Zmierzch zachodu.
Wydawałoby się, że ten osławiony zmierzch zachodu, to takie straszenie „żelaznym wilkiem”, albo nawiązanie do dekadentyzmu z wieków jakże minionych. Niestety, dystopijny koniec zachodu to fakt, wymierające i zagubione narody kiedyś dumnych Francuzów, Skandynawów, Hiszpanów, czy Polaków mogą tę tezę tylko potwierdzić. Można stwierdzić, że bezdzietni Europejczycy utracili sens swojego istnienia, już nikt na europejskim uniwersytecie nie pyta o filozoficzny sens życia, nikt nie szuka odpowiedzi na dręczące od wieków pytania, bo nie ma kto pytać. Akademicki dialog, nie jest potrzebny lewicowym profesorom, zatruta magma (żeby nie użyć bardziej dosadnych określeń) zalepiła akademicki dyskurs. Polityczna poprawność i marksistowska nowomowa skutecznie krępują nauki humanistyczne. Nikt już nie pyta gdzie zmierza „mityczny zachód.”
Bo komu potrzebny jest zachód, jeśli ten zachód sam pozbawił się wielowiekowej kultury i historii? Skoro historię na nowo piszą genderyści i neomarksiści, a studenci nie wiedzą i nie wiedzieć o historii „zachodu.” Studenci są zagubieni, najczęściej nie wiedzą do której z 252 seksualnych orientacji należą dziś, a do ilu będą należeć jutro. Można powiedzieć ,że zachodnia kultura nie jest już ważna, rodzina przestała być ważna, jako patriarchalna forma przemocy wobec kobiet i dzieci, nie ważne są wartości konserwatywne, bo to język przeszłości. Wstydem napawa taka duma narodowa bo to po prostu faszystowski przesąd, a wolność to według neomarksistów „wolność wyboru.” Pojęcia, które wydawały się oczywiste jeszcze parenaście lat temu, dzisiaj stały się anachronizmami, czasami nic nie znaczącym zlepkami słów, którymi można, a nawet trzeba, bezkarnie żąglować.
Zalała nas fala bylejakości, bezsensu i negacji. Negowana jest religia, a także logika (bo rasistowska i stworzona przez białych mężczyzn), matematyka (bo wyklucza „afroamerykanów” i latynosów), a nawet sztuka bo nie oddaje piękna osób „trans.”
Zwiedzanie wystaw sztuki nowoczesnej może przyprawić o depresję, sztuka filmowa musi uwzględniać postacie niebinarne, mniejszościowe i wielorasowe. Literatura staje się zaprzeczeniem literatury, a malarstwo nie wyraża już niczego.
Nie wierzycie w to co piszę? W takim razie polecam przejrzeć „nowoczesne klucze estetyczno-poznawcze” koneserów sztuki, filmu i literatury.
Zachód ginie, wyludnia się, przyjmuje na gwałt miliony obcych kulturowo „uchodźców” i zapada w demencję. Zachód jest znużony, zachód jest stary, zachód nie chce pamiętać. Dlatego, że nie ma już czego pamiętać i nie ma w co wierzyć.
W końcowej fazie demencji następuje śmierć, najczęściej gwałtowna.
Wydawałoby się, że ten osławiony zmierzch zachodu, to takie straszenie „żelaznym wilkiem”, albo nawiązanie do dekadentyzmu z wieków jakże minionych. Niestety, dystopijny koniec zachodu to fakt, wymierające i zagubione narody kiedyś dumnych Francuzów, Skandynawów, Hiszpanów, czy Polaków mogą tę tezę tylko potwierdzić. Można stwierdzić, że bezdzietni Europejczycy utracili sens swojego istnienia, już nikt na europejskim uniwersytecie nie pyta o filozoficzny sens życia, nikt nie szuka odpowiedzi na dręczące od wieków pytania, bo nie ma kto pytać. Akademicki dialog, nie jest potrzebny lewicowym profesorom, zatruta magma (żeby nie użyć bardziej dosadnych określeń) zalepiła akademicki dyskurs. Polityczna poprawność i marksistowska nowomowa skutecznie krępują nauki humanistyczne. Nikt już nie pyta gdzie zmierza „mityczny zachód.”
