Wkrótce po zakończeniu zamachu Januszajtisa i Sapiehy Piłsudski powołał nowy rząd z Ignacym Paderewskim na czele.
Pomimo deklaracji przywódcy wojskowego zamachu płk Mariana Januszajtisa o pozostawieniu Piłsudskiego w spokoju, b. oficer I Korpusu Karol Pawluś-Piechurski oraz kpr Władysław Kozłowski z 2 pułku ułanów przyjechali samochodem pod Belweder, zgłosili się do adiutantury i oznajmili, że przyszli aresztować Naczelnika Państwa. W odpowiedzi por Stamirowski aresztował obu spiskowców. Równocześnie zaalarmowany batalion piechoty z Rembertowa, w skład którego wchodzili oficerowie i żołnierze oddani Piłsudskiemu rozpoczął szybki marsz ku stolicy.
Poinformowany o zamachu Józef Piłsudski o koło godziny 4.00 pojechał do Komendy Miasta, gdzie Szeptycki, przy pomocy płk. Leona Berbeckiego opanował już sytuację. Komendant zbeształ spiskowców, mówiąc: „Czy, panowie, wiecie, coście zrobili. Wprowadziliście ferment do mego wojska, ja tego nie przeżyję”, ale następnie podkreślił, iż „rząd Moraczewskiego jest tylko rządem tymczasowym. Jeżeli panom tylko o to chodzi, mogę was zapewnić, że gotów jestem zmienić go na rząd Paderewskiego, ale nie od razu, gdyż to najbardziej podważyłoby autorytet władzy”. Jednocześnie Naczelnik Państwa w zamian za natychmiastowe zakończenie akcji oraz uwolnienie uwięzionych ministrów obiecał łagodne potraktowanie spiskowców, każąc ich uwięzić – na słowo honoru - w aresztach domowych. Część z nich uciekła – jednak wkrótce objęła ich amnestia, ogłoszona przez Piłsudskiego z okazji otwarcia w lutym 1919 roku obrad Sejmu Ustawodawczego.
Naczelnik Państwa nie zgodził się na propozycję Thugutta, by zamknąć ich w Cytadeli – nie chciał z nich robić męczenników. Komendant traktował zamach jako żałosną operetkę Ośmieszenie spiskowców okazało się znacznie skuteczniejszą bronią – zamach skompromitował sprawców, ale także wykazał słabość rządu Moraczewskiego. Po uwolnieniu ministrowie zostali przewiezieni przez Berbeckiego do Belwederu. Gdy Pułkownik opuszczał budynek „dolatywały mnie słowa Piłsudskiego, rugającego swój gabinet ministrów”.
„Nie mieściło mi się w głowie – wspominał Dymowski – żeby w podobny i nieprzewidywany sposób mógł się skończyć zamach. Martwiło mnie niepowodzenie, lecz jednocześnie cieszyłem się z przeprowadzonej bądź co bądź poważnej demonstracji, wykazującej zdecydowaną postawę i wolę elementu narodowego, zlekceważonego za swą dotychczasową ustępliwość przez dużo ruchliwszych i bardziej zdecydowanych przeciwników politycznych”.
Rada Ministrów ogłosiła jednak stan wyjątkowy w Warszawie, a w odezwie do społeczeństwa napiętnowała zamach, podjęty w chwili, gdy „granice republiki ze wszech stron są zagrożone” i gdy piętrzące się trudności wymagają „wspólnego i zgodnego wysiłku całego narodu”. Zapowiedziano również, iż rząd „nie zawaha się przed ukaraniem winnych”, co ograniczyło się do krótkotrwałego uwięzienia ks. Sapiehy. Rozpoczęto śledztwo w sprawie zamachu prowadzono bardzo ospale, tym bardziej, iż w dziesięć dni po zamachu Piłsudski powierzył misję tworzenia nowego rządu Ignacemu Paderewskiemu (członkowi KNP w Paryżu), chcąc zakończyć szkodliwe istnienie dwóch rządów – jednego w Warszawie oraz drugiego - Komitetu Narodowego Polski Dmowskiego w Paryżu, uznawanego przez rządy Ententy.
