
Jak dotąd największym osiągnięciem rządu Ewy Kopacz według sprzyjających mu mediów jest jego feminizacja. Na tym polegać ma rzekoma nowa jakość, choć nowe panie w rządzie nie mają na koncie żadnych zasług, a ich kompetencje również pozostają nieznane. Największym osiągnięciem Marii Wasiak będzie prawdopodobnie uzyskanie gigantycznej odprawy z zarządu PKP. Z kolei Teresa Piotrowska, która kierować ma MSW, nie zajmowała się dotąd tematyką związaną z zakresem pracy swojego ministerstwa, była natomiast katechetką. To ostatnie jednak, co zauważyli już katoliccy publicyści, nie przeszkodziło jej w wielokrotnym głosowaniu wbrew stanowisku i nauce kościoła. Najwyraźniej więc Piotrowska wierna jest zasadzie Ewy Kopacz, mówiącej, że przekonania religijne należy porzucać w momencie rozpoczęcia pracy. Obie panie łączą nie tylko zasady, ale i długoletnia znajomość. I to jest najbardziej prawdopodobny powód tej zaskakującej nominacji.
Choć w mediach pojawiły się bardzo krytyczne wobec rządu i samej Ewy Kopacz opinie takich osób, jak Włodzimierz Cimoszewicz, Włodzimierz Czarzasty czy Aleksandra Jakubowska, środowiska lewicowe nowy rząd witają z dużą nadzieją. SLD zapowiada już zgłoszenie szeregu propozycji, związanych ze sztandarowymi postulatami lewicy obyczajowej, między innymi z in vitro. Komentatorzy zauważają, że rząd premier Kopacz jest bardziej lewicowy od poprzedniego, zaś, choć teoretycznie głównym kryterium doboru ministrów była chęć dopieszczenia poszczególnych platformianych frakcji i koterii, w rozdaniu pominięto konserwatystów. Funkcję stracił Marek Biernacki, który (po odejściu z Platformy Jarosława Gowina wraz z kolegami) stał się twarzą tej grupy. Co więcej, jego następca, Cezary Grabarczyk, jeszcze na dobre nie zasiadł w nowym gabinecie a już dał do zrozumienia, że odwoła wiceministra Michała Królikowskiego. Królikowski, jeden z ostatnich związanych z Platformą polityków głośno i wyraźnie przyznających się do katolicyzmu, stał się czarnym bohaterem lewicowych mediów. Związany z zakonem benedyktyńskim autor wywiadu-rzeki z biskupem Henrykiem Hoserem stał się obiektem krytyki ze strony partyjnych kolegów. „Dziwi mnie, że tego rodzaju osoba jest wśród nas. Jego poglądy, postawa, to, co czynił jako doradca Jarosława Gowina, są całkowicie sprzeczne z tym, co jest istotą myślenia w Platformie.” – mówił Jackowi Żakowskiemu Andrzej Halicki, w nowym rządzie minister administracji i cyfryzacji.
W świetle przesądzonego, jak się zdaje, losu wiceministra sprawiedliwości, zaskoczeniem dla kogoś nieznającego rozmiarów hipokryzji polityków partii rządzącej może być fakt, że i Cezary Grabarczyk, i Andrzej Halicki swoją rotę przysięgi ministerialnej zakończyli nieobligatoryjnym przecież zwrotem „Tak mi dopomóż Bóg”. Podobnie uczyniła zresztą sama pani premier, która tym razem zapomniała najwyraźniej o pozostawieniu przekonań religijnych w domu, oraz jeszcze 12 osób z jej gabinetu. Boskiej pomocy nie wezwały natomiast obie panie odpowiadające za edukację, minister zdrowia – w tej jednej sprawie wierny własnej post-PZPRowskiej tradycji – wreszcie wspomniana już Maria Wasiak.