Bo komu potrzebny jest zachód, jeśli ten zachód sam pozbawił się wielowiekowej kultury i historii? Skoro historię na nowo piszą genderyści i neomarksiści, a studenci nie wiedzą i nie wiedzieć o historii „zachodu.” Studenci są zagubieni, najczęściej nie wiedzą do której z 252 seksualnych orientacji należą dziś, a do ilu będą należeć jutro. Można powiedzieć ,że zachodnia kultura nie jest już ważna, rodzina przestała być ważna, jako patriarchalna forma przemocy wobec kobiet i dzieci, nie ważne są wartości konserwatywne, bo to język przeszłości. Wstydem napawa taka duma narodowa bo to po prostu faszystowski przesąd, a wolność to według neomarksistów „wolność wyboru.” Pojęcia, które wydawały się oczywiste jeszcze parenaście lat temu, dzisiaj stały się anachronizmami, czasami nic nie znaczącym zlepkami słów, którymi można, a nawet trzeba, bezkarnie żąglować.
Zalała nas fala bylejakości, bezsensu i negacji. Negowana jest religia, a także logika (bo rasistowska i stworzona przez białych mężczyzn), matematyka (bo wyklucza „afroamerykanów” i latynosów), a nawet sztuka bo nie oddaje piękna osób „trans.”
Zwiedzanie wystaw sztuki nowoczesnej może przyprawić o depresję, sztuka filmowa musi uwzględniać postacie niebinarne, mniejszościowe i wielorasowe. Literatura staje się zaprzeczeniem literatury, a malarstwo nie wyraża już niczego.
Nie wierzycie w to co piszę? W takim razie polecam przejrzeć „nowoczesne klucze estetyczno-poznawcze” koneserów sztuki, filmu i literatury.
Zachód ginie, wyludnia się, przyjmuje na gwałt miliony obcych kulturowo „uchodźców” i zapada w demencję. Zachód jest znużony, zachód jest stary, zachód nie chce pamiętać. Dlatego, że nie ma już czego pamiętać i nie ma w co wierzyć.
W końcowej fazie demencji następuje śmierć, najczęściej gwałtowna.
(5)
14 Comments
Drogi Danz
13 January, 2021 - 09:26
Muszę jednak ze smutkiem wyznać, że zanim w makroskali nastąpił zmierzch Zachodu, obserwowałem w mikroskali zmierzch ideowej jednoznaczności na Blog-n-rollu. Jak pisałem tygrysy czasów Tuska, zamieniły się w domowe kocury czasów Kaczyńskiego. Czarne i białe zamieniło się w szare, wczesniej oczywiste w nieoczywiste, krytykowane w bronione. W miejsce życia i prawdy pojawiło się wypieranie prawdy i powolna, intelektualna śmierć.
Cóż się dziwić Zachodowi, Danz?
@boldancharm
13 January, 2021 - 23:40
Dla wielkiego kapitału idealnym stanem są "wieczni niewolnicy" balansujący na granicy zdolności kredytowej, a nie klasa średnia. Filozofowie greccy powtarzali, że demokracja funkcjonuje tylko wtedy, gdy "ludzie wolni" są liczniejsi od oligarchów i niewolników. Powoli stajemy się bezwolnymi niewolnikami, za ogrodzeniem mediów społecznoścowych i algorytmów, które pilnują nas "online".
Polityka została odarta z resztek przyzwoitości, a komentowanie...
No właśnie, jeśli nie warto komentować, to co my tutaj robimy?
