Wildstein – pokusy geopolityki czy prymat aksjologii?

 |  Written by Waldemar Żyszkiewicz  |  32
Bronisława Wildsteina cenię przede wszystkim za nader umiejętne diagnozowanie rzeczywistości, za adekwatny opis procesów społecznych i politycznych, które właśnie zachodzą na naszych oczach i których częścią sami jesteśmy jako jednostki, ale także jako wspólnota środowiskowa, narodowa, obywatelska.

Jego publicystyka, co niezbyt dziś częste, utrzymuje właściwy poziom ogólności, lapidarnie charakteryzuje istotę zjawisk, a posługując się trafnie dobranymi kategoriami, stroni od popadania w anachronizmy czy chybione stereotypy.

Nie dość jednak, że Wildstein potrafi bardzo sprawnie opisać różne fenomeny współczesności, to jeszcze nie uchyla się wcale przed ich wartościowaniem. Jego oceny, klarowne i wyraziste, odwołują się do uniwersalnego porządku wartości, który z oczywistych względów pozostaje zbieżny z normami klasycznej etyki chrześcijańskiej.
 
*
Polemizując niedawno z Piotrem Cywińskim, Bronisław Wildstein napisał m.in. takie trzy zdania: 

Czy nie mamy mówić prawdy o ludobójstwie dokonanym przez Ukraińców na Polakach w 1943 roku? Nic podobnego. Powinniśmy oddawać prawdę historii, ale przeszłe tragedie nie mogą determinować naszej polityki dziś.
 
Zgadzam się z tą opinią, tezy sformułowane przez Wildsteina uznaję za swoje, ale... brak mi tu jednego istotnego dopowiedzenia, bez którego ten krótki passus staje się podstawą oskarżeń niesłusznie skierowanych pod adresem strony polskiej. Czego tu brakuje? A choćby takiej prostej konstatacji, że owo wikłanie bieżącej polityki wobec sąsiadów w „przeszłą tragedię Wołynia i Małopolski Wschodniej” pojawiło się najpierw po stronie ukraińskiej.

Bo to przecież nikt inny, ale właśnie Wiktor Juszczenko, wyniesiony do prezydentury przez tzw. pomarańczową rewolucję, zaczął budować mit założycielski niepodległej Ukrainy bez jakiegokolwiek liczenia się z prawdą materialną naszych sąsiedzkich dziejów i bez cienia empatii wobec obywateli Rzeczypospolitej mocno doświadczonych okrutnymi zbrodniami OUN-UPA na Kresach, ale również innych ukraińskich formacji choćby podczas Powstania Warszawskiego.

Wzajemność? Równowaga? Trudno mówić o równowadze, gdy strona ukraińska bez żadnych skrupułów zaludnia swój narodowy panteon wyznawcami skrajnego nacjonalizmu, a liderów i egzekutorów uzasadnianego tą ideologią okrutnego ludobójstwa na sąsiadach nazywa bohaterami, wznosi im pomniki i uznaje za wzorce osobowe dla nowych pokoleń młodzieży. Niestety, władze III RP przez blisko dekadę zupełnie na to nie reagowały, czyniąc za to wiele przyjaznych wobec Ukrainy gestów, także na forum międzynarodowym.
 

Skutki strusiej polityki są nieuchronne: gdy strona polska zapragnęła wreszcie (i tak po zbyt wielu latach zwłoki) upamiętnić ofiary ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich szowinistów w latach 40. zeszłego stulecia w południowo-wschodnich rejonach terytorium II Rzeczypospolitej (bo nie tylko przecież w 1943 roku na Wołyniu!), wnet okazało się, że to Ukraińcy oskarżają Polskę o psucie dobrego sąsiedztwa.
 
*  
Czy możliwe, żeby wybitny publicysta przeoczył tak oczywisty brak symetrii? Nie, to nie wchodzi w grę, tym bardziej że w dalszej części tekstu Bronisław Wildstein rekonstruuje sposób, w jaki Ukraińcy widzą dziś i Stepana Banderę, i bojowców z UPA. Wildstein przekonuje czytelników, że nowy kult propagowany najpierw przez Juszczenkę, a później przez prezydenta Petra Poroszenkę czy Wołodymyra Wiatrowycza, nie ma wcale charakteru antypolskiego.

Ukraińcy dopiero odzyskują swoją historię, próbują tworzyć zrąb swoich narodowych mitów, który budują na najbardziej klasycznym schemacie, tzn. czci dla walczących o wolność. Bandera nie jest wychwalany jako ideolog skrajnego nacjonalizmu, ale ojciec ukraińskiej niepodległości; UPA nie jest celebrowana jako formacja dokonująca mordów na Polakach, o których prawie nikt na Ukrainie nie ma pojęcia, ale jako bohaterowie narodowowyzwoleńczej walki.

Bandera jako ojciec ukraińskiej niepodległości? Tak, to przecież on przewodniczył ukraińskiej delegacji podczas międzynarodowej konferencji pokojowej na Krymie i przygotował zwycięską strategię negocjacji, która skłoniła mocarstwa do uznania Samostijnej... Zaraz, zaraz, to chyba jednak nie do końca tak było.  

