![](https://blog-n-roll.pl/sites/default/files/okladka-alternatywa-powstania2.jpg)
Nakładem Frondy ukazała się książka Szymona Nowaka "Warszawa 1944". Poniżej prezentujemy Państwu słowo od Autora i wstęp. Wkrótce na naszym portalu ukaże się również pierwszy fragment książki i recenzja.
Ostatnimi czasy wszyscy prześcigają się w stwierdzeniach, że Powstanie Warszawskie było narodową katastrofą, że nie miało sensu, było błędem, a nawet obłędem. Być może jest w tych opiniach trochę racji, aczkolwiek większą katastrofą narodową dla naszego kraju był wrzesień 1939 roku. A z całą pewnością większym obłędem dla świata, Europy i Polski była cała II wojna światowa. Wojna, której zakończenie – choć byliśmy teoretycznie w grupie państw zwycięskich – przyniosło nam niewolę na kolejne kilkadziesiąt lat. Dziś, czytając przeróżne prace, artykuły i teksty na temat powstania, ma się wrażenie, że walkę w Warszawie w roku 1944 rozpoczęła grupa „samozwańczych” dowódców Armii Podziemnej, a całe to przedsięwzięcie było z góry skazane na porażkę. Tak, jak gdyby w Warszawie Polacy z AK w sierpniu i wrześniu 1944 roku nie mieli nic innego do roboty, jak tylko złożenie swych młodych głów w geście zbiorowego samobójstwa. Tak, jakby nikt nie myślał o przyszłości, o życiu, o kochaniu się, zakładaniu rodzin, wychowywaniu dzieci – a tylko i wyłącznie o jak najszybszej śmierci za Ojczy-znę. Przecież to bzdura! Każdy chciał żyć – ale każdy chciał też kochać się i wychowywać dzieci po polsku, a nie po szkopsku czy kacapsku.
Tragiczne dzieje Żołnierzy Wyklętych i ich nieudane, niejednokrotnie podejmowane próby życia w komunistycznych realiach nowej, polubelskiej Polski ukazują, że warto było walczyć do samego końca o wolność. Nie chodziło wtedy już nawet wyłącznie o wzniosłą niepodległość naszej Ojczyzny, a o wolność i godność każdego pojedynczego człowieka polskiego – zamykanego, więzionego, wysyłanego do łagrów, mordowanego.
Przecież nikt z tych młodych ludzi nie szedł do lasu z bronią w ręku, dlatego że był wiecznym mącicielem „pojałtańskiego spokoju” i miał jakąś zakodowaną w mózgu wadę beznadziejnej walki do samego końca. Determinacja ta motywowana była ciągłym zniewoleniem Polski, nadzieją na wojnę światową pomiędzy Zachodem a komunistycznym ZSRR oraz rozkazami wydawanymi przez dowódców armii ochotniczej. Ucieczka do lasu stanowiła niejednokrotnie również desperacki akt ratowania własnej skóry w obliczu zagrożenia śmiercią lub w najlepszym wypadku aresztowaniem i długoletnim więzieniem.
Decyzji o wybuchu powstania w Warszawie nie można także rozpatrywać w kategoriach samobójczej, bezsensownej walki w sprawie już dawno przegranej. Powstanie wybuchło, kiedy front wschodni podchodził do Warszawy, a Niemcy przegrywali i cofali się na wszystkich liniach. Fakt, istniały już teherańskie ustalenia dotyczące powojennej Polski. Ale przecież przy dobrej woli zaangażowanych stron (przede wszystkim USA i Wielkiej Brytanii) każde postanowienia, także te obejmujące Polskę, można było zmienić. Choć pierwsze wzmianki o powstaniu powszechnym pochodziły z grudnia 1939 roku, to ostateczna koncepcja rozpoczęcia walki konkretnie w polskiej stolicy powstała w ostatnich dniach lipca 1944 roku. Mimo tego już od początku okupacji polskie siły podziemne planowały wybuch powstania powszechnego, ogarniającego cały nasz kraj, a głównym celem organizacji konspiracyjnych sił zbrojnych ZWZ-AK była otwarta walka zbrojna przeciw okupantom. Nie należy także zapominać, że żołnierze ZWZ-AK to ochotnicy, dla których głównym bodźcem wstąpienia do konspiracji była walka, a nie „zabawa”, np. w tajne nauczanie czy też kończenie podziemnych podchorążówek. Ich celem w ostatecznym kształcie była otwarta walka zbrojna.
W niniejszej książce chciałem przedstawić potencjalne możliwości dotyczące losów Powstania Warszawskiego, jego rozmaite alternatywy. Chciałem ukazać, że powstanie zbrojne i prowadzona w Warszawie walka nie były od samego początku naznaczone klęską i beznadziejnym samounicestwieniem polskich żołnierzy. Często wystarczyłaby jedna zmiana decyzji, by historia polskiego powstania roku 1944 mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Konkretny, mały, nieznaczny epizod, bitwa czy potyczka rozegrane inaczej mogły wywołać inne, nieprzewidziane wydarzenia. Przecież Polacy niekoniecznie musieli chwycić za broń w Warszawie – do połowy lipca obowiązywał plan, że walk w Warszawie nie będzie. Podobnie III Rzesza miała alternatywne możliwości reagowania na zryw Polaków w stolicy – mogła np. wyprowadzić swe wojska z miasta, jak to było w 1918 roku, a potem czekać na reakcję Stalina i zachodnich aliantów. Nie sposób nie zadać pytania: czy Stalin mógł inaczej potraktować polskie powstanie? Naturalnie,
że tak. Wcześniejsze wspólne walki Armii Czerwonej z polską Armią Krajową, np. o Wilno czy Lwów, potwierdzają, że wszystko mogło potoczyć się inaczej, bez zatrzymywania całego frontu. Zresztą wojska radzieckie na wieść o powstaniu w czeskiej
Pradze (5–8 maja 1945 roku) zmieniły swe plany i czym prędzej pognały w stronę czeskiej stolicy, by niezwłocznie wspomóc tamtejszych powstańców. Pomoc aliantów zachodnich udzielona powstańcom również mogła przybrać zupełnie inny wymiar. Wszak brygada spadochronowa powstała tylko i wyłącznie w celu wykorzystania jej żołnierzy podczas akcji w Polsce.
