
Część 1 Rozmyślań przy zmywaku, o tym jak było i jak jest zakończyłam pytaniem: Jak się z tego wydobyć, jak poczuć się dumnym Polakiem, odpowiedzialnym nie tylko za swój płot? Ot i powstał problem i to nie byle jaki.
Wydaje się bowiem, że społeczeństwo zabrało zabawki i poszło sobie. Bijcie się, kłóćcie, a my i tak sobie poradzimy bez was, bez waszego samorządu i państwa.
W rozmowach u przysłowiowej cioci na imieninach najczęściej reprezentowane są dwie opcje. Jedni mówią, co państwo im zabrało i na co idą pieniądze samorządowe i czego oczekują od władzy, drudzy mówią - A ja mam to wszystko w d…. Nie interesuje mnie polityka, robię swoje. Jak nie załatwisz, jak nie posmarujesz, jak nie ominiesz prawa, nie pojedziesz.
Trudno się dziwić takim postawom, obie szkodliwe, ale wyrosłe z polskiej tradycji.
Władza od czasów zaborów nie była nasza. Komuna podział ten podtrzymała. Ułatwiła jej to dokonana przez Sowietów i Niemców, a potem przez rodzimych komunistów, eksterminacja polskiej inteligencji i duchowieństwa. Terror lat stalinowskich i pranie mózgów dwu pokoleń Polaków w PRL dopełniły swego.
Z drugiej strony nie ma takiej władzy, którą nie dałoby się oszukać czy przekupić. I tak nauczyliśmy się; tu są my, tam są oni i najważniejsze przeżyć.
Z tym, na co nie masz wpływu musisz się pogodzić. Wolność to zrozumienie konieczności – głosiła marksistowska definicja wolności.
Krótkie było przebudzenie Polaków do brania spraw w swoje ręce. Samorządność wymagała zaangażowania i wysiłku, bierność jedynie sprytu i znajomości.
Czy tak musiało być?
Zdecydowanie - nie!
A jednak stoimy w grzęzawisku, z którego trudno choć jedną nogę wyciągnąć. Wszystko wydaje się stracone nie tylko ze względu na afery rządu Tuska, ale również wskutek niemal powszechnej postawy; moja chata z kraja - lub - władza powinna dać. Brak powszechnie tej trzeciej; to jest do zrobienia i zabieramy się do działania. Dostrzegają ten problem polskie elity patriotyczne. Dwoją się i troją, by przekazać Polakom dumną historię Polski i wskrzesić umiłowanie Ojczyzny. Niestety, na konferencjach i wykładach kończy się entuzjazm działania.
Mądre diagnozy publicystów i naukowców, stawiane w czasopismach, w pięknie wydanych książkach, docierają do przekonanych, nie trafiają do zwykłych Kowalskich z różnych przyczyn. Nie chcę dziś o nich myśleć.
Jest jak jest i pora to zmienić, jeśli chcemy mieć własny dom. Nie zrobią tego za nas politycy.
Socjolog dr Barbara Fedyszak – Radziejowska proponuje raz jeszcze przemyśleć Polskę. Wydobyć z najnowszej historii to, co na pewno nam się udało, z czego możemy być dumni Pozwoli ono odbudować poczucie własnej wartości.
Któż by tego nie chciał?! Chyba tylko ci, którzy żerują na naszej słabości. Problem nie w chceniu, a sposobie działania, by cel osiągnąć.
Ten sposób działania musi zacząć funkcjonować od dołu, od rodziny, wioski, gminy i miasta. Nie ulega wątpliwości, że potrzebne są zmiany systemowe.
W przypadku samorządu terytorialnego warto raz jeszcze przejrzeć ordynację wyborczą. Czy na pewno musi ona być wciąż proporcjonalna w powiatach, województwach i w miastach powiatowych?
Czy nie warto byłoby wprowadzić postulowane od lat ograniczenie kadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów? Będzie wtedy szansa na przecięcie korupcyjnych powiązań i ożywienie udziału czynnego i biernego mieszkańców gmin w wyborach.
Ba! To są zmiany systemowe, ich nie da się wprowadzić bez obalenia obecnego systemu w wyborach parlamentarnych. By do tego doszło, potrzebna praca u podstaw; edukacja patriotyczna.
Prof. Andrzej Zybertowicz zaproponował „Archipelag Polskości”, tj. połączenie wszystkich patriotycznych sił dla odzyskania Polski dla Polaków.
Redaktor Witold Gadowski poszedł dalej. Rzucił hasło „Fabryki Polskości".
Widzi to jako działanie menadżerskie, finansowane przez biznesmenów patriotów odbudowujące polską kulturę; film, teatr, muzykę itd.
W tych propozycjach na odbudowanie duszy narodu każdy pomysł jest dobry, który prowadzi do zrozumienia, kim jesteśmy, dlaczego warto mieć własną ojczyznę i jakie wobec niej mamy obowiązki.
