niezrozumiałym, prawie pięcioletnim opóźnieniem, w Wojskowym Przeglądzie Historycznym (nr 1–2, 1995, w tłum. prof. Fryderyka Zbiniewicza i Aleksandra Feisiuka). (..) Zeznania Syromiatnikowa kończą się niemal lirycznym, poetyckim krajobrazem – pejzaż rosyjskiej wsi, kwitnący sad – podobny sadom malowanym przez Sebyłę. Nie jest w tej chwili ważne, na ile stary enkawudysta celowo pomniejsza swój udział w zbrodni, ważne, że dzięki jego relacji możemy sobie wyobrazić ostatnie chwile życia poety. Jeśli rozstrzeliwano wedlug listy – numer 3168 zginął jako jeden z ostatnich, w maju 1940 r.
Tekst B. Urbankowskiego za: http://hej-kto-polak.pl/wp/?p=74544