Ewa Kopacz nie kryła, że kluczem, według którego obsadziła poszczególne ministerstwa, była pozycja w partyjnych rozgrywkach. Rząd, nazwany już „rządem jedności Platformy Obywatelskiej”, skonstruowała tak, by coś dostali zarówno ludzie kojarzeni z Tuskiem, jak i jego największy partyjny rywal Grzegorz Schetyna, który został szefem dyplomacji. To kolejna z kontrowersyjnych nominacji, choć Schetyna kierował sejmową komisją spraw zagranicznych, nie uchodzi za eksperta w tej dziedzinie, zaś poza jego mamą nikt nie wierzy również w językowe umiejętności nowego szefa MSZ. Jak kilka innych decyzji pani premier, również ta wygląda jak wybór „sierotki” losującej kolejne ministerstwa wprost ze szklanej kuli. Dobrze, że przynajmniej wyrastający na najbardziej kompetentną postać rządu Tomasz Siemoniak pozostał w MON, bo logika Ewy Kopacz mogła wyznaczyć mu zupełnie inne stanowisko.
Jednak nie tylko Siemoniak, lecz większość ministrów nowego rządu, pełniło swoje funkcje również w rządzie Donalda Tuska. Ewa Kopacz nie skorzystała z okazji, by wymienić mocno niepopularnych i skompromitowanych Bartosza Arłukowicza i Joannę Kluzik-Rostkowską. Obie te osoby łączy fakt, że są to platformiani konwertyci – Arłukowicz wywodzi się z SLD, Kluzik, przed kwarantanną odbytą w PJN, była czołową postacią PiS – i chyba tylko dlatego zostawiono ich w rządzie. Chyba tylko obawom o reakcje partyjnych kolegów zawdzięczamy fakt, że nie dołączył do nich w tym rozdaniu Michał Kamiński. Warto przypomnieć, że o odejściu Arłukowicza mówiło się w pewnym momencie całkiem sporo. Jednak, choć na pierwszy rzut wydaje się on być wizerunkowym obciążeniem, w pewnym sensie Ewa Kopacz, jako poprzedniczka ministra zdrowia pozostaje jego zakładniczką. Zasłużone odejście Bartosza Arłukowicza mogłoby bowiem sprowokować dyskusję o tym, na ile za kondycję służby zdrowia odpowiada on, a na ile – dzisiejsza pani premier. Zasługi zdają się jednak rozkładać po równo. Choć Kopacz ministrem była fatalnym, zaś okres jej urzędowania był dla służby zdrowia czasem straconym, nie zapominajmy, że jej młodszy kolega swoją funkcję pełni już prawie trzy lata. Inaczej sytuacja wygląda z Kluzik-Rostkowską. Niegdysiejsza szefowa kampanii Jarosława Kaczyńskiego stała się twarzą niepopularnych reform edukacji, które spowodowały straty wizerunkowe całej formacji. Zmieniając minister, Kopacz miałaby okazję wycofać się przynajmniej z części z nich, jednak nie skorzystała z tej szansy. Nagroda dla partyjnej działaczki okazała się być ważniejsza nawet niż szansa na poprawę wizerunku Platformy Obywatelskiej.
Sklejanie zagrożonej rozpadem partii jest pierwszym ujawnionym priorytetem tego rządu. Coś dla schetynowców, coś dla „spółdzielni”, coś dla prezydenta – wszyscy powinni więc być zadowoleni, zaś trwanie tej ekipy staje się wspólnym interesem skłóconych dotąd grup. Podczas wygłaszania przez Ewę Kopacz uzasadnień nominacji i późniejszej, ponoć zaskakującej, choć tak naprawdę bardzo przewidywalnej wypowiedzi na temat bezpieczeństwa, Schetyna zaprezentował festiwal min, niczym doktor Kołek za plecami gospodarza domu Anioła w ostatnim odcinku „Alternatywy 4”. Po wszystkim jednak razem z premier i ministrem Grabarczykiem przed kamerami zaprezentował mocny uścisk dłoni. Jak bardzo skłócona musi być Platforma w obliczu wyjazdu Tuska, skoro chwilowe pojednanie przedstawicieli partyjnych frakcji pokazywane jest tak, jak porozumienie Komitetu Obywatelskiego z ZSL i SD sprzed 25 lat.