Twierdzę jednak, że to nie wystarczy.
Kiedy mówimy – Ojczyna - dobro wspólne - myślimy o wielkich czynach, wielkich pieniądzach, wielkich obowiązkach.
Owszem, wspaniałe filmy przybliżające historię Polski, wielkie narodowe sceny teatralne i muzyczne, książki, koncerty, spotkania itp. - wszystko jest potrzebne i potrzebnych jest wiele głów i wiele rąk do pracy. Nie łudźmy się, że wszystko można załatwić wynajętym pracownikiem i portfelem patriotycznego sponsora.
Tu potrzebny jest i wielki entuzjazm, i wielka praca oddanych wolontariuszy, i co najważniejsze - czas na mrówczą pracę.
Zanim jednak napiszemy kolejny plan działania, który demokratycznie nas pokłóci przy jego zatwierdzaniu, potrzebny jest lider, w każdej miejscowości.
Jesteś młody, masz pomysły, wkurza cię, że jedyną rozrywką w twojej dzielnicy jest klub z muzyką techno, piwem i trawką?
Narzekasz, że nie ma w pobliżu boiska, kortu, że nie ma świetlicy, w której można by było urządzić kurs tańca, spotkać się przy kawie z przyjaciółmi, przejrzeć czasopisma a nie tylko GW?
Denerwujesz się, że nie ma w gminnej bibliotece najnowszych pozycji książek, które cię interesują, niestety, cena ich nie jest na twoją kieszeń i nie możesz ich przeczytać?
Zamiast narzekać, że nic się nie da zrobić bo wójt, premier, ech, szkoda gadać, wyjdź ze swoim pomysłem do znajomych, kolegów, przyjaciół i zaproponuj konkretne zadanie do wykonania.
I nie mów, że to niemożliwe.
W Internecie możesz odszukać i obejrzeć serial, który w przeciwieństwie do „Czterech pancernych i psa” nigdy nie był powtarzany w polskiej telewizji, tj. „Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy”. Warto do niego wrócić, warto pokazać młodemu pokoleniu, jakimi metodami walczono z Kulturkampf i jak dziś należy walczyć z degradacją tożsamości narodowej.
Do utworzenia, np. wiejskiej biblioteki nie potrzebna jest partia, ale pomysł i konsekwentna jego realizacja przez zapaleńców.
Jeśli mimo to nadal nie wiesz jak to zrobić, przejrzyj historię tworzenia Radia Maryja.
Nie, nie każę ci zakładać radia katolickiego. Przyjrzyj się tylko, jak ono rosło, jak budziło wolę działania u słuchaczy, jak powstawały kolejne inicjatywy; gazeta, wydawnictwo, uczelnia, TV Trwam, jak pozyskiwano i pozyskuje się środki finansowe, o których myślał zapewne redaktor Gadowski, mówiąc o „Fabryce Polskości”.
A nade wszystko przyswój sobie hasło: Alleluja i do przodu!
Bo tak jak modlitwa bez uczynków jest martwa, tak pomysły bez wprowadzania w czyn są nic nie warte.
Sprawdzone przez autorkę, zapewniam i życzę powodzenia wszystkim, którym nie znudziła się Polska.
Wiem, pamiętam, co napisałam w poprzedniej notce o niewdzięczności i zawiści Polaków, ale kto by się tam tym przejmował.
_____________________________________
Można też posłuchać: audycja 541 (niedzielna)
3 Comments
Brzytwa Ockhama,
29 June, 2014 - 22:26
Poza tym już chyba za późno: "Najdłuższą wojnę nowoczesnej Europy" trzeba będzie najprawdopodobniej odegrać da capo al fine. Ze wszystkimi szczegółami "scenografii".
Naturalnie jeśli będą chętni po naszej stronie, a tamte strony niczego za poprzednim razem się nie nauczyły.
Natomiast na "imieninach u przysłowiowej cioci" jest jeszcze trzecia opcja, i to raczej ona jest najliczniej reprezentowana: staranne unikanie tematów publicznych.
Naturalnie jeżeli chcemy zachować jako takie stosunki rodzinne, lub koleżeńskie.
Kilka miesięcy temu zrobiliśmy sobie w kilkunastu spotkanie klasy maturalnej.
Ani jedno słowo!
Ani jedno, przez całe popołudnie i wieczór.
Połowa przyjechała samochodami, ale druga połowa nie.
Więc aspekt nawilżacza do dyskusji lub jego braku, też nie stanowił kwestii.
Indywidualne poglądy - wzajemnie raczej dobrze znane, jeszcze sprzed lat.
Pozdrawiam
PS
Jestem już stary, więc może nie tak bardzo reprezentatywny.
@Brzytwa Ockhama
30 June, 2014 - 10:16
Ja też stara :-), więc mogę się mylić. Coś w tym jest z tej trzeciej opcji, o której Pan mówi. Zwykle zaczyna się jednak od zagajenia kogoś, np. na temat cen paliwa, kiedy wisi konflikt, "ciocia" zmienia temat. ;-) Niedawno usłyszałam przy gościnnym stole obiegowe: Dziś wszyscy biorą. A kiedy ktoś się oburzył, otrzymał dodatkowe pouczenie: Tylko głupi nie bierze.