Z pewnością za to Ukraińska Powstańcza Armia odniosła walne zwycięstwo w wojnie o ustanowienie ukraińskich granic, skutecznie wypierając Sowietów z Donbasu. Może w walkach o Zakerzonie nie udało się zrealizować planu w stu procentach, bo traktat został zawarty trochę wcześniej i bitnym sotniom UPA zabrakło czasu na wyrwanie kilkunastu powiatów z rąk okupujących je Lachów... Co? Też nie całkiem tak?

Ma jednak rację Wildstein, pisząc o słabej wiedzy o mordowaniu Polaków wśród młodego pokolenia Ukraińców, bo starsi jeszcze to i owo pamiętają. Młodzieży ze zrozumiałych względów wcale tego nie uczono, ani za czasów sowieckich, ani teraz. Ale w czasach Sojuza nie szerzono też na Ukrainie kultu Bandery, Konowalca, Klaczkiwśkoho, Szuchewycza, UPA. Teraz jest inaczej. Prezydenci Juszczenko i Poroszenko uzasadniają swe decyzje, a to krótką ławką kandydatów do narodowego panteonu, a to ich osiągnięciami w walce o wolność. Ale dzisiejsza Ukraina wcale nie zawdzięcza swej wolności oraz kształtu granic Banderze, nie zawdzięcza ich też kureniom UPA...
 
*  
W polemice z Piotrem Cywińskim, pisze Wildstein:

Mamy obowiązek pamiętać o tragedii naszych przodków. Powinniśmy ją upamiętnić i wskazać winnych. Działając jednak w wymiarze międzynarodowym musimy zastanowić się nad konsekwencjami swoich posunięć.

Stawiając Ukraińcom ultimatum mamy pewność, że zostanie ono odrzucone, a prawda na temat ludobójstwa w 1943 roku do nich nie dotrze.

Czegoś tu nie rozumiem: blokowana, przez lata opóźniana, wreszcie mocno zmiękczona uchwała w sprawie ofiar ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów na cywilnej ludności polskiej, (ale też żydowskiej, ormiańskiej, węgierskiej oraz na sprawiedliwych Ukraińcach, nieskłonnych do mordowania swych współmałżonków czy sąsiadów), realizuje właśnie ten postulat. I w żadnej mierze nie stanowi jakiegokolwiek ultimatum.

Bronisław Wildstein wie równie dobrze jak ja, że to nie od treści czy stylistyki uchwały polskiego sejmu, który upamiętnił wreszcie ofiary Wołynia i Małopolski, zależy przyjęcie przez naród ukraiński prawdy o okrutnym ludobójstwie popełnionym przez banderowskich szowinistów. Ukraińcy, przez dziesięciolecia karmieni fałszywą historią, najpierw sowiecką, później postsowiecką powinni teraz sami zająć się problemem dotarcia do wiarygodnej wersji własnych dziejów. Bez wątpienia sporą rolę mają tu do odegrania ich elity, bardziej może nawet przyszłe niż obecne. Ale sprzyjająca prawdzie historycznej postawa odpowiednich instytucji państwa oraz Cerkwi zdecyduje o realnym kształcie i tempie tego procesu.
 
*  
Obecne pokolenie Ukraińców nie ma z genocidum atrox niczego wspólnego, nie musi i nawet nie może przepraszać za Wołyń, tak jak żyjący potomkowie ofiar nie są władni udzielać nikomu przebaczenia za tych, których zdradzono o świcie. Kategorie skruchy, przeprosin, wybaczenia mają bowiem sens w bezpośredniej relacji sprawca-ofiara.  Ale jeśli stosunki między naszymi narodami mają się w przyszłości wreszcie jakoś sensownie ułożyć, to przed władzami państwowymi Polski i Ukrainy jest sporo do zrobienia.

Obywatele Rzeczypospolitej powinni się domagać ustawowego zakazu szerzenia w polskiej przestrzeni publicznej ideologii i symboliki banderowskiej, a także wszelkich przejawów kultu liderów banderyzmu. Przez analogię do zakazu upowszechniania ideologii nazistowskiej i komunistycznej. Upamiętnienie sprawiedliwych Ukraińców stanowiłoby również ważny krok w dobrą stronę. 

Nie czuję się natomiast uprawniony do formułowania zaleceń dla władz Ukrainy, jeśli nawet mam jakieś wyobrażenia w tym zakresie. Tym się powinni zająć sami Ukraińcy, im szybciej, tym lepiej. Bo postaci w rodzaju deputowanego Musija czy prezesa Wiatrowycza ukraińsko-polskich relacji z pewnością nie uzdrowią.

