Kiedyś, bardzo dawno temu, było mi szkoda Ludwika Dorna i nie podobało mi się, że jest tak mocno atakowany przez kolegów z PiS. Był wtedy wrzesień 2008, a ja w Salonie24 opublikowałem tekst pod tytułem „Cień Kaczmarka” – kto chce, sobie znajdzie, dziś sam się sobie dziwię. Cóż, nie jestem jednak żadnym Zychowiczem blogosfery, potrafiącym polecieć w przeszłość i wrócić. Mógłbym co prawda zalogować się do s24 i zmienić stary tekst, ale hołd Orwellowi wolę oddać w jakiś inny sposób. Część osób wtedy dziwiła się razem ze mną, inna dziwiła się, że my się dziwimy i tylko w niechęci do Kaczmarka byliśmy w sumie zgodni.
Później Dorn miotał się od ostrej krytyki PiS (ostrzejszej chwilami, niż PO, już w czasach Polski XXI czy jak tam się to nazywało) do pretendowania do miana „przyjaciela ludu pisowskiego”. Co ciekawe, to właśnie występując w tej ostatniej roli Dorn wyleczył mnie z resztki złudzeń. Na początku czerwca 2011 miałem nieprzyjemność uczestniczyć w zwołanej przez Dorna imprezie „w obronie matoła”, na której w imieniu gnębionych za polityczne hasła kibiców żenujące piosenki śpiewał Andrzej Rosiewicz. Idealny plan dotarcia do młodzieży nie wypalił, chyba, że coś przegapiłem, gdy mocno zawstydzony tym, co zobaczyłem i usłyszałem poszedłem na swój autobus.
W tekście z 2008 roku pisałem jeszcze, że „(Dorn) zachował się najbardziej lojalnie ze wszystkich byłych współpracowników, którzy odeszli, bądź zostali usunięci z partii”. Że powrotów nie będzie, zobaczyliśmy razem z Markiem D., gdy jako reprezentacja Niepoprawnych i Niepoprawnego Radia udaliśmy się na pogrzeb Jacka Maziarskiego. Byli na nim obecni i Ludwik Dorn, i Jarosław Kaczyński, a jednak obaj robili wszystko, by tego drugiego nie widzieć. Pożegnanie przyjaciela nie stało się impulsem do żadnej interakcji. Później, jak wspomniałem, doszło do krótkiego ocieplenia relacji, jednak ostatnie lata to pasmo Dornowej żebraniny o przytulenie. Nie udało się z prezydentem Komorowskim, udało się z Platformą. Już po głosowaniu w sprawie wotum zaufania dla Donalda Tuska o byłym polityku PiS pisałem trochę inaczej: „żałosny Ludwik Dorn, który mówił tak, jakby uczestniczył we wszystkich platformerskich libacjach poprzedniej nocy i na każdej z nich sobie niczego nie odmawiał. Dorn dał do zrozumienia, że bardzo by chciał znaleźć jakąś formę pettingu z rządem, bo na klasyczne współżycie szans nie jeszcze widzi. To logiczna kontynuacja ostatnich wypowiedzi Dorna, w których poseł wraca do atakowania Jarosława Kaczyńskiego jako wroga nr 1. Szkoda, ale jakby coraz mniejsza.”
Udało się z Platformą tonącą, której szefową Dorn krytykował mocno jeszcze niedawno. Ba, którą właściwie krytykuje nadal, choć widzi w niej właśnie jedyną szansę na zmianę. Czytając dzisiejszą rozmowę z wpolityce.pl odniosłem wrażenie, że obserwuję feceta, który bardzo mało już rozumie z tego, co się dookoła dzieje a jedynym, co jeszcze trzyma go przy życiu jest wiara, że ktoś zacznie go słuchać. I za taką obietnicę właśnie wyszedł na środek sceny, trzymając w rękach widzialną chyba dla każdego tabliczkę z napisem „Kopnij mnie w dupę”, czym zebrał porcję rachitycznych oklasków. W oczach dawnych sympatyków (oczywiście poza niezawodną w takich sytuacjach Kataryną, która napisała o wypychaniu z PiS największych tytanów intelektu) Dorn upadł ostatecznie, zaś zwolennicy Platformy umiarkowanie potrzebują, by kolejny znienawidzony pisowiec pisał program ich partii. Partii, której dzisiejsze twarze to twarze IV RP – i bądź tu człowieku mądry, niczym pan Michał Mazowiecki, który stojąc obok Dorna mówi, że dwa lata rządów PiS powtórzyć się nie mogą. Tak.
Media co prawda pilnują, by ludzie żyli raczej ręką prezydenta, rzekomo niepodaną Ewie Kopacz (funcyjni na Twitterze zresztą zupełnie wprost piszą, że to sprawa poważniejsza niż jakieś tam rozmowy Kwiatkowskiego), ale coś tam do nich dociera. Wyborcy Platformy zaś niekoniecznie chcą się cieszyć razem z Adamem Szejnfedem, że partia jest tak szeroka, że przyjmie każdego. Problem w tym, że w takiej sytuacji coraz trudniej o amatorów, coraz łatwiej zaś o wizerunek kompletnej desperatki, co to nawet z toną makijażu i za ćwierć rynkowej stawki. Platforma i Dorn pasują więc do siebie, ale chyba tylko najwięksi fani będą chcieli na to patrzeć.