Serdecznie pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
@Danz
01 February, 2021 - 08:43
I wiesz co Ci powiem? Jakoś nikt z twitterka za mną nie tęskni. No dobrze, z dwoma osobami utrzymuję kontakt. Niektóre zapisały się na gab.com i minds.com. Ale w sumie opuszczenie twitterka to jakby śmierć cywilna.
Gdzie zatem żyłem, gdy nie było mnie na twitterku? ;-)))
@alchymista
01 February, 2021 - 19:04
Jeśli masz ochotę komentować tutaj, to bardzo Cię proszę. Czasami nie ma komentarzy przez 2 tygodnie, a portal wydaje się być martwy, jakikolwiek ruch dobrze zrobi portalowi. Jeśli byłbyś zainteresowany moderowaniem strony, to również zapraszam.
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
@Danz
03 February, 2021 - 12:44
Portal może wydawać się martwy, bo blogosfera miała swój szczyt popularności w latach 2005-2015, gdy byliśmy w "wiecznej opozycji" i każdy miał lepszy pomysł na rządzenie. Teraz PiS ma jeszcze 3 lata rządów w Sejmie i 5 lat prezydentury. Za cztery lata może się znowu zrobić naprawdę gorąco i blogosfera ożyje. A patrząc na to co wyprawia szeroko rozumiane kodziarstwo, zamachy i skrytobójstwa nie są wcale nieprawdopodobne w sytuacji spradku popularności PiS.
@alchymista
04 February, 2021 - 01:23
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
Danz
14 January, 2021 - 09:52
@baldancharm
26 January, 2021 - 18:50
"Kiedy w październiku ubiegłego roku, na uroczystości 10 lecia „Solidarnych 2010” obejrzałem fragment filmu wyreżyserowanego przez panią Ewę Stankiewicz-Jorgensen, pomyślałem sobie, że pojawiło się wreszcie „coś”, na co czekałem od dekady. Była to także pierwsza rzecz, wnosząca w przeciągu ostatnich sześciu lat, coś nowego w sprawie Smoleńska. W tym krótkim fragmencie dokumentu, który wówczas obejrzałem, było kilka nieznanych mi relacji, kilka zupełnie nowych zdjęć. Uwierzyłem, że Smoleńsk nie został zupełnie zamrożony.
Okazuje się, że się myliłem. Ktoś jednak zablokował emisję. Niemal w ostatnim momencie. Decyzja ta była stricte polityczna, więc nie przypuszczam, aby tym decydentem – o którym mówi autorka filmu - był ktoś z byłej ekipy Donalda Tuska.
Czy na Smoleńsk obecnie trzeba mieć licencję? Czy ktoś chce mieć licencję na prawdę? Podobną do tej jaką sobie uzurpowała Mieżdunarodnaja Awiocjonnaja Komisja pani Anodiny. Jeśli chodzi o podejście do prawdy – ja wielkiej różnicy pomiędzy działaniem cenzorów i fałszerzy nie widzę. Niezależnie od tego jakiej byliby oni proweniencji.
Może więc – jak to zasugerowała w jednym z wywiadów sama autorka dzieła - należałoby zrobić zbiórkę i wykupić od TVP prawa do filmu. Oraz umieścić go, choćby na platformie „Solidarnych 2010”, wraz z innymi materiałami i dokumentami o Smoleńsku. "
Myślę, że to wystarczy za komentarz co do Smoleńska i całej prawdy o katastrofie.
Pozdrawiam.
https://wpolityce.pl/smolensk/536390-ewa-stankiewicz-o-smolensku-ciezkie...
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
Zarysowana tu dość
26 January, 2021 - 04:20
Ale wraz z rozpoczynajacym się Zmierzchem Zachodu, Polacy mogą i mają na co liczyć. Mogą liczyć na siebie i na swoj instynkt, który przetrwał w nas dzięki komunizmowi, który zakonserwowal naszą wolę przetrwania i zachowania własnej tożsamości, pamięć tego co było naszym własnym sukcesem, realizowanym przez nas i dla nas. W okresie międzywojennym.
