
W piosence pt. „Prawda”, autorstwa Roberta Friedricha, Kazik śpiewa: „niewola człowieka na tym polega, że musi mieć więcej niż mu potrzeba”. Przyszedł mi do głowy ten cytat po usłyszeniu wiadomości o śmierci Robina Williamsa. Nie będę się rozwodził nad śmiercią aktora, za którym nie przepadałem – świeć Panie nad Jego Duszą, ale nad informacjami o przyczynach jego samobójczej śmierci. Nagle okazało się, że ten pocieszny, przynajmniej z wyglądu, ale i ról które odgrywał, facet był alkoholikiem i ćpunem. I do tego jeszcze w stanie depresji. A czegóż to mu brakowało za życia? Był znany, był popularny, był ceniony, był bogaty i w zasadzie (mimo mojej krytycznej oceny jego aktorstwa) w gównianych produkcjach nie grywał. Pierwszy wniosek jaki mi się nasunął jest jeden i strasznie przykry - za dobrze mu było. Drugi wniosek to taki, że musiał być słabym człowiekiem. Z, kuriozalnej w moim przekonaniu, wypowiedzi Sławomira Idziaka, jaką usłyszałem dzisiaj w jakimś telewizorze, można było się dowiedzieć że to całe Hollywood to jest coś strasznego, załganie, zakłamanie i niszczarka dla ludzi. Wszyscy źle się tam czują, są pod nieustanną presją więc chlają, ćpają i oddają się rozpuście, bo czemu innemu mają się oddawać jak już mają po dziesięć samochodów, sześć domów, dwa samoloty i do tego całą kupę mniej lub bardziej wydumanych stresów? I jeszcze za dużo zarabiają. I do tego permanentnie, zawodowo, a i zapewne hobbystycznie (co z czasem przeistacza się w drugą albo i pierwszą naturę) także odgrywają kogoś innego niż są w rzeczywistości. I do tego ta straszna słabość do posiadania wszystkiego w ilości „więcej niż im potrzeba”. O ile w kwestiach materialnych jeszcze jest to jakoś w miarę możliwe do osiągnięcia, tak w pozostałych, tych rzeczywiście istotnych, nie ma takiej możliwości. Nie wiem jakimi ideami w życiu kierował się śp. Williams (niech mu ziemia będzie taką jaką uzna za stosowne Najwyższy), ale raczej nie były to uniwersalne przestrogi zawarte chociażby w Dziesięciu Przykazaniach czy Siedmiu Grzechach Głównych. Tak się zastanawiam czy jego koleżanki i koledzy po fachu i inni artyści oraz tzw. „artyści” bez względu na narodowość i miejsce zamieszkania, wyciągnął jakieś wnioski z tego co sobie zrobił? W zasadzie nie powinienem się zastanawiać „czy” ale „czy ewentualnie któryś” wyciągnie jakieś wnioski. Albo chociaż cień refleksji, bo Ten Z Dołu tego „więcej” ma pod dostatkiem.
Zdjęcie – www.kiepy.pl
Zdjęcie – www.kiepy.pl
(8)
34 Comments
HdeSie,
12 August, 2014 - 20:32
Robin Williams, z tego co czytałam, miał depresję. To jest naprawdę straszna choroba.
Znalazłam demotywator. Myślę, że dobrze oddaje to, co mógł czuć:
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Wiesz Kocie, tu chodzi o pogoń
12 August, 2014 - 21:31
Pozdrawiam
Szary Kocie!
13 August, 2014 - 21:42
Artyści nie rozumieją nas, bo oślepiają ich "światła rampy". My nie rozumiemy artystów, bo widzimy tylko ich cienie rzucone na płaszczyznę ekranu lub na dekorację sceny.
Żeby napisać coś więcej niż zwyczajną rymowankę, jaką czasem popełniam, trzeba wywołać w sobie stan, który na wszelki wypadek nazwę głupawką, lub się temu stanowi poddać, gdy nadejdzie. Wydaje mi się, że raz czy dwa poczułem powiew tego czegoś, czego głupawka jest przedsionkiem.