W nowym rządzie uderza dominacja stronnictwa prezydenckiego, z którym kojarzony jest nie tylko Siemoniak, ale i Schetyna. Ceną za chwilowe powstrzymanie uruchomionych już w Platformie sił odśrodkowych okazało się częściowe i nieformalne przywrócenie małej konstytucji, dającej prezydentowi prawo do obsadzania niektórych resortów. Dawniej były to MSW, MSZ i MON. Dziś pierwszy resort obsadziła słaba koleżanka Ewy Kopacz, lecz już oba pozostałe – mocni kandydaci prezydenta. Czy Ewa Kopacz, jak zdarzało się już kilka razy w jej politycznej karierze, zmienia dotychczasowego politycznego patrona na nowego, zyskującego na znaczeniu – pokażą kolejne tygodnie.
Pomimo zaklęć mediów, Polska jesienią 2014 roku jest państwem osłabionym gospodarczo, demograficznie i militarnie, znajdującym się w strefie bezpośredniego zagrożenia wojną. Wymaga podjęcia radykalnych zmian będących odwróceniem dotychczasowej polityki rządów Platformy Obywatelskiej. Tymczasem fatalna ekipa Tuska została zamieniona na jeszcze słabszy gabinet Kopacz, którego jedynym celem jest doprowadzenie Platformy do wyborów parlamentarnych. Dla obrony jedności partii, która dziś jest sumą sprzecznych, a nie zbieżnych celów skupionych wokół kilku liderów grup interesów, Ewa Kopacz gotowa jest poświęcić wszystko. W kontekście podjętych już decyzji personalnych i dotychczasowej, zbyt dobrze nam znanej praktyki sprawowania urzędów przez członków tego rządu, słowa składanych przez nich przysięgi o dobru ojczyzny i pomyślności obywateli jako najwyższym nakazie, brzmią jak ponury żart.
Tekst ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
Choć w mediach pojawiły się bardzo krytyczne wobec rządu i samej Ewy Kopacz opinie takich osób, jak Włodzimierz Cimoszewicz, Włodzimierz Czarzasty czy Aleksandra Jakubowska, środowiska lewicowe nowy rząd witają z dużą nadzieją. SLD zapowiada już zgłoszenie szeregu propozycji, związanych ze sztandarowymi postulatami lewicy obyczajowej, między innymi z in vitro. Komentatorzy zauważają, że rząd premier Kopacz jest bardziej lewicowy od poprzedniego, zaś, choć teoretycznie głównym kryterium doboru ministrów była chęć dopieszczenia poszczególnych platformianych frakcji i koterii, w rozdaniu pominięto konserwatystów. Funkcję stracił Marek Biernacki, który (po odejściu z Platformy Jarosława Gowina wraz z kolegami) stał się twarzą tej grupy. Co więcej, jego następca, Cezary Grabarczyk, jeszcze na dobre nie zasiadł w nowym gabinecie a już dał do zrozumienia, że odwoła wiceministra Michała Królikowskiego. Królikowski, jeden z ostatnich związanych z Platformą polityków głośno i wyraźnie przyznających się do katolicyzmu, stał się czarnym bohaterem lewicowych mediów. Związany z zakonem benedyktyńskim autor wywiadu-rzeki z biskupem Henrykiem Hoserem stał się obiektem krytyki ze strony partyjnych kolegów. „Dziwi mnie, że tego rodzaju osoba jest wśród nas. Jego poglądy, postawa, to, co czynił jako doradca Jarosława Gowina, są całkowicie sprzeczne z tym, co jest istotą myślenia w Platformie.” – mówił Jackowi Żakowskiemu Andrzej Halicki, w nowym rządzie minister administracji i cyfryzacji.