Według niektórych badaczy, aby zrealizować amerykańskie zrzuty na Warszawę, wcale niekonieczne były loty wahadłowe z lądowaniem w radzieckiej strefie pod Połtawą.
Wystarczyło tylko zamontować w „Latających Fortecach” dodatkowe zbiorniki paliwa i loty ze zrzutami można było prowadzić z baz na Wyspach Brytyjskich, bez konieczności uzyskania zgody Sowietów na lądowanie na ich terytorium. Rozmowy prowadzone przez polskich powstańców z Węgrami to osobny temat. W tym momencie wojny Węgrzy naprawdę skłonni byli porzucić niepewny już sojusz z III Rzeszą, pójść drogą Rumunii i Bułgarii oraz podjąć próbę ratowania swej państwowości przez rozpoczęcie negocjacji z ZSRR. Być może rokowania takie byłyby prowadzone także przez wojska węgierskie w Warszawie, stojące już u boku swych nowych sprzymierzeńców z AK. Planowany wielki i „samowolny” desant żołnierzy gen. Zygmunta Berlinga na warszawskich przyczółkach mógł odmienić losy powstania, ale – jak się okazało – plany i ich realizacja to dwie różne sprawy. Pomimo tego, że „Berlingowcy” przeskoczyli Wisłę, to walki na lewym brzegu rzeki okazały się katastrofą. A przecież można było zupełnie inaczej zorganizować desanty i rozegrać bitwę na przyczółkach. Pomysł wyjścia żołnierzy powstania do lasu w pierwszych dniach walk mógł w pewnym sensie uratować powstańców, miasto i mieszkańców przed niemiecką zagładą, ale czy ocaliłby tych ludzi przed późniejszą zemstą Stalina za to tylko, że należeli do AK? A czy pomoc z zewnątrz, od żołnierzy polskiej Armii Podziemnej, o którą prosił w połowie sierpnia gen. Tadeusz Komorowski „Bór”, była w ogóle możliwa do udzielenia? Zupełnie inaczej mogły potoczyć się dwie największe bitwy powstania (wyłączając Godzinę „W”) – pod Dworcem Gdańskim oraz próba przebicia się ze Starówki do Śródmieścia. Lecz czy zwycięstwa uzyskane w ich wyniku gwarantowałyby zaraz sukces całego powstania? Na te i inne pytania spróbowałem poszukać odpowiedzi, kreśląc alternatywne losy powstania w tej książce.
Aby nie zostać posądzonym o całkowite „bajkopisarstwo” i „gdybanie”, na początku każdego z rozdziałów przedstawiłem prawdziwe realia, plany i wydarzenia dotyczące danego zagadnienia. Dopiero w drugiej partii tekstu, oddzielonej separatorem, zawarte zostały różne koncepcje opcjonalnej historii polskiego zrywu w Warszawie lub rozważania na temat możliwości alternatywnych. Powstały w ten sposób różnorodne wersje losów Powstania Warszawskiego.
Tradycyjnie na wstępie chciałbym podziękować osobom i instytucjom, dzięki którym miałem możliwość opublikowania zamieszczonych w tej książce zdjęć. Pochodzą one ze zbiorów: Andrzeja Pityńskiego, Adama Sylwestrowicza (Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Parasol”), Instytutu Pamięci Narodowej, Muzeum Powstania Warszawskiego, Narodowego Archiwum Cyfrowego i Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944.
Wstęp – droga do godzny „W”
II wojnę światową wywołała agresja Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku. Z kolei 17 września ze Wschodu na nasz kraj napadły wojska Rosji Sowieckiej, wypełniając postanowienia zdradzieckiego paktu Ribbentrop-Mołotow skierowanego przeciw Polsce. Pakt ten nazywany jest, nie bez podstawy, IV rozbiorem Polski. I chociaż 3 września nasi zachodni sojusznicy – Francja i Wielka Brytania, wypowiedzieli Niemcom wojnę, przez cały wrzesień trwał stan, który można określić słowami: „na Zachodzie bez zmian” – panował spokój, a na niemieckie miasta leciały papierowe „bomby” ulotek. Po wkroczeniu Rosjan do Polski Naczelny Wódz wydał dość nieszczęśliwy rozkaz: „Z Sowietami nie walczyć”. I zaraz po tym sam przekroczył granicę kraju. W wyniku przegranej kampanii Polska znalazła się pod okupacjami: niemiecką i radziecką, zaś nowy polski rząd i wojsko organizowały się we Francji. Premierem i równocześnie Naczelnym Wodzem armii został gen. Władysław Sikorski, który już 13 listopada 1939 roku powołał krajową podziemną organizację zbrojną – Związek Walki Zbrojnej (ZWZ).
Za swą bierność w roku 1939 szybko zapłaciła Francja, którą w 1940 roku błyskawicznie zajęły wojska Hitlera. Po tej przegranej polski rząd i armia zmuszone zostały do ewakuacji za kanał La Manche i szukania gościnności u Anglików, swych drugich sprzymierzeńców z roku 1939. Dość liczne polskie wojsko stanowiło poważną siłę na Wyspach Brytyjskich oraz w strukturze obronnej wybrzeża Szkocji, a polscy lotnicy myśliwscy dokonywali cudów na angielskim niebie.
Gdy w czerwcu 1941 roku wojska Hitlera zaatakowały ZSRR, całość przedwojennych ziem polskich przeszła w ręce niemieckiego okupanta. Tym samym Rosja Stalina nieoczekiwanie znalazła się w bloku państw koalicji antyhitlerowskiej, razem z Wielką Brytanią, Polską, a potem także z USA. Dlatego też Polacy unormowali swe stosunki z Sowietami, podpisując 30 lipca 1941 roku układ Sikorski-Majski. Zapisy tego porozumienia anulowały niemiecko-sowiecki traktat z września 1939 roku, lecz niestety jednoznacznie nie gwarantowały utrzymania przedwojennej wschodniej granicy Polski. Układ polsko-radziecki miał tę dobrą stronę, że pozwolił na uratowanie wielu Polaków – więźniów sowieckich obozów, z których uformowano na terenie ZSRR Polskie Siły Zbrojne (PSZ) pod dowództwem gen. Władysława Andersa.
Podczas organizacji tych wojsk wypłynął problem zniknięcia około 14 tys. polskich oficerów i żołnierzy, co Stalin zgodnie z sowieckim rubasznym humorem skwitował stwierdzeniem, że zaginieni pewnie uciekli do Mandżurii. Biedak widocznie zapomniał, że osobiście wydał rozkaz rozstrzelania około 22 tys. Polaków w lasach pod Katyniem. Polska armia gen. Andersa, jeszcze w fazie organizacji, została przesunięta z ZSRR do Iranu, a potem do Palestyny, by ostatecznie jako II Korpus Polski walczyć we Włoszech, między innymi w bitwie pod Monte Cassino. Inną sporną sprawą było to, że ludność narodowości litewskiej, białoruskiej i ukraińskiej zamieszkującą tereny wschodnie przedwojennej Polski Sowieci traktowali już teraz jako swych obywateli, a nie mieszkańców II RP.
Po bitwach pod Stalingradem i na Łuku Kurskim stawało się jasne, że to ZSRR wygra tę wojnę, a wyzwolenie dla Polski przyjdzie ze wschodu, a nie – jak wcześniej zakładano – z północy (desanty morskie), zachodu czy południa. Relacje pomiędzy Polską a ZSRR zmieniły się, kiedy latem 1942 roku Niemcy znaleźli masowe groby nieopodal Katynia. Upublicznili tę sprawę w kwietniu 1943 roku, już po częściowych ekshumacjach.
W swym komunikacie podali, że znaleźli około 12 tys. ciał pomordowanych przez Rosjan polskich oficerów. Kiedy polski rząd gen. Sikorskiego zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą o powołanie międzynarodowej komisji i dogłębne zbadanie tej sprawy, stało się to pretekstem dla Stalina, by zerwać stosunki dyplomatyczne z polskim rządem na Zachodzie. Tak też się stało i w nocy z 25 na 26 kwietnia 1943 roku polski ambasador w ZSRR Tadeusz Romer otrzymał oficjalną notę Mołotowa o zerwaniu stosunków. Wydawało się, że gorzej być nie może. A jednak – 30 czerwca 1943 roku aresztowany został przez Niemców w Warszawie Komendant Armii Krajowej (AK) gen. Stefan Rowecki „Grot”, którego później najprawdopodobniej zamordowano w obozie Sachsenhausen po wybuchu Powstania Warszawskiego. 4 lipca pamiętnego roku 1943 w katastrofie lotniczej w Gibraltarze zginął gen. Władysław Sikorski. Nowym premierem polskiego rządu na wychodźstwie został Stanisław Mikołajczyk, a Naczelnym Wodzem gen. Kazimierz Sosnkowski. Następcą „Grota” w okupowanej Polsce i Komendantem AK mianowano gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”. Prezydentem Polski na wychodźstwie był niezmiennie od 30 września 1939 roku Władysław Raczkiewicz.
Jesienią 1943 roku odbyła się w Teheranie konferencja – spotkanie przywódców koalicji antyhitlerowskiej, tzw. Wielkiej Trójki, czyli prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta, premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla i dyktatora ZSRR Józefa Stalina. Postanowienia konferencji interesujące dla Polski to: granica wschodnia na linii Curzona, między innymi wzdłuż rzeki Bug (ale lekko zmodyfikowana przez Stalina, naturalnie na niekorzyść Polski), podział Europy na strefy operacyjne (cały teren Polski w radzieckiej strefie działań) oraz powojenny podział Niemiec na strefy okupacyjne. Zgodnie z tym ostatnim punktem cała radziecka strefa okupacyjna Niemiec miała przylegać bezpośrednio do Polski, a drogi komunikacyjne i zaopatrzenia prowadzące do tej strefy z ZSRR musiały wieść naturalną siłą rzeczy przez obszar naszego kraju. Najgorsze było to, że o postanowieniach konferencji teherańskiej nie poinformowano polskich władz na wychodźstwie oraz w okupowanym państwie. Po latach gen. „Bór” Komorowski wspominał: „Stanowczo stwierdzam, że w chwili wybuchu powstania w Warszawie nie wiedziałem, że alianci już zgodzili się na oddanie naszych ziem. O tym, że Rosja się ich domaga – tak, o tym, że już im to obiecano – nie”. W podobnym tonie wypowiadał się także gen. Marian Kukiel: „Niepokój o to, co zostało postanowione w Teheranie, był bardzo duży wobec całkowitej niechęci informowania nas. Dowiedziałem się prawdy dopiero z pamiętników Churchilla”.
Pierwsza wzmianka o powstaniu powszechnym przeciw armiom okupacyjnym znalazła się w instrukcji gen. Sikorskiego do gen. Roweckiego w sprawie powołania Związku Walki Zbrojnej z grudnia 1939 roku. Plany walki ciągle modyfikowano i dostosowywano do aktualnych sytuacji i potrzeb. Polska Armia Podziemna była wojskiem ochotniczym. Za główny cel obrała sobie walkę zbrojną z okupantem, początkowo w akcjach konspiracyjnych, a ostatecznie z bronią w ręku w powszechnym powstaniu zbrojnym. Jeszcze do końca 1942 roku polskie władze na Zachodzie otrzymywały zapewnienia Brytyjczyków, że polska Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Sosabowskiego oraz polskie dywizjony lotnicze zostaną wykorzystane do wsparcia powstania w kraju.
Po wycofaniu armii Andersa z terenu ZSRR oraz w wyniku zerwania stosunków z polskim rządem londyńskim Stalin stworzył inną wizję Polski – pod swym zwierzchnictwem. Wiosną 1943 roku powołał Związek Patriotów Polskich (ZPP), będący organizacją polskich komunistów i przeciwwagą dla prawomocnego rządu polskiego. Na czele ZPP stanęli między innymi Wanda Wasilewska i gen. Zygmunt Berling. Trzeba dodać, że w okupowanej Polsce istniała stworzona również w sowieckiej Rosji Polska Partia Robotnicza (PPR), skupiająca polskich komunistów i agentów sowieckich. Ramieniem zbrojnym PPR w okupowanym kraju była Gwardia Ludowa (GL), a potem Armia Ludowa (AL). Na terytorium ZSRR zorganizowano także zaczątki wojska polskiego – 15 lipca 1943 roku przysięgę złożyli żołnierze 1 Dywizji Piechoty (DP) im. Tadeusza Kościuszki dowodzonej przez gen. Berlinga. Dywizja ta walczyła później w październiku w krwawej i beznadziejnie rozegranej bitwie pod Lenino. Wojsko polskie pod kuratelą komunistów i z namaszczeniem Stalina rozbudowano do wielkości korpusu, a następnie przekształcono w 1 Armię Wojska Polskiego (AWP) gen. Berlinga. Wszystkie te siły zbrojne i organizacje (ZPP, PPR, GL-AL i 1 AWP) Stalin postanowił wykorzystać do obsadzenia władz w Polsce ludźmi całkowicie od niego zależnymi.