Piłsudski niemal od pierwszych dni po powrocie z Magdeburga dążył do porozumienia z Dmowski. W grudniu 1918 roku wysłał do Paryża delegację z Michałem Sokolnickim i Bolesławem Wieniawą-Długoszowskim na czele. W osobistym liście Komendant odwołując się do starej znajomości proponował powołanie wspólnego rządu. „Na podstawie dawnej znajomości – pisał w zakończeniu listu – tuszę, że w tym wypadku i w tej ważnej chwili przynajmniej niektórzy ludzie, jeśli nie cała Polska, niestety, wznieść się muszą ponad interes stronnictw, klik i grup, do takich zaś ludzi chciałbym zaliczyć i Pana”.
W kolejnym liście do szefa KNP stwierdził, iż obecna walka pomiędzy endecją i PPS, w której oba stronnictwa odwołują się do prymitywnych i naiwnych odruchów mas, prowadzi do zapominania o interesach państwa. „Dotychczasowe stosunki natomiast w Polsce – pisał – przypominają pod tym względem raczej burdel niż szanujące się państwo. Nikt, kto posiada godność osobistą, znosić tego stanu nie może. Aktorem tego palącego wstydem i hańbą widowiska, jakie światu dzisiejsza Polska, jestem albo ja, albo Komitet Paryski. Widowisko to uprawnia i daje piękną okazję wszystkim w Polsce do grania roli większych lub mniejszych pudli służących na tylnych łapkach, gotowych zawsze lizać wszystkich i wszystko w imieniu Polski”. W tych warunkach jednoznacznie deklarował, iż „Nie zgadzając się ani z dzisiejszą prawicą, ani z dzisiejszą lewicą, nie będę mógł wziąć odpowiedzialności za politykę tak jednych, jak i drugich”.
Równocześnie żądał od Dmowskiego, po powołaniu nowego rządu, aby Komitet Narodowy Polski uznał się „li tylko za przedstawiciela rządu polskiego, a jego instrukcje za wyłącznie obowiązujące, że nie będzie prowadził żadnej polityki wewnętrznej w kraju, (…) oraz w sprawie wojskowej dołoży wszelkich usiłowań, aby jednolitość armii była możliwie szybko wprowadzona”. W tym ostatnim chodziło o spowodowanie jak najszybszego skierowania do kraju znakomicie wyposażonej Armii Polskiej we Francji, dowodzonej przez gen. Józefa Hallera.
Dążenia Naczelnika Państwa do porozumienia z prawicą wywołały opór w części jego najbliższych współpracowników. „Nic nie rozumiecie – mówił Piłsudski Banowskiemu i Jodce – mojej sytuacji w ogóle. Nie chodzi o lewicę, czy prawicę, mam to w d…. Nie jestem tu od lewicy i dla niej, jestem dla całości. Mniejsza nawet, że kotłują się w Poznańskim i że w Warszawie ciągle się burzy. To jeszcze są rzeczy drugorzędne. Alwe mnie chodzi i wojsko, którego naprawdę jeszcze nie mam. Przecież widzieliście, jak trudno ze Lwowem i co z Wilnem… Sprawy wewnętrzne załatwi Sejm, który na to właśnie zwołuję. Jaki będzie: lewy czy prawy – zobaczymy. Wszystkie moje wysiłki muszą iść w kierunku armii. O to się staram. Chodzi o Hallera, Żeligowskiego, to musi ułatwić Foch. Tak samo zaopatrzenie armii. Chodzi więc właśnie o zagranicę (…) będzie tam z nimi gadał Moraczewski, widzicie to? Czy nie lepiej będzie gadać Paderewski, który ma z nimi wspólny język? (…) Zresztą liczę serio na Paderewskiego, jest zgodny ze mną prawie we wszystkich punktach, jest nawet bardziej zaciekłym ode mnie „federalistą” i on będzie Dmowskiego moderował. Paderewski, mówicie, kłania się na wszystkie strony; a niech się kłania, byle mnie przyniósł, co potrzeba. Wy tylko patrzycie na dziś. Rządy ludowe! Kpię sobie, czy rządy ludowe czy inne w tek chwili, byle rządy, co przyniosą Polsce, co trzeba. Gdy będę miał wojsko, będę miał wszystko w ręku”.
Utworzenie armii uważał słusznie Piłsudski za zadanie najważniejsze. Bez armii nie było możliwe uspokojenie wewnętrzne kraju oraz podjęcia skutecznej walki o granice. Temu celowi podporządkował całą swoją politykę w pierwszych miesiącach swych rządów. Oddał ster rządów w ręce Paderewskiego, a uczestnikom zamachu puścił w niepamięć ich winy.
