W dniu 22 września 1939 roku Lwów został zajęty przez jednostki sowieckie.
W okresie międzywojennym we Lwowie mieszkało ponad 310 tysięcy osób (63,48% - Polacy, 11,25% - Ukraińcy, 24,12% - Żydzi, 0,78% - Niemcy).
Miasto było jedyną w Europie siedzibą diecezji czterech różnych obrządków: łacińskiej (Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, zwana potocznie Katedrą Łacińską), ormiańskiej (Katedra Ormiańska pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny), greckokatolickiej (Archikatedralny sobór św. Jura) i prawosławnej (Cerkiew Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny we Lwowie, zwana potocznie Cerkwią Wołoską)
Lwów był – obok Warszawy i Krakowa, najpotężniejszym ośrodkiem polskiej nauki. Jej ostoją był Uniwersytet Jana Kazimierza, na którym studiowało ponad 10 000 osób na pięciu wydziałach: prawa, teologii, medycyny, humanistyki i nauk matematyczno-przyrodniczych. Słynna na cały świat była lwowska szkoła matematyczna, którą tworzyli Stefan Banach, Leon Chwistek, Stanisław Mazur, Hugo Steinhaus, Stanisław Ulam.
Po wybuchu wojny polsko-niemieckiej mieszkańcy Lwowa wierzyli, że wojna zakończy się klęską Niemiec.. W pierwszych dniach przed ratuszem odbywały się liczne manifestacje, podczas których wyrażano gotowość do walki oraz wyrażano radość z wypowiedzenia Niemcom wojny przez Wielką Brytanię i Francję.
Inaczej patrzyli na to Ukraińcy. Jak wspominał Stanisław Jarosz, nawet ukraińskie dzieci w wieku szkolnym mówiły, że to „Niemcy wygrają wojnę i powstanie wolna, niepodległa Ukraina (…). Rozbudzone nadzieje Ukraińców ujawniały się w ożywionej działalności nauczycieli i księży grecko–katolickich, którzy wygłaszali patriotyczne kazania, wzbudzając nienawiść do Polaków”.
Po pokonaniu słabych polskich sił osłonowych Niemcy w dniu 12 września w godzinach popołudniowych pojawiła się na skraju miasta od strony Zimnej Wody. Po ciężkich walkach Polacy odparli niemiecki szturm na Lwów. Następnego dnia Niemcy wznowili szturm na miasto. Ponownie został on krwawo odparty, choć Niemcy zdążyli nadać fałszywy komunikat o jego zdobyciu. Tę porażkę Niemcy powetowali sobie, opanowując, po silnym wsparciu artylerii, górującą nad miastem Górę Kortumową, obsadzoną przez nieliczny polski oddział.
Po agresji sowieckiej na Polskę, rozkaz zdobycia Lwowa otrzymała grupa pancerna (złożona z 10., 24. i 38. Brygady Pancernej) dowodzona przez płk. Piotra Wołocha. Ponieważ zdobycie miasta „z marszu” było nierealne, oddziały musiały zaczekać na pozostałe siły 6. Armii sowieckiej.
Od 14 września Lwów został pozbawiony wody i gazu, a od 20 – energii elektrycznej.
19 września na rogatkę Łyczakowską przybyli oficerowie Armii Czerwonej i zaproponowali rozmowy z obrońcami Lwowa. Do Winnik udali się z rozkazu gen. Langnera płk Bronisław Rakowski i ppłk Kazimierz Ryziński, którzy jednak tłumaczyli się „brakiem pełnomocnictw” do podejmowania decyzji. Następnego dnia obrońcy Lwowa odrzucili niemieckie wezwanie do kapitulacji.
W dniu 20 września w Winnikach spotkali się wyżsi dowódcy Wehrmachtu i Armii Czerwonej. Podczas narady ustalono, że miasto pozostanie w sowieckiej strefie wpływów. Było to zgodne z dodatkowym protokołem do paktu Ribbentrop–Mołotow, który zakładał, że Lwów „przypadnie” ZSRS.
Planowane na południe 21 września 1939 roku uderzenie Armii Czerwonej na miasto ostatecznie nie doszło do skutku. Od rana trwały bowiem rokowania polsko–sowieckie w sprawie poddania go. Pomimo, że stan obrońców miasta oceniono jako „zadowalający”, a przeciwników poddania miasta było wielu, gen. Langner podjął decyzję o kapitulacji.
Decyzję gen. Langnera o kapitulacji poparli obecni na odprawie gen. Marian Żegota Januszajtis oraz prezydent Lwowa, Stanisław Ostrowski. Nazajutrz rano delegacja obrońców Lwowa, w składzie której oprócz gen. Langnera znaleźli się płk Bronisław Rakowski i kpt. Kazimierz Czyhiryn, udała się do pobliskich Winnik, aby podpisać protokół przejęcia miasta przez Armię Czerwoną. Stronę sowiecką reprezentował komisarz polityczny I Frontu Ukraińskiego i jednocześnie I sekretarz Komitetu Centralnego WKP(b) na Ukrainie, Nikita Chruszczow. W podpisanym protokole zagwarantowano polskim obrońcom Lwowa m.in. wolność osobistą, nienaruszalność mienia i możliwość wyjazdu za granicę. Gdy obie strony złożyły podpisy pod dokumentem, Chruszczow zwrócił się do gen. Langnera słowami: „Rosjanie zawsze dotrzymują swoich zobowiązań”
Polacy wychodzili ze Lwowa w kolumnach, oddzielnie oficerowie, a oddzielnie pozostali wojskowi. Za granicami miasta ich eskortowanie przejęli żołnierze sowieccy. Po dotarciu do Winnik polscy oficerowie nie zostali jednak zwolnieni, tylko ze złamaniem podpisanych umów wzięci do niewoli. Podobnie jak pozostali oficerowie trafili do obozów jenieckich, a następnie zostali zdradziecko rozstrzelani. Jedynie nielicznym oficerom udało się zbiec z niewoli, m.in. ppłk. K. Ryzińskiemu i płk. M. Steiferowi. Uratowała się także grupa oficerów, którzy jak np. kpt. art. Ludomir Kościesza Wolski, odmówiła pójścia do niewoli i za zgodą dowództwa przeszła do cywila.
