Za czasów Wajdy to nie mogłoby powstać. Teraz mamy zaś dwa filmy o Dywizjonie 303 jednocześnie w kinach. W normalnym świecie dystrybutorzy kombinują, jak tu uniknąć podobnych zbieżności, bo może to ograniczyć zyski. Ludzie pójdą na jeden film, a na drugi nie. Szkoły podobnie. Doszły mnie jednak słuchy, że publika poszła w dużej mierze na najpierw na jeden a potem na drugi. Najpierw na produkcję angielsko-polską "303. Bitwa o Anglię" a potem na polski "Dywizjon 303. Historia prawdziwa". Zwrot "Historia prawdziwa" to się stosuje w filmach parodystyczno-dekonstruujacych jak "Czerwony Kapturek - Prawdziwa historia " i powstaje pytanie, czemu tu to wstawili? Pojęcia nie mam. Ale niech mają. Dodam, że Czesi zrobili film o swoich lotnikach już dawno.
Napiszę od razu: bardziej do gustu przypadła mi nasza produkcja na podstawie znanej książki Arkadego Fiedlera. Krytyka tu kręci nosem ale publika oczekuje takich filmów z wyidealizowanymi bohaterami w stylu Johna Wayne. Dlaczego tylko Amerykanie mają mieć takie filmy? Co to? Dyskryminacja jest? Nam też się należy, a jak już oczekiwania społeczne zostaną zaspokojone to będzie pora na kino odbrązawiające. U nas pedagogika wstydu powodowała produkcję odbrązowiaczy bez brązu. Znany nam Bogusław Linda opisał problem komentując swoją odmowę gry w "Pokłosiu" słowami następującymi:
Ja mu powiedziałem tak: „Władku, zanim Amerykanie zrobili „Pluton” o tym, że przegrali wojnę w Wietnamie, zrobili pięćset pięćdziesiąt filmów o tym, że byli niezwyciężeni, że wygrywali, byli bohaterscy, natomiast my robimy pierwszy film o naszych relacjach z Żydami i on od razu jest o tym, że ich mordujemy.
II
Filmy te mają dziwne tempo akcji. Najpowszechniejsze są tu wzorce holyłódzkie z trzema aktami, zwrotem, bitwa na końcu itp. Powiedzmy o ile watki romansowe się rozwijają to w walkach powietrznych nie ma postępu od momentu dopuszczenia Dywizjonu do walki. Latają i zestrzeliwują. Krytykę drażni, że nie ma tych aktów. Jak akty są jej potrzebne to niech se Plejboja kupi. Możemy sobie tu dyskutować o właściwych rozwiązaniach fabularnych. Czy dawać holyłodzkie wątki osobiste? Że tam przed wojną jeden odbił drugiemu dziewczynę, we wrześniu 1939 atakował Meserszmitem naszą jedenastkę, a potem w 1940 roku rewanż i odkucie? Aby zaangażować emocjonalnie tam wprowadzają wątek bezpośredniej konfrontacji. W jednym filmie mamy wątek dobrego Niemca a w drugim praktycznie nie ma Niemców. W sensie że niby postaci. Jako trupy zestrzelone się pojawiają. A tak to schowani w samolotach.
Przypuszczam, że musieliby robić model cyfrowy naszego PZL P 11c a to podniosłoby koszty. A koszty te obniżyli sobie wątkami romansowymi, które są zapychaczami. Nikt nie rozumie angielskiego spisku wciskającemu panienkę Urbanowiczowi. Ale co tam. W jednym filmie leją po mordach Anglików a w drugim nie. W jednym walki powietrzne są trochę lepsze, w drugim trochę gorsze. W jednym Zumbach jest prawdziwym Zumbachem,w drugim mniej. W obydwóch Anglicy są stosownie głupi.
Słusznie zatem pisiory postulowały powstanie filmu holyłódzkiego, który pokaże światu nasz punkt widzenia. Może o Pileckim? Te dwa filmy o Dywizjonie 303 można potraktować jako przyczynek. Znajdują one oddźwięk w kraju, no cóż, taki mamy klimat. Opłaca się obejrzeć oba, jakoś się uzupełniają bowiem. Nie gra Olbrychski i tam paru innych różnych takich. Dlatego to oglądalne jest.
Stwierdzę śmiało, że scenariusz mają te dzieła lepszy niż Ostatni Jedi, a i walki fajniejsze są. Jak każde wydarzenie patriotycznie zwiększają szansę Kaczora na tryumf we wyborach.
Na koniec linki do Filmwebu: