Perfidny Albion ?

 |  Written by Godziemba  |  9
Wielka Brytania ze znacznym sceptycyzmem podchodziła do sprawy polskiej w czasie I wojny światowej.

    Pierwszy lord Admiracji Balfour na początku 1916 roku dowodził, iż ewentualne powstanie Polski jako państwa buforowego pomiędzy Rosją a Niemcami doprowadziłoby do rozbicia sojuszu francusko-rosyjskiego i w znacznym stopniu wzmocniłoby pozycję Niemiec w Europie Środkowej.

    W przesłanym pół roku później premierowi memoriale „The Peace Settlement in Europe” potwierdzając swoje negatywne stanowisko wobec sprawy powstania państwa polskiego, wskazywał, iż „nowa Polska cierpiałaby na te same choroby, jakie spowodowały śmierć dawnej Polski” oraz byłaby „areną nieustannych intryg pomiędzy Niemcami a Rosją”. W rezultacie jej istnienie – jego zdaniem – stwarzałoby „nieustanne powody do europejskich zamieszek”.

   Także w przypadku zbudowania przez Polaków stabilnego państwa, jego istnienie „nie leżałoby w interesie Europy Zachodniej”, gdyż uwolnione od nacisku ze strony Rosji Niemcy mogłyby „swobodnie skierować całą swą siłę w kierunku zaspokajania ich ambicji na Zachodzie. Francja i Wielka Brytania mogłyby być poszkodowane”. Ponadto powstanie państwa polskiego mogłoby – zdaniem brytyjskiego polityka – skierować Rosję „w kierunku Dalekiego Wschodu w stopniu, który by mógł wzbudzić pewne zaniepokojenie brytyjskich mężów stanu. Im bardziej Rosja nie mocarstwem europejskim, a nie azjatyckim, tym lepiej dla wszystkich”. Wszystkich, poza oczywiście jej zachodnimi sąsiadami, w tym Polakami.

   W konkluzji Balfour uważał, iż w interesie Wielkiej Brytanii byłoby „utworzenie Polski wyposażonej w szeroką autonomię, ale pozostającej integralną częścią Imperium Rosyjskiego”. W skład tej „nowej” Polski winny wejść ziemie Kongresówki, Galicja oraz część zaboru pruskiego.

    Premier Lloyd George całkowicie podzielał to zdanie, a wyrazem uznania dla Balfoura było powierzenie mu w grudniu 1916 roku teki ministra spraw zagranicznych w koalicyjnym rządzie brytyjskim.  

   Wkrótce po objęciu szefostwa Foreign Office przez Balfoura w Rosji wybuchła rewolucja, która doprowadziła do abdykacji Mikołaja II. Wybuch rewolucji zaskoczył przywódców brytyjskich, którzy zastanawiali się jakie będą jej skutki dla dalszego udziału Rosji w wojnie.

    W połowie marca 1917 roku Balfour przyjął Romana Dmowskiego, który przedstawił swoją analizę skutków rewolucji, która wywarła duże wrażenia na szefie Foreign Office, który scharakteryzował przywódcę endecji jako „a man of very high character and great position” oraz „a avery distinguished Pole”. 

   W trakcie rozmowy odbytej nazajutrz z premierem Balfour relacjonując opinię Dmowskiego, iż Polska nie mogłaby istnieć bez Śląska i Gdańska, podkreślił, iż „odebranie Niemcom Gdańska byłoby pozbawieniem ich miasta o charakterze wybitnie niemieckim” oraz „odcięciem Królewca i całych Prus Wschodnich od reszty państwa pruskiego co niewątpliwie dotkliwie odbije się bardzo prędko na niemieckich odczuciach i interesach”.

   Bardzo sceptycznie odniósł się także do kwestii odebrania Niemcom Poznania wskazując, iż „Poznań jest obecnie integralną częścią Niemiec, i Niemcy będą niewątpliwie uważały, że zabranie Poznania przez państwo, które potencjalnie byłoby mocarstwem, zbliży je zbyt blisko do bram Berlina”.

   Zgadzając się, że dopóki Polska „nie będzie zaspokojona, będziemy mieli ośrodek dużego niezadowolenia w narodzie, sięgającym pamięcią wstecz do wielkich i pełnych chwały czasów, gdy była ona najpotężniejszym mocarstwem Wschodniej Europy”, jednocześnie zaznaczył, iż wbrew potocznemu mniemaniu celem Wielkiej Brytanii nie było zniszczenie Niemiec, ale jedynie  rozbicie „sztucznego tworu współczesnych Prus, zawierający wiele elementów słowiańskich, które nigdy, aż do około 140 lat temu, do Niemiec nie należały i właściwie nie powinny do Niemiec należeć i obecnie”.  Balfour był jednak niekonsekwentny w swoim rozumowaniu, gdyż jednej strony uważał, iż należy pozbawić Niemcy ziem słowiańskich, a z drugiej nie zgadzał się na odebranie im Poznania – jednoznacznie polskiego miasta.