Niebawem, jeden z głównych organizatorów zamachu, ks. Sapieha został posłem w Londynie, a w czerwcu 1920 ministrem spraw zagranicznych, Jerzy Zdziechowski został ministrem skarbu w rządzie Paderewskiego, a płk Januszajtis oraz płk. Jaźwiński pozostali w wojsku i w 1921 roku obaj zostali generałami. W wojsku pozostał także kpt. Helman, awansując do stopnia podpułkownika. Wszyscy jednak zostali usunięci z wojska po zamachu majowym.
Wybrana literatura:
M. Januszajtis – Życie moje tak burzliwe.. Wspomnienia i dokumenty
S. Thugutt – Autobiografia
W. Baranowski – Rozmowy z Piłsudskim, 1916-1931
T. Dymowski – Moich 10 lat w Polsce Odrodzonej
W. Pobóg-Malinowski – Najnowsza historia polityczna Polski
A. Ajnenkiel – Od rządów ludowych do przewrotu majowego
Pomimo deklaracji przywódcy wojskowego zamachu płk Mariana Januszajtisa o pozostawieniu Piłsudskiego w spokoju, b. oficer I Korpusu Karol Pawluś-Piechurski oraz kpr Władysław Kozłowski z 2 pułku ułanów przyjechali samochodem pod Belweder, zgłosili się do adiutantury i oznajmili, że przyszli aresztować Naczelnika Państwa. W odpowiedzi por Stamirowski aresztował obu spiskowców. Równocześnie zaalarmowany batalion piechoty z Rembertowa, w skład którego wchodzili oficerowie i żołnierze oddani Piłsudskiemu rozpoczął szybki marsz ku stolicy.
Poinformowany o zamachu Józef Piłsudski o koło godziny 4.00 pojechał do Komendy Miasta, gdzie Szeptycki, przy pomocy płk. Leona Berbeckiego opanował już sytuację. Komendant zbeształ spiskowców, mówiąc: „Czy, panowie, wiecie, coście zrobili. Wprowadziliście ferment do mego wojska, ja tego nie przeżyję”, ale następnie podkreślił, iż „rząd Moraczewskiego jest tylko rządem tymczasowym. Jeżeli panom tylko o to chodzi, mogę was zapewnić, że gotów jestem zmienić go na rząd Paderewskiego, ale nie od razu, gdyż to najbardziej podważyłoby autorytet władzy”. Jednocześnie Naczelnik Państwa w zamian za natychmiastowe zakończenie akcji oraz uwolnienie uwięzionych ministrów obiecał łagodne potraktowanie spiskowców, każąc ich uwięzić – na słowo honoru - w aresztach domowych. Część z nich uciekła – jednak wkrótce objęła ich amnestia, ogłoszona przez Piłsudskiego z okazji otwarcia w lutym 1919 roku obrad Sejmu Ustawodawczego.
Naczelnik Państwa nie zgodził się na propozycję Thugutta, by zamknąć ich w Cytadeli – nie chciał z nich robić męczenników. Komendant traktował zamach jako żałosną operetkę Ośmieszenie spiskowców okazało się znacznie skuteczniejszą bronią – zamach skompromitował sprawców, ale także wykazał słabość rządu Moraczewskiego. Po uwolnieniu ministrowie zostali przewiezieni przez Berbeckiego do Belwederu. Gdy Pułkownik opuszczał budynek „dolatywały mnie słowa Piłsudskiego, rugającego swój gabinet ministrów”.
„Nie mieściło mi się w głowie – wspominał Dymowski – żeby w podobny i nieprzewidywany sposób mógł się skończyć zamach. Martwiło mnie niepowodzenie, lecz jednocześnie cieszyłem się z przeprowadzonej bądź co bądź poważnej demonstracji, wykazującej zdecydowaną postawę i wolę elementu narodowego, zlekceważonego za swą dotychczasową ustępliwość przez dużo ruchliwszych i bardziej zdecydowanych przeciwników politycznych”.