Tylko czy wśród nas są ludzie zdolni pokierować losami narodu i państwa, tak by ominąć największe rafy jakie nas czekają na tym wzburzonym morzu przyśpieszonych pandemią zmian? PiS zdaje się przyjął strategię na przeczekanie. Bo wydaje się, że zaniechał systemowych reform, unika jakichkolwiek konfliktów z zewnętrznymi wrogami. Jakby strategicznie chciał zmniejszać potencjalne lub oczekiwane pola konfliktów. Budzi to niezrozumienie i złość twardego elektoratu i potencjalnie zmniejsza szanse na wygraną w najblizszych wyborach. Ale sytuacja wewnętrzna jest ku temu sprzyjająca. Rozedrgana, niesabilna, bez programu i pomysłu na siebie opozycja, jedynie ułatwia przyjęcie takiej strategii. Tyle, że nikt naprawdę nie wie jak długo potrwa taka sytuacja. I nikt nie zna nawet w przyblizeniu jak sytuacja się rozwinie. Zwolennicy ZP są trzymani w niepewności, co tylko potęguje obawy, już i tak wywołane epidemią.
Ten demontaż kultury i organizacji państw europejskich nie jest żadnym następstwem niepowstrzymanej kolei losów, ale celowym i z rozmysłem realizowanym planem. Mamy już oczywiste dowody, że tak jest i znani są nawet autorzy oraz realizatorzy tego planu. To, w przeciwnieństwie do upadku innych cywilizacji, może być powodem dla którego możliwe będzie zarządzanie tym kryzysem. Być może nie wszystko już jest stracone? Akcja wywołuje reakcję. Mamy swiadomość sytuacji. Potrzebny jest mądry wybór i plan.
@stronnik
26 January, 2021 - 18:44
Jeśli chodzi o postępowanie PiS, to w tej chwili PiS jest zbyt zajęty walkami frakcyjnymi w samym PiS-ie, aby coś zmieniać. Pokazuje to słabość państwa polskiego i rządów ZP. Obawiam się, że niewiele osób ogarnia jak wielkie zmiany zachodzą w najbliższej zagranicy Polski jak i w globalnych przetasowaniach. Tak jak piszesz wyzwania są bardzo duże, a naciski zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne będą rosnąć wraz erozją władzy i narastającym kryzysem w całej UE.
Czy Polacy są w stanie oprzeć się lewicowej propagandzie? To jest dobre pytanie. Na pewno nie 20/30 latkowie, którzy w czasie "strajku kobiet" pokazali swoją antykleyrkalną i "liberalną postawę." Terlikowski pisze wręcz o straconym pokoleniu, "którego nie da się już uratować dla kościoła." Nie tylko dla kościoła, ale dla wartości konserwatywnych i tożsamościowych. I to jest naprawdę dramat.
Polska kroczy drogą innych krajów katolickich w Europie, które utraciły swoją tożsamość, tego nie widać tylko dlatego, że nie ma w Polsce tylu "emigrantów" jak we Francji, czy w Niemczech.
ZP rządzi w Polsce od 5 lat, ale "zmiany", których dokonała ZP można będzie przekreślić w ciągu tygodnia. Wystarczy popatrzeć co się dzieje w USA i jak skutecznie demokraci rozmontowują "reformy Trumpa." A jednak republikanie mają dużo większe zamocowanie w realnej władzy i polityce USA, niż ZP w Polsce.
Nie jestem optymistą, raczej pesymistą co do przyszłości Polski i tzw. "zachodu."
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
@Danz
28 January, 2021 - 14:12
Jego wizja konserwatyzmu w samej Anglii dziś mocno rozbija się o tak przez niego chwalony system prawa precedensowego. Sąd, który decyduje o życiu lub śmierci nie jest już sądem sprawiedliwym, nie daje dziś poczucia bezpieczeństwa.
