Hekatomba (1)

 |  Written by Godziemba  |  5
W lutym 1916 rozpoczęła się pod Verdun jedna z najbardziej krwawych bitew wszech czasów.

   Po zatrzymaniu podczas bitwy nad Marną niemieckiej ofensywy, głównodowodzący armii francuskiej gen. Joffre próbował doprowadzić w 1915 roku do przerwania, przy wsparciu Anglików, niemieckiej linii obrony przy zastosowaniu ataków frontalnych.

   Joffre – jak większość francuskich generałów – był przeświadczony, że wroga należy pokonać tam, gdzie jest najsilniejszy, na najważniejszym odcinku frontu. W dniu 9 stycznia 1915 roku podczas obiadu powiedział do Poincarego i Brianda, że „kiedy tylko pogoda na to pozwoli, uda się zepchnąć linie niemieckie w starannie przygotowane miejsce”.

   Plan zakończył się całkowitą porażką, a straty francuskie przekroczyły 370 tysięcy zabitych żołnierzy. Podstawową przyczyną klęski był fakt, iż działania ofensywne zostały podjęte przy niewystarczających środkach technicznych. W rezultacie rok 1915 był dla Joffre’a jak zapisano eufemistycznie: „okresem przygotowań sprzętu, fazą wypełnioną pojedynczymi usiłowaniami, często kosztownymi doświadczeniami i niekiedy nieudanymi próbami” .

   Wbrew rezultatom działań wojennych w 1915 roku Joffre był pod koniec roku nastawiony optymistycznie. Nadal był przekonany, iż podstawy jego cel : „zniszczyć niemieckie i austriackie armie”, uda się osiągnąć w wyniku ogólnej skoordynowanej ofensywy.

   W trakcie grudniowej wojskowej konferencji sojuszników jednogłośnie została zaakceptowana propozycja Joffre’a – przeprowadzenia wielkiej ofensywy na zachodzie nad Sommą. Zarządzenie generalne francuskiego głównodowodzącego z 18 lutego ustalało początek operacji na 1 lipa 1916 roku.

  Francuzi zostali jednak uprzedzeni przez Niemców.

   W tym samym czasie niemiecki szef sztabu generalnego gen. von Falkenhayn, wspierany przez cesarza Wilhelma II, opracował nową metodę walki, która zakładała „wyczerpanie sił przeciwnika”. Wobec braku możliwości przerwania francuskiej linii obronnych należało doprowadzić do wielkiej bitwy w prestiżowym miejscu, w której Francuzi poniosą olbrzymie straty. Z uwagi na to, iż Francja posiadała mniej ludności niż Niemcy, musiała przegrać ten „wyścig śmierci”. Wykrwawiona zostanie zmuszeni do podpisania traktatu pokojowego. W jej ślady miała pójść także Wielka Brytania.

   Ostatecznie von Falkenhayn wybrał Verdun jako miejsce gigantycznego starcia z Francuzami. W 1870 roku właśnie pod Verdun Prusacy pokonali Francuzów, co okazało się początkiem końca cesarstwa Napoleona III. Niemcy liczyli więc na powtórkę z historii. Zdobycie twierdzy miało być także prezentem dla Kronprinza Fryderyka Wilhelma, którego 5 armia od 1914 roku próbowała bez powodzenia zająć Verdun. W optymistycznym rozrachunku szacował, iż Niemcy, przejmując inicjatywę, poniosą trzy razy mniejsze straty niż Francuzi.

   W dniu 21 lutego 1916 roku Niemcy rozpoczęli intensywny ostrzał francuskich umocnień na północny wschód od Verdun. Na prawym brzegu Mozy, wzdłuż ośmiokilometrowego frontu, rozbrzmiało nagle ponad 1200 dział różnego kalibru. Jednostki francuskie zostały zdziesiątkowane. Wydawało się, iż szefa sztabu generalnego II Rzeszy miał rację twierdząc, że pod Verdun „nawet mysz nie przetrzyma”.  Następnie do natarcia ruszyły trzy niemieckie korpusy. Już pierwszego dnia Niemcy zdobyli Bois des Caures.