Fakt, wielu boi się ujawniać swoich poglądów, bo nigdy nie wiadomo. ... Czyli jak za PRL; wszyscy za partią, a partia z narodem. Co naprawdę myślał Polak stojący ze szturmówką i krzyczący - Wiesław, Wiesław! - można było tylko zgadywać.
Ale czy nie jest tak, że w nas starych wciąż tkwi z tamtego czasu postawa roszczeniowa? Dobra władza to ta, która daje, albo obiecuje, że da. Nie ma natomiast dyskusji, jakby to można było zarobić czy zorganizować. Tak słyszy się, np. w poczekalniach przed gabinetem lekarskim.
Tym różnimy się od młodych, którzy szukają rozwiązania swoich problemów. Oczywiście, w żaden spośób nie należy genralizować. możemy tylko mówić o tendencjach, z którymi coś musimy zrobić, jeśli nie mają nas razem z Polską zaorać ;-)
Pozdrawiam serdecznie
Katarzyna
Jak będzie?
01 July, 2014 - 18:26
Przeczytałem Twoje wpisy na ten temat i tak sobie myślę że przecież ja to wszystko dobrze wiem. WIem że to wszystko przecież tkwi w nas. W każdym z nas tkwi potencjał. Potencjalnie każdy z nas moze i potrafi zrobić cokolwiek. Cokolwiek sensownego. Teoretycznie. Jednak w życiu nie jest to tak proste. Cztery lata temu się obudziłem. Obudziłem się z letargu w który wepchnęła mnie sytuacja. Sytuaca w Polsce, regionie, środowisku, rodzinie. W każdym z tych "obszarów" mogłem wskazać przyczynę dla której musiałem - musiałem - działać w taki a nie inny sposób. Po prostu oznaczało to poddanie się trendowi, ogólnej tendencji, przymusowi który wynikał z okoliczności. Ale tu chyba tkwi problem. Zastajemy określone okoliczności i się z nimi automatycznie, bezmyślnie i bezrefeksynie zgadzamy, godzimy. Potem jest już zbyt trudno, zbyt pod prąd usiłowanie wprowadzanie zmiany. Jakiejkolwiek. Bo działanie to nie tylko sama chęć podjęcia wysiłku. To podjęcie odpowiedzialności. Tego nauczyłem się gdy podjąłem decyzję o zerwaniu ze sztampowym życiem w głównym nurcie miejcowości w której mieszkam. Początkowo wielu pukało się w czoło na mój widok. Wielu, zbyt wielu jak dla mnie, odwróciło się odemne i nie rozmawia do dziś. Postawili mur milczenia. Ale poznałem innych, którzy byli podobni do mnie i mieli ochotę coś zrobić. Potrzebowali tylko kogoś kto im pokaże że można działać. Przyznam że na początku musieliśmy się wzajemnie wspierać i upewniać o wzajemnym zaufaniu i chęci pomocy. Było trudno. Dziś jesteśmy juz sporą grupką ludzi, którzy przeszli swoje małe piekło. I nadal nie jest łatwo. Ale im dłużej działamy, im więcej na siebie bierzemy, tym większa odpowiedzialność na nas spada. Myślę że wielu ludzi wzdraga się przed podjęciem odpowiedzialności właśnie. Bo wychodzimy z czymś do ludzi i potem juz nie ma zmiłuj. A ludzie, ich oceny potrafią być miażdżące dla nieudanego działania, zwłaszcza w małej miejscowości gdzie o anonimowość jest bardzo trudno. Pod osłoną jakiejś organizacji jak choćby partia, jest łatwiej. W razie czego całe odium spada na bezosoborwą partię czy inną organizację. Słynne: to nie ja, to partia, koledzy, zarząd... Tylko nie ja, "taką mamy pogodę"! Komuna zapewne się przyczyniła, ale i dzisiejsza sytuacja poprawności politycznej i ogólna jakaś tendencja jest taka, że nikt nie chce brać na siebie odpowiedzialności. Bo blamaż, wstyd, wykluczenie społeczne, środowiskowe w razie niepowidzenia, o które łatwo. Działanie w ramach partii zapewnia bezpieczeństwo. A że jak się wlezie między wrony, to i krakać trzeba jak i one. Tu, uważam bardzo często tkwi przeszkoda, która wydaje się nie do pokonania. Przynajmniej na samym początku. Moja diagnoza mówi mi że formuła partii PiS jest taka że nie sprzyja działaniu nieszablonowemu, które jest kluczem do zmian zasadniczych o ile takie zmiany mają stać się rzeczywistością. Wszystko ma być tak jak do tej pory, tylko "teraz my". Tak mi się wydaje.
Pozdrawiam