W świetle przesądzonego, jak się zdaje, losu wiceministra sprawiedliwości, zaskoczeniem dla kogoś nieznającego rozmiarów hipokryzji polityków partii rządzącej może być fakt, że i Cezary Grabarczyk, i Andrzej Halicki swoją rotę przysięgi ministerialnej zakończyli nieobligatoryjnym przecież zwrotem „Tak mi dopomóż Bóg”. Podobnie uczyniła zresztą sama pani premier, która tym razem zapomniała najwyraźniej o pozostawieniu przekonań religijnych w domu, oraz jeszcze 12 osób z jej gabinetu. Boskiej pomocy nie wezwały natomiast obie panie odpowiadające za edukację, minister zdrowia – w tej jednej sprawie wierny własnej post-PZPRowskiej tradycji – wreszcie wspomniana już Maria Wasiak.
Ewa Kopacz nie kryła, że kluczem, według którego obsadziła poszczególne ministerstwa, była pozycja w partyjnych rozgrywkach. Rząd, nazwany już „rządem jedności Platformy Obywatelskiej”, skonstruowała tak, by coś dostali zarówno ludzie kojarzeni z Tuskiem, jak i jego największy partyjny rywal Grzegorz Schetyna, który został szefem dyplomacji. To kolejna z kontrowersyjnych nominacji, choć Schetyna kierował sejmową komisją spraw zagranicznych, nie uchodzi za eksperta w tej dziedzinie, zaś poza jego mamą nikt nie wierzy również w językowe umiejętności nowego szefa MSZ. Jak kilka innych decyzji pani premier, również ta wygląda jak wybór „sierotki” losującej kolejne ministerstwa wprost ze szklanej kuli. Dobrze, że przynajmniej wyrastający na najbardziej kompetentną postać rządu Tomasz Siemoniak pozostał w MON, bo logika Ewy Kopacz mogła wyznaczyć mu zupełnie inne stanowisko.
Jednak nie tylko Siemoniak, lecz większość ministrów nowego rządu, pełniło swoje funkcje również w rządzie Donalda Tuska. Ewa Kopacz nie skorzystała z okazji, by wymienić mocno niepopularnych i skompromitowanych Bartosza Arłukowicza i Joannę Kluzik-Rostkowską. Obie te osoby łączy fakt, że są to platformiani konwertyci – Arłukowicz wywodzi się z SLD, Kluzik, przed kwarantanną odbytą w PJN, była czołową postacią PiS – i chyba tylko dlatego zostawiono ich w rządzie. Chyba tylko obawom o reakcje partyjnych kolegów zawdzięczamy fakt, że nie dołączył do nich w tym rozdaniu Michał Kamiński. Warto przypomnieć, że o odejściu Arłukowicza mówiło się w pewnym momencie całkiem sporo. Jednak, choć na pierwszy rzut wydaje się on być wizerunkowym obciążeniem, w pewnym sensie Ewa Kopacz, jako poprzedniczka ministra zdrowia pozostaje jego zakładniczką. Zasłużone odejście Bartosza Arłukowicza mogłoby bowiem sprowokować dyskusję o tym, na ile za kondycję służby zdrowia odpowiada on, a na ile – dzisiejsza pani premier. Zasługi zdają się jednak rozkładać po równo. Choć Kopacz ministrem była fatalnym, zaś okres jej urzędowania był dla służby zdrowia czasem straconym, nie zapominajmy, że jej młodszy kolega swoją funkcję pełni już prawie trzy lata. Inaczej sytuacja wygląda z Kluzik-Rostkowską. Niegdysiejsza szefowa kampanii Jarosława Kaczyńskiego stała się twarzą niepopularnych reform edukacji, które spowodowały straty wizerunkowe całej formacji. Zmieniając minister, Kopacz miałaby okazję wycofać się przynajmniej z części z nich, jednak nie skorzystała z tej szansy. Nagroda dla partyjnej działaczki okazała się być ważniejsza nawet niż szansa na poprawę wizerunku Platformy Obywatelskiej.