Żeby nie było: wcale nie uważam "tego czegoś" za jakąś Krainę Czarów.
Nie! To jest po prostu inna przestrzeń. Szkoda, że Banach był "tylko" genialnym matematykiem! Gdyby jeszcze był artystą... Znaleźć topologiczną funkcję odwzorowania jakiegoś wydarzenia w poezji!
Ale wracając: próbuję sobie czasem wyobrazić, jak mogą funkcjonować ludzie, którzy w stanie tej "głupawki", lub czegoś głębszego od niej a dostępnego nielicznym, funkcjonują nie przez kilka chwil, ale godziny, dni, lata.
I znów żeby nie było: wcale nie uważam ich za lepszych czy gorszych od "zwykłych" ludzi.
Zanim się osądzi drugiego człowieka
13 August, 2014 - 04:34
Proszę przeczytać oświadczenie wydane przez St. Jude Children's Research Hospital:
St. Jude released a statement Monday following the beloved actor’s death:
“Today the world lost an iconic man and entertainer, and St. Jude Children’s Research Hospital lost an incredible friend and supporter. We send our deepest sympathies to the family and loved ones of Robin Williams.
Mr. Williams generously gave his time to raise awareness and funds for St. Jude and for our patients battling childhood cancer. His humor brought bright smiles and laughter to our patients and families and his generosity deeply touched the hearts of all who knew him. He and his family remain in our thoughts and prayers.”
Nie osądzajmy zbyt pochopnie. Słowa z tego wyjątkowego oświadczenia napisanego w imieniu dzieci w najcięższym stadium choroby nowotworowej (bo takie przypadki tam są leczone) i ich rodzin, są świadectwem tego co starał się dawać od siebie Robin Williams, mimo własnych problemów.
PS
Napisałem kiedyś notkę na temat niesamowitej historii założenie i działalności tego szpitala, a właściwie całej fundacji. Warto poznać tą historię i obecną działalność tego centrum leczenia nowotworów u dzieci: Święty Juda od spraw beznadziejnych
A w którym momencie osądziłem
13 August, 2014 - 12:23
Przeczytaj uważnie swoją notkę
13 August, 2014 - 14:48
Jakąś nieprawdę napisałem?
13 August, 2014 - 15:18
Pozdrawiam
PS.: A może rzeczywiście w życiu jest jak w piosence - "jakie życie taka śmierć, nie dziwi nic"?
HdeS
13 August, 2014 - 16:55
Nikt, jak sądzę, tu nie mówi, że właśnie takie zachowania są godne naśladowania. Chodzi o to, żeby dostrzegać i oceniać człowieka nie tylko poprzez jego słabości i ułomności, ale także starać się zobaczyć dobro, które czyni. RW czynił dobro. Starał się też wyjść z uzależnień, był na odwykach. Widać nie jest to łatwy proces, jemu się nie udało. Cóż my możemy wiedzieć o przyczynach, które doprowadziły go do rozpaczy, skoro nawet kochająca rodzina nie potrafiła rozeznać się w sytuacji.
Mnie mrozi jedna myśl, dotycząca samobójczej śmierci - jak bardzo samotny musi czuć się człowiek zadający sobie śmierć, jak bardzo bez wyjścia zdaje mu się jego sytuacja, jak bezwartościowe jego życie i on sam jako ludzka istota. Czasem dowiadujemy się strzępów "uzasadnień" z listów pożegnalnych, czasem nawet tych listów nie ma.
Zgadzam się z Tobą.
13 August, 2014 - 19:38
Pozdrawiam
HdeS
13 August, 2014 - 20:08
A porównanie ze Stalingradem chyba mocno nie na miejscu.