Już w styczniu 1944 roku Armia Czerwona wkroczyła na przedwojenne tereny Polski, a w czerwcu tego roku ruszyła wielka ofensywa radziecka – operacja „Bagration”, której rozmiar nie miał sobie równych. W jej wyniku pękł niemiecki front, a rosyjski walec przetoczył się przez obszar Białorusi, Ukrainy i Polski. Niepowstrzymana Armia Czerwona parła w stronę Wisły. Ostateczny kształt operacji „Burza”, czyli wzmożonej akcji dywersyjnej polskich oddziałów, określił Komendant AK gen. „Bór” Komorowski w listopadzie 1943 roku. „Burza” miała obejmować działania dywersyjne i zbrojne uruchamiane sektorami, towarzyszące przetaczaniu się frontu przez obszar Polski i cofaniu się Niemców. Akcja ta była demonstracją siły zbrojnej AK, skupioną na cofających się wojskach niemieckich, przy jednoczesnym ujawnieniu się AK i władz polskich w obliczu wkraczających wojsk radzieckich. Decyzję o stoczeniu walki w Warszawie dowództwo AK podjęło dopiero w dniach 21–25 lipca 1944 roku, a werdykt ten był w sumie zgodny z wytycznymi Naczelnego Wodza i polskiego rządu na wychodźstwie. Taka, a nie inna koncepcja rozpoczęcia powstania w polskiej stolicy bez wątpienia była wynikiem informacji docierających z frontu wschodniego i przemarszu pobitych niemieckich wojsk przez Warszawę w ucieczce na Zachód. Bardzo ważna okazała się także wiadomość o – nieudanym co prawda – zamachu na Hitlera przeprowadzonym 20 lipca w jego kwaterze głównej w Wilczym Szańcu w Prusach Wschodnich na Mazurach. Klamka zapadła i teraz należało tylko czekać na najlepszy moment, by dać hasło do walki. Wiedząc już o decyzji w sprawie planowanego
powstania, polskie władze na Zachodzie próbowały uzyskać pomoc aliantów. Chodziło przede wszystkim o wysłanie alianckiej misji lub obserwatorów do Warszawy, o uznanie AK jako części składowej sił zbrojnych sprzymierzonych oraz uznanie praw kombatanckich. Ponadto Polacy liczyli na zrzuty zaopatrzenia, desant polskich spadochroniarzy, bombardowanie lotnisk pod Warszawą oraz przybycie samolotów myśliwskich na lotniska opanowane przez AK. Niestety polscy dyplomaci uzyskali we wszystkich tych kwestiach odpowiedź odmowną.
Wkraczająca na ziemie polskie Armia Czerwona stworzyła Stalinowi warunki do przeprowadzenia działań, których obawiano się w kręgach polskich. Bez jakichkolwiek prób nawiązania stosunków dyplomatycznych z polskim rządem na Zachodzie Stalin wybrał drogę „faktów dokonanych”. Wojska sowieckie po kolei pacyfikowały kolejne oddziały AK, z którymi często dzień wcześniej współdziałały w walkach przeciw Niemcom. Oficerów aresztowano, żołnierzy zatrzymywano, dając im alternatywę: wstąpienie do armii Berlinga lub łagry na Wschodzie. 21 lipca Stalin powołał Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN). Decyzja ta stwarzała zagrożenie, że w przyszłej Polsce będą rządzić wyłącznie komuniści, zgodnie z wolą i pod kuratelą Stalina. Kilka dni później, 26 lipca, ZSRR uznał PKWN za prawowite przedstawicielstwo narodu polskiego, a tym samym polscy komuniści otrzymali prawo stanowienia polskiej administracji na terenach dopiero co zajętych przez Armię Czerwoną, pomiędzy Wisłą a Bugiem. W ostatnich dniach lipca polska radiostacja nadająca z Moskwy w swych komunikatach nawoływała Warszawiaków do podjęcia walki o wyzwolenie
miasta, a ze wschodu do mieszkańców dochodziły już odgłosy dudnienia radzieckiej artylerii. 27 lipca Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa Armii Czerwonej w swej dyrektywie nakazywała kontynuowanie i rozwijanie natarcia w ogólnym kierunku na Warszawę, w celu opanowania Pragi oraz zdobycia przyczółków na Narwi oraz na Wiśle w rejonie Dęblina w terminie nie późniejszym niż 5–8 sierpnia. Na podstawie tej koncepcji 2 Armia Pancerna (APanc) z dowodzonego przez marsz. Konstantego
Rokossowskiego I Frontu Białoruskiego przełamała niemiecką obronę i 29 lipca znalazła się w rejonie Starej Miłosnej (tj. około 13–15 km od mostu Poniatowskiego) oraz w okolicy Zielonki (czyli około 15 km od mostu Kierbedzia). 1 sierpnia znana z walk pod Stalingradem 8 Armia Gwardii (AGw) gen. Wasilija Czujkowa opanowała lewobrzeżny przyczółek w rejonie Warki i Magnuszewa, a 125 Korpus Strzelecki rozpoczął rozpoznawcze przeprawy na lewą stronę Wisły w okolicy Otwocka i Góry Kalwarii (około 20–30 km na południe od Warszawy). Wobec takiej sytuacji na froncie wschodnim, między godzinami 17 a 19 31 lipca 1944 roku zapadła decyzja, by rozpocząć powstańcze walki w polskiej stolicy, począwszy od dnia następnego.
1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17 w Warszawie rozpoczęło się powstanie.
