
W chwilach zagrożenia, chaosu politycznego i społecznego, utraty poczucia bezpieczeństwa, nastroje społeczne radykalizują się. Obcy przybysze, nie tylko emigranci z Afryki, ale również z biedniejszych krajów europejskich, stają się wrogami.
Odżywa dyskusja na temat ułomności demokracji, powraca tęsknota za rządami silnej ręki.
Na ile są to reakcje naturalne, a na ile efektem manipulacji nami przez władców tego świata? Strach to najdoskonalsze narzędzie zarządzania poddanymi.
Temu miała służyć, między innymi, Karta praw podstawowych Unii Europejskiej. Miała ona gwarantować obywatelom godność osoby ludzkiej, wolność i solidarność. Dopełnieniem tych wartości, przypomina Jürgen Roth, jest niezbywalne prawo do sprawiedliwości.
Niemiecki dziennikarz w książce Cichy pucz, która polskiemu czytelnikowi otwiera oczy na prawdziwe mechanizmy polityczne funkcjonowania Europy, skupia się na ekonomicznym podporządkowaniu sobie państw przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy do spółki z Komisją Europejską i Europejskim Bankiem Centralnym.
Swoją opowieść o Europie korumpowanej przez Trojkę rozpoczyna autor od przypomnienia greckiej definicji demokracji, czyli władzy pochodzącej od ludu. Zaraz potem jednak dodaje, że sam twórca tej definicji, Perykles nie gardził publicznymi pieniędzmi dla korumpowania swojego suwerena.
Nie trudno więc pojąć na czym polega dziś europejski cichy pucz niszczący demokrację.„Bandy rabunkowe” dokonały w ostatnich latach niewyobrażalnego wyczynu. Już w kilku krajach europejskich zdołały pod pretekstem „koniecznych reform” wprowadzić nowy porządek społeczno – polityczny, którego żaden świadomy naród nie przyjąłby bez walki. /…/ Globalna elita zawiązana w tajemnicy przed opinią publiczną skupiła w swoich rękach ogromną siłę polityczną i gospodarczą. Jej dążeniem jest przede wszystkim utrzymanie władzy oraz pomnażanie własnego majątku – pisze w przedmowie autor „Cichego puczu”.
Brzmi to jak teoria spiskowa, jak jeden z wielu straszaków, by odebrać wolę suwerennej polityki poszczególnym państwom, coraz bardziej uzależnionym od międzynarodowego kapitału i hojnie udzielanych pożyczek za cenę zaciskania pasa, które polega głównie na likwidacji miejsc pracy i pozbawianiu z dnia na dzień socjalnych zabezpieczeń.
Po zmianach systemowych w imię wolnego rynku i rachunku ekonomicznego przychodzi kolej na zmiany ideologiczne, czego świadkami byliśmy niedawno nie tylko w Europie, np. w Irlandii, ale również w USA.
Zmiany wyglądają z grubsza tak jak w przypadku Polski, z finałem, który obserwujemy nie tylko w Grecji, ale całej południowej Europie; w Hiszpanii, Portugalii, na Cyprze czy we Włoszech.
Moje pokolenie nie musi wytężać umysłu, by poszczególne etapy umieć wymienić. Pamiętamy, jak rzucały się nasze dzieci na gumę do żucia, gdy syty Niemiec odwiedzał nasz barak, pamiętamy paczki z czekoladą, kawą, oliwą. Wszystkie te luksusy oglądaliśmy zza żółtych firanek sklepów peweksowskich.
W długich kolejkach staliśmy po papier toaletowy, a sklepy zachodnie, gdy komuś udało się wyjechać, wydawały się rajem na ziemi.
Tęskniliśmy do normalności, a za główną przeszkodę w jej urzeczywistnieniu uważaliśmy Związek Sowiecki i polskich komunistów. I słusznie, ale kłopot w tym, że o Unii Europejskiej niewiele wiedzieliśmy. Pragnienie dobrobytu i strach przed „Ruskimi” kierował naszymi wyborami.
Balcerowicz, a właściwie jego mocodawcy, nie mieli problemów, by uczynić z Polski jeden handlowy market.
Długo by gadać, nie na jedną notkę czy nawet książkę temat, ale myślę o tym, kiedy teraz czytam jak rodzimi liberałowie pokrzykują gromko na leniwych Greków żyjących ponad stan.
