Naszym celem nie jest unieważnienie wyborów, ale doprowadzenie do tego, że wybory odbędą się wreszcie w najlepszym porządku. A to stanie się tylko i wyłącznie wtedy, gdy na przykład kibice, wyładowujący swoją agresję na patriotycznych mitingach, wykażą się obywatelską pracą w komisjach wyborczych, zarówno w charakterze mężów zaufania, jak i członków komisji.
Jakieś dwa tygodnie temu komentując jeden z wpisów na naszeblogi.pl, Józef Darski stwierdził: „Lemingi nie mają żadnych zasad i wartości. Dlatego odwoływanie się do wartości jest bezcelowe. Leming chce zawsze być z władzą, po stronie wygranych, więc uderzeniem w niego jest stworzenie obrazu jego nieuchronnej przegranej i degrengolady. Leming chce być >ten lepszy< - trzeba mu wykazać, że jest tym gorszym, niczym, szmatą i głupkiem i będzie przegrywał.” Poprosiłem Go, aby komentarz ten sformułował w formie dłuższej analizy. I doczekałem się (Między kunktatorami a dogmatykami), choć pewnie nie ja jeden, bo najwyraźniej tekst trafił też do przekonania Nurniemu na blog-n-roll (tutaj).
Zgadzając się w zasadzie z większością propozycji zawartych w Planie Darskiego, tradycyjnie spróbuje poszukać dziury w całym i to w trzech punktach. A mianowicie:
Punkt 1: tło międzynarodowe.
Punkt 2: koszty ludzkie.
Punkt 3: przewidywana kontrakcja reżimu.
Tło międzynarodowe
Darski zakłada, że Zachód (a szczególnie Niemcy) popiera fałszowanie wyborów i stosowanie represji wobec opozycji, ale pod warunkiem, że nie jest to widoczne, gdyż upowszechnienie wiedzy o tym utrudniłoby gwarantowanie niedemokratycznych rządów w Polsce. I daje taką receptę dla opozycji: „przekaz wysłany na Zachód musi być jasny: popieracie cwaniaków, którzy nie tylko was skompromitują, ale doprowadzą do destabilizacji kraju w środku Europy, co oznacza dla was kłopoty. Lepiej więc będzie dla was, jeżeli dojdziemy do porozumienia, gdyż w przeciwnym wypadku wasze koszty będą większe”.
Ogólnie rzecz biorąc brzmi to sensownie. Józef Darski ma z pewnością wiedzę o polityce międzynarodowej, której ja nie posiadam. Dobrze byłoby jednak się tą wiedzą podzielić i to właśnie przy tej, a nie innej okazji. Analiza sił na arenie europejskiej jest tutaj wskazana. Jako historyk mogę tylko szukać opisowych analogii z przeszłością. Zastanawiałem się nad tym dzisiaj rano i doszedłem do wniosku, że jedynym mocarstwem europejskim zainteresowanym w naszym istnieniu status quo prawdopodobnie jest Francja. Dla Francji istnienie takiego „Księstwa Warszawskiego” na wschodniej flance Niemiec jest niejakim zabezpieczeniem jej suwerenności. Oczywiście pod warunkiem, że Księstwo Warszawskie nie próbuje przeobrazić się w Pierwszą Rzeczpospolitą – co to, to nie! Wtedy do boju rusza Daniel Beauvois ze swoją wzruszającą publicystyką historyczną w obronie nękanych przez „polskich panów” Ukraińców. Chodzi bowiem o to, że Francja pragnie zachować jak najlepsze relacje z Rosją.
Pozostałe mocarstwa, tzn. Anglia, Rosja i Niemcy nie są zainteresowane istnieniem Polski jako choćby autonomicznego podmiotu na arenie międzynarodowej. Kraje te żyją marzeniem o XIX-wiecznej prospericie, w której dla Polski po prostu miejsca nie ma. O Ameryce nie piszę, bo chyba mec. Bartosiak sprawy te przedstawia prawidłowo, podobnie jak Radosław Pyffel.
Wróćmy więc do swoistego szantażu, którego stosowanie proponuje Darski. „Lepiej więc będzie dla was, jeżeli dojdziemy do porozumienia, gdyż w przeciwnym wypadku wasze koszty będą większe”. W istocie rzeczy jest to gra na wzór wielkiej życiowej gry Józefa Piłsudskiego. Zakłada się, że destabilizacja w Polsce jest Zachodowi nie na rękę, więc oferuje mu się alternatywę: macie Polskę obliczalną i sprzymierzoną, albo nieobliczalną i na wpół wrogą.
Nasuwa się od razu pytanie, czy taka polityka nie jest na rękę Rosji. W sytuacji constans oczywiście nie, bo żadnemu imperium nie zależy na destabilizacji dojnej krowy. Ale jeśli już nie da się Polaków od tego powstrzymać, to w ostateczności Moskwa może plan Darskiego poprzeć. A to oznacza, że plan uda się znacznie bardziej, niż byśmy tego chcieli...
Koszty ludzkie
Nie bez powodu wyborcy narzekają na partię opozycyjną. Bieda i bezrobocie dotyka nas wszystkich. Z drugiej strony dla wielu wyborców posiadanie „swojego radnego” czy „swojego burmistrza” to po prostu warunek przetrwania, zachowania miejsca pracy. Sami zaś samorządowcy z ramienia PiS będą starannie kalkulować, co się opłaca, a co nie i wielu z nich nie będzie ryzykować utraty dochodów i wpływów. Po prostu zbyt wiele wysiłku włożyli w swój osobisty życiowy sukces.
Mamy świadomość, że „obywatelskie nieposłuszeństwo” - czyli stosunkowo łagodna forma protestu – łatwo może się przerodzić w niekontrolowany wybuch, gdy do akcji włączą się najbardziej zdesperowani i niezadowoleni obywatele. Wówczas mogą być również straty w ludziach, a także w ich zdrowiu, majątku i pozycji społecznej. To chyba jest jasne, prawda?
Przewidywana kontrakcja reżimu
Józef Darski przewiduje, że jedną z form protestu będzie masowe zalewanie sądów protestami wyborczymi: „masowe zalewanie sądów protestami ma służyć nie uzyskaniu sprawiedliwych wyroków, bo to niemożliwe, ale dyskredytacji sądów w kraju i zagranicą. Sądy będą musiały tuszować fałszerstwa i o to właśnie nam chodzi. Im większa będzie skala tego bezprawia, tym większe możliwości delegitymizacji dyktatury”. Tu jest właśnie najbardziej niepokojący punkt programu Darskiego, który nie daje mi spokoju od pewnego czasu. Bo jest to punkt, który jest logiczną konsekwencją całego tego ruchu „wyborczych legalistów”, który początkowo firmowała swoim autorytetem Ewa Stankiewicz. Co właściwie proponuje Darski? Z odrobiną złej woli można ten postulat zinterpretować następująco: powinniśmy włożyć cały wysiłek w unieważnienie kolejnych wyborów. (kursywę dałem umyślnie, choć to nie jest teza Darskiego). A pamiętajmy, że nasi wrogowie mają tej złej woli znacznie więcej!
Nie bez przyczyny zacząłem „szukanie dziury w całym” od tła międzynarodowego. Jeśli nasi wrogowie pragną żyć w wieku XIX, to najprostszą metodą do osiągnięcia tego celu jest wprowadzić w Polsce ustrój XVIII-wieczny, czyli wszechwładzę liberum veto. Wkładając cały wysiłek w unieważnienie wyborów, pójdziemy więc w kierunku całkowitego rozstroju parlamentaryzmu w Polsce. I nawet jeśli uznajemy, że ten parlamentaryzm nie jest „nasz”, że jest „rozstrojony” w stopniu i tak dostatecznym, nawet jeśli nie ponosimy za niego odpowiedzialności, to niestety państwa ościenne mają na ten temat inne zdanie. Dla nich nie ma innej Polski, niż ta, która jest. Jeśli Polacy tej „status-quo-Polski” mieć nie chcą, to niechybnie zaborcy skorzystają z okazji, aby im ją odebrać. Wraca tu mój chyba autorski paradoks, że próbując odzyskać niepodległość najłatwiej ją utracić.