Ostatnimi czasy wszyscy prześcigają się w stwierdzeniach, że Powstanie Warszawskie było narodową katastrofą, że nie miało sensu, było błędem, a nawet obłędem. Być może jest w tych opiniach trochę racji, aczkolwiek większą katastrofą narodową dla naszego kraju był wrzesień 1939 roku. A z całą pewnością większym obłędem dla świata, Europy i Polski była cała II wojna światowa. Wojna, której zakończenie – choć byliśmy teoretycznie w grupie państw zwycięskich – przyniosło nam niewolę na kolejne kilkadziesiąt lat. Dziś, czytając przeróżne prace, artykuły i teksty na temat powstania, ma się wrażenie, że walkę w Warszawie w roku 1944 rozpoczęła grupa „samozwańczych” dowódców Armii Podziemnej, a całe to przedsięwzięcie było z góry skazane na porażkę. Tak, jak gdyby w Warszawie Polacy z AK w sierpniu i wrześniu 1944 roku nie mieli nic innego do roboty, jak tylko złożenie swych młodych głów w geście zbiorowego samobójstwa. Tak, jakby nikt nie myślał o przyszłości, o życiu, o kochaniu się, zakładaniu rodzin, wychowywaniu dzieci – a tylko i wyłącznie o jak najszybszej śmierci za Ojczy-znę. Przecież to bzdura! Każdy chciał żyć – ale każdy chciał też kochać się i wychowywać dzieci po polsku, a nie po szkopsku czy kacapsku.
Tragiczne dzieje Żołnierzy Wyklętych i ich nieudane, niejednokrotnie podejmowane próby życia w komunistycznych realiach nowej, polubelskiej Polski ukazują, że warto było walczyć do samego końca o wolność. Nie chodziło wtedy już nawet wyłącznie o wzniosłą niepodległość naszej Ojczyzny, a o wolność i godność każdego pojedynczego człowieka polskiego – zamykanego, więzionego, wysyłanego do łagrów, mordowanego.
Przecież nikt z tych młodych ludzi nie szedł do lasu z bronią w ręku, dlatego że był wiecznym mącicielem „pojałtańskiego spokoju” i miał jakąś zakodowaną w mózgu wadę beznadziejnej walki do samego końca. Determinacja ta motywowana była ciągłym zniewoleniem Polski, nadzieją na wojnę światową pomiędzy Zachodem a komunistycznym ZSRR oraz rozkazami wydawanymi przez dowódców armii ochotniczej. Ucieczka do lasu stanowiła niejednokrotnie również desperacki akt ratowania własnej skóry w obliczu zagrożenia śmiercią lub w najlepszym wypadku aresztowaniem i długoletnim więzieniem.
Decyzji o wybuchu powstania w Warszawie nie można także rozpatrywać w kategoriach samobójczej, bezsensownej walki w sprawie już dawno przegranej. Powstanie wybuchło, kiedy front wschodni podchodził do Warszawy, a Niemcy przegrywali i cofali się na wszystkich liniach. Fakt, istniały już teherańskie ustalenia dotyczące powojennej Polski. Ale przecież przy dobrej woli zaangażowanych stron (przede wszystkim USA i Wielkiej Brytanii) każde postanowienia, także te obejmujące Polskę, można było zmienić. Choć pierwsze wzmianki o powstaniu powszechnym pochodziły z grudnia 1939 roku, to ostateczna koncepcja rozpoczęcia walki konkretnie w polskiej stolicy powstała w ostatnich dniach lipca 1944 roku. Mimo tego już od początku okupacji polskie siły podziemne planowały wybuch powstania powszechnego, ogarniającego cały nasz kraj, a głównym celem organizacji konspiracyjnych sił zbrojnych ZWZ-AK była otwarta walka zbrojna przeciw okupantom. Nie należy także zapominać, że żołnierze ZWZ-AK to ochotnicy, dla których głównym bodźcem wstąpienia do konspiracji była walka, a nie „zabawa”, np. w tajne nauczanie czy też kończenie podziemnych podchorążówek. Ich celem w ostatecznym kształcie była otwarta walka zbrojna.
W niniejszej książce chciałem przedstawić potencjalne możliwości dotyczące losów Powstania Warszawskiego, jego rozmaite alternatywy. Chciałem ukazać, że powstanie zbrojne i prowadzona w Warszawie walka nie były od samego początku naznaczone klęską i beznadziejnym samounicestwieniem polskich żołnierzy. Często wystarczyłaby jedna zmiana decyzji, by historia polskiego powstania roku 1944 mogła potoczyć się zupełnie inaczej. Konkretny, mały, nieznaczny epizod, bitwa czy potyczka rozegrane inaczej mogły wywołać inne, nieprzewidziane wydarzenia. Przecież Polacy niekoniecznie musieli chwycić za broń w Warszawie – do połowy lipca obowiązywał plan, że walk w Warszawie nie będzie. Podobnie III Rzesza miała alternatywne możliwości reagowania na zryw Polaków w stolicy – mogła np. wyprowadzić swe wojska z miasta, jak to było w 1918 roku, a potem czekać na reakcję Stalina i zachodnich aliantów. Nie sposób nie zadać pytania: czy Stalin mógł inaczej potraktować polskie powstanie? Naturalnie,
że tak. Wcześniejsze wspólne walki Armii Czerwonej z polską Armią Krajową, np. o Wilno czy Lwów, potwierdzają, że wszystko mogło potoczyć się inaczej, bez zatrzymywania całego frontu. Zresztą wojska radzieckie na wieść o powstaniu w czeskiej
Pradze (5–8 maja 1945 roku) zmieniły swe plany i czym prędzej pognały w stronę czeskiej stolicy, by niezwłocznie wspomóc tamtejszych powstańców. Pomoc aliantów zachodnich udzielona powstańcom również mogła przybrać zupełnie inny wymiar. Wszak brygada spadochronowa powstała tylko i wyłącznie w celu wykorzystania jej żołnierzy podczas akcji w Polsce.
Według niektórych badaczy, aby zrealizować amerykańskie zrzuty na Warszawę, wcale niekonieczne były loty wahadłowe z lądowaniem w radzieckiej strefie pod Połtawą.