Zapominamy, że to, miedzy innymi, socjal pociągał i nadal pociąga polskich emigrantów. A i tu w kraju chętnie może przymknęlibyśmy oko na głodowe stawki płacy minimalnej, gdybyśmy mieli kredytowe gwarancje takie, jak mają Brytyjczycy w przypadku bezrobocia czy taką opiekę medyczną i takie warunki materialne do wychowywania dzieci jak na Wyspie.
Nie, nie mamy już pragnienia bycia na swoim za wszelką cenę i bez łaski kredytodawcy.
Niezależny islandzki Biartur z powieści Laxnessa broniący swojej ziemi czy polski Drzymała to już, wydaje się, przeszłość.
A może się mylę, może jednak nie? Jak to jest naprawdę z tą nasza wolą bycia niezależnymi, wolnymi od nałogu konsumpcji?
Pozostawiam odpowiedzi socjologom i wracam myślą do Grecji.
W całej tej hałaśliwej dyskusji o greckim bankructwie chciałabym usłyszeć choć jeden głos ekonomicznego eksperta, który wyjaśni, na czym mają polegać reformy w Grecji, które warunkują dalsze zadłużanie kraju, a których tak się Grecy boją.
Wciąż pytam i nie znajduję w dyskusjach medialnych odpowiedzi na najważniejsze pytania:
Skoro Grecja od lat żyła ponad stan rozbuchanymi przywilejami, to dlaczego MFW udzielał wciąż nowych pożyczek?
Chyba gwaranci ich, kraje strefy euro, musieli zdawać sobie sprawę, że zadłużenie nie będzie mogło być spłacone?
Dlaczego ryzykowali bankructwa swoich banków w Grecji?
Komu opłaca się ryzyko niewypłacalności Grecji?
Cząstkową odpowiedź znajduję jedynie u Rotha. Pisze on:
Najwyraźniej rządząca elita jest przekonana o intelektualnej i moralnej ułomności obywateli, których łatwo można zwieść wykreowanymi mitami, kłamstwami bądź iluzjami. Obecnie zadłużenie jest cenione niemal tak samo jak złoto, ponieważ wierzyciele – banki, fundusze hedgingowe i ponadnarodowe koncerny – mogą przy jego pomocy sprawować kontrolę nad pogrążonymi w kryzysie krajami południowoeuropejskimi, wraz z całymi ich zasobami.
Nigdy nie byłam w Grecji, nie wiem czy Grecy są leniwi i dlatego zadłużeni. Bardziej jednak od tej wiedzy interesuje mnie co innego. Czy obecny kryzys, który spowodował, że lewicowy rząd ogłosił referendum, to zagrywka Aleksisa Tsiprasa czy Trojki, by zmusić Grecję do tzw. reform?
Wkrótce przekonamy się o tym i dowiemy czy Grecja pójdzie drogą Islandii czy Portugalii wprowadzając potulnie dyrektywy MFW mimo sprzeciwu społeczeństwa.
Powie ktoś - Co nas obchodzi Grecja, nie jesteśmy w strefie euro, starcza nam na raty spłaty odsetek długu tak horrendalnego, że nie warto się nim przejmować, bo i tak za życia nawet obecnych niemowlaków nie da rady go spłacić, więc czym się martwić?
Nie wiem, jakie wnioski z kryzysu w Grecji wyciągają inni, ale mój nie jest wesoły.Wygląda na to, że jesteśmy w tej chwili na przedostatnim etapie polityki cichego puczu, choć nie leżymy w południowej Europie.
Jeśli tam eksperyment z rozbijaniem demokratycznych państw Europy powiedzie się neoliberałom, bywalcom elitarnych spotkań przy okrągłych stołach, to z pewnością następni będziemy my.
Coś mi się zdaje, że jeśli nie dotrzemy z tymi informacjami do manipulowanego medialnie społeczeństwa i z tego powodu nie zdołamy zmienić władzy, odsunąć od państwowych instytucji obecne słupy międzynarodowego finansowego gangu, jakim niewątpliwie są członkowie rządu PO/PSL, to będziemy następni w kolejce.
I dla ratowania swojej egzystencji zgodzimy się nie tylko na minimalną płacę, umowy śmieciowe, konwencję antyprzemocową i gender w szkołach, ale i na autonomię Śląska, Kaszub, utratę Szczecina, powrót „wypędzonych” na Ziemie Odzyskane, likwidację emerytur, publiczne hospicja zamiast szpitali.
A może już nikt więcej o żadną zgodę nie będzie nas pytał, tylko postraszy Putinem albo zamachami islamistów? Strach to przecież najdoskonalsze narzędzie zarządzania poddanymi.