Niestety miałem możliwość
13 August, 2014 - 21:00
Napisałeś pół prawdy,
13 August, 2014 - 17:38
Proponuję abyś napisał własną
13 August, 2014 - 19:23
Dopisz swoje drugie pół
13 August, 2014 - 19:43
Z Twojej propozycji nie skorzystam bo sataram się za wszelką cenę unikać półprawd. Granica między półprawdą a kłamstwem jest bardzo cieńka. Każdy ma prawo do swojej refleksji, ale jeżeli dotyczy ona innej osoby to powinna za tym stać odpowiedzialność za słowa.
???
13 August, 2014 - 19:46
Które moje słowo było
13 August, 2014 - 20:20
Pisałem o nieadekwatnym doborze przykładu do przyjętych w konkluzji uogólnień, nie o pojedyńczych, wyrwanych z kontekstu słowach.
HdeS, KaNo ma racje
13 August, 2014 - 20:32
Fritz - a ja myślę że Kano nie ma racji:)
13 August, 2014 - 22:14
Mnie jego nazwisko w obsadzie od wielu lat zniechęcało do obejrzenia najnowszego filmu.
Ale tu gusta, wróćmy do najważniejszego.
To od Kano własnie dowiedziałem się przed chwilą że zmarły aktor angażował się nie tylko w promocje małeństw homoseksulanych, był nie tylko jednym z najhojniejszych sponsorów tatmtejszej Partii Demokratycznej ale i zrobił niemało dla dzieci nieuleczalnie chorych.
Tymczasem HideS stawia sprawę bardzo ciekawie i w mojej ocenie wcale nie osądza człowieka.
Pyta prędzej jak socjolog o środowisko w którym obracał się RW. O ten świat za przeproszeniem wartości w którym szydzi się do kamery pozornie ze wszystkich, ale ucieczka nie jest możliwa.
Nie znam powodów dla których miałbym RW odmówić wrażliwości.
To niemożliwę, nawet szyderstwa w tok szołach były jakąś maską czy kreacją.
W sieci pojawiły się całkiem odważne, choć kto wie czy nie prawdziwe hipotezy o przyczynach jego depresji.
http://talkingpointsmemo.com/livewire/pro-life-site-robin-williams-abortion
Gdzie indziej podnoszone są jakieś poważne problemy finansowe.
Tak czy siak - Hides ma 100 racji.
Trauma jedna czy druga była nie do wyleczenia w tym środowisku, w tych wektorach. Tam gdzie albo i'm fine - albo spadaj, nie zawracaj głowy.
Wątek podniesiony przez Kano jest o tyle ciekawy bo mówi iż RW próbował uciec od tego co jest główną przyczyną depresji. Nie udało się.
1) zgadzam sie z p. KaNo.
13 August, 2014 - 09:52
Nie znałem p. Williamsa osobiście, ale znany był on tu w Kalifornii ze swojej filantropii i ciepla wobec innych ludzi. Na dodatek był wściekle dobrym komikiem potrafiącym na poczekaniu improwizować w rewelacyjny sposób. Był też dobrym aktorem dramatycznym - wycisnął ze mnie łzy filmem "Good willl hunting" a to nie łatwa sztuka... Niech mu ziemia lekką będzie!
2) Problemy psychiczne niestety są czymś czego "zdrowy" nie potrafi zrozumieć (tak jak syty głodnego w przysłowiu) i częste są rady typu "weź się garść" które tylko czasami skutkują, w innych przypadkach człowiek postanawia sobie obciąć ucho lub odebrać życie nawet gdy ma wkoło siebie kochających go ludzi. Polecam "Shine on you crazy diamond" zespołu Pink Floyd.
3) Bardzo ciekawa i prawdziwa w/g mnie jest refleksja autora notki o naszej niewoli posiadania. Ja bym tylko nie rozciągał jej za daleko na sytuację zmarłego aktora, przy niewystarczających danych. Ja myślałem w jego kontekście raczej o tragedii wspomnianej w pkt. 2) Niewola posiadania to jest nic w porównaniu z cierpieniem człowieka (i kochających go ludzi) jak mu się psuje "jednostka centralna" ;-(
...a że ludziom w holi-łudzie się "zdrowo" w dupskach przewraca to jest prawda.
