Wspólnota węgla i stali czyli Tusk z Czarneckim na czele

 |  Written by Rosemann  |  0
Dziś wśród spraw wewnętrznych najważniejszą była, a przynajmniej powinna być, gdyby nie niesławne acz tajemnicze, chadeckie reklamówki z hajsem, sprawa naszego czarnego złota, które zalega na hałdach bo nie opyla się go kopać, wywozić na powierzchnię  a już najbardziej kupować.
Można sobie z tego żartować do woli, ale nie zmieni to faktu, że problem, wbrew masie mądralów, pouczających o „rachunku ekonomicznym”, wykracza znacznie poza kwestie kosztów, popytu i podaży. Tak bardzo wykracza, że w jakiś sposób łączy nawet najbardziej ze sobą powaśnionych.
Miałem okazję osobiście i dość boleśnie się o tym przekonać. Z okazji nie skorzystałem i moje szczęście.

Pierwszy był kolega z Salonu24 i innych miejsc w sieci, pan Ryszard Czarnecki, który pofatygował się do radioodbiornika, by pogwarzyć z tamtejszym redaktorem o problemach Śląska i potrzebach węglowego górnictwa. Jego wywiad, szczególnie w części poświęconej wspomnianej tematyce, można skomentować jednym zdaniem. „Po kiego chwosta, lazłeś tam Pan, skoro pojęcia nie masz o tym żadnego?”. Ale to byłoby zbyt niski wymiar kary dla polityka, którzy popisał się katastrofalną ignorancją w sprawach programowych swej partii, w szczególności w propozycjach adresowanych do górników. W wersji Czarneckiego ów program sprowadza się do tego, że Tusk to szkodnik. To oczywiście wie prawie każdy i jest to bez wątpienia zbyt słaby argument, by się nim okazywać przed wyborcami. Prawdę powiedziawszy PiS powinien natychmiast wykreślić pana Czarneckiego z wszelkich list, na które został on wpisany, a w jego miejsce wpisać redaktora z radioodbiornika, który dowiódł, że program tej partii zna lepiej niż jeden z jej najbardziej prominentnych polityków.
Ale myli się każdy, kto pomyśli, że w sprawie naszego węgla i górnictwa najbardziej mną wstrząsnął dziś pan Czarnecki. On zirytował mnie tylko i zniesmaczył. Ktoś inny omal nie przyczynił się do mojego niespodziewanego, śmiertelnego zejścia. Ten sam radioodbiornik, gdy byłem w drodze powrotnej, wyemitował wypowiedź Prezesa Rady Ministrów, pana Donalda Tuska, który oświadczył, że „górnicy mają więcej racji niż zazwyczaj”. Wtedy to omal z wrażenia nie wpadłem wraz z mym niczemu nie winnym autem na drzewo bo nieco wcześniej usłyszałem, jak górnicy stwierdzili, że z rządem (Rada Ministrów) należy rozmawiać siłą.

Oczywiście wiem, że Donald Tusk wcale nie ma zamiaru stanąć ramię w ramię z Piotrem Dudą, niczym ten archetypiczny robociarz z pierwszego planu obrazu Stanisława Lentza „Strajk”, prężąc jak tamten swe imponujące i powiązane w węzły żyły na spracowanym przedramieniu. On miał oczywiście na myśli, że ci górnicy maja rację, o ile mówią o Kompanii Węglowej. W kwestii rządu nie wypowiadał się. Wiem też oczywiście, że Donald Tusk nie cierpi na przypadłość, właściwą pewnym ludom prymitywnym, u których do dziś nie wpadli na to, że ciąża ma jakiś związek z wcześniejszymi namiętnościami i przyjemnościami. I nie jest na tyle nieświadom faktu, że problemy Kompanii Węglowej jakoś wiążą się z poczynaniami jego ekipy.

Myślę natomiast, że Donald Tusk, który kiedyś skwitowałby Dudę jakimś smakowitym bon motem ze swej przepasanej skarbnicy przejawów osobliwej kultury bycia, dziś jest człowiekiem w nieomal na skraju złamania nerwowego. Zdającym sobie coraz bardziej sprawę, że materiał, którego giętkość od lat testuje, jest bliski pęknięcia.

Jeszcze wczoraj wydawać się mogło, że on i jego partia półgębkiem ledwie przejdzie do porządku nad sprawą reklamówek z kasą. Że starym zwyczajem rzecz załatwią na zasadzie

„Jedzą, piją, lulki palą, Tańce, hulanka, swawola; Ledwie karczmy nie rozwalą, Cha cha, chi chi, hejza, hola!”

Zamiast tego dziś Tusk spowiadał się ze zbolałą miną ile ma w posiadaniu metrów kwadratowych, w jakiej lokalizacji i jak się ich dorobił. Słowem przewidywana giętkość materiału w tym przypadku  została przez speców Premiera oceniona zbyt optymistycznie. A dziś musiała wzbudzić już nie obawy a chyba wręcz panikę. Wnoszę to z ilości przywołań PiS-u przez redaktora Morozwoskiego i jego interlokutorów w kolejnych rozmowach na temat chadeckiej kasy i liberalnych reklamówek. Najzabawniej było zaś, kiedy Morozowski, chcąc podważyć wiarygodność „Piskorza” przypomniał, że ów kupił od jakiegoś nieświadomego antykwariusza po cenie złomu i makulatury istne antyczne cymesy zaś antykwariusz, jedyny świadek transakcji, szybko, jakby z życzliwości do Piskorskiego, zwinął się z tego łez padołu, obecny przy tym Rozenek rzucił do Morozowskiego, że to co ten mówi jest „pisowskie”.  To było mocne. „Pisowski” Morozowski!

Oczywiście Piskorskiemu nie mam powodów wierzyć. Przynajmniej jeśli chodzi o intencje bo zaufania nie budzi on nie tylko za sprawą swej niezwykłej passy z przeszłości ale też przez to, że tak długo ów wstydliwy dla całej sceny politycznej a dla obecnej władzy wręcz nokautujący fakt sobie przypominał. Za nic jakby mając to, że narodem, któremu tak usilnie od jakiegoś czasu zamierza służyć, od ładnych kilku lat rządza goście z przeszłością godna cygańskich mafiosów szóstego sortu.

Tym bardziej nie mam zamiaru współczuć Tuskowi, bez względu na to jak mało prawdy jest w cudownie odświeżonej pamięci Piskorskiego. Tusk ja najbardziej na to, co od swego dawnego kumpla teraz dostaje zasłużył i zapracował. Tak cudownym odnalezieniem pani Jaruckiej, która też miała nagłe przebłyski pamięci jak też przypomnieniem sobie po wielu, wielu latach i po nie tak odległym spijaniu sobie z dzióbków z „naszymi przyjaciółmi z PiS-u” jak go Kaczyński w ustronnym miejscu, gdzie nikt ich nie widział, więc nie byłby w stanie ani pomóc ani, tym bardziej świadczyć, zamierzał sprzątnąć z broni palnej.

Wracając do meritum nie zdziwię się, jak któregoś dnia Premier faktycznie stanie na czele antyrządowych protestów. On natomiast nie pojmie czemu usłyszy wtedy „spadaj gadžo”

Edit img SK  http://www.prsw.pl
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>