źródło: Rozmyślania przy zmywaku;)_______________________________________________________
Zapraszam do słuchania:
audycja 646 (niedzielna)
22 Comments
Daję pięć, ale z zastrzeżeniem
04 July, 2015 - 20:45
Przeraża mnie natomiast kompletny brak zainteresowania sprawami ukraińskimi i wekslowanie wojny na Donbasie opowieściami o neobanderowcach (lub żydobanderowcach). Ten stan rzeczy widać w całym polskim internecie, także na tym portalu. Tuż obok nas dzieją się rzeczy niesłychanie ważne, nasze media prawdziwie niezależne powinny łowić każdą informację, rozstrząsać dokładnie każdego fake'a, rozpoznawać prawdę od propagandy, a propagandę od dezinformacji. Niestety nic takiego sie nie dzieje. Raz na kilka miesięcy jakaś pogadanka w klubie Ronina albo wyrywkowe i w tonie sensacyjnym informacje w mediach "koncernu Sakiewicza". Na b-n-b nie ma nic. Chatar Leon na naszeblogi.pl próbuje wypełnić tę lukę, ale właściwie tylko on.
Jesteśmy narodem bez reszty skupionym na sobie i zapatrzonym we własne problemy. I nie jest to efekt transformacji ustrojowej, to jest cecha, którą widzę od wielu, wielu lat. I doprowdy nie wiem jak temu zaradzić, bo niejadka do jedzenia się nie zmusi. Może Polfic ma jakiś pomysł...
Alchymisto
05 July, 2015 - 16:13
I mam nadzieję, że tak zostanie.
A raczej - że tak się wreszcie stanie!
Podaj choć jeden dobry przykład, gdzie postawa "za naszą i waszą wolność" przyniosła Polsce i Polakom jakąś realną korzyść?
Staram się zrozumieć Twoją - brak mi dobrego słowa, przepraszam - fascynację(?) Ukrainą, ale nie potrafię. Nie widzę, jaką korzyść miałoby przynieść Polsce to alter ego Rosji?
Owszem, stan przejściowy, to znaczy wojująca z Rosją Ukraina, jest jakimś bonusem, ale już włączanie się w konflikt - czytaj: opowiadanie po stronie ukraińskiej, niczym na dobrą sprawę nie różni się od stawania po stronie Rosji. Stany przejściowe mają jednak to do siebie, że nie trwają zbyt długo.
Strategia polskiej polityki wschodniej powinna moim zdaniem iść w dwóch (a właściciwie trzech) kierunkach:
1. Jak wyzwolić się spod - dzisiaj "szarej" okupacji rosyjskiej (nie wpadając ostatecznie pod euroniemiecką rynnę).
2. Jak zabezpieczyć się przed Ukrainą na wypadek jej zwycięstwa w konflikcie z Rosją.
Dla realizacji tych celów wystarczy, że wydarzenia na Ukrainie (a także w Rosji) będą śledzili rządowi analitycy. Ja przyznam, że jestem rad, że na wieści z Ukrainy trafiam rzadko. Im rzadziej na nie trafiam w mediach, tym rzadziej odczuwam owo grzeszne uczucie, które mi się pojawia na wspomnienie losu moich krewnych.
I żeby nie było wątpliwości: jeżeli jakiś Ukrainiec, na przykad kierowca TIR-a (co z pewnych względów zdarza się bardzo często) pyta mnie o drogę, to nie odwracam się na pięcie, tylko udzielam informacji, a czasem nawet, gdy trzeba, nadkładam samochodem drogi, przyjmując rolę pilota.
Gdyby potrzebował dalej idącej pomocy - też (w miarę możliwości) nie odmówię.
@ro
05 July, 2015 - 17:17
Krytykowana przez Ciebie postawa "za Waszą i Naszą wolność" jest w sensie skuteczności mniej więcej tak samo skuteczna, jak koncentracja na samych sobie. Z jednym zastrzeżeniem. "za Waszą i Naszą wolność" Polacy tułali się po całym świecie, także w wojnie o niepodległość USA, w wojnie secesyjnej, na Madagaskarze, w Chile i Bóg jeden wie gdzie jeszcze. Natomiast Ukraina jest blisko. To jest nasze byłe terytorium. Jeżeli nie możemy być jego pełnoprawnymi właścicielami, to bądźmyż choć meta-właścicielami.