Większość Europy to prawo stanowione i mamy wciąż dylemat; porządek prawny, szacunek do niego, ale jaki ten porządek ma być? Erupcja prawa, które służy do ideologicznego niszczenia Zachodu, niszczenia nielicznych, którzy mają odwagę przeciwstawić się neomarksistowskiej doktrynie.
Organizacja oddolna w "małych ojczyznach", tylko gdzie te małe ojczyzny są? Tam gdzie pracujemy, tam gdzie mamy mieszkanie, a może tam, gdzie się osiedliliśmy zostawiając dom rodzinny?
Nic już nie będzie takie jak dawniej, bo świat na naszych oczach zmienia się i ma swoich zwolenników tych zmian.
Tylko jak pogodzić się, że polityk może głosić rozpuszczanie ciał zmarłych i używanie ich do nawożenia pól? Jak przyjąć, że politykiem, ministrem jest ktoś, kto głosi, że powinniśmy siebie zjadać? Jak pogodzić się z sądową eutanzją, by pozyskiwać części zamienne? Jak przyjąć, że państwo może opłacać aborcję, by klinika zarabiała na sprzedaży części dziecięcych ciałek?
Zgadzam się jednak ze Stronnikiem, mimo wszystko. "Zarysowana tu dość przygnębiająca wizja upadającej cywilacji wcale nie musi się spełnić".
Na szczęście w Polsce mamy zakodowany opór wobec władzy. To z jednej strony złe, a zdrugiej chroni.
A poza tym nie lubimy rewolucji i skrajnych postaw. To też może Polaków ochronić.
Masz rację, że konserwatywne reformy można przewrócić natychmiast po następnych wyborach, ale trudno zmienić je, gdy one stają się częścią naszych poglądów. A to wymaga nie piaru politycznego, a solidnej pracy nie tylko polityków, ale również Kościoła. Kiedy "umiera Bóg" powstaje pustka, którą wypełnia brzydota dosłowna i duchowa i rodzą się kanibale.
Róbmy więc swoje, by ich było jak najmniej.
Pozdrawiam
Katarzyna
@Katarzyna
01 February, 2021 - 19:20
Konserwatyzm na zachodzie przegrywa, a wszelkie zmiany można odkręcić w ciągu kilku tygodni po zmianie rządu (warto obserwować to co robi Biden, jak rządzi za pomocą dekretów, mimo, że wcześniej bardzo krytykował Trumpa za te kilka dekretów w ciągu całej trumpowskiej prezydentury). Podobnie będzie działo się w Polsce, to co uważamy za pozytywną zmianę na lepsze w Polsce zostanie szybko odkręcone w ciągu kilku tygodni od zmiany władzy.
W ciągu ostatnich 30 lat Polacy starali się przypodobać "zachodowi i USA", a dzisiaj budzą się w bardzo niebezpiecznej sytuacji dla przyszłości Polski. Dla Niemców i Francuzów jesteśmy kolonią, dla Amerykanów "tymczasowym sojusznikiem", którego najchętniej zamieniliby na Rosję, a dla Rosji odwiecznym wrogiem.
Żeby nie ciągnąć tematu, wyzwań jest multum, a poziom klasy politycznej żenujący. Brak pieniędzy na dyplomację, działania edukacyjne i pijarowe. Pytanie więc na co idą pieniądze z podatków, skoro samo państwo tak niewiele może. Albo nie chce, zbyt zajęte wewnętrznymi gierkami.
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
@Danz
03 February, 2021 - 21:36
"Żeby nie ciągnąć tematu, wyzwań jest multum, a poziom klasy politycznej żenujący".