Co mi się w koncepcji Darskiego podoba
Podoba mi się koncepcja zgnojenia postaci leminga, niczym Marzanny na wiosnę. Nie chodzi tu o gnębienie konkretnych ludzi, sąsiadów, czy wzywanie do nienawiści, ale o danie lemingom szansy, by odrzucili swoją lemingowatość, a następnie sami się z niej śmiali i wytykali palcami – gdy już nie będą na scenie, lecz bezpiecznie na widowni, razem z nami. Ludzie chętnie przyłączają się do silniejszych – a więc musimy być propagandowo lepsi, silniejsi. Dowcipy o lemingach powinny mieć charakter dowcipów o blondynkach; można adaptować do tego celu wiele starych dowcipów i starych schematów kabaretowych czy anegdotycznych.
Bezwględnie popieram akcentowanie sprawy zdobycia Smoleńska w 1611 roku oraz Moskwy. Darski myli się pisząc, że zdobylismy Moskwę dwa razy. W rzeczywistości zdobyliśmy ją trzy razy – za trzecim razem za Napoleona, bo wątpię, by bez naszego udziału Napoleon odważył się na takie szaleństwo. Trzeba też pompować wyprawę na Moskwę wielkiego księcia Olgierda, a także zwycięstwa Tatarów – zwłaszcza wtedy, gdy byli naszymi sojusznikami. Trzeba akcentować bohaterów dymitriad na czele z najodważniejszymi z odważnych lisowsczykami (którzy nota bene szkolili Mandżurów do walki z Moskwą). Trzeba wyśmiewać także wyprawę Hitlera na Moskwę jako przeprowadzoną w sposób wyjątkowo dyletancki i niekompetentny z założenia (Moskwy nie można pobić przy użyciu masowego najazdu – to chyba jest jasne?). Trzeba też pompować sukcesy Ukraińców – nie kosztem faktów, ale kosztem naszego przygnębienia. Budzić ducha – tak, to jest niezwykle aktualne.
Ruch młodzieżowy – jak najbardziej. Tu jednak na koniec dodam postulat generalny: naszym celem nie jest unieważnienie wyborów, ale doprowadzenie do tego, że wybory odbędą się wreszcie w najlepszym porządku. A to stanie się tylko i wyłącznie wtedy, gdy na przykład kibice, wyładowujący swoją agresję na patriotycznych mitingach, wykażą się obywatelską pracą w komisjach wyborczych, zarówno w charakterze mężów zaufania, jak i członków komisji. Przeprowadzone sprawnie wybory dadzą nam legitymację do dalszych działań, a zwłaszcza wtedy, gdy władza będzie sprawnym wyborom ze wszech sił przeciwdziałać, lub gdy nie podporządkuje się wynikowi wyborczemu. Nie wykluczając żadnej formy pokojowego protestu i obywatelskiego nieposłuszeństwa, powinniśmy dążyć przede wszystkim do zorganizowanego i w miarę możliwości porządnego przejęcia władzy przez aktywny demos.
Jakub Brodacki
ps. przepraszam za obszerność tekstu, ale Plan Darskiego był tego godny.
2 Comments
@alchymista
22 December, 2014 - 08:51
Tyle, że ja rozwinąłem jeszcze szczegóły organizacyjne.
No i dodam, że Twoja wersja mi się bardziej podoba, bo ma oddźwięk pozytywny, a nie negatywny (ruch przeciwko).
@polfic
23 December, 2014 - 19:22
Tak, po co kontrolować wybory, skoro naszym jedynym celem jest ich unieważnienie?
I coś co warto obejrzeć (choć jakość katastrofalna:
http://youtu.be/1uDR4QBQHdU
http://youtu.be/VJJkRMC0yZQ