Sklejanie zagrożonej rozpadem partii jest pierwszym ujawnionym priorytetem tego rządu. Coś dla schetynowców, coś dla „spółdzielni”, coś dla prezydenta – wszyscy powinni więc być zadowoleni, zaś trwanie tej ekipy staje się wspólnym interesem skłóconych dotąd grup. Podczas wygłaszania przez Ewę Kopacz uzasadnień nominacji i późniejszej, ponoć zaskakującej, choć tak naprawdę bardzo przewidywalnej wypowiedzi na temat bezpieczeństwa, Schetyna zaprezentował festiwal min, niczym doktor Kołek za plecami gospodarza domu Anioła w ostatnim odcinku „Alternatywy 4”. Po wszystkim jednak razem z premier i ministrem Grabarczykiem przed kamerami zaprezentował mocny uścisk dłoni. Jak bardzo skłócona musi być Platforma w obliczu wyjazdu Tuska, skoro chwilowe pojednanie przedstawicieli partyjnych frakcji pokazywane jest tak, jak porozumienie Komitetu Obywatelskiego z ZSL i SD sprzed 25 lat.
W nowym rządzie uderza dominacja stronnictwa prezydenckiego, z którym kojarzony jest nie tylko Siemoniak, ale i Schetyna. Ceną za chwilowe powstrzymanie uruchomionych już w Platformie sił odśrodkowych okazało się częściowe i nieformalne przywrócenie małej konstytucji, dającej prezydentowi prawo do obsadzania niektórych resortów. Dawniej były to MSW, MSZ i MON. Dziś pierwszy resort obsadziła słaba koleżanka Ewy Kopacz, lecz już oba pozostałe – mocni kandydaci prezydenta. Czy Ewa Kopacz, jak zdarzało się już kilka razy w jej politycznej karierze, zmienia dotychczasowego politycznego patrona na nowego, zyskującego na znaczeniu – pokażą kolejne tygodnie.
Pomimo zaklęć mediów, Polska jesienią 2014 roku jest państwem osłabionym gospodarczo, demograficznie i militarnie, znajdującym się w strefie bezpośredniego zagrożenia wojną. Wymaga podjęcia radykalnych zmian będących odwróceniem dotychczasowej polityki rządów Platformy Obywatelskiej. Tymczasem fatalna ekipa Tuska została zamieniona na jeszcze słabszy gabinet Kopacz, którego jedynym celem jest doprowadzenie Platformy do wyborów parlamentarnych. Dla obrony jedności partii, która dziś jest sumą sprzecznych, a nie zbieżnych celów skupionych wokół kilku liderów grup interesów, Ewa Kopacz gotowa jest poświęcić wszystko. W kontekście podjętych już decyzji personalnych i dotychczasowej, zbyt dobrze nam znanej praktyki sprawowania urzędów przez członków tego rządu, słowa składanych przez nich przysięgi o dobru ojczyzny i pomyślności obywateli jako najwyższym nakazie, brzmią jak ponury żart.
Tekst ukazał się we wczorajszym wydaniu Gazety Polskiej Codziennie
(6)
6 Comments
@autor
26 September, 2014 - 09:19
To by potwierdzało moje przewidywania.
Czyli coś takiego:
26 September, 2014 - 11:10
http://www.themoscowtimes.com/multimedia/photogalleries/putins-russia/51...
Ładnie ten rząd wygląda,
26 September, 2014 - 11:17
@MD
26 September, 2014 - 11:21
I dlatego:
"Co najmniej 100 tysięcy firm z sektora MSP gotowe jest utworzyć zbrojne grupy samoobrony i je współfinansować, w obliczu rosnącego zagrożenia ze strony Rosji – wynika z badania ZPP przeprowadzonego przez Dom Badawczy Maison na panelu badawczym Ariadna.Związek Przedsiębiorców i Pracodawców wraz z Warsaw Enterprise Institute pracują nad rozwiązaniami prawnymi, które umożliwią tworzenie zbrojnych grup obrony cywilnej przy firmach. Szczegółowe propozycje rozwiązań oraz pogłębione badania w tym zakresie ZPP/WEI przedstawią w październiku."
http://wei.org.pl/badania-rozwiniete/run,badanie-zpp,page,1,article,1105...
To nie jest wcale zły
26 September, 2014 - 12:07
Zanstanawia mnie tylko po co, do ciężkiej cholery, utrzymujemy ten cały rząd z tymi wszystkimi ministerstwami i ich przyległościami...
Myliłem się
26 September, 2014 - 13:37