„Dlaczego nie wszyscy biskupi wsparli abpa Jędraszewskiego?” – pyta Jacek Karnowski na portalu wPolityce.pl. Tak postawione pytanie sugeruje, że jakaś garstka hierarchów wyłamała się i nie wsparła bezpardonowo zaatakowanego metropolity krakowskiego. Dlatego ja zadam to pytanie inaczej. Dlaczego tylko nieliczni biskupi udzielili wsparcia abp Markowi Jędraszewskiemu? Przecież jest ich w Polsce grubo ponad setka. Coraz bardziej martwi mnie, a momentami nawet przeraża postawa sporej części naszych najwyższych kościelnych hierarchów. Oto na naszych oczach dochodzi do zmasowanych ataków na katolicką wiarę, Kościół, Polskę i tradycyjną rodzinę, a oni tchórzliwie milczą. Niektóre tak zwane katolickie organizacje i media wspólnie ze środowiskami LGBT i za pieniądze wroga chrześcijańskiej cywilizacji, Georga Sorosa trzy lata temu zorganizowały akcję „Przekażmy sobie znak pokoju”, na której to akcji na łamach „Warszawskiej Gazety” nie pozostawiłem suchej nitki. Przecież już wtedy nawet dla średnio rozgarniętej osoby było jasne, że te wszystkie tęczowe marsze organizowane są nie po to, aby o cokolwiek walczyć, ale żeby prowokować. Dzisiaj zbieramy wielkie żniwo naiwności, głupoty i zdrady, bo jak mówi mądre powiedzenie, „Jeśli tańczysz z diabłem, diabeł się nie zmienia. Diabeł zmienia ciebie”.
Bogu dzięki wielkiego wsparcia abp Markowi Jędraszewskiemu udzielił polski naród, a to wsparcie, oczywiście po tym Boskim, jest najcenniejsze. Historia lubi się powtarzać, choć nigdy nie czyni tego w ten sam sposób. 26 sierpnia 1956 roku jasnogórskie błonia wypełniło milion wiernych składając Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego, których treść napisał nieobecny na uroczystości, internowany przez komunistów Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński. Jego postać symbolizował pusty fotel, na którym leżały biało-czerwone kwiaty. Warto pamiętać, że wtedy również najwyższa polska hierarchia kościelna nie zdała egzaminu. „Bronił mnie tylko Niemiec i pies” – mówił z rozgoryczeniem o swoim aresztowaniu w 1953 roku prymas Wyszyński. To prawda. Zdradził go wtedy cały episkopat, a odważnie wstawił się za nim tylko jeden mający niemieckie korzenie, ks. Wojciech Zink z diecezji warmińsko-olsztyńskiej oraz pies księdza prymasa o imieniu Baca, który dotkliwie pogryzł jednego z ubeków, którzy przyjechali go aresztować.
Nie wiem czy abp Jędraszewski posiada wiernego psa, ale dopiero po tygodniu od jego historycznej homilii raczył obudzić się Przewodniczący Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki udzielając mu wsparcia. Co robił przez te siedem dni bezpardonowych ataków na metropolitę krakowskiego? Czyżby miotał się nocami w mokrej pościeli i bił się z myślami, po której stronie stanąć? Przecież od czasów stalinowskich odwaga bardzo staniała więc i ryzyko opowiedzenia się po stronie prawdy jest dzisiaj nieporównanie mniejsze. Czyżby część biskupów obawiała się tego, że szczerzy miłośnicy pokoju i tolerancji z LGBT także ich wizerunki umieszczą na dmuchanych lalach i będą podrzynać im gardła?
Odwagi, rycerze Chrystusa i więcej samokontroli, bo już z daleka widać, że ze strachu przed określeniem „tęczowa zaraza”, jak mówią młodzi, noga wam lata. Aby wzmocnić waszego ducha polecam przyswoić sobie te słowa Prymasa Tysiąclecia, kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Już takim jesteśmy narodem, że nikomu się nie kłaniamy, choć tak chętnie gniemy kolano przed Bogiem. Wielkość kultury narodowej polskiej polega na tym, że dumni w obronie swych wartości kulturalnych, szanujemy obce kultury, co dobrego z nich czerpiemy. Nikogo nie poniewieramy, z każdym narodem umiemy i chcemy żyć w przyjaźni. Ale przyjaźń w naszym pojęciu nie jest zdradą wobec rodzimych dóbr duchowych, nie jest czapkowaniem nikomu. Nie tylko od czasów soboru Konstancjeńskiego, ale od czasów Mieszka i Chrobrego, uczymy się tej dumy i godności, która nikogo nie poniewiera, staje w obronie uciśnionych, ale i siebie poniewierać i uciskać nie pozwoli”.