   Zarówno Joffre’a , jak i jego brytyjski odpowiednik gen. Douglas Haig, byli przekonani, iż niemiecki atak rozpocznie się we Flandrii. W Verdun  wysoki brzeg Mozy bardzo utrudniał prowadzenie działań ofensywnych. Dodatkowo cały teren pokrywała warstwa błotnistej gliny. Pod warstwą gliny podłoże było jednak skaliste, co uniemożliwiając kopanie głębokich okopów, w zdecydowany sposób utrudniało życie obrońcom.

   W momencie rozpoczęcia niemieckiej ofensywy wiele fortów Rejonu Umocnionego Vedrun nie było odpowiednio przygotowanych do obrony. Wycofano z nich większość sprzętu, znaczną część załóg przesunięto do rezerwy.

   Gdy we wrześniu 1915 roku francuski minister wojny Gallieni, po uzyskaniu niepokojących informacji o ppłk. Drianta, próbował zwrócić uwagę Joffre’a na słabość umocnień pod Verdun, otrzymał ostrą odpowiedź, w której francuski generał wyrażał zdumienie, iż „rząd przyjmuje tego typu informacje, pochodzące czy to od zmobilizowanych członków  parlamentu, czy bezpośrednio od oficerów służących na froncie, przyczynia się do wprowadzania znacznego zamieszania w dyscyplinę armii”.

   Również francuski wywiad był przekonany, iż Niemcy zaatakują pod Verdun. Mimo tego, iż Joffre dysponował wszystkimi tymi informacjami, rejon Verdun pozostał źle przygotowany do odparcia niemieckiego szturmu.

   Gdy w dniu 24 lutego 1916 roku stało się dla wszystkich jasne, iż napór Niemców staje się śmiertelnie niebezpieczny, Joffre zgodził się na wycofanie oddziałów nad Woevre pod warunkiem utrzymania za wszelką cenę pozycji pod Hauts-de-Meuse. Równocześnie zadecydował o przekazaniu dowództwa nad tym odcinkiem frontu gen. Petainowi.

   W 1914 roku Philippe Petain w stopniu pułkownika, był gotów przejść na emeryturę, został jednak zauważony przez Joffre’a, który powierzał mu kolejne odpowiedzialne stanowiska, w tym dowództwo 2 Armii w czasie ataku w Szampanii we wrześniu 1915 roku.

   W dniu 26 lutego 1916 roku Petain, który dowodził dwunastoma dywizjami, wydał rozkaz, w którym zdecydowanie polecił: „Utrzymać się wszelkimi środkami na prawym brzegu Mozy i Woevre”. Tego samego dnia dotarła do niego wiadomość, że jeden z kluczowych fortów – Douaumont, niemal niestrzeżony, wpadł w ręce Niemców. Przekonany, iż „Verdun to moralne przedmurze Francji”, natychmiast przywrócił porządek na zagrożonym odcinku frontu.

   Zajął też jedyną drogę z Bar-le-Duc do Verdun, która umożliwiała dowożenie zaopatrzenia i wsparcia. Nazwana została ona „świętym szlakiem”, przez którą przejeżdżało ponad 30 tysięcy ciężarówek i innych pojazdów. Samochody poruszały się według zasad ruchu wahadłowego, w stałym rytmie, bez zatrzymania się i wyprzedzania. Zepsute spychano do rowu. Przy drodze umieszczono warsztaty naprawcze, obsługiwane przez Senegalczyków i Chińczyków. „Ruch był tak duży – wspominał jeden z kierowców – że musieliśmy poruszać się w ślimaczym tempie. Przed nami ciągnął się jednostajny strumień ciężarówek (…) Wzdłuż drogi kolumny żołnierzy szły do okopów”.

   Petain wprowadził także system rotacyjny, non stop zmieniając jednostki walczące pod Verdun. Gdy jedne się wykrwawiły, wkraczały inne, a te pierwsze wycofywano na odpoczynek. Żołnierze darzyli go wielkim szacunkiem, gdyż dbał o ich wyżywienie i zaopatrzenie, prawo do korespondencji i urlopów.

   Gdy po dwóch dniach kryzysu Niemcy zostali zatrzymani na prawym brzegu Mozy, Falkenhayn postanowił rozszerzyć działania ofensywne na lewy brzeg Mozy. W dniu 6 marca 1916 roku Niemcy zaatakowali pozycje francuskie od strony Oie, gdzie nie było fortyfikacji. Francuzi utracili pierwszą linię obrony, jednak utrzymali grzbiet górski, dominujący nad okolicą.