   Przez cały czas Londyn liczył, iż nowe władze Rosji nie zgodzą się na przywrócenie niepodległej Polski, a stosunki rosyjsko-niemieckie „dadzą się w jakiś sposób wyrównać ku powszechnemu zadowoleniu”. Powszechnemu, no może z wyjątkiem Polaków, którym ofiaruje się szeroką autonomię w ramach Rosji.

   Balfour był przekonany, iż w razie utworzenia państwa polskiego, oddzielającego Rosję od Niemiec, Rosja nie będzie mogła przyjść na pomoc państwom zachodnim w razie kolejnej agresji Niemiec.

    Sen z powiek angielskim politykom spędzała jednak perspektywa utworzenia przez Niemcy armii polskiej, której żołnierze rekrutowaliby się z mieszkańców okupowanego przez państwa centralne Królestwa Polskiego. To sprawiło, iż brytyjski ambasador w Piotrogrodzie – wbrew instrukcjom Balfoura – zachęcał nowe władze rosyjskie do uznania niepodległości Polski. W zamian za to przyszłe państwo polskie zostałoby zobowiązane do podpisania sojuszu wojskowego z Rosją.

   W dniu 27 marca 1917 roku Rada Delegatów Robotniczych i Żołnierskich w Piotrogrodzie przyjęła uchwałę, uznającą prawo Polski do „zupełnej niepodległości pod względem państwowo-międzynarodowym”. W trzy dni później podobną decyzję podjął Rząd Tymczasowy.

   Pomimo tych rosyjskich deklaracji Balfour nadal zachowywał rezerwę wobec perspektywy utworzenia niezależnego państwa polskiego, obawiając o negatywne skutki dla Francji i Wielkiej Brytanii, związane z niezadowoleniem Berlina oraz odsunięciem Piotrogrodu od spraw europejskich.  To jego stanowisko spotkało się ze zdziwieniem amerykańskich polityków, z którymi spotkał się w czasie swojej amerykańskiej wizyty na przełomie kwietnia i maja 1917 roku.

    Departament Stanu wysunął projekt utworzenia w Stanach Zjednoczonych polskiego rządu tymczasowego, uznanego przez rządy sprzymierzone, co – wedle amerykańskich promotorów kwestii polskiej – byłoby „dużym bodźcem dla sprawy polskiej, a pośrednio i ogólnej sprawy anty-niemieckiej”. Powstanie rządu polskiego umożliwiłoby utworzenie armii polskiej, złożonej z przedstawicieli Polonii Amerykańskiej.

   Powstanie takiego rządu polskiego spotkało się z niechętnym stosunkiem Balfoura. Nic więc dziwnego, iż powitał on z radością utworzenie Polskiego Komitetu Narodowego w Lozannie. Natychmiast polecił brytyjskiemu ambasadorowi w Waszyngtonie, aby zasugerował Departamentowi Stanu uznanie tego Komitetu, zamiast „niedawnej sugestii Ambasadora Stanów Zjednoczonych w Londynie, aby Rząd J.Kr.M. uznał Rząd Tymczasowy w Stanach Zjednoczonych”.

   Decydujące znaczenie dla zmiany stosunku Balfoura do sprawy polskiej miał przewrót listopadowy w Rosji i przejęcie władzy przez bolszewików. Od tego momentu brytyjski minister spraw zagranicznych porzucił koncepcję związku Polski z Rosją, jednak w dalszym ciągu nie zgadzał się na przyłączenie do Polski wielu ziem na wschodzie i zachodzie.

   Gdy na początku listopada 1918 roku, podczas omawiania warunków, jakie miały być postawione Niemcom przy zawieraniu rozejmu, Francuzi opowiadali się, by „do podlegających ewakuacji terytoriów były wyraźnie włączone wszystkie terytoria, które tworzyły Królestwo Polskie przed pierwszym rozbiorem 1772 r.”, Balfour zdecydowanie zaprotestował, wskazując, iż „zobowiązaliśmy się do odbudowania Polski, złożonej z Polaków. Polska z 1772 r. nie odpowiada temu – nie była złożona tylko z Polaków”.

  W rezultacie niemieckie wojska zostały zobowiązane do opuszczenie jedynie obszarów zajętych po 1914 roku.

