
Wśród osób, które popierają PiS (a wierzę, że nie tylko w internetowych deklaracjach) często widzę dziwny, paraliżujący strach przed tym, co za chwilę pojawi się w reżimowych mediach. Pawłowicz zjadła – trzeba napisać x twittów i wziąć proszki na serce, Pawłowicz powiedziała coś, co myśli radykalniejszy elektorat – klawiatura aż płacze pod uderzeniami, a sympatyk płacze razem z nią, Macierewicz… a nie, to zostawmy, to już zbyt straszne, by o tym myśleć. Specjalistką od tego typu rozterek i martwienia się na zapas jest Kataryna. W sprawie, o której za chwilę, pierwsza gwiazda polskiej blogosfery zachowuje zimną krew, ale młodsze pokolenie daje sobie radę trochę gorzej.
Ostatnio kilka takich głosów zarejestrowałem w odniesieniu już nie do Krystyny Pawłowicz, Antoniego Macierewicza czy innych bohaterów sennych koszmarów tych sympatyków PiS, którzy tęsknią, mam wrażenie, za konserwatywnym skrzydłem UW czy PJN-em albo po prostu chcą, by wszyscy ich/nas lubili. Oto zmartwieniem kilku osób stał się sam Andrzej Duda. Ktoś ma znajomych, którzy głosowali na Dudę, a teraz są rozczarowani. Martwi się, że Duda stał się „balastem dla PiS” jeszcze przed wyborami. Ktoś czyta sondaże zaufania, najmniej wiarygodne i najgłupsze z istniejących badanie opinii publicznej. Z bieżących wynika, że nawet część wyborców PiS nie ufa Dudzie, za to Komorowskiemu czy Kopacz wierzą również rozczarowani obojgiem. Ale i tak mniej ich jest, niż tych od Dudy, których jest przecież bardzo mało. To kompletne bzdury, wrzucane nam niczym gumowa kość, byśmy coś gryźli z braku porządnego żarcia.
Wszystko to jeszcze przed późnowieczorną wizytą Andrzeja Dudy u Jarosława Kaczyńskiego, którą ze zgrozą odkryła niemiecka gazeta dla Polaków. A gdy już odkryła, to już naprawdę czarna rozpacz. Emocje – błąd, będą straszne konsekwencje, PAD rozczarował nawet blogerkę, która zrobiła sobie z nim zdjęcie 10 kwietnia (co zresztą też było przyczyną medialnego ataku na, wówczas, kandydata na prezydenta), miejmy nadzieję, że chwilowo.
Oczywiście, możemy uznać, że przed wyborami parlamentarnymi, w których gra idzie przecież o wszystko, trzeba zachować czujność. Boję się jednak, że nawet po spełnieniu najlepszego scenariusza, w sytuacji, gdy PiS będzie miał i prezydenta, i stabilną większość, klawiatury i środki uspokajające pójdą w ruch, gdy tylko pojawi się cień ryzyka, że coś nie spodoba się śmiertelnym wrogom tej partii. Czyli w każdej minucie. Dlatego w trosce o zdrowie i samopoczucie kolegów i koleżanek apeluję, by przeżywać trochę mniej.
Owszem, każdy popełnia jakieś błędy a i PiS też się to przytrafia. PiS głosował za ustawą o szkolnym jedzeniu (mogę zrozumieć, czemu, niemniej można było przewidzieć, że choćby i w idei było coś do obronienia, to przecież było wiadomo, kto i jak będzie to wprowadzał w życie), teraz przeciw ustawie przyznającej większe uprawnienia pieszym, też nie wiem czemu. Są to sprawy do obgadania, ale na pewno nie dające podstaw do przekreślenia tej partii. Natomiast fakt, że Duda postanowił późnym wieczorem spotkać się z Kaczyńskim w domu tego drugiego jest sprawą tak dętą, jak wspomniane zdjęcie z rocznicy. Przypomnijmy sobie, że pałac prezydencki to miejsce w którym pracują osoby zatrudnione w olbrzymiej większości przez poprzedniego prezydenta. Pewności, że po obrazach nie przyjdzie pora na wynoszenie, dajmy na to, nagrań, żadnej mieć nie można.
Ostatnio kilka takich głosów zarejestrowałem w odniesieniu już nie do Krystyny Pawłowicz, Antoniego Macierewicza czy innych bohaterów sennych koszmarów tych sympatyków PiS, którzy tęsknią, mam wrażenie, za konserwatywnym skrzydłem UW czy PJN-em albo po prostu chcą, by wszyscy ich/nas lubili. Oto zmartwieniem kilku osób stał się sam Andrzej Duda. Ktoś ma znajomych, którzy głosowali na Dudę, a teraz są rozczarowani. Martwi się, że Duda stał się „balastem dla PiS” jeszcze przed wyborami. Ktoś czyta sondaże zaufania, najmniej wiarygodne i najgłupsze z istniejących badanie opinii publicznej. Z bieżących wynika, że nawet część wyborców PiS nie ufa Dudzie, za to Komorowskiemu czy Kopacz wierzą również rozczarowani obojgiem. Ale i tak mniej ich jest, niż tych od Dudy, których jest przecież bardzo mało. To kompletne bzdury, wrzucane nam niczym gumowa kość, byśmy coś gryźli z braku porządnego żarcia.
Wszystko to jeszcze przed późnowieczorną wizytą Andrzeja Dudy u Jarosława Kaczyńskiego, którą ze zgrozą odkryła niemiecka gazeta dla Polaków. A gdy już odkryła, to już naprawdę czarna rozpacz. Emocje – błąd, będą straszne konsekwencje, PAD rozczarował nawet blogerkę, która zrobiła sobie z nim zdjęcie 10 kwietnia (co zresztą też było przyczyną medialnego ataku na, wówczas, kandydata na prezydenta), miejmy nadzieję, że chwilowo.
Oczywiście, możemy uznać, że przed wyborami parlamentarnymi, w których gra idzie przecież o wszystko, trzeba zachować czujność. Boję się jednak, że nawet po spełnieniu najlepszego scenariusza, w sytuacji, gdy PiS będzie miał i prezydenta, i stabilną większość, klawiatury i środki uspokajające pójdą w ruch, gdy tylko pojawi się cień ryzyka, że coś nie spodoba się śmiertelnym wrogom tej partii. Czyli w każdej minucie. Dlatego w trosce o zdrowie i samopoczucie kolegów i koleżanek apeluję, by przeżywać trochę mniej.
Owszem, każdy popełnia jakieś błędy a i PiS też się to przytrafia. PiS głosował za ustawą o szkolnym jedzeniu (mogę zrozumieć, czemu, niemniej można było przewidzieć, że choćby i w idei było coś do obronienia, to przecież było wiadomo, kto i jak będzie to wprowadzał w życie), teraz przeciw ustawie przyznającej większe uprawnienia pieszym, też nie wiem czemu. Są to sprawy do obgadania, ale na pewno nie dające podstaw do przekreślenia tej partii. Natomiast fakt, że Duda postanowił późnym wieczorem spotkać się z Kaczyńskim w domu tego drugiego jest sprawą tak dętą, jak wspomniane zdjęcie z rocznicy. Przypomnijmy sobie, że pałac prezydencki to miejsce w którym pracują osoby zatrudnione w olbrzymiej większości przez poprzedniego prezydenta. Pewności, że po obrazach nie przyjdzie pora na wynoszenie, dajmy na to, nagrań, żadnej mieć nie można.
(3)