Lata dwudzieste XXw. "Bunt mas" Ortegi Gasseta:
"Przypomniało mi to, że na ortodoksyjny buddyzm składają się dwie zasadniczo różne religie: jedna
bardziej wymagająca i trudna oraz druga bardziej swobodna i łatwa: Mahayana - „wielki pojazd” czy „wielki
wóz” - i Hinayana - „mały wóz”, „mniejsza ścieżka”. Istotne jest to, z którym „wozem” zwiążemy własne życie,
maksymalnych czy też minimalnych wymagań".
Masy ściągają do "małego wozu". Daliśmy sobie wmówić, że każdy może być posłem, prezydentem, ministrem. Jeśli nie wymaga się od siebie, to nie chce się, by ktoś był od nas lepszy, więc wybory odbywają się na podstawie emocji, a nie poziomu intelektualnego, kwalifikacji czy postawy moralnej. To samo dotyczy doboru kadry administracyjnej w samorządach, urzędach wojewódzkich i w ministerstwach.
Wielokrotnie pisałam od początku transformacji w Polsce, że nie mogę zrozumieć zwrotu "gospodarowanie zasobami ludzkimi". To takie uprzedmiotowienie i wykorzystywanie "masy". Podobnie dzieje się w kulturze. Zasłużyliśmy na to?
Pozdrawiam
Katarzyno, chciałbym odnieść
16 February, 2021 - 04:11
Piszesz:"Jeśli nie wymaga się od siebie, to nie chce się, by ktoś był od nas lepszy, więc wybory odbywają się na podstawie emocji, a nie poziomu intelektualnego, kwalifikacji czy postawy moralnej. To samo dotyczy doboru kadry administracyjnej w samorządach, urzędach wojewódzkich i w ministerstwach."
Kto i od kogo ma wymagać?
Byłem radnym. Wymagającym radnym. Ale mialem świadomość, że muszę wymagać bardziej od siebie i udowodnić innym, że spełniam te wymagania. To wymagalo nieustannego samoksztalcenia się, uczenia się. Właściwie całe moje życie to jedno pasmo zdobywania wiedzy, uczenia się. Ale obserwowałem innych. Niewiele osób mialo wogóle jakiekolwiek watpliwości co do własnych kompetencji. Dla większości pozycja radnego oznaczała nowe albo dodatkowe możliwości realizacji swoich oraz osób z nimi zaprzyjaźnionych, lub powiązanych rodzinnie, interesów. Przedewszystkim to.
Na każde zwrócenie uwagi, że naszym zadaniem, jako radnych z wyboru, jest przedewszystkim dbanie o interes społeczności, wyborców, ludzi którzy wymagają naszej uwagi, spotykało mnie napomnienie, że to są rzeczy, które załatawia się przy okazji. Że "tamci" i tak nie zrozumieją tego co robimy, że wielu nie zasluguje by im cokolwiek załatawiać, bo nie ma co oczekiwać wdzięczności i w następnych wyborach wybiorą kogoś innego. Jakby wdzięczność wyborcy miała by mieć dla tych ludzi jakiekolwiek znaczenie.
Zawsze wtedy zdumiewał mnie brak obaw wygłaszania takich poglądów. Uderzała mnie swoboda z jaką lekceważono zwykłych ludzi. Pogarda z jaką traktowano jednostkowe sprawy, którymi ci radni jednak musieli się zająć. Zadziwiające było to, że takie podejście było udziałem niemal wszystkich radnych, niezależnie z którą partią czy obozem wyborczym byli związani. Analizowałem, na swój użytek, kim są ci ludzie, skąd się wzięli, jaką drogę edukacji i zawodową przeszli. Ale to się okazywało często mylące. Gdy typowałem sojuszników do jakiegoś projektu, często okazywało się, źe się mylę. Wyznacznik wykształcenia, pochodzenia, edukacji, a nawet doświadczenia zawodowego, zawodził. Nie zawodził inny czynnik. Kto z kim i na jakich zasadach robi interesy. Koterie powiązane interesami, a często szemranymi lub wręcz nielegalnymi przedsięwzieciami, decydowały co przejdzie na radzie, a co nie. Niemal wszystko decydowalo się poza radą. Głosowania stanowiły jedynie przylkepanie tego co ustalono wcześniej i gdzieś poza murami ratusza.