Formułując swe stanowisko w sprawie odnoszenia się Polski wobec Ukrainy i polemizując z Cywińskim, Wildstein przedłożył geopolitykę nad aksjologię. Wiem, że koncept polsko-ukraińskiego duopolu jest uznawany w niektórych środowiskach za rodzaj geopolitycznego dogmatu, utożsamianego wręcz z polską racją stanu. Abstrahując od swojej własnej oceny idei ewentualnej konfederacji tego rodzaju, chciałbym zauważyć, że geopolityczne konstrukty, dla stworzenia których zawieszano lub wręcz uchylano uniwersalną aksjologię, kończyły się katastrofą, najczęściej rzezią. Sądziłbym, że Bronisław Wildstein doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
 
 
6 sierpnia 2016  
 
http://wpolityce.pl/historia/303539-poza-spirala-oskarzen-zaden-zwlaszcza-walczacy-o-przetrwanie-i-tozsamosc-narod-nie-jest-gotowy-do-rozliczania-sie-ze-swoja-historia-na-wezwanie

http://wpolityce.pl/polityka/303486-z-bandera-na-oczach-w-konflikcie-na-tle-ukrainskiego-ludobojstwa-na-polakach-placimy-za-grzech-zaniechania-mowienia-prawdy

 
5
5 (4)

32 Comments

ro's picture

ro
Żal, że Bronisław Wildstein, którego podobnie jak Pan cenię za publicystykę (i za życiorys), poszedł ten jeden krok dalej w kwestii ukraińskiej. 
Z Ukrainą, jak z każdym sąsiadem, powinniśmy budować stosunki poprawne, a nawet - jeśli się da, dobre, choć nie za wszelką cenę, natomiast nie rozumiem tego uporu w kierunku sojuszu, czy - jak to się niektórym marzy - federacji, nawet jeśli w większym gronie.
Myślenie, że po zneutralizowaniu wspólnego wroga, jakim bez wątpienia jest Rosja, nastąpi stulecie braterstwa i współpracy wzajemnej, jest myśleniem życzeniowym, że nie powiem - naiwnym (to znaczy... jeżeli owo braterstwo i współpracę wzajemną ujmiemy w sowiecki cudzysłów, to tak).
Ukraina, która już się nauczyła, że może mieć od Polski poparcie bez jakichkolwiek "niewygodnych" warunków, po osiągnięciu obecnego celu zajmie się marginalizowaniem głównego rywala w sojuszu. 
Powie ktoś (na przykład Alchymista), że trzeba w takim razie budować silne państwo, z którym Ukraińcy będą musieli się liczyć. Słusznie. Tylko że jeśli uda się nam to silne państwo zbudować, to po co nam jakieś egzotyczne sojusze, w których będziemy musieli ścigać się o lepsze?

Mając w dodatku z tyłu głowy pamięć o 11 lipca...
Że niemożliwe? Że "nigdy więcej"? Że XXI wiek?
Żart.
alchymista's picture

alchymista
Potrzebujemy stabilnej i bogatej Ukrainy,nawet jeśli ta ukraina będzie od nas silniejsza. Stabilny sąsiad jest bardziej przewidywalny.

nota bene, zwróć uwagę, że słaba Ukraina powstrzymała nawałę rosyjską. Męczy mnie obawa, że nasza armia padłaby pod rosyjskimi ciosami w ciągu kilku dni. I Tobie polecam takową rekollekcyją.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
Potrzebujemy stabilnej i bogatej Ukrainy,nawet jeśli ta ukraina będzie od nas silniejsza.

No pewnie, bo przecież dzięki wielkiemu eksportowi żywności i dóbr na Ukrainę nasza gospodarka jeszcze jakoś dycha. Ponad milion Polaków może tam popracować, częściowo oficjalnie, częściowo na czarno. A dzięki Karcie Ukraińca nasza polska młodzież może zdobywać wykształcenie na renomowanych uczelniach Lwowa, Kijowa czy Stanisławowa :) Wreszcie mocne polskie lobby w ukraińskim parlamencie też przynosi wielkie korzyści biednej i nieposażnej Polsce...

Wiem, że Alchymista to magik od transmutacji złota w srebro. Ale w realu, to właśnie Ukraina potrzebuje polskiego wsparcia. I niestety za darmo, mimo okazywanej arogancji dostaje to wsparcie, które nam może się jeszcze czkawką odbić. Bo to my mamy broń Ukraińcom wysyłać, podczas gdy Stany Zjednoczone, które przecież w Budapeszcie suwerenność i nienaruszalność granic Ukrainie gwarantowały, wcale nie palą się do realizacji zobowiązań, by nie popsuć sobie stosunków z Rosją. Takie oto rady wciskasz tu bogobojnym blogerom Alchymisto :)

Potrzebujemy stabilnej i bogatej Ukrainy,

Nie, jeśli ktoś potrzebuje mocnej i bogatej Ukrainy, to tylko Ukraińcy, ale dzięki realizacji planów takich fantastów jak Alchymista, szanse na to mają coraz mniejsze.

My potrzebujemy mocnej, bogatej i stabilnej Polski.

Waldemar Żyszkiewicz

alchymista's picture

alchymista
I cóż mi po nich? Wygłaszanie "jedynie słusznych" poglądów, ba, moralizowanie, to czasem jakaś polska specjalność. świetny sposób na upokarzanie rozumu.

I nie można całej argumentacji opierać na szyderstwie, Panie Waldemarze. Ja się z takim wyszydzaniem spotkałem przy okazji ruskich trolli na salonie24 - po co to? Czy w ten sposób przekona mnie Pan do zmiany poglądów, czy tylko chce mnie Pan obrazić? A może jest w tym jakiś inny cel - prosze wyjasnić. Może chodzi Panu o moje zbawienie? Ale zdaje się, że w takim razie bardziej wskazane byłyby środki ze sfery ducha, a nie prawienie morałów.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
...wielkie słowa? Nie jest prawdą, że to Ukraina potrzebuje polskiego wsparcia i że je otrzymuje?

