Brutalny gwałt na Rynku w Krakowie!

 |  Written by Krzysztof Pasie...  |  7
Kraków to ukochane przeze mnie niczym nie zastąpione miejsce na ziemi, którego mieszkańcy twierdzą, że pośpiech poniża. Więc krakowianie chadzają pieszo, bo wszędzie jest blisko, a chcąc dotrzeć na Rynek nie opłaca się brać samochodu.

A chadzają o jednakowej porze, od lat tymi samymi ścieżkami. To jest uświęcony pod Wawelem rytuał stwarzający klimat odróżniający to Królewskie Miasto od innych metropolii, gdzie w obłąkańczym wyścigu szczurów ludzie wiecznie się śpieszą w pogoni za tym, co im się wydaje istotne, ważne i jeszcze ważniejsze - zapominając na śmierć o tym, po co żyją.

Dzięki temu czas się tam zatrzymał, a Kraków zdaje się być ostatnią oazą kultury wysokiej na polskiej pustyni powszechnego ogłupienia  i dehumanizacji. 

Dla krakowian najważniejszy był zawsze komfort niczym nie zmąconego spokoju oraz starannie dobierane miejsca i ludzie.

Ja też mam takie, te same od lat kafejki, gdzie spotykam się z tymi samymi przyjaciółmi by porozmawiać o wszystkim i niczym.

Moja rytualna marszruta zaczyna się od południowej kawy w mieście, którą zależnie od nastroju i pogody pijam od czterdziestu lat w Barze Kawowym RIO na św. Jana, albo w zaczarowanym ogródku  kawiarenki Vis a Vis na Rynku, tuż obok wejścia do Piwnicy Piotra Skrzyneckiego.

Po kawie, jeśli nie mam obiadu w domu idę coś zjeść. Zwykle u „Pani Stasi” na Mikołajskiej, gdzie od ponad półwiecza nic się nie zmieniło, lecz, chociaż ta przaśna garkuchnia swym wystrojem przypomina przytułek dla bezdomnych można tam spotkać największe nazwiska Uniwersytetu Jagiellońskiego i krakowskiej bohemy artystycznej, no i gromady studentów o kulturalnych twarzach. Dlaczego tam chodzą? Może z przyzwyczajenia? A może dlatego, że to miejsce ma duszę i kuchnię domową? Albo z tej przyczyny, że można tam spotkać ludzi, którzy mają jeszcze coś do powiedzenia.

Zaś po obiedzie, niezmiennie od lat, lubię od czasu do czasu wpaść na krótką pogawędkę z Panem Bogiem do Kościoła Mariackiego, a potem zajrzeć na chwilę do mojej ulubionej księgarni w Pałacu Spiskim obok delikatesów, gdzie od zawsze smakowała literaturę lokalna arystokracja, uniwersytet i krakowska konserwa, by spytać znanych mi z widzenia pań ekspedientek, co ciekawego pojawiło się na półkach, albo sobie z nimi o tym i owym poplotkować. Nigdy też nie zapomnę panującej w tej świątyni piśmiennictwa dostojnej ciszy podobnej celebrze podniesienia.

Dziś idąc z kolegą przez Rynek od Sławkowskiej ku Szewskiej odruchowo spojrzałem w stronę mojej księgarenki i straciłem oddech. Na witrynie ogołoconej z książek przez jakiegoś bestialskiego gwałciciela wisiał odręcznie napisany nekrolog:

                                                           LIKWIDACJA KSIĘGARNI

Pewnie jeszcze jeden bank tu zrobią - jęknąłem. Czas umierać! Dorzucił kolega.

Krzysztof Pasierbiewicz (nauczyciel akademicki)
5
5 (5)

7 Comments

Max's picture

Max
Bardzo ładny i trochę sentymentalny tekst. Summa summarum: miłe.

Ale, uprawniony faktem, ze sam w tym mieście się urodziłem i mieszkam do dziś, pozwolę sobie dorzucić mały komentarz - nie do końca tak bracko-reformacki.

Kraków spsiał ostatnimi laty, niestety. Hordy nawiedzających gród Kraka pseudo-studentów - a "pseudo" dlatego, ze pojawiło się mnóstwo uczelni stawiającyh kandydatom na magistrów wymagania żadne, podczas gdy szacowne instytucje akademickie znacznie obiniżyły standardy - jest tylko jedną z plag trapiących to miasto. Kolejną jest wysyp turystów, jeśli tak można ich nazwać, dość podłego autoramentu. Tanie piwo i tanie kobiety: a więc dobre miejsce, aby udać się na weekend z wizytą  - z Walii czy Szwabii.  Rozkrzyczana, podpita, mini-groza.

Inne plagi oraz mniejsze bolączki pokryję milczeniem, intencjonalnie. Jednak dalej sympatyczne jest mi to miasto - stwierdzenie, że je "kocham", byłoby zdecydowanym nadużyciem. Nie jestem też zwolennikiem "rdzennie krakowskiej tradycji", gdzie brzęk skrzydełek much, unoszących się nad spoczywajacymi w zlewie gospodarza brudnymi naczyniami, nieuchronnie przeplata się z ważkimi słowami  o roli, sensie, prawdzie i istocie. :)

Ale szkoda, szkoda. Coś umiera, o ile już nie zginęło.