Wystarczyło tylko zamontować w „Latających Fortecach” dodatkowe zbiorniki paliwa i loty ze zrzutami można było prowadzić z baz na Wyspach Brytyjskich, bez konieczności uzyskania zgody Sowietów na lądowanie na ich terytorium. Rozmowy prowadzone przez polskich powstańców z Węgrami to osobny temat. W tym momencie wojny Węgrzy naprawdę skłonni byli porzucić niepewny już sojusz z III Rzeszą, pójść drogą Rumunii i Bułgarii oraz podjąć próbę ratowania swej państwowości przez rozpoczęcie negocjacji z ZSRR. Być może rokowania takie byłyby prowadzone także przez wojska węgierskie w Warszawie, stojące już u boku swych nowych sprzymierzeńców z AK. Planowany wielki i „samowolny” desant żołnierzy gen. Zygmunta Berlinga na warszawskich przyczółkach mógł odmienić losy powstania, ale – jak się okazało – plany i ich realizacja to dwie różne sprawy. Pomimo tego, że „Berlingowcy” przeskoczyli Wisłę, to walki na lewym brzegu rzeki okazały się katastrofą. A przecież można było zupełnie inaczej zorganizować desanty i rozegrać bitwę na przyczółkach. Pomysł wyjścia żołnierzy powstania do lasu w pierwszych dniach walk mógł w pewnym sensie uratować powstańców, miasto i mieszkańców przed niemiecką zagładą, ale czy ocaliłby tych ludzi przed późniejszą zemstą Stalina za to tylko, że należeli do AK? A czy pomoc z zewnątrz, od żołnierzy polskiej Armii Podziemnej, o którą prosił w połowie sierpnia gen. Tadeusz Komorowski „Bór”, była w ogóle możliwa do udzielenia? Zupełnie inaczej mogły potoczyć się dwie największe bitwy powstania (wyłączając Godzinę „W”) – pod Dworcem Gdańskim oraz próba przebicia się ze Starówki do Śródmieścia. Lecz czy zwycięstwa uzyskane w ich wyniku gwarantowałyby zaraz sukces całego powstania? Na te i inne pytania spróbowałem poszukać odpowiedzi, kreśląc alternatywne losy powstania w tej książce.
Aby nie zostać posądzonym o całkowite „bajkopisarstwo” i „gdybanie”, na początku każdego z rozdziałów przedstawiłem prawdziwe realia, plany i wydarzenia dotyczące danego zagadnienia. Dopiero w drugiej partii tekstu, oddzielonej separatorem, zawarte zostały różne koncepcje opcjonalnej historii polskiego zrywu w Warszawie lub rozważania na temat możliwości alternatywnych. Powstały w ten sposób różnorodne wersje losów Powstania Warszawskiego.
Tradycyjnie na wstępie chciałbym podziękować osobom i instytucjom, dzięki którym miałem możliwość opublikowania zamieszczonych w tej książce zdjęć. Pochodzą one ze zbiorów: Andrzeja Pityńskiego, Adama Sylwestrowicza (Grupa Rekonstrukcji Historycznej „Parasol”), Instytutu Pamięci Narodowej, Muzeum Powstania Warszawskiego, Narodowego Archiwum Cyfrowego i Stowarzyszenia Pamięci Powstania Warszawskiego 1944.
Wstęp – droga do godzny „W”
II wojnę światową wywołała agresja Niemiec na Polskę we wrześniu 1939 roku. Z kolei 17 września ze Wschodu na nasz kraj napadły wojska Rosji Sowieckiej, wypełniając postanowienia zdradzieckiego paktu Ribbentrop-Mołotow skierowanego przeciw Polsce. Pakt ten nazywany jest, nie bez podstawy, IV rozbiorem Polski. I chociaż 3 września nasi zachodni sojusznicy – Francja i Wielka Brytania, wypowiedzieli Niemcom wojnę, przez cały wrzesień trwał stan, który można określić słowami: „na Zachodzie bez zmian” – panował spokój, a na niemieckie miasta leciały papierowe „bomby” ulotek. Po wkroczeniu Rosjan do Polski Naczelny Wódz wydał dość nieszczęśliwy rozkaz: „Z Sowietami nie walczyć”. I zaraz po tym sam przekroczył granicę kraju. W wyniku przegranej kampanii Polska znalazła się pod okupacjami: niemiecką i radziecką, zaś nowy polski rząd i wojsko organizowały się we Francji. Premierem i równocześnie Naczelnym Wodzem armii został gen. Władysław Sikorski, który już 13 listopada 1939 roku powołał krajową podziemną organizację zbrojną – Związek Walki Zbrojnej (ZWZ).
Za swą bierność w roku 1939 szybko zapłaciła Francja, którą w 1940 roku błyskawicznie zajęły wojska Hitlera. Po tej przegranej polski rząd i armia zmuszone zostały do ewakuacji za kanał La Manche i szukania gościnności u Anglików, swych drugich sprzymierzeńców z roku 1939. Dość liczne polskie wojsko stanowiło poważną siłę na Wyspach Brytyjskich oraz w strukturze obronnej wybrzeża Szkocji, a polscy lotnicy myśliwscy dokonywali cudów na angielskim niebie.
Gdy w czerwcu 1941 roku wojska Hitlera zaatakowały ZSRR, całość przedwojennych ziem polskich przeszła w ręce niemieckiego okupanta. Tym samym Rosja Stalina nieoczekiwanie znalazła się w bloku państw koalicji antyhitlerowskiej, razem z Wielką Brytanią, Polską, a potem także z USA. Dlatego też Polacy unormowali swe stosunki z Sowietami, podpisując 30 lipca 1941 roku układ Sikorski-Majski. Zapisy tego porozumienia anulowały niemiecko-sowiecki traktat z września 1939 roku, lecz niestety jednoznacznie nie gwarantowały utrzymania przedwojennej wschodniej granicy Polski. Układ polsko-radziecki miał tę dobrą stronę, że pozwolił na uratowanie wielu Polaków – więźniów sowieckich obozów, z których uformowano na terenie ZSRR Polskie Siły Zbrojne (PSZ) pod dowództwem gen. Władysława Andersa.
Podczas organizacji tych wojsk wypłynął problem zniknięcia około 14 tys. polskich oficerów i żołnierzy, co Stalin zgodnie z sowieckim rubasznym humorem skwitował stwierdzeniem, że zaginieni pewnie uciekli do Mandżurii. Biedak widocznie zapomniał, że osobiście wydał rozkaz rozstrzelania około 22 tys. Polaków w lasach pod Katyniem. Polska armia gen. Andersa, jeszcze w fazie organizacji, została przesunięta z ZSRR do Iranu, a potem do Palestyny, by ostatecznie jako II Korpus Polski walczyć we Włoszech, między innymi w bitwie pod Monte Cassino. Inną sporną sprawą było to, że ludność narodowości litewskiej, białoruskiej i ukraińskiej zamieszkującą tereny wschodnie przedwojennej Polski Sowieci traktowali już teraz jako swych obywateli, a nie mieszkańców II RP.