Panu z entuzjazmem godnym lepszej sprawy od dwóch lat agituje tu wszystkich za bezgraniczną miłością do Ukrainy. Oczywiście wolno Panu w te hasła wierzyć, wolno je powtarzać, ale proszę się nie dziwić, że bez jakiejkolwiek rzaczowej argumentacji one nie zachęcą do pójścia w Pańskie ślady.

Przeciwnie, powtarzanie wciąż tego samego może tylko znużyć. Buddysta powiedziałby, że jest Pan przywiązany do swoich słów. Ten typ solennej i emocjonalnej retoryki, charakterystyczny dla kaznodziejów, działa jedynie w sprawach wiary. Działa, bo to zachęta do Bożych spraw. Działa, bo jest wypowiadany z tzw. mocą. Natomiast entuzjazm rewolucyjny do spraw ściśle ludzkich szybko się wypala. Ot, co.

Może chodzi Panu o moje zbawienie? Ale zdaje się, że w takim razie bardziej wskazane byłyby środki ze sfery ducha, a nie prawienie morałów.

Oczywiście, że idzie i oto, ale sprawa wydaje się niełatwa :)  Nawet na poziomie świadomości językowej. Przecież 'prawienie morałów' to są jak najbardziej środki ze sfery ducha.

PS Co najlepsze, Pan sam to robi, czyli prawi (od-ludzkie) morały tyle że tego u siebie nie zauważa.
 

Waldemar Żyszkiewicz

Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
...że Panu ten tekst podejdzie, byłem jakoś intuicyjnie przekonany. Ale że specjalnego uznania u części innych Kolegów-blogerów z B&R nie zdobędzie też łatwo było przewidzieć :)

Obawiam się, że to całe nasze konsekwentne po 1989 roku wychylenie ku Ukrainie (herojam sława :(, to coś gorszego niż tylko zła ocena szans i możliwości przez kolejno rządzące Polską ekipy. Dla mnie to raczej dowód, że przez ten cały czas zainstalowana w III RP władza nie prowadzi niestety polityki samodzielnej, zgodnej wyłącznie z naszą racją stanu i dobrem wspólnym.

Utwierdza mnie w tym myśleniu brak chęci wyjaśnienia kilku podstawowych spraw (Jedwabne, Kraków, Rzeszów, Kielce, śmierć Księdza Jerzego i innych kapłanów, eliminacja posła Adwenta etc.), które szkodzą nam w wymiarze geopolitycznym właśnie. Zdestruowanie własnych możłiwości obronnych, praktyczna likwidacja armii oraz zbrojeniówki. I ośli upór przy dogmacie Giedroycia, który miał może pewien sens przy wojnie pancerniaków, ale przy hybrydowej już niekoniecznie. Pokora wobec Litwy i Ukrainy, głupia buta wobec Białorusi. To jest dopiero woda na młyn Kremla.

Więc powiedziałbym, że to nie tylko chciejstwo, ale dyktat agentury wpływu z kilku różnych kierunków.

Ukłony,

Waldemar Żyszkiewicz

alchymista's picture

alchymista
Moim zdaniem tej sprzeczności nie ma. Najwyższą wartością jest przetrwanie państwa polskiego. Można szukac różnych sposobów realizacji tej wartości. Jednym z nich jest postrzeganie wiekszej całości, Sarmacji, Rzeczypospolitej, jako lepszej i Wielkiej Polski. Z tego wynika wspieranie Ukrainy, nawet jeśli władze ukraińskie mają nas "w głębokim poważaniu". Wspieranie w takim zakresie, w jakim to jest możliwe.

Dalej w hierarchii wartości jest Wołyń. Zaproponowane przez Pana recepty sa słuszne i nie przeczą "pokusom geopolityki". (nota bene, jeśli geopolityka "kusi", to najwidoczniej musi być ona jakimś diabłem, ale to tylko moja nadinterpretacjawink).

I ostatnia kwestia. Wołyń nie może przesłaniać mało eksponowanego w Polsce faktu, że ukraińscy nacjonaliści walczyli przede wszystkim ze Związkiem Sowieckim. Oprócz eksponowania "sprawiedliwych" Ukraińców, należy sprawiedliwie podkreślać wkład Ukraińców w wojnę z Sowietami oraz długotrwały i heroiczny opór, który stawiali oddziałom NKWD. Zbrodnia nie przekreśla zasług i zasługi stwarzają okoliczność łagodzącą.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
Zapytałem raz ukraińskiego profesora historii o tę walkę z Sowietami. Konkretnie, ilu NKWD-zistów zabili, czy podobnie chociaż sto tysięcy jak Polaków na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Odpowiedział, że nie wie, bo nie było takich badań :)

Trwanie i jakość polskiego państwa jest wartością, ale najwyższą wartością (w co wierzą Polacy-katolicy) jest zbawienie duszy i osiągnięcie Ojczyzny wiecznej. Dlatego aksjologia jest ponad każdą polityką, w tym ponad tą najbardziej zdradliwą, haniebną i cyniczną, czyli geopolityką.

Ale gdy się nie wierzy w Boga, to wszystko jest możliwe: np. pogańskie ubóstwienie państwa lub ukraińsko-polskiego duopolu.
 