Rada Ministrów ogłosiła jednak stan wyjątkowy w Warszawie, a w odezwie do społeczeństwa napiętnowała zamach, podjęty w chwili, gdy „granice republiki ze wszech stron są zagrożone” i gdy piętrzące się trudności wymagają „wspólnego i zgodnego wysiłku całego narodu”. Zapowiedziano również, iż rząd „nie zawaha się przed ukaraniem winnych”, co ograniczyło się do krótkotrwałego uwięzienia ks. Sapiehy. Rozpoczęto śledztwo w sprawie zamachu prowadzono bardzo ospale, tym bardziej, iż w dziesięć dni po zamachu Piłsudski powierzył misję tworzenia nowego rządu Ignacemu Paderewskiemu (członkowi KNP w Paryżu), chcąc zakończyć szkodliwe istnienie dwóch rządów – jednego w Warszawie oraz drugiego - Komitetu Narodowego Polski Dmowskiego w Paryżu, uznawanego przez rządy Ententy.
Piłsudski niemal od pierwszych dni po powrocie z Magdeburga dążył do porozumienia z Dmowski. W grudniu 1918 roku wysłał do Paryża delegację z Michałem Sokolnickim i Bolesławem Wieniawą-Długoszowskim na czele. W osobistym liście Komendant odwołując się do starej znajomości proponował powołanie wspólnego rządu. „Na podstawie dawnej znajomości – pisał w zakończeniu listu – tuszę, że w tym wypadku i w tej ważnej chwili przynajmniej niektórzy ludzie, jeśli nie cała Polska, niestety, wznieść się muszą ponad interes stronnictw, klik i grup, do takich zaś ludzi chciałbym zaliczyć i Pana”.
W kolejnym liście do szefa KNP stwierdził, iż obecna walka pomiędzy endecją i PPS, w której oba stronnictwa odwołują się do prymitywnych i naiwnych odruchów mas, prowadzi do zapominania o interesach państwa. „Dotychczasowe stosunki natomiast w Polsce – pisał – przypominają pod tym względem raczej burdel niż szanujące się państwo. Nikt, kto posiada godność osobistą, znosić tego stanu nie może. Aktorem tego palącego wstydem i hańbą widowiska, jakie światu dzisiejsza Polska, jestem albo ja, albo Komitet Paryski. Widowisko to uprawnia i daje piękną okazję wszystkim w Polsce do grania roli większych lub mniejszych pudli służących na tylnych łapkach, gotowych zawsze lizać wszystkich i wszystko w imieniu Polski”. W tych warunkach jednoznacznie deklarował, iż „Nie zgadzając się ani z dzisiejszą prawicą, ani z dzisiejszą lewicą, nie będę mógł wziąć odpowiedzialności za politykę tak jednych, jak i drugich”.
Równocześnie żądał od Dmowskiego, po powołaniu nowego rządu, aby Komitet Narodowy Polski uznał się „li tylko za przedstawiciela rządu polskiego, a jego instrukcje za wyłącznie obowiązujące, że nie będzie prowadził żadnej polityki wewnętrznej w kraju, (…) oraz w sprawie wojskowej dołoży wszelkich usiłowań, aby jednolitość armii była możliwie szybko wprowadzona”. W tym ostatnim chodziło o spowodowanie jak najszybszego skierowania do kraju znakomicie wyposażonej Armii Polskiej we Francji, dowodzonej przez gen. Józefa Hallera.
Dążenia Naczelnika Państwa do porozumienia z prawicą wywołały opór w części jego najbliższych współpracowników. „Nic nie rozumiecie – mówił Piłsudski Banowskiemu i Jodce – mojej sytuacji w ogóle. Nie chodzi o lewicę, czy prawicę, mam to w d…. Nie jestem tu od lewicy i dla niej, jestem dla całości. Mniejsza nawet, że kotłują się w Poznańskim i że w Warszawie ciągle się burzy. To jeszcze są rzeczy drugorzędne. Alwe mnie chodzi i wojsko, którego naprawdę jeszcze nie mam. Przecież widzieliście, jak trudno ze Lwowem i co z Wilnem… Sprawy wewnętrzne załatwi Sejm, który na to właśnie zwołuję. Jaki będzie: lewy czy prawy – zobaczymy. Wszystkie moje wysiłki muszą iść w kierunku armii. O to się staram. Chodzi o Hallera, Żeligowskiego, to musi ułatwić Foch. Tak samo zaopatrzenie armii. Chodzi więc właśnie o zagranicę (…) będzie tam z nimi gadał Moraczewski, widzicie to? Czy nie lepiej będzie gadać Paderewski, który ma z nimi wspólny język? (…) Zresztą liczę serio na Paderewskiego, jest zgodny ze mną prawie we wszystkich punktach, jest nawet bardziej zaciekłym ode mnie „federalistą” i on będzie Dmowskiego moderował. Paderewski, mówicie, kłania się na wszystkie strony; a niech się kłania, byle mnie przyniósł, co potrzeba. Wy tylko patrzycie na dziś. Rządy ludowe! Kpię sobie, czy rządy ludowe czy inne w tek chwili, byle rządy, co przyniosą Polsce, co trzeba. Gdy będę miał wojsko, będę miał wszystko w ręku”.