Po bitwach pod Stalingradem i na Łuku Kurskim stawało się jasne, że to ZSRR wygra tę wojnę, a wyzwolenie dla Polski przyjdzie ze wschodu, a nie – jak wcześniej zakładano – z północy (desanty morskie), zachodu czy południa. Relacje pomiędzy Polską a ZSRR zmieniły się, kiedy latem 1942 roku Niemcy znaleźli masowe groby nieopodal Katynia. Upublicznili tę sprawę w kwietniu 1943 roku, już po częściowych ekshumacjach.
W swym komunikacie podali, że znaleźli około 12 tys. ciał pomordowanych przez Rosjan polskich oficerów. Kiedy polski rząd gen. Sikorskiego zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża z prośbą o powołanie międzynarodowej komisji i dogłębne zbadanie tej sprawy, stało się to pretekstem dla Stalina, by zerwać stosunki dyplomatyczne z polskim rządem na Zachodzie. Tak też się stało i w nocy z 25 na 26 kwietnia 1943 roku polski ambasador w ZSRR Tadeusz Romer otrzymał oficjalną notę Mołotowa o zerwaniu stosunków. Wydawało się, że gorzej być nie może. A jednak – 30 czerwca 1943 roku aresztowany został przez Niemców w Warszawie Komendant Armii Krajowej (AK) gen. Stefan Rowecki „Grot”, którego później najprawdopodobniej zamordowano w obozie Sachsenhausen po wybuchu Powstania Warszawskiego. 4 lipca pamiętnego roku 1943 w katastrofie lotniczej w Gibraltarze zginął gen. Władysław Sikorski. Nowym premierem polskiego rządu na wychodźstwie został Stanisław Mikołajczyk, a Naczelnym Wodzem gen. Kazimierz Sosnkowski. Następcą „Grota” w okupowanej Polsce i Komendantem AK mianowano gen. Tadeusza Komorowskiego „Bora”. Prezydentem Polski na wychodźstwie był niezmiennie od 30 września 1939 roku Władysław Raczkiewicz.
Jesienią 1943 roku odbyła się w Teheranie konferencja – spotkanie przywódców koalicji antyhitlerowskiej, tzw. Wielkiej Trójki, czyli prezydenta USA Franklina Delano Roosevelta, premiera Wielkiej Brytanii Winstona Churchilla i dyktatora ZSRR Józefa Stalina. Postanowienia konferencji interesujące dla Polski to: granica wschodnia na linii Curzona, między innymi wzdłuż rzeki Bug (ale lekko zmodyfikowana przez Stalina, naturalnie na niekorzyść Polski), podział Europy na strefy operacyjne (cały teren Polski w radzieckiej strefie działań) oraz powojenny podział Niemiec na strefy okupacyjne. Zgodnie z tym ostatnim punktem cała radziecka strefa okupacyjna Niemiec miała przylegać bezpośrednio do Polski, a drogi komunikacyjne i zaopatrzenia prowadzące do tej strefy z ZSRR musiały wieść naturalną siłą rzeczy przez obszar naszego kraju. Najgorsze było to, że o postanowieniach konferencji teherańskiej nie poinformowano polskich władz na wychodźstwie oraz w okupowanym państwie. Po latach gen. „Bór” Komorowski wspominał: „Stanowczo stwierdzam, że w chwili wybuchu powstania w Warszawie nie wiedziałem, że alianci już zgodzili się na oddanie naszych ziem. O tym, że Rosja się ich domaga – tak, o tym, że już im to obiecano – nie”. W podobnym tonie wypowiadał się także gen. Marian Kukiel: „Niepokój o to, co zostało postanowione w Teheranie, był bardzo duży wobec całkowitej niechęci informowania nas. Dowiedziałem się prawdy dopiero z pamiętników Churchilla”.
Pierwsza wzmianka o powstaniu powszechnym przeciw armiom okupacyjnym znalazła się w instrukcji gen. Sikorskiego do gen. Roweckiego w sprawie powołania Związku Walki Zbrojnej z grudnia 1939 roku. Plany walki ciągle modyfikowano i dostosowywano do aktualnych sytuacji i potrzeb. Polska Armia Podziemna była wojskiem ochotniczym. Za główny cel obrała sobie walkę zbrojną z okupantem, początkowo w akcjach konspiracyjnych, a ostatecznie z bronią w ręku w powszechnym powstaniu zbrojnym. Jeszcze do końca 1942 roku polskie władze na Zachodzie otrzymywały zapewnienia Brytyjczyków, że polska Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Sosabowskiego oraz polskie dywizjony lotnicze zostaną wykorzystane do wsparcia powstania w kraju.
Po wycofaniu armii Andersa z terenu ZSRR oraz w wyniku zerwania stosunków z polskim rządem londyńskim Stalin stworzył inną wizję Polski – pod swym zwierzchnictwem. Wiosną 1943 roku powołał Związek Patriotów Polskich (ZPP), będący organizacją polskich komunistów i przeciwwagą dla prawomocnego rządu polskiego. Na czele ZPP stanęli między innymi Wanda Wasilewska i gen. Zygmunt Berling. Trzeba dodać, że w okupowanej Polsce istniała stworzona również w sowieckiej Rosji Polska Partia Robotnicza (PPR), skupiająca polskich komunistów i agentów sowieckich. Ramieniem zbrojnym PPR w okupowanym kraju była Gwardia Ludowa (GL), a potem Armia Ludowa (AL). Na terytorium ZSRR zorganizowano także zaczątki wojska polskiego – 15 lipca 1943 roku przysięgę złożyli żołnierze 1 Dywizji Piechoty (DP) im. Tadeusza Kościuszki dowodzonej przez gen. Berlinga. Dywizja ta walczyła później w październiku w krwawej i beznadziejnie rozegranej bitwie pod Lenino. Wojsko polskie pod kuratelą komunistów i z namaszczeniem Stalina rozbudowano do wielkości korpusu, a następnie przekształcono w 1 Armię Wojska Polskiego (AWP) gen. Berlinga. Wszystkie te siły zbrojne i organizacje (ZPP, PPR, GL-AL i 1 AWP) Stalin postanowił wykorzystać do obsadzenia władz w Polsce ludźmi całkowicie od niego zależnymi.