Waldemar Żyszkiewicz

alchymista's picture

alchymista
no niechże się Pan tak nie nadyma. Idźmy każdy swoją drogą, kochając Polskę i służąc tylko Polsce.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
gdy Pan pisał swój komentarz z 19:17? A trzeba było :)

no niechże się Pan tak nie nadyma. Idźmy każdy swoją drogą, kochając Polskę i służąc tylko Polsce.

Perswazje, apele, deklaracje, pohukiwania... Idźmy każdy swoją drogą. Za przeproszeniem, to Pan mi tu zrobił zajazd, nie ja Panu.

PS To, co nazwał Pan szyderstwem, to taka metoda dowodzenia nie wprost. Nazywa się reductio ad absurdum.

 

Waldemar Żyszkiewicz

ro's picture

ro
 "[...]ukraińscy nacjonaliści walczyli przede wszystkim ze Związkiem Sowieckim"

"Niemieccy nacjonaliści" też walczyli ze Związkiem Sowieckim, i to jeszcze bardziej, niż ukraińscy.
alchymista's picture

alchymista
jest drobna różnica. Naziści nie walczyli o niepodległość Niemiec, tylko o stworzenie imperium nazistowskiego w oparciu o naród niemiecki. Inaczej mówiąc naziści nie byli nacjonalistami.
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
...obywatele RP, wymordowali dziesiątki tysięcy swych współobywateli etnicznie odmiennych na terytorium Rzeczypospolitej okupowanym w tym czasie przez Niemcy. Więc można tu mówić o dywersyjnej antypolskiej irredencie jednej z mniejszości narodowych II RP. 
 

Waldemar Żyszkiewicz

Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
...na żarliwe słowa polemisty:

Potrzebujemy stabilnej i bogatej Ukrainy,nawet jeśli ta ukraina będzie od nas silniejsza.

Ciekawy byłbym, jakie 'my' kryje się za tą potrzebą bogatej i nawet silniejszej od nas Ukrainy :)

Pozdrawiam,

Waldemar Żyszkiewicz

ro's picture

ro
Zauważyłem ten postulat, ale nie wyciągam z niego żadnych personalnych wniosków.

Swego czasu w szkole średniej podczas "przerabiania" Antygony pani profesor zrobiła podział na role. Mnie przypadła rola Kreona, z której wywiązałem się tak, że kilku kolegów (klasa była męska) przekonałem, że Kreon był postacią tragiczną i musiał zrobić to, co zrobił. 
Potem musiałem przepraszać i tłumaczyć się, że wcale tak nie uważam...
angel 
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
...znacznie bardziej wielkoduszny i cierpliwy ode mnie :)

Rozumiem, że można się dać uwieść jakiemuś konceptowi, ale dziwi mnie, gdy osoba rozsądna wydaje się po prostu nie dostrzegać różnicy między nieufundowaną na żadnych konkretach agitacją a opartą na faktach argumentacją.

Powiedzmy, że natrętne perswazje mediów Sakiewicza są w stanie ustrukturować myśłenie naszego polemisty, choć w moim odczuciu takie założenie wydaje się cokolwiek obraźliwe dla Alchymisty, ale nie uwierzę, że analogicznie dał się zwieść w tej samej kwestii Bronisław Wildstein. To chyba jednak zbyt tęga głowa. A zatem istnieje pewnie jakieś inne wytłumaczenie...

PS Pięknie Pan zauważył głęboką metamorfozę negacjonizmu: przez dekady nazistów, czyli narodowych socjalistów nie uważano za socjalistów, a teraz - w nowych okolicznościach przyrody - według części obserwatorów sceny politycznej przestali oni być nacjonalistami :)
 

Waldemar Żyszkiewicz

Katarzyna's picture

Katarzyna

Potrzebujemy stabilnej i bogatej Ukrainy,nawet jeśli ta ukraina będzie od nas silniejsza.

Przyznam, że zdanie w komentarzu  rozbawiło mnie troszkę. Niech mi to Szanowny Alchymista wybaczy.  ;-)
Nam nie tyle potrzebna Ukraina silna czy słaba, ile państwo oddzielające nas od Rosji.
Ukraina to państwo strategiczne w geopolityce zarówno dla Rosji jak i USA, Turcji, czy Niemiec, o biznesie już nawet nie warto wspominać.

I temu została podporządkowana polityka polska; wyrwać Ukrainę z łap rosyjskich, pokazać zainteresowanym, że bez nas nie da się konfliktu roziwązać. 

Redaktor Wildstein powtarza więc mantrę, którą kupiliśmy wszyscy, a oligarchowie ukraińscy  chętnie ją podchwycili, a Rosja wykorzystuje.
Znaleźliśmy się w potrzasku między słusznym domaganiem się uchwały nazywającej zbrodnie UPA ludobójstwem, a tzw. polityką korzyści, która okazała się złudą i to z winy polityków Ukrainy, a naszego braku rozeznania, jakie siły wewnątrz Ukrainy działają.

Najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie czy sami Ukraińcy naprawdę chcą niepodległego państwa i w jakich granicach i w jakich sojuszach?
Potem zapytajmy, jak to się dzieje, że neobanderowcy, mający kilkuprocentowe poparcie w społeczeństwie tak podobają się politykom Ukrainy?