Utworzenie armii uważał słusznie Piłsudski za zadanie najważniejsze. Bez armii nie było możliwe uspokojenie wewnętrzne kraju oraz podjęcia skutecznej walki o granice. Temu celowi podporządkował całą swoją politykę w pierwszych miesiącach swych rządów. Oddał ster rządów w ręce Paderewskiego, a uczestnikom zamachu puścił w niepamięć ich winy.
Niebawem, jeden z głównych organizatorów zamachu, ks. Sapieha został posłem w Londynie, a w czerwcu 1920 ministrem spraw zagranicznych, Jerzy Zdziechowski został ministrem skarbu w rządzie Paderewskiego, a płk Januszajtis oraz płk. Jaźwiński pozostali w wojsku i w 1921 roku obaj zostali generałami. W wojsku pozostał także kpt. Helman, awansując do stopnia podpułkownika. Wszyscy jednak zostali usunięci z wojska po zamachu majowym.
Wybrana literatura:
M. Januszajtis – Życie moje tak burzliwe.. Wspomnienia i dokumenty
S. Thugutt – Autobiografia
W. Baranowski – Rozmowy z Piłsudskim, 1916-1931
T. Dymowski – Moich 10 lat w Polsce Odrodzonej
W. Pobóg-Malinowski – Najnowsza historia polityczna Polski
A. Ajnenkiel – Od rządów ludowych do przewrotu majowego
(6)
5 Comments
Godziembo!
29 January, 2014 - 09:26
W II Rzeczpospolitej, od samego początku, widzimy mężów stanu - potrafią stawianić interesy Polski nad własne partykularne, partyjne. Tylko dzięki takim postawom mogło powstać tak szybko, mimo trudności, sprawne poaństwo.
"Miejcie odwagę... nie tę tchnącą szałem, która na oślep leci bez oręża,
Lecz tę, co sama niezdobytym wałem przeciwne losy stałością zwycięża."
@Szary kot
29 January, 2014 - 14:24
I na tym m.in. polega gigantyczna różnica między II RP, a tzw. III RP.
Pozdrawiam
Szanowny Godziembo :)
29 January, 2014 - 10:11
Niech Młodzi czytają i uczą się ,niech wiedzą jak powstawała Polska po Rozbiorach,jak odzyskiwała niezależność wojskową i gospodarczą
serdeczne podziękowania i pozdrowienia
<p>gość z drogi</p>
@Gość z drogi
29 January, 2014 - 14:25
Pozdrawiam
Tylko w młodych nasza nadzieja
30 January, 2014 - 04:46
obok wiele nowych zakładów pracy o niepolskim kapitale,więc i młodzi mimo,że mówiący biegle po polsku...to jednak na Słowian nie wyglądają...:)
Patrząc na nich , zastanawiam się co by odpowiedzieli,gdybym zapytała ,co w ich pojęciu znaczy patriotyzm ?
Tych ze wschodniej strony...nie pytałabym,ale pozostałych Tak...:)
Zaznaczam,ze jest to młodzież bardzo dobrze wychowana,ucząca się w prywatnych liceach,...i TU następny PROBLEM...te licea są "obojętne patriotycznie" by nie urazić niczyich uczuć no i zalezne od fundatorów..."POPPRAWNOŚĆ" jest tam ideą postawową...żadnych rocznic,żadnej wiedzy o n.p
13 Grudnia...nic z tych rzeczy...nic...!
Podejrzewam ,ze w innych miejscach Polski jest podobnie....
serdeczności
<p>gość z drogi</p>