Naturalnie są tego negatywne strony. Udostepniam Tobie i każdemu chętnemu wirtualne województwo smoleńskie (http://smolensk.alchymista.pl), któremu poświęcam niemało pracy. Oczywiście narażam przy okazji Ciebie i wszystkich Polaków na straszny gniew Putina i nieobliczalne konsekwencje. Powinienem pewnie pisać dzieje Mazowsza
Jeśli chodzi o ten "jeden jedyny przykład"... Ja bym inaczej ujął zagadnienie. Jeśli ktoś bierze na siebie ciężar oporu wobec Rosji, to jestem mu w sposób naturalny bardzo wdzięczny. Byłem bardzo wdzięczny Czeczenom, którzy przez 10 lat zatrudnili Putina na Kaukazie i zapłacili za to najwyższą cenę. Ale my, ciche myszki, wolelismy w swej masie milczeć, bo cóż my - ludzie Zachodu - możemy zawdzięczać ciemnym góralom z Kaukazu, a na dodatek muzułmanom?
Tę wdzięcznośc musimy Ukrainie okazać - mówie to we własnym imieniu, nie Twoim. Blogerzy moga tę wdzięcznośc okazać poprzez zdobywanie i szerzenie wiedzy o obecnej sytuacji na Ukrainie. Historia banderyzmu też w to wchodzi, ale NIE TYLKO ona i nie w wiekszości. Znajmy proporcje...!
Alchymisto
06 July, 2015 - 13:14
A że jestem daleki od zachwytu?...
Wiesz? Nigdy TAM nie byłem.
I nie pojadę, chyba żeby oni wynieśli się ze swoim Tryzubem dobrowonie za Zbrucz.
@ro
05 July, 2015 - 19:56
Nie rozumiem tego punktu. Dlaczego mamy się zabezpieczać i przed czym?
Katarzyno
06 July, 2015 - 12:50
Rozumiałbym, gdyby to były lata 70-te, czy 80-te, kiedy większość Polaków, moich rówieśników i młodszych, nie wiedziała, co się działo w latach 1943-44 na Wołyniu i we Wschodniej Małopolsce, a Fronczewski i Ross w radio, w dość średnim cotygodniowym skeczu pozdrawiali się niby-zabawnym słówkiem "bulba" (z wszystkich bezsensownych "synonimów" słowa "do widzenia", autor Tadeusz Ross upatrzył sobie akurat to...).
Rozumiałbym wtedy, bo nawet jeżeli niektórzy o ludobójstwie wiedzieli, to nie do końca zdawali sobie sprawę, jaki był jego cel. Bywało, że niektórzy na jednym oddechu mówili o Katyniu i o banderowcach (bez narodowości, a jakże)...
Ale dziś? Gdy władze Ukrainy z rezunów robią bohaterów, i to plując Polakom w twarz w sposób symboliczny, bo w czasie, gdy goszczą u siebie głowę polskiego państwa (nawet jeżeli to tylko Komorowski)? Dziś udawanie, że nie pojmuje się, o co w tym chodzi, to dla mnie jest - wybacz - coś niebywałego!
Czy za mało sygnałów w naszą stronę wysłała w ostatnim czasie Ukraina? Owszem, te sygnały nie są ostre, bo na razie Ukraina ma innego, sezonowego wroga - Moskwę. Ale gdy się z nim upora, lub ponownie zaprzyjaźni, to - jestem o tym przekonany, wróci otwarcie do swojego "aktu założycielskiego".
Wróci, bo nie odcięła się od niego.
Nie odcięła się od ludobójstwa!!!
Wróci, bo innego nie ma.
Jesteśmy narodem bez reszty
04 July, 2015 - 23:07
Zgadzam się z Twoją opinią. Mediom temat Ukrainy się "znudził", to i Polaków nie interesuje już, np. informacja o wyłączeniu dostaw energii na Krym przez Ukrainę. Wielu Polaków nie ma pojęcia o działalności agentury wpływu i stąd wałkowanie marginalnych doniesień, a pomijanie ważnych.
Tak dzieje się w róznych sprawach, np. brakuje mi wiadomości z pierwszej ręki z Węgier czy Portugalii. Nasza wiedza to często papka PAP-u, bo barierą są języki, a media nie są polskie. Co może przekazać dziennikarz w kapciach przy komputerze, który przed dyskusją przegląda twitter i fb?
Książka Rotha powinna być przewałkowana przez dziennikarzy, publicystów, ekonomistów, zweryfikowane poglądy autora, bo to nie przelewki. Jeśli PiS dojdzie do władzy, będzie musiał się zmierzyć z bankami.
Polacy powinni o tym wiedzieć. Ale problem w tym, że wszystko zostanie wykorzystane do straszenia PiS -em.