@bu-dzin
13 August, 2014 - 10:10
Genialna kompozycja.
Mam jeszcze jedną refleksję -
13 August, 2014 - 17:33
Szkoda mi ich
13 August, 2014 - 19:23
Nie powinniśmy oceniać innych. Po ich śmierci. Samobójcy możemy jedynie współczuć. Nic gorszego nie moze się człowiekowi przytrafić, jak samounicestwienie. Ale początek tego wszystkiego ma miejsce dużo, dużo wcześniej. W momencie gdy przytępują do tego towarzystwa, gdy są jszcze w pełni świadomymi ludźmi, przytomnie żądnymi sławy i pieniędzy. To jest wstąpienie na drogę ku grzechu i śmierci. Wszystko inne to jedynie konsekwencja tamtej, jednej jedynej decyzji powziętej w głowie komika w jakiejś chwili.
A fundajca... Cóż, niektórzy mają na tyle przytomności umysłu a może nawet strachu o pamięć o nich albo chwilowych obaw Boga, by zmusić się do tej filantropii, jeśli fiskus nie jest ich jedyną motywacją. Tego jednak już się nigdy nie dowiemy na pewno.
Stronnik
13 August, 2014 - 19:54
@All
13 August, 2014 - 21:10
Serdecznie pozdrawiam
PS.: Żadna z łapek "w górę/w dół" nie pochodzi ode mnie.
@HdeS
13 August, 2014 - 21:10
Dziś wiem, jak ta choroba potrafi niszczyć osobowość człowieka i zarazem niszczyć jego relacje z otoczeniem i jak bardzo źle wpływa na bliskie mu osoby. Wiem, bo w pewnym momencie, w poczuciu zupełnej bezradności, zaczełam szukać, czytać , dowiadywać się. Zanim jednak to się stało, traktowałam te depresyjne zachowania niemal jako coś wymierzonego przeciwko najbliższym i przeciwko mnie samej także. Wykorzystałam chyba wszystkie mozliw środki perswazji uważając, że chorego należy po prostu skutecznie przekonać, by „nie robił cyrku”. A więc prosiłam, ochrzaniałam, mobilizowałam, zawstydzałam, tłumaczyłam, krzyczałam, płakałam, złościłam się, wyrażalam współczucie, zapewniałam o wsparciu, bagatelizowałam problemy… itd. itd…
Daremnie. Wreszcie udało się jedno - namówienie na wizytę u lekarza. To wcale nie było łatwe, bo w Polsce, w świadomości społecznej, psychiatra leczy, jak wiadomo, tylko „wariatów”. I przyzxnaj się tu człowieku, choćby jedynie przed sobą samym, żeś wariat. Pomogły nie żadne psychoterapie, ale długie i żmudne leczenie farmakologiczne.
Przepraszam za ten, może nazbyt prywatny wstęp, ale był on mi potrzebny, by przejść do sedna.
A sedno jest takie, że przyczyn depresji może być wiele. Warto chyba przede wszystkim wiedzieć to, że nie jest to „choroba Hollywood’u”, nie jest to nawet choroba artystów, ani znudzonych wszystkim bogaczy. Na depresję cierpi około 10% populacji. Tak się przyjmuje, ale istnieja podejrzenia, że wiele osób ma depresję po prostu niezdiagnozowaną. Choć najczęściej ujawnia się pomiędzy 15. a 30. rokiem życia, zachorować mogą także dzieci i osoby w podeszłym wieku. Wskazuje się na dwa szczyty zachorowania na depresję: pierwszy około 30. rż. a drugi około 60. rż. Około 15% pacjentów z ciężką depresją umiera wskutek samobójstwa, 20-60% chorych na depresję próbuje sobie odebrać życie, 40-80% ma myśli samobójcze.