Tyle jeśli chodzi o moje doświadczenia z radnymi.
Ale wyborcy nie są wiele lepsi. Choć nie należy mieć zbyt dużych oczekiwań w stosunku do nich, to jednak coś ten wyborca wiedzieć powinien. Tyle, że nikt nie stawia wyborcy żadnych wymagań. Aby być wyborcą, wystarczy, że nim po prostu jesteśmy. Z własnej i nie przymuszonej woli. A to pokazuje, że poprzeczka jest ustawiona tak nisko jak tylko jest to możliwe. Niżej już poprostu się nie da.
W takim świecie, gdzie z jednej strony nikt nie oczekuje jakichś specjalnych kompetencji od kandydatów, a wyborca moźe, ale nie musi pojawoć się przy urnie, demokracja odbywa się na zupelnie innych zasadach, niż sączona nam bajka dla grzecznych dzieci. To się nazywa wolne wybory.
Tymczasem wolność ma tu dwa oblicza. Jednym jest swoboda decyzji wyborcy. To sam obywatel decyduje czy stanie się wyborcą. I jeśli zdecyduje, że nie chce brać udziału to, nikt nie może go zmusić. Jedynym czynnikiem nakłaniającym jest bardzo liberalnie rozumiane prawo do podjęcia takiej decyzji.
Zupełnie inaczej jest z kandydatami. Kandydaci muszą spelnaić kilka kryteriów. Ale żaden nie wspomina o kompetencjach ani wyznawanych zasadach moralnych. Te, domyślnie w myśl ustawy, rozumieją się same przez się. W zasadzie wystarczy, że kandydat należy do danej partii. Liczy się gotowość do wspierania działań towarzyszy partyjnych danego ugrupowania w sejmie (czy innego ciała wybieralnego). Lojalność. No i oczywiście własne zaplecze w terenie. Kto i co jest tym zapleczem? To zależy od pozycji w lokalnym środowisku establiszmentu. Należy mieć dostatecznie dużo, dobrze umocowanych w tym samym środowisku znajomych, rodzinę, kolegów, przyjaciół. Wszyscy oni powini wyznawać podobne zasady, mieć podobne poglądy na sprawy małe i duże jakie są udziaĺem danego środowiska. Ale nade wszystko popierać linię polityczną partii. Wyznawać zasady nie bedące w sprzeczności z nią.
Tak skonstruowana grupa ludzi, może oddzialywać na inne środowiska pozyskując nowych zwolenników linii partii, na zasadzie kooptacji do grup powiązanych biznesowo, towarzysko, zawodowo i rodzinnie. Zatem w istocie same partie, wcale nie są w swoich najgłębszych strukturach tworami demokratycznymi, ale koteriami. Grupami bardziej lub mniej powiązanymi wzajemnie poprzez cały system dzialań nie koniecznie, a raczej wręcz luźno związanymi z ideologią. To zwyczajne organizacje lobbystyczne i grupy interesu, umożliwiające sobie stworzenie alibi w formie partii politycznej.
Tak to wygląda wprzypadku PO i kilku innych tzw partii politycznych. Jak jest w PiS? Podobnie.
Dlaczego tak jest? Najprościej i chyba najbliżej prawdy jest powiedzieć, że zdecydowana większość ludzi szuka w partii metody na zdobycie władzy i pieniędzy. Nasza klasa polityczna, której tylko części udalo się kiedyś ukarść ten swój pierwszy milion, jest zwykle biedna jak mysz kościelna.
Zatem wybieramy albo nowouryszy, dla których bycie politykiem jest sposobem na zarabianie pieniędzy. Albo kandydatów na nowouryszy, którzy wkrótce po wyborach, przejdą przyspieszony krótki kurs, jak nie zostać złapanym na gorącym uczynku.