Zanim Polfic poda swój pomysł, to posłużę się przypomnieniem pewnego wpisu Danza jeszcze w salonie24. Wkurzył się wtedy na ignoranctwo blogerów i zalecił przed pisaniem czytanie i naukę. ;-))
I tak to jest z nami; nie sprawdzamy, nie weryfikujemy, podporządkowujemy własne opinie swoim poglądom, choć one dawno zostały ukształtowane przez media.
Impregnacja na fakty wynika z emocjonalnego weryfikowania wiadmości. To wina w dużej mierze tzw. guru. Z przerażeniem niekiedy słucham dyskusji dziennikarzy w Roninie. Kiedyś reagowałam na czacie, teraz już mi się nawet nie chce. Po prostu brak pokory, że czasem mogę nie znać się na czymś i brak odpowiedzialności za słowo.
Zamykamy się we własnych gettach i z trudem przychodzi nam merytoryczna dyskusja.
Jak temu zardzić? Metodą Sokratesa czyli pytaniami tak, aby uzmysłowić, że bez wiedzy własnych poglądów nie można mieć.
@alchymista
04 July, 2015 - 23:12
przyznaje się bez bicia, to ja go wystukałam ;-))
Pozdrawiam
Katarzyna
@Katarzyna
05 July, 2015 - 07:12
Demokracja przez wieki?
05 July, 2015 - 10:10
Be careful what you wish for, cause it may come true.
@Jonathan
05 July, 2015 - 13:19
Sparta Katarzyno była przedziwną
05 July, 2015 - 14:24
Be careful what you wish for, cause it may come true.
@Jonathan
05 July, 2015 - 19:15
I tu sedno sprawy; fasada demokracji, za którą kryją się Trojki. A kiedy to się zaczęło? Jest na to rada?
Nie będę dziś pisał tutaj o
05 July, 2015 - 21:19
Demokracja liberalna (model znany nam z praktyki, zwany skrótowo - i nie do końca poprawnie - "demokracją") liczy sobie maksimum sto lat, jak pisał Jonathan. Wypada wrócić do czasów sufrażystek i ich ostatecznego sukcesu, bo chyba trudno mówić o powszechnym prawie głosu - z wyłączeniem kobiet? :)
Chociaz taka Szwajcaria dopiero w latach siedemdziesiątych XX wieku przyznała im prawo głosu... ;) Straszne. ;)
Mamy to, co mamy, i co - jak słusznie zauważyłaś - bardzo chcieć mieliśmy. Tylko czy rzeczywiście ten szlachetny w zamyśle system uległ wypaczeniom, czy on po prostu taki jest?
Czy mamy do czynienia z cichym zamachem stanu - czy po prostu niektórym dopiero teraz zaczynają otwierać się oczy?
Popatrz na kilka faktów.
- Głosować mogą wszyscy, bez wyjątków.
- Żeby podejmować decyzje trafne i dobre ludzie muszą mieć dobrą wolę, być w miarę rozgarnięci (ani pierwsze, ani drugie wcale a wcale nie jest regułą), i muszą posiadać informacje o tym, co się dzieje.
- Radio, a następnie telewizja, zrewolucjonizowały metody przekazywania informacji. I kontrolowania przepływu tejże informacji. CZyją włąsnością miałyby być media? Rządu? Źle. Prywatne - z punktu widzenia rzetelności - też źle. W grę wchodzą władza i pieniądze - media nigdy nie będą obiektywne. Bedą manipulowały w interesie mocodawców, niezaleznie kto nimi będzie. A manipulować jest bardzo łatwo.
Ten system, tzw. demokracja, nie może dobrze działać.
Fasada? Ależ od dobrych kilkudziesięciu lat, wszędzie, w każdym z demokratycznych krajów, mamy do czynienia, li tylko i wyłącznie, z fasadą.
Nie ma rady, jeśli nie przyjmie się innych rozwiązań ustrojowych. Do XX wieku, wszędzie i zawsze, systemy stosowały cenzus. Kto może i oczym decydować, a kto kandydować czy dziedziczyć. Cenzus urodzenia, cenzus majątkowy - różnie to bywało, ale cenzus był.
O roli ludu, mas robotniczych, o ich ciężkiej doli politycznej mówić zaczął nie kto inny jak Marks. Potem bolszewicy jeszcze dorzucili chłopów.
Gdy popatrzeć z dystansu, widać przerażające podobieństwo: cała władza w ręce obywateli, cała władza w ręce Rad, wszyscy głosujemy, wszyscy wybieramy.