   W trakcie konferencji wersalskiej angielscy dyplomaci na każdym kroku sprzeciwili się powiększeniu terytorium Polski. W późniejszym uzasadnieniu brytyjski premier, który całkowicie popierał koncepcję Balfoura, napisał, iż „najwięcej kłopotów sprawiali Polacy. Ponieważ niegdyś w zamierzchłych czasach, kiedy Prusy były jeszcze głodującym ksiąstewkiem, najgroźniejszą potęgą militarna w Europie Środkowej była Polska, niewiele było prowincji na rozległych przestrzeniach zamieszkałych przez różnorodne ludy, do których nie mogła ona zgłaszać pretensje, jako swego historycznego dziedzictwa, a którego została wyzuta. Pijana młodym winem wolności, dostarczonym jej przez Aliantów, ubzdurała sobie, że znów zostanie niekwestionowaną władczynią Środkowej Europy”.

   Czy ta polityka Londynu wobec Polski nie była przejawem osławionej perfidii Albionu? Nie – była jedynie wyrazem realizmu i kierowania się brytyjskim interesem. Niejednokrotnie Londyn dawał dowody, iż nie ma przyjaciół, ale jedynie interesy. Niestety Polacy nigdy nie zrozumieli tej istoty polityki brytyjskiej i byli wielokrotnie, szczególnie w 1939 i 1944 roku,  „ofiarami” polityki Wielkiej Brytanii. Zamiast wyciągnąć z tego właściwe wnioski, każdą kolejną klęskę tłumaczyli zdradą angielskiego sojusznika.
 
Wybrana literatura:

W. Sukiennicki – Balfour a Polska
L. George – Wspomnienia wojenne
J. Pajewski – Pierwsza wojna światowa 1914-1918
A. Cienciała – Polityka brytyjska wobec odrodzenia Polski, 1914-1918


ilustracja z:http://st.depositphotos.com/1049184/3574/i/950/depositphotos_35745445-Pe...
Hun
5
5 (3)

9 Comments

ro's picture

ro
Myślę, że nie ma i nigdy nie było na świecie państwa, które miałoby przyjaciół zamiast interesów.
I myślę, że polscy politycy zdawali i zdają sobie z tego sprawę równie dobrze, jak faraonowie, cesarze japońscy, a nawet Fidel Castro. Po prostu: jednym się interesy udają, a innym nie, zaś narracja o zdradzie sojuszników jest tylko wygodną figurą propagandową, głównie wobec swoich poddanych lub obywateli (co na jedno wychodzi). No i jest źródłem ciekawych dyskusji na imieninach i na blogach.
 
Godziemba's picture

Godziemba
Analizując historię Polski XX wieku mam b. często wrażenie, iż polscy politycy za często wierzyli (albo chcieli wierzyć) swym zagranicznym odpowiednikom, zamiast z rezerwą traktować ich deklaracje wspierania Polski.

Zgadzam się, że narracja o zdradzie jest b. wygodnym narzędziem, aby wymigać się odpowiedzialności za własne błędy.

Pozdrawiam
ro's picture

ro
Myślę, że tych z `39 można z tej listy skreślić, choć mówili głośno co innego.
Do małego miasteczka we Wschodniej Małopolsce przyjechał oficer, podpułkownik. Przyjechał odwiedzić starszą siostrę. Przyjeżdżał dość często, to było Jego rodzinne miasto, ale ta wizyta była szczególna - właśnie dostał przydział, do szatabu twierdzy lwowskiej. W rodzinnym spotkaniu uczestniczył świeżo upieczony absolwent tarnopolskiej podchorążówki, narzeczony siostrzenicy Podpułkownika. 
Rozmowa oczywiście zeszła na to, co lada moment miało się wydarzyć. I oczywiście padło sakramentalne "Anglia i Francja".
-Wujek popatrzył na mnie poważnym, smutnym wzrokiem i milczał - opowiadał mi po latach Tato. - Wtedy zrozumiałem, że żadnej pomocy nie będzie i że oni, ci "na górze" doskonale o tym wiedzieli.

Dodam tylko, że Pułkownik, w odróżnieniu od dowódcy garnizonu, nie skorzystał z oferty NKWD i kilkadziesiąt lat później znaleziono w Bykowni pewien grzebyk...


 
Godziemba's picture

Godziemba
Oczywiście zgadzam się, co nie zmienia faktu, iż byli i w 1939 roku tacy, którzy wszystko chcieli zwalić na "zdradę sojuszników".

Pozdrawiam
alchymista's picture

alchymista
"nie zgadzał się na odebranie im Poznania – jednoznacznie polskiego miasta."

No chyba niezupełnie. Gdzieś czytałem, że Poznań był polski w 40%. Przyczyniła się do tego intensywna akcja osadnicza, która przynosiła powoli sukcesy.

Twoje wnioski niezupełnie wynikają z wymowy podanych faktów. Wygląda raczej na to, że Brytyjczycy mieli kiepskie rozeznanie w sytuacji i rozumowali kategoriami XIX wieku, nie rozumiejąc zmian, które nadchodzą. Nie kierowali sie więc własnym interesem, tylko własną głupotą. Najwyraźniej równiez nie rozumieli Rosji, choć chyba zupełnie dobrze rozumieli Polskę i Polaków. Na naszą zgubę. Dla naszych interesów byłoby lepiej, gdyby dobrze znali Rosję a słabo znali Polskę wink Wtedy robiliby więcej błędów na naszą korzyść.

