
Po tygodniu (premier podobno wiedział o nagraniach już w czwartek) Donald Tusk i jego otoczenie opanowali wreszcie drżenie łydek i zaproponowali swój ulubiony, ale dla Polski zgubny wariant, czyli ucieczkę do przodu.
Zamiast rozwiązania oczywistego, jakim powinno być podanie się skompromitowanej ekipy do dymisji, premier wolałby się „poddać weryfikacji przez suwerena”. Skrytykowany przez Monikę Olejnik i osłabiony laptopem, którego nie pozwolił sobie wyrwać Sylwester Latkowski, Tusk proponuje przedterminowe wybory parlamentarne. Weryfikacja przez suwerena – to nawet nieźle brzmi, szkoda tylko, że jest wprost niewiarygodne, bo gdzie naprawdę mają suwerena, Tusk oraz Platforma Obywatelska pokazali już wiele razy, przyjmując wbrew opinii społeczeństwa antypracownicze i antyrodzinne ustawodawstwo, z wydłużeniem wieku emerytalnego na czele.
Liderzy Prawa i Sprawiedliwości słusznie krytykują najnowszy koncept premiera, gdyż politycy, którzy swoją niekompetencją, egotyzmem i prywatą narazili kraj na niebezpieczeństwo, a państwo na ośmieszenie, nie powinni zarządzać wspólnym domem ani chwili dłużej. Zwłaszcza w czasie wyjaśniania podsłuchowej afery ludzi Tuska oraz podczas kampanii wyborczej przed przyśpieszonymi wyborami. Dlaczego osoby, których niefrasobliwość (to eufemizm) doprowadziła do groźnego przesilenia, miałyby nadal zajmować swoistą pole position, zapewniającą im w oczywisty sposób przewagę nad politycznymi konkurentami?
Ustalenie autora nagrań, wyjaśnienie indolencji służb i przygotowanie wyborów to zadanie w sam raz dla rządu technicznego, a nie dla skompromitowanej i uwikłanej w jawny konflikt interesów ekipy biesiadników z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Zwłaszcza teraz, gdy dzięki dziennikarzom okazało się, że firmę Studio Kulinarne Roberta Sowy kucharz-celebryta zlokalizował akurat przy ulicy Sobieskiego 100. Niby adres jak inne, ale w budynku należącym wciąż do Federacji Rosyjskiej, oprócz studia Sowy mieści się dość elitarny klub, do którego kartą wstępu jest – ciekawostka! – rosyjski paszport. Nic dziwnego, że potocznie nazywa się to miejsce Szpiegowem.
Czy skandal, który w przyzwoicie urządzonym państwie gabinet takich nieudaczników zmiótłby natychmiast, okaże się i tym razem słabszy od Panatuskowej woli przetrwania za wszelką cenę? Odpowiedź tkwi pewnie po części w bilingach z weekendowych rozmów premiera, po części w starannie pielęgnowanej przez rządzących społecznej apatii. W każdym razie Tuskowi, który właśnie otrząsa się po nokdaunie, wytrwale sekunduje kierowany przez Piechocińskiego koalicyjny PSL oraz – jakżeby inaczej – antysystemowy ponoć Ruch Palikota.
Dymisja, jaka dymisja? Pozwólmy, żeby wyborcy demokratycznie odnowili nam mandat władzy – próbuje znowu czarować Tusk. Kilka ostatnich lat dowiodło, że co jak co, ale wygrywać wybory to Platformersi faktycznie jakoś potrafią. Pytanie tylko, czy „ruskie serwery” będą im sprzyjać, tak jak dotąd.
Zamiast rozwiązania oczywistego, jakim powinno być podanie się skompromitowanej ekipy do dymisji, premier wolałby się „poddać weryfikacji przez suwerena”. Skrytykowany przez Monikę Olejnik i osłabiony laptopem, którego nie pozwolił sobie wyrwać Sylwester Latkowski, Tusk proponuje przedterminowe wybory parlamentarne. Weryfikacja przez suwerena – to nawet nieźle brzmi, szkoda tylko, że jest wprost niewiarygodne, bo gdzie naprawdę mają suwerena, Tusk oraz Platforma Obywatelska pokazali już wiele razy, przyjmując wbrew opinii społeczeństwa antypracownicze i antyrodzinne ustawodawstwo, z wydłużeniem wieku emerytalnego na czele.