Fasada radziecka była wyjątkowo niechlujna, Współczesne są dużo bardziej schludne i cywilizowane, ale fasadami pozostają. Zamiast dowolnego hierarchicznego systemu (który rządzi się jasnymi zasadami) mamy "równość".
A upadek Grecji? Są winni sami Grecy, są winne kolejne rządy Grecji, jest oczywiście winna "Trójka". Parafrazujac Szekspira "A lichoż im kazało na ten statek wchodzić".
pozdrawiam :)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Max
05 July, 2015 - 23:30
Cenię Twoje zdanie i zgadzam się z diagnozą, ale nie z wnioskami. No może za mocno powiedziane, bo nie do końca je rozumiem.
Mam problem ze zrozumieniem ostatnio popularnego hasła: Zmień sytem. Ty również o tym mówisz, ale nikt nie mówi o konkretach. Pytam więc na jaki i jaki metodami?
Jeśli chcemy raju, to na pewno go nie zbudujemy, a wiele krzywd wyrządzimy. Doskonałym wręcz proroctwem zmiany systemu jest czytana przeze mnie w radiu książka "Pan świata". Już, już był raj, już zlikwidowano wojny, humanizm zwyciężył, jeszcze tylko jeden pogrom, jeszcze tylko jedna zemsta. :-((. Warto wciąż pamiętać, że ustroje totalitarne i przyzwolenie na nie rodziły się z tęsknoty za rajem. Może tak musi być?
Mam swoje doświadczenia i wiem, że wiele można zrobić i godnie żyć i wcale nie trzeba rewolucji, tylko problem jest w tym, że nie każdemu po drodze, stąd mamy tak wiele odmian "demokracji", w tym liberalną z Trojką, masonerią, rzadem światowym itd.
Pamiętam jednak słowa Jana Pawła II i Jego ostrzeżenie: "Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm."
Może zacznijmy od edukacji, wiedzy i samodzielnego myślenia? Z mojej obserwacji wynika, że idologiom poddają się ludzie skrzywdzeni i bezradni, a kieruja nimi po prostu dranie, choć niektórzy chcą ich nazywać politykami.
Pozdrawiam :-)
@Katarzyna
06 July, 2015 - 01:56
Już rozwinę. Posłużyłem się terminem zmiany ustrojowe - w konsekwencji, tak, one obałiłyby, czy też zmieniły, istniejący "system". Ale - gdy dwóch mówi to samo, to nie jest to samo - nie po drodze mi z Kukizem, z Kowalskim, z Braunem. Przede wszystkim dlatego, że to, z różnych powdów, oderwani od życia utopiści. Moze i najwięcej sympatii mam dla Kowalskiego - ale to temat na inny komentarz. :)
Generalnie zmiany (zawsze) mają charakter albo nagły, albo stopniowy. :)
Czyli, przekładając na nasze realia, zmiany nagłe to zamach stanu, rewolucja.
Ten pierwszy - on się po prostu zdarza. :) Muszą zaistnieć właściwe okoliczności, musi pojawić się właściwy człowiek, który ma do dyspozycji właściwe środki. Efekty mogą być rożne. Zamach stanu przeprowadził Piłsudski, Bonaparte, Pinochet, Trujillo, Lenin... Pytanie, na kogo się trafi. Ale, że tutaj raczej wpływu nie mamy, zmachu nie zorganizujemy - zostawmy. :)
Z rewolucją sprawa jest zdecydowanie gorsza. Historia uczy nas, że mądrości ludu i ulicy należy się panicznie obawiać. Na bazie powszechnego oburzenia i wspomnianej chęci zmian (zmian już, teraz, jutro, pojutrze) wypływają na powierzchnię, spontanicznie, przywódcy oburzonych. Kanalie i idealiści, karierowicze i trybuni ludowi. Aż nazbyt często leje się krew i toczą się głowy, nie wiadomo jak się skończy, pewność można mieć tylko co do jednego: najpierw bedzie dużo, dużo gorzej niż było, potem może się polepszy, może nie. Nie lubię rewolucji.
A stopniowa ewolucja? Coż, działanie w granicach obowiązujących (choćby nie najlepszych) regulacji prawnych i ustrojowych, tak, aby poprawić, co zepsute. Tutaj uwaga na marginesie: jeśli okazuje się, że praktycznej możliwości takich działań nie ma (bądź są wysoce ograniczone) oznacza to, że żyjemy w państwie totalitarnym. Totalitaryzm ma wiele twarzy i bardzo lubi białe rękawiczki. Jeżeli ktoś ktokolwiek, twierdzi, że kodeksy, prawa, przepisy, ustawy, nawet konstytucja - to coś świętego i nienaruszalnego - mamy do czynienia ze zwolennikiem zamordyzmu. Prawa są tworzone dla ludzi, państwo istnieje dla obywateli, konstytucja to wyraz woli narodu - nie inaczej.