Co do powodów zapadania na depresję, to zaledwie część z nich można by próbować podciągnąć pod wyrażone przez Ciebie „było mu za dobrze” lub „był słabym człowiekiem”. Najczęciej zresztą ten typ depresji dotyczy ludzi młodych. Taki model powstawania depresji zakłada, że osoba depresyjna przyswoiła sobie, mówiąc krótko i w pewnym uproszczeniu, nieadaptacyjny wzór reagowania, czego powodem mogło być stawianie sobie nierealistycznych, nadmiernych wymagań, brak stabilnego poczucia własnej wartości i histeryczne poszukiwanie źródeł samooceny w świecie zewnętrznym (czyli generalnie - nadmierne skupienie się na sobie samym). Przy przyjęciu takiego modelu, nakierowanego wyłącznie na jakieś defekty psychiczne, należy zakładac, że skuteczna powinna być psychoterapia, która odpowiednio niejako „wymodeluje” wzór reagowania na prawidłowy i nauczy chorego prawidłowych reakcji.
Okazuje się jednak, że sprawa wcale nie jest taka prosta, a co wiecej - kompletnie nie bierze pod uwagę tego, że oprócz depresji z przyczyn pierwotnych (czyli tego jakby „uszkodzonego” ego), objawy depresyjne mogą występować także wtórnie, w przebiegu chorób somatycznych.
Co więcej, jeśli nawet weźmiemy pod uwagę wyłącznie depresję z przyczyn pierwotnych, to i ona także może mieć zgoła odmienne podłoże. Podłoże biologiczne.
I tu są dwie teorie: neuroanatomiczna, któragłosi, że przyczyną tego zaburzenia jest nadmierna aktywność prawego płata czołowego oraz neurochemiczna, według której przyczyną depresji może być niedobór w organizmie pewnych substancji - noradrenaliny oraz serotoniny. W takich przypadkach własnie pomagają leki nie dopuszczające do spadku poziomu tych tzw. amin biogennych.
Prawdopodobnie te dwa różne modele mogą się także jakoś przeplatać. Istnieje także depresja krótkotrwała, spowodowana przedłużającym się stresem lub jakimś silnym wstrząsem emocjonalnym. Z tej jednak wychodzi się zwykle stosunkowo łatwo. Na pewno jednak depresji nie można bagatelizować w ten sposób, że to choroba ćpunów, alkoholików i tych, którym jest za dobrze. Nie stawiaj też znaku równości pomiędzy typowym uzależnieniem, rzeczywiście wynikającym ze słabości człowieka, a ćpaniem i alkoholizmem, które może być równie dobrze wtórne w stosunku do depresji. Wtedy nie ze słabości charakteru może ono wynikać.
Robin Williams nie był moim ulubionym aktorem. Myślę, że nie zmieściłby się nawet w pierwszej „dwudziestce’, choć trzy z jego filmów bardzo mi się podobały i zdarzało mi się do nich wracać (Stowarzyszenie Umarłych Poetów, Świat według Garpa i Fisher King). Niemniej, nie wiem jaki był prywatnie i Ty tego raczej też wiedzieć nie możesz. Wiadomo, że nie uchylał się od filantropii, a jego motywacje w tym zakresie mógł znać jedynie on sam. Działania świadczyłyby raczej na jego korzyść. Dlaczego więc uważać go za kogoś, komu się w głowie poprzewracało? Naprawdę nie „musiał” też być słabym człowiekiem. I co to ma wspólnego z Dekalogiem? Nie wiemy przecież co myślał, w co wierzył i jak żył na co dzień. Czy każdy bogaty i sławny człowiek musi być koniecznie zły?
Niech mu będzie policzone to, co zrobił w życiu dobrego.
Natomiast niewątpliwie dużo jest racji w spostrzeżeniu, że środowiska artystyczne, a szczególnie takie miejsca, jak Hollywood, wyjątkowo sprzyjają autounicestwieniu.
