„Kamienie na szaniec” to film o zwykłych, młodych ludziach, którzy mają ideały. Opowieść bez patosu. Bohaterowie stają w obliczu śmiercionośnej wojny, giną ich koledzy, a oni muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, co z tym zrobić – mówi w rozmowie z PCh24.pl Robert Gliński, reżyser filmu „Kamienie na szaniec”.
Po co w ogóle robić film o przyjaźni? To nie jest nudny temat?
- Ja myślę, że dzisiaj bardzo ważny.
A dlaczego?
- Bo chorobą współczesności jest samotność. Bohaterowie, których łączy przyjaźń, silny imperatyw wzajemnej pomocy za wszelką cenę powinni, wbrew pozorom, trafić do młodego widza. Relacja pomiędzy „Rudym” a „Zośką” to w sensie fabularnym relacja westernowska. Szeryf „Zośka” musi odbić trzymanego przez bandytów – czyli gestapo – „Rudego”. Musi to zrobić za wszelką cenę. Nie ma broni, nie ma pozwolenia dowództwa żeby tę akcję przeprowadzić. Wie też, że „księgowy bilans” tej akcji będzie ujemny, to znaczy więcej osób zginie niż uda się uratować. Ale ocenia, że w imię przyjaźni warto taką akcję przeprowadzić.
Kiedy zaczynał Pan pracę nad „Kamieniami na szaniec” był przekonany, że w tym „osamotnionym” społeczeństwie da się sprzedać podobną opowieść?
- Tak. Myślę, że kończy się już epoka fascynacji pieniądzem, a do głosu zaczynają dochodzić ideały. Przed „Kamieniami…” zrobiłem dwa filmy: „Cześć, Tereska” i „Świnki”. Pierwszy pokazywał młodych ludzi w epoce postkomunistycznej: biernych, samotnych, noszących poczucie odrzucenia i jednocześnie ogromną a niespełnioną chęcią nawiązania kontaktów z innymi ludźmi. To były odczucia charakterystyczne dla pewnego okresu w najnowszej historii Polski. Z kolei „Świnki” to film ukazujący postawę zupełnie inną: wszystko mogę, najważniejszy jest pieniądz, gadżety, czyli wszystko to co mam. Bohater „Świnek” zostaje prostytutką, oddaje się niemieckim pedofilom dla zysku.
Czas pogoni za tym co materialne powoli jednak się kończy i wchodzimy w epokę, w której główną wartością są ideały. Oczywiście te ideały mogą być różne. Z jednej strony mamy młodzież, która jedzie na pola lednickie by spotkać się Bogiem, z drugiej dresiarzy – ci też mają swoje ideały. Ludzie szukają więc dzisiaj czegoś więcej niż gadżetu czy pieniądza.
Film „Kamienie na szaniec” opowiada o formacji młodzieżowej z odległego już – patrząc z perspektywy młodego pokolenia – okresu, ale pokazuje ludzi mających ideały, które dzisiaj są bardzo poszukiwane. Bohaterowie „Kamieni…” mają wartości i spierają się o nie, bo przecież nie myślą tak samo, choć niewątpliwie są do siebie podobni. Chcieli walczyć z okupantem, ale mieli różne koncepcje tej walki. Największy bodaj spór wśród członków „Szarych Szeregów” toczył się wokół problemu odbierania życia drugiemu człowiekowi. Zabijać czy nie zabijać? Te spory były fantastyczne. Na przykład „Alek” był szalenie odważny, brawurowy, ale nie mógł zabijać…
…w przeciwieństwie do „Rudego”, który w swoim sumieniu rozstrzygnął tę kwestię i nie miał problemu ze strzelaniem do wroga.
- Tak, ale najciekawsza była postawa „Zośki”. On brał na siebie obowiązek zabijania, by zdjąć ten ciężar z ramion kolegów. Poza tymi poważnymi sprawami to byli też normalni, fajni chłopcy. Dla niektórych taka konstatacja może być zaskoczeniem, bo wielu – patrząc tylko przez pryzmat książki Aleksandra Kamińskiego – postrzega ich jako postacie pomnikowe.
Rozumiem, że „Zośka”, „Rudy” i „Alek” mają być postaciami bliskim współczesnemu odbiorcy. W jaki sposób odarł ich Pan ze spiżu?
(...)