Na tę chwilę w Polsce sytuacja jest dosć oczywista. Ponieważ zamachu stabu przygotować (my) nie możemy (podobnie, nie możemy się przed nim zabezpieczyć - my, obywatele), a pomysł rewolucji chyba nam się nie podoba - pozostaje zdobycie większości wystarczającej minimum do sprawowania rządów, a jeszcze lepiej do zmiany Konstytucji. Jest ralna szansa na samodzielne rządy PiS w tej kadencji, a czy uda się zmienić zapisy konstytucyjne? Być może tak, być może w następnej kadencji.
Bardzo ciekawe jest pytanie - a co zmienić i - na co zmienić .:)
Skrytykowałem wyżej naszą ustrojową demokrację - nie ze względów dogmatycznych, ze względów praktycznych. To nie działa zgodnie z założeniami, działa źle i nie w interesie obywateli. Co to właściwie jest? Ni pies, ni wydra, coś na kształt świdra. :)
Przyjrzyjmy się bliżej. Monteskiusz i trójpodział władz, fundament i podstawa każdego sprawiedliwego państwa, nie tylko demokratycznego (choć tu szczególnie wypadałoby się jego koncepcji trzymać). Władza ustawodawcza w Polsce: Sejm i Senat. No dobrze. A władza wykonawcza? Rząd. A jak ten rząd powstaje? Na bazie większości sejmowej czyli jest zalezny od władzy ustawodawczej. Dziwne to wszystko zaczyna się robić, ale czas na nstępny krąg naszego "demokratycznego" piekiełka. Sądy. Sądy, z definicji, powinny być niezależne - muszą być, jako że to one pilnują czy władza wykonawcza prawa nie łamie. Sędziów takiego Sądu Najwyższego powołuje - prezydent. Co prawda na wniosek... sędziów (sami się proponują, też fajnie), ale najlepsze, że wcale tych nominowanych powołać - nie musi. No i prezydent. Taka mała władza wykonawcza, niby, ale też nie do końca :). Kompetencje prezydenta nie są ściśle rograniczone z kompetencjami rządu, kwestia polityki zagranicznej , jest zwierzchnikiem sił zbrojnych, ale minister obrony to już z rządu... Ech! :)
A na samym końcu łańcuszka znajdują się wyborcy, o których brutalnie napisałem, że trzymani są pod informacyjnym kloszem, manipulowani, ogłupiani (niektórych co prawda ogłupiać nie trzeba).
Jeżeli chodzi o model funkcjonowania najwyzszych instytucji państwowych, trzeba się na coś zdecydować. Albo system parlamentarny, albo prezydencki. Polacy woleliby prezydencki - wybory na prezydenta RP zawsze cieszą się większym zianteresowaniem i budzą większe emocje - mimo, że wiemy, iż w Polsce rządzi premier i rząd. Dalej już prosto. Karykaturalny, w istniejącym kształcie prawnym Senat znieśc, a jeszcze lepiej zrobić go na sposób... brytyjski. Ciekwa, że nasz krajowy piewca systemu brytyjskiego zapomniało tym drobnym szczególe: członków Izby Lordów powołuje monarcha, na wniosek premiera. Senat? Długa kadencja, zostawić ich z 50-ciu, przydadzą się. Izba Lordów ma możliwość zawetować ustawę i wstrzymać jej wykonanie bodaj na rok... I opiniuje.
Niech prezydent bedzie głową rządu, niech powołuje ministrów, odpowiedzialnych przed sejmem. Sędziowie - wybieralni. Tak jak byłow I RP. I - kadencyjni. Ławy przysiegłych też nie są złym pomysłem.
Wszystkie te zmiany. które sa przecież sensowne i logiczne, spotkałyby się z oporem "sitw" i "elit". Ale są jeszcze "do przełknięcia", w porównaniu z resztą.
Należałoby również rozmontowac mafie samorządowe (to są realnie istniejące w Polsce mafie, nie parie polityczne). Wysysają z państwa kilkanaście miliardów rocznie. Po co nam sejmiki samorządowe - jeśli mamy wojewodów. W większości zasiada tam kupa dyletantów, leniwców i cwaniaczków. Po co nam horrendalnie wielkie rady miast, po kilkadziesiąt osób - dziesięć nie łaska? Po co nam rady dzielnic, pytam?