   Pomimo niebezpiecznej sytuacji pod Verdun Joffre pragnący za wszelką cenę utrzymać plan wielkiej ofensywy nad Sommą, nie wysyłał Petainowi wystarczających posiłków, pomimo jego dramatycznych apeli. Straty francuskie były przerażające – co trzy dni „zużywały się” dwie dywizje. Niemcy posiadali zdecydowaną przewagę w artylerii.

    Apogeum walk nastąpił na początku kwietnia 1916 roku. W dniu 19 kwietnia Petain został mianowany dowódcą Grupy Armii Centrum, zastępując gen. Langle de Cary. Do historii przeszedł jego rozkaz: „Odwagi! Dorwiemy ich”. Dowództwo odcinka pod Verdun objął gen. Robert Nivelle, dotychczasowy podwładny Petaina, którego sztab nadal znajdował się w Bar-le-Duc.

   Jedne z najbardziej dramatycznych zmagań toczyły się o fort Vaux. Cała Francja śledziła przebieg walk o fort, a biura podróży organizowały wyprawy w okolice fortu dla turystów spragnionych mocnych wrażeń.

   Na początku marca 1916 roku Niemcy podeszli w jego pobliże i rozpoczęli ostrzał artyleryjski. W czasie stu dni oblężenia na fort spadło 10 tysięcy pocisków. Na początku czerwca Niemcy zajęli górną część fortu, jednak Francuzi dowodzeni przez  pułkownika Sylvaina Raynala nadal trwali na posterunku. W dniu 4 czerwca Raynal zawiadomił: „Jesteśmy atakowani gazem i pociskami zapalnymi. Jesteśmy wycieńczeni”. Po dwóch dniach dodawał: „Nie ma my już wody”. Żołnierze pili własny mocz. Następnego dnia zmuszony został skapitulować na honorowych warunkach. Jako jeniec został przedstawiony Kronprinzowi, który pogratulował mu bohaterskiej obrony twierdzy.

CDN.


ilustracja z:http://static.polityka.pl/_resource/res/path/62/8d/628d53c2-e475-4eb1-b5...
Hun
5
5 (3)

5 Comments

katarzyna.tarnawska's picture

katarzyna.tarnawska
E.M. Remarque'a Na Zachodzie bez zmian.
To wojna - widziana ze strony niemieckiej.
Równie dramatyczna, równie krwawa, równie okrutna.
W powyższym opisie Hekatomby to "dopiero"  rok 1916, powieść Remarque' a kończy się w październiku 1918.
Z tamtej dawnej lektury (czytałam mając lat siedemnaście) najbardziej mnie dziwiło, że autor o tych "starych" dwudziestolatkach pisał, iż byli tak młodzi. Bardzo mocno wbił się w mą pamięć opis kilku śmierci: Franka Kemmericha, szkolnego kolegi bohatera - Pawła, później Gerarda Duvala (Francuza - w okopie), Kata - Kaczyńskiego, starszego, doświadczonego żołnierza-przyjaciela... I wizytę żony Polaka - Lewandowskiego - w lazarecie, i kolejną śmierć - Franka Wachtera -  w tym lazarecie. Również zapamiętałam tego, który w lazarecie przeżył, choć wywieziony był do umieralni - Piotrusia. Bo "obiecał, że wróci".
Co zastanawiające - w tamtej wojnie zginęli wszyscy bohaterowie francuscy. Już się nie odrodzili.  Podobnie jak wcześniej, w wojnie duńsko-pruskiej, w bitwie pod Dybbøl, 18 kwietnia 1864 zginęli, i nie odrodzili się - bohaterowie duńscy. A Niemcy - nadal gotowi byli walczyć! W kolejnej wojnie. Ich entuzjazm dla Hitlera proklamującego wojnę był autentyczny. I powszechny. Natomiast powieść Remarque'a została zakazana - była "na indeksie".
I wciąż pamiętam moich starszych, polskich pacjentów, którzy walczyli, bez entuzjazmu, nad Piave, nad Isonzo - w czerwcu 1918. Walczył tam również mój polski teść - w armii austro-węgierskiej. Bez żalu - przegrali z Włochami.
Może dlatego, że mam "trochę więcej lat" - mocniej odczuwam ból, okrucieństwo, niesprawiedliwość, tragedię wojny. Bardziej boli dziś, aniżeli przed laty.
Dziękuję, Godziembo - za "przybliżenie" historii. Choć okrutnie boli, że to "ludzie ludziom zgotowali ten los". A dzisiejsi "pacyfiści" - w zderzeniu z muzułmańską "kulturą" wojny i śmierci - znów zdają się szykować Światu los podobny. W ten sposób mamy wrogów zarówno wewnętrznych jak też zewnętrznych. Co będzie dalej? Wierzę, że Polskę wojna ominie. A co z Europą? Co z krajami, które utraciły tożsamość? Co z nie-muzułmanami? Czego nauczyła (nie nauczyła) nas Historia?
Pozdrawiam!
Godziemba's picture