Liderzy Prawa i Sprawiedliwości słusznie krytykują najnowszy koncept premiera, gdyż politycy, którzy swoją niekompetencją, egotyzmem i prywatą narazili kraj na niebezpieczeństwo, a państwo na ośmieszenie, nie powinni zarządzać wspólnym domem ani chwili dłużej. Zwłaszcza w czasie wyjaśniania podsłuchowej afery ludzi Tuska oraz podczas kampanii wyborczej przed przyśpieszonymi wyborami. Dlaczego osoby, których niefrasobliwość (to eufemizm) doprowadziła do groźnego przesilenia, miałyby nadal zajmować swoistą pole position, zapewniającą im w oczywisty sposób przewagę nad politycznymi konkurentami?
Ustalenie autora nagrań, wyjaśnienie indolencji służb i przygotowanie wyborów to zadanie w sam raz dla rządu technicznego, a nie dla skompromitowanej i uwikłanej w jawny konflikt interesów ekipy biesiadników z restauracji „Sowa i Przyjaciele”. Zwłaszcza teraz, gdy dzięki dziennikarzom okazało się, że firmę Studio Kulinarne Roberta Sowy kucharz-celebryta zlokalizował akurat przy ulicy Sobieskiego 100. Niby adres jak inne, ale w budynku należącym wciąż do Federacji Rosyjskiej, oprócz studia Sowy mieści się dość elitarny klub, do którego kartą wstępu jest – ciekawostka! – rosyjski paszport. Nic dziwnego, że potocznie nazywa się to miejsce Szpiegowem.
Czy skandal, który w przyzwoicie urządzonym państwie gabinet takich nieudaczników zmiótłby natychmiast, okaże się i tym razem słabszy od Panatuskowej woli przetrwania za wszelką cenę? Odpowiedź tkwi pewnie po części w bilingach z weekendowych rozmów premiera, po części w starannie pielęgnowanej przez rządzących społecznej apatii. W każdym razie Tuskowi, który właśnie otrząsa się po nokdaunie, wytrwale sekunduje kierowany przez Piechocińskiego koalicyjny PSL oraz – jakżeby inaczej – antysystemowy ponoć Ruch Palikota.
Dymisja, jaka dymisja? Pozwólmy, żeby wyborcy demokratycznie odnowili nam mandat władzy – próbuje znowu czarować Tusk. Kilka ostatnich lat dowiodło, że co jak co, ale wygrywać wybory to Platformersi faktycznie jakoś potrafią. Pytanie tylko, czy „ruskie serwery” będą im sprzyjać, tak jak dotąd.
(6)
4 Comments
@autor
21 June, 2014 - 06:21
Wyborów nie będzie...
21 June, 2014 - 12:30
PS Jakość zastępcy nie będzie wyższa od jakości zastępowanego. Takich jest na pęczki.
Waldemar Żyszkiewicz
@Waldemar ŻyszkiewiczKnock
21 June, 2014 - 09:33
Tak, czy inaczej, dostał Tusk. Ale nie system. Niestety.
Pozdrawiam
Panie Tomaszu,
21 June, 2014 - 12:46
Coś nie widzę tu kandydatów na Bruce'a Lee (ani na jego mniemanego zabójcę).
Ktoś chyba ostro mediował między stolicami, odpowiedź jest w bilingach,
których nie poznamy, bo wkrótce staną się oficjalnie tajemnicą państwową :(
Smutne, że przy znacznie mniej obciążających nagraniach (Gyurscany w gruncie
rzeczy przyznał się tylko, że spieprzyli wszystko, a ludziom kłamali, iż jest OK)
Węgrzy zrobili skuteczny majdan...
To, że nasi wszystko spieprzyli i kłamią bez przerwy, wiemy od lata i bez nagrań.
Ale u nas mundial, grilowanie i zadowolenie z życia okazały się ważniejsze.
Moment na odspawanie ekipy PDT od stołków chyba już minął: początek lata,
początek wakacji. Nie ma w Polsce siły prącej do zmiany. Znaczy, że Donald Tusk
panuje dobrze i skutecznie.
Pozdrawiam,
Waldemar Żyszkiewicz