To, ten pomysł - och, on by naprawdę zabolał wszystkich (dobrze, niech będzie, użyje tego słowa :D), "systemowców".
A na koniec dobić ich cenzusem, co do czynnego prawa wyborczego. Podwyższyć wiek - we współczesnym świecie młodzież mentalnei i intelktualnie dojrzewa powoli - minimum 24. Nie składajmy losów kraju w ręce nieopierzonych nastolatków. Podwyższyć wiek dla biernego prawa wyborczego. Minimum 30. Nie chcę w Sejmie posłów 20-latków, po prostu nie, są jeszcze za mało życiowo doświadczeni.
No i sprawa zasadnicza, właściwy cenzus. Skończenie z absurdalnym założeniem, że głos jednego obywatela równy głosowi drugiego obywatela. Nie może być, bo człowiek człowiekowi nierówny. Nie gorszy lub lepszy - ale nie równy. Tego nawet Kosciół nie twierdzi, tam ludzie są równi - w oczach Boga. Ale tak próbują nam wmówić macherzy od demokracji liberalnej. Młody, stary, głupi, mądry, złodziej, uczciwy obywatel, profesor, żul, patriota, kosmopolita - wszyscy mają po jednym głosie, i taki sam wpływ. Nie mówcie, że odczywacie w tym momencie, ładnie mwóiąc, pewnego dyskomfortu. Mówiąc mniej ładnie: flaki się w człowieku przewracają. Co to ma wspólnego ze sprawiedliwym ustrojem?
Osoby, które choć raz podpadły pod kodeks karny (nie cywilny) tracą prawa wyborcze, na zawsze. Osoby, które nie mogą wykazać się jakimkolwiek regularnym dochodem, na przestrzeni X ostatnich lat, w wysokości Y - prawa głosu nie mają (dość numeró z objazdowymi Cyganami, i pijaczków co za flaszkę pójdą głosować). Rzucam tak, z głowy, improwizuję. IQ poniżej wartośći N - nie głosujesz, jesteś za głupi. Ale jeszcze parę obostrzeń sensownych by się znalazło.
Prawo do głosowania nie musi jest żadną świetością, nie musi być dane, praktycznie, raz na zawsze. Niby dlaczego ma być?
Idealnie było, gdyby wybierała te 20-30% obywateli. Bo taka wstrętna selekcja pozwoliłaby wyeliminować tych, na których jedzie całą polityczna i medialna machina manipulacji, tych najbardziej podatnych.
Straszna, faszystowska końcówka. :)
Ale - czy tak nie byłoby dla nas lepiej. Takze dla tych, którzy by tego prawa głosu nie mieli?
pozdrawiam :)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Max'ie
06 July, 2015 - 11:19
To "prawie" za kwestię selektywnego prawa czynnego. Co nie znaczy, że nie podzielam i tutaj większości Twoich poglądów na temat, kto nie powinien. Ale tylko większości...
Z tym IQ na przykład: kto i w jaki sposób miałby wydawać certyfikat? Przy odbiorze dowodu osobistego, raz na całe życie, czy z możliwością weryfikacji? I jak się zabezpieczyć przed "liftingiem", bo przecież urzędowo stwierdzony debilizm powodowałby skutki nie tylko wyborcze, a wynik testu we własnym mniemaniu testowanego zawsze jest zaniżony.
Chyba mimo wszystko lepiej zdać się na starego Gaussa.
Tutaj, jak pisałem - można
06 July, 2015 - 13:48
Trzeba pomyślec, to jest do zrobienia.
Więcej - gdyby rozpisac powszechne referendum z pytaniem "czy jesteś za ograniczeniem powszechnego prawa wyborczego" - rezultaty mogłyby być zadziwiające. :)
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Max'ie
06 July, 2015 - 15:56
Dlatego, jak napisałem, zgadzam się z Tobą w każdym punkcie, z wyjątkiem "Zajdla".
Zatem którędy iść?
05 July, 2015 - 21:40
@stronnik
05 July, 2015 - 23:29
Raju nie będzie, demokracji nie naprawimy, ale Polska ma szansę. Pamiętajmy tylko, że nie jesteśmy mocarstwem i nie jesteśmy samotną wyspą. Sojusze potrzebne, ale przede wszystkim musimy liczyć na siebie. Nikt za nas lekcji nie odrobi.
Pozdrawiam :-)
Stronniku
06 July, 2015 - 11:28