Godziemba
Po kilku miesiącach w okopach dwudziestolatkowie stawali się "starymi mężczyznami".
To jednak z najbardziej okrutnych - dla żołnierzy - wojen.

Obecni pacyfiści to pożyteczni idioci wykonujący robotę dla islamistów oraz ... Putina.

Pozdrawiam
katarzyna.tarnawska's picture

katarzyna.tarnawska
w programie Pospieszalskiego - objawili się (m.in.) ci PO-paprani pacyfiści. Czy PO-żyteczni idioci, czy putinowcy-duginowcy. Sama nie wiem.
Serdecznie pozdrawiam!
ro's picture

ro
10 maja 1917 roku "za cesarza i nasz kraj" poległ młodszy brat mojego Dziadka, jedyny. Miał 17 lat. Telegram z frontu dotarł 24 maja, w dniu w którym mój Tato miał za sobą dokładnie tydzień życia...
Tato był wcześniakiem. Wiem, przypadek.

 
katarzyna.tarnawska's picture

katarzyna.tarnawska
jak i "moi" pacjenci, którzy przeżyli "kampanię włoską" - "za cesarza i..." - byli w tamtym czasie nastolatkami. Wkrótce przyszło im - jako "doświadczonym żołnierzom" zmierzyć się - wpierw z Ukraińcami, poźniej - z Czechami i ostatecznie - z Moskalami-bolszewikami. Do walk stanęli wtedy kolejni nastolatkowie. Takim był np. późniejszy prof. Józef Gajek, etnograf (w Wikipedii podano, że urodził się w 1907; On sam opowiadał, że mając lat 16 walczył pod Zadwórzem, został ranny i przeżył dzięki temu, że upadł nań inny Polak, zarąbany przez Kozaków Budionnego).
Ażeby jakoś "lżej" zakończyć wpis - przypomnę, co opowiadali polscy jeńcy kampanii włoskiej. Otóż trafiając, wspólnie z Czechami, do niewoli włoskiej - byli "zaskakiwani" czeskim "zainteresowaniem językowym". Czesi bowiem bardzo gorliwie "uczyli się" zwrotu "poddaję się" w różnych językach. Nic dodać laugh.
A może? Na froncie włoskim, jako "Einjährige Freiwilliger" znalazł się młody, 26-letni chirurg, mój Stryj. Zdarzyło Mu się zlekceważyć, przy oddawaniu honorów, członka rodziny cesarskiej. Został wtedy, przez owego (jako wyższego szarżą) sponiewierany. Wkrótce potem - ów "honorowy" - trafił ranny - "pod nóż" Stryja. Otrzymał wtedy zapewnienie, że nic mu złego nie grozi - bo Stryj jest lekarzem. "Skończyło się" jakimś austriackim odznaczeniem, którym Stryj jednak nigdy się nie chwalił.
Do niewoli nie trafił, walczył później z Ukraińcami, z Bolszewikami, a w 39 - znów z Moskalami. Uciekł - z niewoli sowieckiej, nie trafił do Katynia. Dodam, że ubranie cywilne dostarczył mój Tatko (brat zawiadomił z niewoli, że "wybiera się na badana etnograficzne Syberii i potrzebuje ciepłej odzieży"; w "procederze" pośredniczyła Żona Stryja i jakiś przedstawiciel lokalnej gminy żydowskiej).  Do końca swego życia (zmarł w 1944) jako chirurg - ratował życie i zdrowie żołnierzom AK. Przed blisko dwu laty odsłonięto tablicę poświęconą pamięci Stryja - w szpitalu nowosądeckim.
Pozdrawiam bardzo serdecznie.

Więcej notek tego samego Autora:

=>>