W ten sposób spoleczeństwo, nieświadome zagrożeń jakie z tego stanu wynikają, buduje sobie system quasi oligarchiczny, pozbawiając się możliwości wplywania na stan osobowy polityki. Na ich merytoryczną wartość. Można by napisać niejedną książkę na ten temat. Wyjałowiona niczym pustynna gleba, Polska nie ma swojej prawdziwej, bo pochodzącej z wcześniej ustanowionych historycznie ale przedewszystkim umocowanych i ukorzenionych politycznie i pod każdym innym względem, wyźyn społecznych. Ludzi bogatych, ale zarazem patriotów. Ludzi identyfikujących się z Polską i kierujących się tym przy podejmowaniu swoich ważnych decyzji. Bo chyba ani Niesiołowski, Kopacz, Tusk czy Trzaskowski nie są w żadnym razie politykami. To są jedynie marni naśladowcy, którym wydaje się, że nimi są.
Zatem kto i kogo wybiera? Na jakich zasadach i dlaczego? Wszystko to jest dziełem spadku po PRLu i późniejszych machinacji, manipulacji, machlojek, kodeksu wyborczego i późniejszych jego modyfikacji oraz całego szeregu mniej lub bardziej prowokowanych stanów zastanych, faktów dokonanych. Nad tym wszystkim, w naszej rzeczywistości, czuwają media w rękach Niemców.
W Polsce demokracja jest pewnego rodzaju fasadą, za którą schowane są mechanizmy pozwalające manipulować wyborcami, kandydatami i prawem. Nie jesteśmy w zakresie polityki państwem tramsparentnym i przestrzegającym skrupulatnie prawa. Już sama konstytucja, jest tak napisana, aby dawała możliwość manipulacji, rozmaitych jej interpretacji. Jest rozciągliwa jak guma. A im dalsze od konstytucji prawo, tym wątpliwości więcej i możliwości większe.
Zatem po co nam tak naprawdę TA kostytucja?
Jakość naszego życia jest wypadkową przypadkową gdy rządzi prawica i wypadkową nie przypadkową gdy rządzi lewactwo. I to mnie martwi.
Co widać wyraźnie w ostatnich latach, a co dotyczy poziomu klasy politycznej? To że istnieje ogromny wysiłek, aby polska klasa polityczna nie uzyskała swojej właściwej i odpowiedniej dla rozmiaru kraju i jego sily gospodarczej i geopolitycznej, SIŁY. Dlatego oprócz zasady dziel i rządź stosowanej odniesieniu do spłeczeństwa, podobną zasadęstosuje się wobec klasy politycznej. PiS, jako zagrożenie dla neomarksizmu, musi być marginalizowany i wyszydzany miliony razy, aby to kłamstwo mogło zapanować jako prawda. I tak samo ze wszystkim co polskie i katolickie.
Z drugiej strony Polacy często sami siebie marginalizują. Na przykład właśnie nie idąc głosować w wyborach. To bardzo ważny element systemu tej demokracji.
Jako naród, jesteśmy spóźnieni z edukacją obywatelską. Nie przyswoiliśmy sobie w odpowiednim czasie (w sensie historycznego rytmu wydarzeń/dziejów) nawyków, które są cechą innych narodów. Komunizm odebrał nam bardzo wiele z możliwości rozwoju cywilizacyjnego, ale też uchdonił przed niektórymi nurtami "postępowymi". Postęp obywał się wszędzie indziej. Jednak nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. We wcześniejszym wpisie zwracam uwagę na istniejący potencjał, który zachował część instynktu samozachowawczego i samoobrony, pod wpływem, a w zasadzie pod osłoną komunizmu. Zakonserwowane wartości są promykiem nadziei, że nie da się nas tak do końca zepchnąć w czeluść marksizmu.