Oczywiście, nie kuszę się nawet, by na nie odpowiedzieć, bo za mało wiem. Jednego jestem pewna; bardzo dobrze się stało, że wreszcie uchwała została podjęta. Pałeczka jest teraz po stronie Ukraińców; albo chcą wolnej Ukrainy, albo tylko udają.
Nie powinno być tak, że polityka nasza przez 26 lat jest zakładnikiem państwa, które nie może się zdecydować  czy chce być wolnym, czy tylko "trochę"wolnym.
To Ukraina powinna zabiegać, by szumowiny rezunów nie psuły im stosunków sąsiedzkich.

Czy z tego powodu stracimy? Ja odwracam dziś pytanie; czy gdybyśmy nadal słuchali rad w stylu red. B.Wildsteina zyskalibyśmy to, na czym nam najbardziej zleży, na odsunięciu od polskiej granicy Rosji?

Pozdrawiam
Katarzyna
Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
Nam nie tyle potrzebna Ukraina silna czy słaba, ile państwo oddzielające nas od Rosji.

Nie uważam takiego stawiania sprawy za dobry pomysł, z kilku względów. Primo, mówienie wprost, że kogoś: osobę, wspólnotę, naród, państwo traktujemy instrumentalnie, nie jest zbyt dyplomatyczne. Secundo, ujawnianie, że sąsiednie państwo/państwa jest/są nam z jakichś względów niezbędne, jest równoznaczne z odsłanianiem miękkiego podbrzusza. Tertio, Giedryciowy koncept buforowego pasa między Polską a Rosją jest dziś znachronizmem, bo całkiem inaczej prowadzi się wojny i mając stosowne środki przenoszenia można nawet nuke'em all z całkiem sporej odległości. Quarto, jaki bufor daje nam Ukraina, jeśli istnieje np. przesmyk suwalski?

I temu została podporządkowana polityka polska; wyrwać Ukrainę z łap rosyjskich, pokazać zainteresowanym, że bez nas nie da się konfliktu roziwązać.

Wyrwanie Ukrainy z łap rosyjskich? Jakimi siłami i w jaki sposób? Ukraina tego nie chce, Niemcy tego nie chcą, Stany tego nie chcą i główny zainteresowany Ukrainą tego nie chce, o Rosji nawet już nie wspominając. Kto i co może komu pokazać, ujawnił tzw. format normandzki. Podbijanie mocarstwowej dumy Polaków miało jedynie na celu zachęcenie nas do dostarczania tam broni, której nie chcą (oficjalnie) dostarczać inni. Tu już powinny rozlegać się syreny alarmowe!

to, na czym nam najbardziej zleży, na odsunięciu od polskiej granicy Rosji

Przesuwanie Rosji, jak nawet taka Litwa czy Ukraina lekceważą nasze państwo? Nie, nie mamy przsuwać nigdzie Rosji, lecz wzmocnić nasze własne środki obronne oraz odtworzyć suwerenne państwo, tak by zniechęcić każdego potencjalnego agresora do zaczepienia RP. Umiesz liczyć, licz na siebie - to powinna być dewiza naszej własnej, prawdziwie suwerennej polityki. W tym, zmiana polityki wobec Białorusi. Cała nasza polityka wschodnia od dwudziestu lat jest szkodliwa i przeciwskuteczna.

Pozdrawiam,

Waldemar Żyszkiewicz

Katarzyna's picture

Katarzyna
Panie Waldemarze,
mam przez Pana problem ;-), bo albo Pan ma rację, albo Ci, którzy patrzą wzorem Giedrojcia i Zbigniewa Brzezińskiego na Ukrainę jako na klucz rozwiązania geopolitycznych problemów, zwłaszcza w Europie.
Nie będę się spierać czy to aktualne i sensowne, ale nie lekceważyłabym konieczności ustalenia polityki wobec Ukrainy.  Oczywiście nie takiej, jak do tej pory. Tak bowiem sobie myślę, że dla Putina Ukraina jest bardzo ważna, więc pora, abyśmy ustalili dlaczego.
Jeśli jest tylko pretekstem, to czas by pretekst jeśli nie zlikwidować, to zminimalizować, a jeśli co innego, to też powinniśmy wiedzieć.

To, o czym Pan pisze realizują Niemcy; Krym? E, nie będziemy przeszkadzać.
Donbas? Najpewniej będzie tak samo. W poprzek staje tylko USA, bo ma swoje interesy wpływów w Azji i na Bliskim Wschodzie.
Polska? Och, przez nią same kłopoty.
Ma Pan rację, trzeba  "...wzmocnić nasze własne środki obronne oraz odtworzyć suwerenne państwo". Budować suwerenne państwo to oznacza jednak skuteczną politykę międzynarodową, w tym wobec Ukrainy.

Z Pana tekstu wynika, że powinniśmy pozwolić, by Rosja zrobiła porządek z Ukrainą. Byłby to straszny błąd. Ukraina nie jest dla Rosji celem samym w sobie, lecz kolejnym etapem polityki imperialnej.