Inna kwestia to mieszanina rozumowania racjonalnego i w kategoriach interesów oraz branie serio mitu ras ("słowianie"). To może tłumaczyć niekonsekwencje w rozumowaniu.
Godziemba's picture

Godziemba
Anglicy chcieli zachować równowagę sił w Europie - Niemcy i Francuzi mieli się wzajemnie szachować. Mając interesy w Azji (Indie, Afganistan) chcieli skierować zainteresowanie Rosji ku Europie, a nie Azji. Rosja miała więc w tym planie być trzecim mocarstwem obok Francji i Niemiec, które walczyły o wpływu.
W tych warunkach Anglia nie widziała miejsca dla Polski.
Czy to archaiczna polityka?  Nie wiem, ale nie bez kozery wiek XIX "skończył" dopiero w 1914 roku.

Pozdrawiam
katarzyna.tarnawska's picture

katarzyna.tarnawska
Nie wiem, kiedy Poznań "był polski w 40%". Po pierwszej wojnie był miastem "bardzo polskim". Jeśli zdążę (może dziś jeszcze) napiszę coś więcej na temat Poznania, bo ostatnio zajmował mnie ten temat z dość osobistego powodu.
Ale już dziś "uchylę rąbka tajemnicy", że w II Rzeczypospolitej, tuż przed wojną, znaleźli się również tacy "prognostycy", których pogrobowcy "objawili się" współcześnie. Tamci, dawni planowali "rozwój Wielkopolski" pod postacią zlikwidowania w niej przemysłu, zmniejszenia populacji oraz "zniknięcia" małych miast. Wielkopolska miała być, według owych "planistów", obszarem rolniczo-wiejskim, fachowcy mieli ten teren opuścić. Chyba coś z tego sposobu myślenia zostało lokalnym (krajowym?) jurgieltnikom. Losy tych dawnych są nie do pozazdroszczenia, a obecnych - może udałoby się gdzieś "wyewakuować"?
Pozdrawiam!
KT
alchymista's picture

alchymista
Wybacz, pokićkałem proporcje. było na odwrót: 40% stanowili Niemcy. Ile było Polaków nie wiem. Cytuję: "Stopniowo zwiększała się liczba ludności niemieckiej, z kilkunastu do ponad 40% do okresu I wojny światowej. Podczas nasilonej germanizacji w celu zachowania wpływów polskich w życiu ekonomicznym miasta rozpoczęto realizację programu pracy organicznej, polegającego na zwiększeniu udziału Polaków w rozwoju gospodarczym."

Czyli liczba znacząca. Ciekawe ilu było Żydów.

Te małe miasteczka wielkopolskie mają swój urok. Do tej pory zetknąłem się tylko z Ostrowem i Krotoszynem oraz Kaliszem (Calisia), który jednak jest miastem bardziej z Kongresówki. Sam Poznań również jest bardzo ładny, przyznam ze wstydem, że zamek królewski (pruski) bardzo mi sie spodobał ku zgrozie i zaskoczeniu rodowitego poznaniaka wink . Zwiedziłem też Górną Wildę równiez ku zgrozie owego poznaniaka, który twierdził, że to zła dzielnica. O rynku, placu Wolności i bibliotece Raczyńskich nie wspominam jako o rzeczach oczywistych...

mam też miłe wspomnienia związane z kilkugodzinnym wyjazdem poza miasto, gdzie uzbierałem piękne prawdziwki (a potem desperacko poszukiwałem po kioskach igły i nici do szycia...)
katarzyna.tarnawska's picture

katarzyna.tarnawska
Dziękuję, że skorygowałeś!
A ja mam problemy z Mogensem - dziś spędziliśmy pół dnia na "wyprawie" do Szpitala w Kaliszu, i nie mam czasu na "blogowanie".
Czytałam ostatnio wspomnienia poznańskiego architekta miejskiego w latach 1925 - 1939, Władysława Czarneckiego. Stąd - moja "wiedza". I porównywałam opisy, informacje z niektórymi własnymi doświadczeniami, z krótkiej (zbyt krótkiej!) wizyty w Poznaniu.
Oczywiście - zachwycam się Wielkopolską, co nie znaczy, że nie dostrzegam problemów. 
Po ostatnich ustawach - czekam z nadzieją, że z "mego" Ostrzeszowa znikną wreszcie te ulice "jednego maja", Hanki Sawickiej i całej reszty "kompanów"...
Serdecznie pozdrawiam!

Więcej notek tego samego Autora:

=>>