Dodam:
13 August, 2014 - 21:31
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Masz rację Kocie
13 August, 2014 - 22:25
Próbowalam sobie te odczucia jakoś wyobrazic, ale przyznaję, że nie bardzo umiem. Mogę jedynie wierzyć, że tak własnie człowiek to odczuwa.
Dislikerze!
13 August, 2014 - 23:44
To nie są poglądy czy opinie. Zachowaj więc choć odrobinę ludzkiej wrażliwości!
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Miałem już nie pisać więcej
13 August, 2014 - 21:36
Serdecznie pozdrawiam
PS.: Terz chciałem dać piątkę za notkę o 13 sierpnia ale maszyna coś nie chce współpracować.
@HdeS
13 August, 2014 - 22:33
Masz rację, że ostatnim czynem Williamsa było coś strasznego. Myślę jednak, że nie miał pełnej swiadomości swojego czynu. Depresja potrafi decydować za człowieka. Zamożność nie ma tu nic do rzeczy. On się przecież leczył od lat. Widać lekarze nie potrafili mu pomóc.
Upieram się tak bardzo, by nie obarczać go niewspółmierną winą, bo znam bardzo dobrze i od wielu lat kogoś, kto dziś mieszka w Los Angeles i kto miał z nim kontakt. Podobno był to człowiek bardzo odległy od blichtru i pustoty Hollywood. Zwykły, ciepły, uśmiechający się gdy napotkał skierowany na siebie wzrok. To o niczym nie przesądza, bo to jedynie wrażenie jednej znanej mi osoby. Wrażenie zapewne autentyczne, ale czy na pewno słuszne? Nie wiem. Ale jednak znając je, poczułam, że winna jestem kilka słów wyjaśnienia.
Dziękuję, że po całym dniu potyczek przyjąłeś je ode mnie tak spokojnie i dziękuję za dobre słowo o mojej notce :)
@Ellenai
14 August, 2014 - 03:04
I co widzę? Pod ostatnim wpisem Ellenai widzę dezaprobującą łapkę w dół. Zupełne kretyństwo jakim jest ta akurat łapka, poraziło mnie do żywego. Sens i znaczenie tego komentarza są właściwie spoza obszaru dyskusji merytorycznej, gdzie jakikolwiek "like" nie ma żadnego znaczenia i sensu. Zatem, "disliker" który nie lubi tego akurat komentarza, popisał się wybitną wprost bezmyślnością, jeśli nie głupotą. Piszę to w przeświadczeniu, że wróci tu może i postanowi postawić "diskile" przy moim tu wpisie. Ale może się też czegoś nauczy?
Stawiam "like", dla wyrównania rachunków :-))
Stronnik
14 August, 2014 - 05:35
Bywały takie dyskusje, kiedy prawie każdy mój komentarz był zaznaczony kciukiem w dół (a nie pisałam ewidentnych bzdur) i wierz mi, czułam się niczym gladiator na rzymskiej arenie. Co gorsza, miałam wrażenie, że te "disliki" nie pochodzą od osób rozmawiających. To strasznie wkurzające, kiedy widzisz, że nie chodzi o dyskusję, ale o ... no właśnie, o co?
Chryzopraz, Stronniku!
14 August, 2014 - 09:51
Może to jakieś osobiste urazy i wyraz braku sympatii albo ktoś chce nas poróżnić???
I jeszcze koci apel, może chybiony, ale spróbuję, do owej osoby:
Drogi Dislikerze!
Jeśli nie zgadzasz się z czyjąś wypowiedzią, włącz się do dyskusji, komentuj.
Tak zza węgła to mało rycerskie!
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
Mam wrażenie
14 August, 2014 - 11:57
Naprawdę postuluję zachowanie zdrowego dystansu do tych łapek. W każdym razie mnie one na pewno nie wadzą. Głos w dyskusji to co innego. Nawet jeśli rozmówca się z nami nie zgadza, to przynajmniej warto się nad jego stanowiskiem zastanowić.