Co do granic; no cóż łatwiej jednak bronić przesmyku suwalskiego niż tysiące kilometrów granicy, o czym przekonuje się Ukraina.
Pozdrawiam
Katarzyna

 
alchymista's picture

alchymista
Obawiam się, że Pani rzeczowe argumenty nie doczekają się odpowiedzi Autora tekstu.

Albo też po raz kolejny stwierdzi, że gdzieś już je słyszał i że nie ma sensu powtarzac w kółko tego samego, co zresztą do Niego samego też się odnosi, no ale - niech będzie, że to w moim oku jest belka.

Postulat istnienia silnej Ukrainy wydaje się Pani śmieszny? Argument za tym wynika z potrzeby zrównoważenia sił Rosji w regionie. Rosja - choć słaba w skali globalnej - jest jednak zbyt silna dla każdego kraju europejskiego z osobna. W starciu z takim Goliatem nie można liczyc na kraje słabe, czyli takie, jakim jest obecnie Ukraina, Polska, czy Białoruś. każdy z tych krajów jest skazany na wielkość albo na upadek. Do wielkości można dojść albo przez reformy wewnętrzne albo przez sieć sojuszy. Korzystniej byłoby, gdyby Ukraina swoją siłę zawdzięczała sojuszowi z Polską, ale jesli inaczej się nie da, wolałbym miec na południowo-wschodniej granicy za sąsiada silną i bogatą Ukrainę, niż jakąkolwiek Rosję.

Rosyjskie "deeskalujące uderzenie jądrowe" o którym w istocie pisze Pan Waldemar jest poważnym zagrożeniem. Dlatego właśnie albo Ukraina, albo Polska będzie musiała podjąć trudną i niebezpieczną decyzję o posiadaniu broni atomowej. Boli mnie, że Ukraina, choć groziła tym od 2014 roku, jeszcze nie wyprodukowała broni atomowej, mając przecież wszelkie warunki ku temu. Bezcenny czas jest marnowany. Pytanie, czy Polska go wykorzysta.
Katarzyna's picture

Katarzyna
Na marginesie naszej dyskusji.
Przeczytałam właśnie wywiad z Małgorzatą Gosiewską, niestety w onecie, więc nie linkuję. W moim przekonaniu jej ocena stosunków polsko - ukraińskich jest bardzo trafna.
Jest tam taki fragment:

Jedna rzecz jest bezwzględna - geografia. Ukraina jest naszym sąsiadem. Mamy ją po drugiej stronie granicy i tego nie zmienimy. Wrogą postawą możemy sprawić, iż będziemy mieli jako sąsiada Rosję albo kraj jej sprzyjający, z korupcją jako nieodzownym elementem tamtego systemu, wrogością itd. Jaki mamy wybór? Możemy naprawdę nie kochać Ukrainy i Ukraińców, ale musimy rozumieć, że dobre relacje z tym sąsiadem są naprawdę w naszym interesie narodowym.

I tu problem, o którym właśnie rozmawiamy.
Czy silna Ukraina? Chyba nie za naszego życia. Pamiętajmy jednak o tym, że zanim to 50 mln państwo okrzepnie, powinniśmy zbudować silne relacje, bo może być tak, że bliżej Ukrainie będzie do Niemiec jak do Polski. Nie należy też lekceważyć obserwacji i wniosków nie żyjącego już, a u nas przemilczanego Wiktora Poliszczuka.
Ważne, by Ukraina jako państwo przetrwało i okrzepło, ale to sami Ukrińcy muszą wreszcie odjrzeć do własnego państwa. Nie udało się za Piłsudskiego i Petruli zrobić krok ku budowie państwa, może teraz im wyjdzie.
 

Waldemar Żyszkiewicz's picture

Waldemar Żyszkiewicz
Owszem, Kolega bloger Alchymista uważa, że każdy kto nie podziela opinii, że młodzi Polacy powinni się żenić głównie z Ukrainkami, sprzyja Putinowi... Ale proszę nie iść tą drogą :)

Z przekonania o realnej dziś politycznej niemocy Polski w sprawie Ukrainy nie wynika wcale przyzwolenie dla Putina,  żeby zrobił z Ukrainą  porządek po swojemu...

Jeśli Pani z mojego poprzedniego komentarza wyczytała sugestię, że należy pozwolić Rosji zrobić porządek z Ukrainą, to znaczy, że wyraziłem się nie dość jasno lub zbyt lapidarnie.

Widzę więc, że nie obejdzie się bez wykładu, którego chciałem uniknąć, bo istotnie zgodnie z zasadą sapienti sat nie lubię powtarzania tych samych zdań, opinii czy analiz po wielekroć.

PS Byłem w plenerze poza siecią, stąd opóźnienie.

Pozdrawiam,  

Waldemar Żyszkiewicz

Katarzyna's picture

Katarzyna
Temat bardzo aktualny, a ja jestem  żywo nim zainteresowana, czekam więc na wykład z niecierpliwością:-)
Pozdrawiam
Katarzyna
alchymista's picture

alchymista
Tak, istotnie kolega alchymista postulował małżeństwa polsko-ukraińskie i sądze, że przy tej rzeszy uchodźców jego przewidywania (i zarazem postulat) się sprawdzą.