Później Dorn miotał się od ostrej krytyki PiS (ostrzejszej chwilami, niż PO, już w czasach Polski XXI czy jak tam się to nazywało) do pretendowania do miana „przyjaciela ludu pisowskiego”. Co ciekawe, to właśnie występując w tej ostatniej roli Dorn wyleczył mnie z resztki złudzeń. Na początku czerwca 2011 miałem nieprzyjemność uczestniczyć w zwołanej przez Dorna imprezie „w obronie matoła”, na której w imieniu gnębionych za polityczne hasła kibiców żenujące piosenki śpiewał Andrzej Rosiewicz. Idealny plan dotarcia do młodzieży nie wypalił, chyba, że coś przegapiłem, gdy mocno zawstydzony tym, co zobaczyłem i usłyszałem poszedłem na swój autobus.
W tekście z 2008 roku pisałem jeszcze, że „(Dorn) zachował się najbardziej lojalnie ze wszystkich byłych współpracowników, którzy odeszli, bądź zostali usunięci z partii”. Że powrotów nie będzie, zobaczyliśmy razem z Markiem D., gdy jako reprezentacja Niepoprawnych i Niepoprawnego Radia udaliśmy się na pogrzeb Jacka Maziarskiego. Byli na nim obecni i Ludwik Dorn, i Jarosław Kaczyński, a jednak obaj robili wszystko, by tego drugiego nie widzieć. Pożegnanie przyjaciela nie stało się impulsem do żadnej interakcji. Później, jak wspomniałem, doszło do krótkiego ocieplenia relacji, jednak ostatnie lata to pasmo Dornowej żebraniny o przytulenie. Nie udało się z prezydentem Komorowskim, udało się z Platformą. Już po głosowaniu w sprawie wotum zaufania dla Donalda Tuska o byłym polityku PiS pisałem trochę inaczej: „żałosny Ludwik Dorn, który mówił tak, jakby uczestniczył we wszystkich platformerskich libacjach poprzedniej nocy i na każdej z nich sobie niczego nie odmawiał. Dorn dał do zrozumienia, że bardzo by chciał znaleźć jakąś formę pettingu z rządem, bo na klasyczne współżycie szans nie jeszcze widzi. To logiczna kontynuacja ostatnich wypowiedzi Dorna, w których poseł wraca do atakowania Jarosława Kaczyńskiego jako wroga nr 1. Szkoda, ale jakby coraz mniejsza.”
Udało się z Platformą tonącą, której szefową Dorn krytykował mocno jeszcze niedawno. Ba, którą właściwie krytykuje nadal, choć widzi w niej właśnie jedyną szansę na zmianę. Czytając dzisiejszą rozmowę z wpolityce.pl odniosłem wrażenie, że obserwuję feceta, który bardzo mało już rozumie z tego, co się dookoła dzieje a jedynym, co jeszcze trzyma go przy życiu jest wiara, że ktoś zacznie go słuchać. I za taką obietnicę właśnie wyszedł na środek sceny, trzymając w rękach widzialną chyba dla każdego tabliczkę z napisem „Kopnij mnie w dupę”, czym zebrał porcję rachitycznych oklasków. W oczach dawnych sympatyków (oczywiście poza niezawodną w takich sytuacjach Kataryną, która napisała o wypychaniu z PiS największych tytanów intelektu) Dorn upadł ostatecznie, zaś zwolennicy Platformy umiarkowanie potrzebują, by kolejny znienawidzony pisowiec pisał program ich partii. Partii, której dzisiejsze twarze to twarze IV RP – i bądź tu człowieku mądry, niczym pan Michał Mazowiecki, który stojąc obok Dorna mówi, że dwa lata rządów PiS powtórzyć się nie mogą. Tak.
Media co prawda pilnują, by ludzie żyli raczej ręką prezydenta, rzekomo niepodaną Ewie Kopacz (funcyjni na Twitterze zresztą zupełnie wprost piszą, że to sprawa poważniejsza niż jakieś tam rozmowy Kwiatkowskiego), ale coś tam do nich dociera. Wyborcy Platformy zaś niekoniecznie chcą się cieszyć razem z Adamem Szejnfedem, że partia jest tak szeroka, że przyjmie każdego. Problem w tym, że w takiej sytuacji coraz trudniej o amatorów, coraz łatwiej zaś o wizerunek kompletnej desperatki, co to nawet z toną makijażu i za ćwierć rynkowej stawki. Platforma i Dorn pasują więc do siebie, ale chyba tylko najwięksi fani będą chcieli na to patrzeć.
(6)
13 Comments
@autor
03 September, 2015 - 20:33
Polficu
03 September, 2015 - 21:50
@ro
03 September, 2015 - 21:54
Polficu
03 September, 2015 - 21:57
@ro
03 September, 2015 - 21:59
Ja też miałam taki okres, że troszkę
03 September, 2015 - 21:32
Tyle, że zawsze jakoś bardziej żałowałam PiS:)
Podobno i Jakubiak udała się na żebry
03 September, 2015 - 22:26
Jak potworne szmaty wychodzą z tych ludzi!
Był czas, gdy Dorna szanowałem. I to nawet po odejściu z PiS.
Dziś stoczył się on dla mnie do tej kategorii, w której się od dawna mieści Młynarski czy Jacek Fedorowicz.
Dla uniknięcia wulgaryzmów zatrzymuję się w tym miejscu.
A kto to jest Jakubiak?
04 September, 2015 - 15:51
Że się stoczył na Platformę,
Gdy i PeO się skalała,
Kdyż z Ludwiczkiem się zadała.
(Brak tytułu)
03 September, 2015 - 22:44
Dorn to idiota
03 September, 2015 - 22:53
Dornie, Sabo, nie idźcie tą drogą!
A niech idzie, w cholerę...
04 September, 2015 - 20:35
Kolejny polityczny trup.
Serio? Było Wam żal Dorna?
"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
@Budyń
04 September, 2015 - 12:32
MD
Saba
04 September, 2015 - 21:23