Na koniec proszę wszystkich faryzeuszy broniących abpa Jędraszewskiego twierdzeniem, że został źle zrozumiany, aby tego nie czynili. Metropolita krakowski został doskonale zrozumiany i właśnie stąd te ataki.
Felieton ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
Bogu dzięki wielkiego wsparcia abp Markowi Jędraszewskiemu udzielił polski naród, a to wsparcie, oczywiście po tym Boskim, jest najcenniejsze. Historia lubi się powtarzać, choć nigdy nie czyni tego w ten sam sposób. 26 sierpnia 1956 roku jasnogórskie błonia wypełniło milion wiernych składając Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego, których treść napisał nieobecny na uroczystości, internowany przez komunistów Prymas Tysiąclecia Stefan Wyszyński. Jego postać symbolizował pusty fotel, na którym leżały biało-czerwone kwiaty. Warto pamiętać, że wtedy również najwyższa polska hierarchia kościelna nie zdała egzaminu. „Bronił mnie tylko Niemiec i pies” – mówił z rozgoryczeniem o swoim aresztowaniu w 1953 roku prymas Wyszyński. To prawda. Zdradził go wtedy cały episkopat, a odważnie wstawił się za nim tylko jeden mający niemieckie korzenie, ks. Wojciech Zink z diecezji warmińsko-olsztyńskiej oraz pies księdza prymasa o imieniu Baca, który dotkliwie pogryzł jednego z ubeków, którzy przyjechali go aresztować.
Nie wiem czy abp Jędraszewski posiada wiernego psa, ale dopiero po tygodniu od jego historycznej homilii raczył obudzić się Przewodniczący Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki udzielając mu wsparcia. Co robił przez te siedem dni bezpardonowych ataków na metropolitę krakowskiego? Czyżby miotał się nocami w mokrej pościeli i bił się z myślami, po której stronie stanąć? Przecież od czasów stalinowskich odwaga bardzo staniała więc i ryzyko opowiedzenia się po stronie prawdy jest dzisiaj nieporównanie mniejsze. Czyżby część biskupów obawiała się tego, że szczerzy miłośnicy pokoju i tolerancji z LGBT także ich wizerunki umieszczą na dmuchanych lalach i będą podrzynać im gardła?
Odwagi, rycerze Chrystusa i więcej samokontroli, bo już z daleka widać, że ze strachu przed określeniem „tęczowa zaraza”, jak mówią młodzi, noga wam lata. Aby wzmocnić waszego ducha polecam przyswoić sobie te słowa Prymasa Tysiąclecia, kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Już takim jesteśmy narodem, że nikomu się nie kłaniamy, choć tak chętnie gniemy kolano przed Bogiem. Wielkość kultury narodowej polskiej polega na tym, że dumni w obronie swych wartości kulturalnych, szanujemy obce kultury, co dobrego z nich czerpiemy. Nikogo nie poniewieramy, z każdym narodem umiemy i chcemy żyć w przyjaźni. Ale przyjaźń w naszym pojęciu nie jest zdradą wobec rodzimych dóbr duchowych, nie jest czapkowaniem nikomu. Nie tylko od czasów soboru Konstancjeńskiego, ale od czasów Mieszka i Chrobrego, uczymy się tej dumy i godności, która nikogo nie poniewiera, staje w obronie uciśnionych, ale i siebie poniewierać i uciskać nie pozwoli”.
Na koniec proszę wszystkich faryzeuszy broniących abpa Jędraszewskiego twierdzeniem, że został źle zrozumiany, aby tego nie czynili. Metropolita krakowski został doskonale zrozumiany i właśnie stąd te ataki.
Felieton ukazał się w „Warszawskiej Gazecie”
(1)