Już w styczniu 1944 roku Armia Czerwona wkroczyła na przedwojenne tereny Polski, a w czerwcu tego roku ruszyła wielka ofensywa radziecka – operacja „Bagration”, której rozmiar nie miał sobie równych. W jej wyniku pękł niemiecki front, a rosyjski walec przetoczył się przez obszar Białorusi, Ukrainy i Polski. Niepowstrzymana Armia Czerwona parła w stronę Wisły. Ostateczny kształt operacji „Burza”, czyli wzmożonej akcji dywersyjnej polskich oddziałów, określił Komendant AK gen. „Bór” Komorowski w listopadzie 1943 roku. „Burza” miała obejmować działania dywersyjne i zbrojne uruchamiane sektorami, towarzyszące przetaczaniu się frontu przez obszar Polski i cofaniu się Niemców. Akcja ta była demonstracją siły zbrojnej AK, skupioną na cofających się wojskach niemieckich, przy jednoczesnym ujawnieniu się AK i władz polskich w obliczu wkraczających wojsk radzieckich. Decyzję o stoczeniu walki w Warszawie dowództwo AK podjęło dopiero w dniach 21–25 lipca 1944 roku, a werdykt ten był w sumie zgodny z wytycznymi Naczelnego Wodza i polskiego rządu na wychodźstwie. Taka, a nie inna koncepcja rozpoczęcia powstania w polskiej stolicy bez wątpienia była wynikiem informacji docierających z frontu wschodniego i przemarszu pobitych niemieckich wojsk przez Warszawę w ucieczce na Zachód. Bardzo ważna okazała się także wiadomość o – nieudanym co prawda – zamachu na Hitlera przeprowadzonym 20 lipca w jego kwaterze głównej w Wilczym Szańcu w Prusach Wschodnich na Mazurach. Klamka zapadła i teraz należało tylko czekać na najlepszy moment, by dać hasło do walki. Wiedząc już o decyzji w sprawie planowanego
powstania, polskie władze na Zachodzie próbowały uzyskać pomoc aliantów. Chodziło przede wszystkim o wysłanie alianckiej misji lub obserwatorów do Warszawy, o uznanie AK jako części składowej sił zbrojnych sprzymierzonych oraz uznanie praw kombatanckich. Ponadto Polacy liczyli na zrzuty zaopatrzenia, desant polskich spadochroniarzy, bombardowanie lotnisk pod Warszawą oraz przybycie samolotów myśliwskich na lotniska opanowane przez AK. Niestety polscy dyplomaci uzyskali we wszystkich tych kwestiach odpowiedź odmowną.
Wkraczająca na ziemie polskie Armia Czerwona stworzyła Stalinowi warunki do przeprowadzenia działań, których obawiano się w kręgach polskich. Bez jakichkolwiek prób nawiązania stosunków dyplomatycznych z polskim rządem na Zachodzie Stalin wybrał drogę „faktów dokonanych”. Wojska sowieckie po kolei pacyfikowały kolejne oddziały AK, z którymi często dzień wcześniej współdziałały w walkach przeciw Niemcom. Oficerów aresztowano, żołnierzy zatrzymywano, dając im alternatywę: wstąpienie do armii Berlinga lub łagry na Wschodzie. 21 lipca Stalin powołał Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego (PKWN). Decyzja ta stwarzała zagrożenie, że w przyszłej Polsce będą rządzić wyłącznie komuniści, zgodnie z wolą i pod kuratelą Stalina. Kilka dni później, 26 lipca, ZSRR uznał PKWN za prawowite przedstawicielstwo narodu polskiego, a tym samym polscy komuniści otrzymali prawo stanowienia polskiej administracji na terenach dopiero co zajętych przez Armię Czerwoną, pomiędzy Wisłą a Bugiem. W ostatnich dniach lipca polska radiostacja nadająca z Moskwy w swych komunikatach nawoływała Warszawiaków do podjęcia walki o wyzwolenie
miasta, a ze wschodu do mieszkańców dochodziły już odgłosy dudnienia radzieckiej artylerii. 27 lipca Kwatera Główna Naczelnego Dowództwa Armii Czerwonej w swej dyrektywie nakazywała kontynuowanie i rozwijanie natarcia w ogólnym kierunku na Warszawę, w celu opanowania Pragi oraz zdobycia przyczółków na Narwi oraz na Wiśle w rejonie Dęblina w terminie nie późniejszym niż 5–8 sierpnia. Na podstawie tej koncepcji 2 Armia Pancerna (APanc) z dowodzonego przez marsz. Konstantego
Rokossowskiego I Frontu Białoruskiego przełamała niemiecką obronę i 29 lipca znalazła się w rejonie Starej Miłosnej (tj. około 13–15 km od mostu Poniatowskiego) oraz w okolicy Zielonki (czyli około 15 km od mostu Kierbedzia). 1 sierpnia znana z walk pod Stalingradem 8 Armia Gwardii (AGw) gen. Wasilija Czujkowa opanowała lewobrzeżny przyczółek w rejonie Warki i Magnuszewa, a 125 Korpus Strzelecki rozpoczął rozpoznawcze przeprawy na lewą stronę Wisły w okolicy Otwocka i Góry Kalwarii (około 20–30 km na południe od Warszawy). Wobec takiej sytuacji na froncie wschodnim, między godzinami 17 a 19 31 lipca 1944 roku zapadła decyzja, by rozpocząć powstańcze walki w polskiej stolicy, począwszy od dnia następnego.
1 sierpnia 1944 roku o godzinie 17 w Warszawie rozpoczęło się powstanie.
(6)
5 Comments
Niech ilustracją będzie
21 July, 2014 - 15:13
bardzo dobra muzyka. Jestem w
21 July, 2014 - 16:27
@Budyń
21 July, 2014 - 16:48
Pozdrawiam.
Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów.
Empedokles
@Budyń
21 July, 2014 - 17:24
W Puszczy Kampinoskiej ląduje przerzucona z Anglii Samodzielna Brygada Spadochronowa gen. Sosabowskiego i po połączeniu z grupą AK „Kampinos” śpieszy na odsiecz walczącej Warszawie.
Spadochroniarze desantowani na las?
Jestem zdeklarowanym wrogiem Zychowicza i rozumiem, że akcja domaga się reakcji.Jestem też zdeklarowanym wrogiem tzw. historii alternatywnej w publicystyce, choć bardzo ją lubię w literaturze. Boję się jednak robienia Czytelnikom wody z mózgu. Piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami.
Pozdrawiam
Jutro wrzucę rozdział, który
21 July, 2014 - 22:45