Cieszę się, bo z wielu moich przewidywań akurat to jest dobre dla Polski i dla szerzej rozumianej Sarmacji. Można by rzec, że Putin przygotowuje nam grunt pod przyszły silny sojusz z Ukrainą i lepsze rozumienie potencjalnego sojusznika, jego wszystkich zalet, wad oraz i fobii. małżeństwa mieszane są do tego lepszą drogą, niż nawet najlepsza szkoła dla dyplomatów.

Martwi mnie, że na dzisiejszej defiladzie był tylko poczet sztandarowy z Ukrainy - a powinien byc co najmniej jakiś pluton lub kompania. no ale teraz kazdy żołnierz im jest potrzebny. Litwini przysłali wiekszą reprezentację...
ro's picture

ro
Mówienie, że - nie tylko Polsce,  ale jakiemukolwiek państwu (z perspektywy tego państwa) potrzebny jest silny sąsiad, jest cokolwiek ryzykowne. To jest prośba o protektorat.
Zdaje się, że mąż Anny Applebaum wzdychał w tym tonie do Berlina, a Towarzysze w rodzaju towarzyszki, która w czynie społecznym umyła popisany nagrobek Bieruta, nie przestali marzyć w ten sposób o Rosji. Sądzę, że znalazłoby się paru "jagiellonów", którzy chętnie uczyniliby taki ukłon w stronę Kowna.
Nie! Polsce jest potrzebna słaba Ukraina, słaba Litwa, słabe Czechy (jeszcze słabsza Słowacja) ale przede wszystkim słabe Niemcy i słaba Rosja (jeśli ktoś powie, że powinienem był najpierw wymienić Rosję, a dopiero potem Niemcy, to nie będę się spierał).  

 
Katarzyna's picture

Katarzyna
Jesteś prawie nacjonalistą, ;-)  a ja prawie zgadzam się z Tobą.
Rosja czy Niemcy słabe to i tak zagrożenie dla nas, bo polityka imperialna polega na tym, by leczyć słabości kosztem innych.
Ukraina słaba wkrótce przestanie istnieć. Właśnie teraz Putin szykuje się do wojny. I to nie jest dla nas dobra wiadomość. Co do pozostałych krajów w naszym regionie to chyba polityka powinna polegać na szukaniu wspólnych interesów.
ro's picture

ro
Prawie nacjonalista - to komplement! laugh
Oczywiście nie dopowiedziałem, że chodzi mi o słabość sąsiadów względem Polski. angel

Czy Rosja szykuje się do wojny? Myślę, że ona robi to ustawicznie, tylko czasem daje sobie trochę na wstrzymanie.
Ale jeśli istotnie rozpocznie podbój Ukrainy (z przyzwoleniem Turcji - bo chyba temu miały służyć "wspólne zdjęcia" panów E. i P.), to Ukraińcy będą mogli sami sobie podziękować. Jak słusznie zauważyłaś: sami nie wiedzą, czego chcą. 
Jak Geremek na schodach.

Jeśli Ukraina przestanie istnieć, to istotnie będzie to dla nas nieciekawa sytuacja, ale nie tak strasznie: Rosja z konfliktu wyjdzie poobijana, a dla Polski i innych krajów graniczacych z Ukrainą będzie to czas, by pomyśleć, jak skutecznie funcjonować bez ukraińskiego "bufora". Jeśli nie uda się "od jednego zamachu" całkowita pacyfikacja dawnej republiki, to Rosja będzie dłuższy czas zajęta sprawami "wewnętrznymi".
Jeśli jednak Ukraina się obroni, to też powieje optymizmem, bo może w Rosji nastanie długo oczekiwana Wielka Smuta, taka z prawdziwego zdarzenia.
Minusem tego drugiego wariantu będzie wzrost znaczenia Ukrainy, co dla Polski raczej korzystne nie będzie. Tu uwaga: wzrost znaczenia U. będzie niekorzystny zarówno dla Polski "wspierającej", jak i "powściągliwej".
alchymista's picture

alchymista
O dziwo nasze przewidywania są podobne. Rosja już stoi na krawędzi smuty. nie chodzi mi bynajmniej o kiepskie wyniki ekonomiczne - Rosjanie moga jeść trawę. Nie, chodzi o zachwianie autorytetu chana.

O wolności nasi przodkowie mówili, że jest jak słoń - gdy raz upadnie, podnosi się z najwyższym trudem. O tyranie bym powiedział, że gdy raz upadnie, nie podniesie się nigdy.

Aby dostarczyć Panu Waldemarowi kolejnych dowodów mojego szaleństwa (względnie złej woli), przytoczę wizję, którą zobaczył pewien strażnik na murach Kremla tuż przed wielką smutą w początkach XVII wieku.


...w powietrzu przejechała kolasa zaprzężona w szóstkę koni. Siedział w mniej Polak, który mijając Kreml trzaskał biczem i krzyczał tak przeraźliwie, że wielu wartowników uciekło ze strachu na pokoje...

Dextera Domini fecit virtutem.

Katarzyna's picture

Katarzyna
Dzięki za wyjaśnienia.Teraz nie prawie, ale w pełni podzielam Twoją opinię. :-) I tak sobie tę Twoją prognozę chowam do mojego schowka z opiniami, bo jestem ciekawa czy dobrze oceniamy sytuację. Czas pokaże.
Pozdrawiam
Katarzyna

Więcej notek tego samego Autora:

=>>