Ach ta alpaga (2)

 |  Written by Godziemba  |  0
Produkcja tanich win przetrwała PRL.
 
 
     W PRL alpagi nazywały się pospolicie: Wino, Myśliwskie, Rycerskie, Zamkowe, Żubr, Okęcie itp. 
 
 
     Do najbardziej wymyślnych nazw należał z pewnością Wigraszek dostępny w regionie augustowskim i na Mazurach.
 
 
      Dopiero w III RP pojawiły się bardziej wyszukane nazwy tanich win.. Na przykład wino Dobre (od powiedzenia: „Tanie wino jest dobre, bo jest dobre i tanie”), Byk,  Skurczy-Byk, Strzał Mocny, Expert, Belzebub, Bachus, Komuna, Tur, Bolszewik czy Anna Karenina.
 
 
      Można było spotkać także nazwy jak Całodobowe (od całodobowych sklepów z alkoholem), Kapitol, Texas, Arizona, Szeryf, Apacz, Szalony Koń, Szalony Janosik, Menello (z dopiskiem na etykiecie: „bianco”), Odlot, Kosmos, Komandos (strong), Chateau de Patyk i Chateau de Jabol (oba podpisane: „dobre na kaca”), Przeznaczenie, a nawet Platon.
 
 
     Jabola zwanego Mamrot, piją na ławeczce przed sklepem bohaterowie serialu telewizyjnego „Ranczo”.
 
 
       Uwzględnić należy też takie wina jak: Kici-Kici, Go-Goo, Pokusę, Rozkosz, Atrakcję, Balet, Bagdad, Extazę (lub Ekstazę), Sex, Kuszące Wisienki, Cycatkę, Stellę, Violę, Czarną Perłę, Dwadcat Piat czy Nimfę – wszystkie obowiązkowo z biuściastymi, półnagimi blondynami na etykietach.
 
 
      Bogactwo nazewnictwa tanich win wydaje się niewyczerpane.
 
 
       Za III RP na etykietach pojawiły się również nazwy slangowe. W południowej Polsce lokalną popularność zdobyły wina Alpaga Parkowa i Alpaga Bramowa. Na etykiecie jednej widzimy faceta leżącego na ławce w parku, na drugiej gościa podpierającego bramę.
 
 
       W 1971 roku Edward Stachura pisał w „Siekierezadzie”, iż przed wyjściem na wiejską zabawę nalewa się do manierki prawdziwy bimber, bo  w bufecie „jeno będą wina cieniutkim patykiem pisane, la patik, jak my je nie wiadomo dlaczego z francuska nazywali”.
 
 
      Działo się tak, by młodzież, skora do mocniejszych trunków, zbyt szybko się nie popiła. Tak więc w intencji władzy ludowej alpaga stała się narzędziem walki z pijaństwem.
 
 
      W opowiadaniu „Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy” Jan Himilsbach pisał: „W ciągu tych kilku dni, a często i całych tygodni, kiedy przychodzili tu codziennie od rana [do biura pośrednictwa pracy], zdążyli poznać się, a często nawet zaprzyjaźnić. Często rozmawiali o tym i owym, pili tanie i ohydne wino za dwadzieścia złotych butelka, popularnie nazywane czar pegieeru”.
 
 
      Na cześć alpagi domorośli poeci układali liczne wierszowianki w rodzaju: „Chcesz mieć dzieci ładne, zdrowe/ kup im wino owocowe” albo: „Nic tak życia nie upiększa jak jabola ilość większa”.
 
 
     Wino owocowe oprócz rockowych piosenek i literatury zawędrowało również do filmu.
 
 
      W „Seksmisji” Juliusza Machulskiego bohaterowie znajdują w podziemnych korytarzach stary kalosz, a w nim butelkę po alpadze (na etykiecie napisane „Wino”), która przetrwała zagładę cywilizacji.
 
 
     Wniosek z tego – jak mówi Maks Paradys (Jerzy Stuhr): „Hej! Nasi tu byli!”.
 
 
      Z kolei w filmie „Skazany na bluesa”, historii lidera zespołu Dżem Ryszarda Riedla, wyreżyserowanym przez Jana Kidawę-Błońskiego, jest scenę, w której główny bohater bierze udział w zawodach obalania jabola na czas.
 
 
      W słynnym dokumencie „Arizona” zrealizowanym przez Ewę Borzęcką w 1997 roku mieszkańcy wsi Zagórki pod Słupskiem, gdzie u progu III RP zlikwidowano PGR, zajmują się głownie piciem alpagi, tytułowej Arizony właśnie. Nie wydaje mi się jednak, by ten obyczaj spędzania wolnego czasu nastał we wsi wraz z niepodległością. Mniej więcej w tym samym czasie słyszałem opowieści robotników rolnych z upadłych PGR-ów, porzuconych gdzieś w Beskidzie Niskim lub w Bieszczadach, że tamtejsze tanie wino służyło u schyłku PRL-u i na początku III RP za walutę. Kiedy nie było pieniędzy na wypłaty, zarządcy płacili węglem na zimę, zgodą na zabicie świni lub owcy albo flaszkami alpagi.
 
 
     Według Muzeum Tanich Win w Szklarskiej Porębie miesięcznie produkuje się w Polsce ok. 2,5 mln butelek jabola.
 
 
       W początkach lat 90. XX w. alpagi produkowało ok. 200 przetwórni owocowych. W 2010 roku Najwyższa Izba Kontroli ustaliła, że co czwarta butelka taniego wina nie trzyma żadnych standardów.
 
 
     Wedle tego samego raportu spożycie bełtów podobno spada. Ale czy jest to prawda?
 
 
 
Wybrana literatura:
 
 
P. Smoleński – Wino marki wino
 
K. Kosiński – Historia pijaństwa w czasach PRL
 
M. Nowakowski – Mój słownik PRL-u
 
P. Lipiński i M. Matys Absurdy PRL-u
5
5 (2)

Więcej notek tego samego Autora:

=>>