A zamykanie księgarni - zauważyłem, nie pierwsza to. Signum temporis, Anno Domini 2015.

pozdrawiam

"Cave me, Domine, ab amico, ab inimico vero me ipse cavebo."
Danz's picture

Danz
Wpis na miarę czasów internetowo-youtiubkowych... Na co komu książki skoro emerytura nie starcza na leki i opłaty za prąd?  Z kolei tzw. magistrzy, nie potrzebują czytać, zupełnie ich to nie interesuje.  Kolega ze studiów dwa lata temu pracował w tzw. "wyższej prywatnej szkole w mieście N.  Nie bardzo to się udało, jemu jako wykładowcy i jego uczniom... na pierwszej kartkówce wystawił 25 dwój.
Na drugiej 15, trzeciej kartkówki już nie było, bo rektor go "zwolnił", w trybie natychmiastowym, bez konsultacji i tłumaczeń.
I tyle w temacie "polskich prywatnych uczelni".
Pozdrawiam.

Cytat:
Jeśli będziecie żądać tylko posłuszeństwa, to zgromadzicie wokół siebie samych durniów. 
Empedokles

Traube's picture

Traube
A ja tam myślę, że autor tego tekstu po prostu zmyśla, jak to pozer.
O jego wybitnej krakowskiej kulturze świadczy traktowanie tego portalu
Z ciekawości sprawdziłem na naszeblogi.pl.
Tam, krótko po 17-ej odpowiedział na wszystkie komentarze.
Głupkowato, bo głupkowato, ale odpowiedział.
Tutaj nie odpowiedział na żaden.

W Krakowie nie byłem od wielu lat. Unikam, jak zarazy. Nie teraz, ale wiele lat temu była tam masa turystów, a co to jest komercja zrozumiałem będąc na koloniach w Krakowie gdzieś w roku 1971 czy 1972. Idealistyczna paplanina o profesorach, co to najpierw popijają kawkę w jakiejś Jamie MIchalikowej wzruszając się przy Ewie Demarczyk, potem zaś wspominają Piotra Skrzyneckiego (to chyba TW był?) po drodze do ulubionej księgarni wkładam między bajki.

Gdyby pan Pasierbiewicz chociaż raz porozmawiał z paniami z księgarni to by wiedział, że od dawna groziła jej likwidacja.

Przecież już w roku 2013 mówiła o tym tej księgarni kierowniczka!

A Pasierbiewicza zaskoczyło to co nie miara! Ot, Krakowianin!

MAX !

Tym razem ucięło mi połowę komentarza. Pisałem o czytelnictwie książek, o czytnikach typu Kindle czy Kobo...

Nie wiem, jak to działa, ale to nie jest normalne, że przypadkowe naciśnięcie nawet nie wiem jakiego klawisza kasuje całe linijki!
 
Traube's picture

Traube
Księgarnie upadają nie tylko w Krakowie.
Wystarczy parę razy przejechać się metrem w Londynie czy Paryżu żeby zobaczyć, jak wielu ludzi korzysta z czytników Kindle, Kobo albo czyta książki na ipadach lub smartfonach.

Niestety, polskie "konserwatywne" wydawnictwa faktu tego nie dostrzegają. Tam nadal istnieje tylko książka w formie papierowej.

Widzę po sobie, że od paru lat kupuję dużo WIĘCEJ książek niż dawniej właśnie dzięki takiej formie.
Czytam pozytywną opinię, szukam, myślę że warto i kupuję. Po minucie mam książkę na czytniku.
Gdybym do tej sentymentalnej krakowskiej księgarni trafił, zrobiłbym to, co robię w sklepie z butami. Sorry, ale taka jest rzeczywistość. Zdjęcie komórką, sprawdzenie w necie i zakup połączony z wieloprocentową oszczędnością. Książkę kupiłbym w księgarni tylko wtedy, gdybym nie znalazł tańszego wariantu.

Jak wspomniałem, polskiej myśli konserwatywnej w formie na czytnik nie uświadczysz. Jest to strasznie smutne, że jaka by się nowość nie pojawiła, to zawsze pierwsza z Polski będzie Gazeta Wyborcza i okolice. Dawno nie sprawdzałem, ale pamiętam to rozczarowanie, kiedy parę lat temu dostałem pierwszy Kindle w prezencie. Po polsku byłą prawie wyłącznie oferta z Wyborczej i jej okolic...i tak jest do dziś, z małymi wyjątkami. To samo dotyczy zresztą audiobuków.

Mam nadzieję, że chociaż to nie zniknie...że czegoś nie nacisnę :-)
Traube's picture

Traube
I tak to już, widzi Pan, w życiu jest.

Co jednych raduje i wzrusza, innych smuci i przygnębia.

Nigdy też nie zapomnę panującej w tej świątyni piśmiennictwa dostojnej ciszy podobnej celebrze podniesienia.

Kierowniczka księgarni i miłe panie ekspedientki też tej ciszy nie zapomną.

Zapewne będzie im się po nocach śniła.
 
polfic's picture

polfic
Mirosław Handke, twórca obecnego systemu nauczania z gimnazjami, powinien być powieszony na najbliższej latarni.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>