Wkraczający do Lwowa w godzinach popołudniowych Sowieci początku dokonywali licznych zbrodni, m.in. rozstrzelani zostali polscy policjanci przy rogatce przy ul. Zielonej, podobnie jak inna grupa żołnierzy i policjantów w Brygidkach. Gwałty i rabunki Sowietów doprowadziły do protestu prezydenta miasta Stanisława Ostrowskiego u dowództwa sowieckiego, który jednak został całkowicie zlekceważony. Sam prezydent został w dniu 24 września aresztowany.
„Już samo wkroczenie – wspominał Zdzisław Żygulski - oddziałów sowieckich do Lwowa, 22 września 1939 roku, miało wygląd na poły upiorny, na poły groteskowy. Wdzierały się pułki Kałmuków o skośnych oczach i osmolonych twarzach, konne i piesze, źle uzbrojone i odziane, w burych nieobrębionych płaszczach, z karabinami ze sztykami, na sznurkach, wymachujący granatami na drewnianych szypułkach. Za nimi ciągnęły oddziały służb specjalnych, NKWD, w czapkach z niebieskimi otokami i czerwonymi gwiazdkami. Nosili nagany, wytrychy i łomy. Włamywali się do biur i mieszkań. Było to najście barbarzyńców, brudnych i niecywilizowanych, ze sloganami na ustach o uwolnieniu od „polskich panów” i zbawieniu świata. Miasto, liczące wraz z wojennymi uchodźcami z Zachodu około miliona mieszkańców, zostało w krótkim czasie ogłodzone”.
W. Szolginia wspominał, że cała sytuacja wywołała „osłupienie, zgrozę i pełne mdlącego obrzydzenia niedowierzanie (….). Patrzyliśmy na ten wlewający się do naszego miasta szarobury, jakby błotnisty potok czołgów, oddziałów piechoty i setek – tak setek, a może nawet tysięcy – zupełnie pustych ciężarowych samochodów”.
Z kolei znany lwowski malarz i grafik, Adam Macedoński tak opisał ten najazd: „Nagle nadciągnął taki straszny smród. Bolszewicy, którzy weszli, nie wyglądali jak armia, to była horda biedaków i żebraków, a do tego brudnych dzikusów. Płaszcze mieli postrzępione, takie długie, że po ziemi się za nimi wlokły i szmaciane spiczaste czapki. Nogi poowijane szmatami, niejeden szedł boso. (…) Zapamiętałem tą wygłodzoną hordę przeważnie skośnookich, bardzo niskich i chudych, zwyrodniałych pod względem fizycznym. Oszpeceni byli chorobami, niejednemu brakowało oka albo nos miał całkiem zniekształcony, bo wśród nich panował syfilis. Śmierdzieli potem i rzygowinami, ale przecież pili wódkę z aluminiowych manierek. Gdy wkraczali do miasta, stojący na chodnikach ludzie patrzyli na nich z przerażeniem. Każdy bał się, co teraz mogło nastąpić.”
CDN.
W okresie międzywojennym we Lwowie mieszkało ponad 310 tysięcy osób (63,48% - Polacy, 11,25% - Ukraińcy, 24,12% - Żydzi, 0,78% - Niemcy).
Miasto było jedyną w Europie siedzibą diecezji czterech różnych obrządków: łacińskiej (Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, zwana potocznie Katedrą Łacińską), ormiańskiej (Katedra Ormiańska pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny), greckokatolickiej (Archikatedralny sobór św. Jura) i prawosławnej (Cerkiew Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny we Lwowie, zwana potocznie Cerkwią Wołoską)
Lwów był – obok Warszawy i Krakowa, najpotężniejszym ośrodkiem polskiej nauki. Jej ostoją był Uniwersytet Jana Kazimierza, na którym studiowało ponad 10 000 osób na pięciu wydziałach: prawa, teologii, medycyny, humanistyki i nauk matematyczno-przyrodniczych. Słynna na cały świat była lwowska szkoła matematyczna, którą tworzyli Stefan Banach, Leon Chwistek, Stanisław Mazur, Hugo Steinhaus, Stanisław Ulam.
Po wybuchu wojny polsko-niemieckiej mieszkańcy Lwowa wierzyli, że wojna zakończy się klęską Niemiec.. W pierwszych dniach przed ratuszem odbywały się liczne manifestacje, podczas których wyrażano gotowość do walki oraz wyrażano radość z wypowiedzenia Niemcom wojny przez Wielką Brytanię i Francję.
Inaczej patrzyli na to Ukraińcy. Jak wspominał Stanisław Jarosz, nawet ukraińskie dzieci w wieku szkolnym mówiły, że to „Niemcy wygrają wojnę i powstanie wolna, niepodległa Ukraina (…). Rozbudzone nadzieje Ukraińców ujawniały się w ożywionej działalności nauczycieli i księży grecko–katolickich, którzy wygłaszali patriotyczne kazania, wzbudzając nienawiść do Polaków”.
Po pokonaniu słabych polskich sił osłonowych Niemcy w dniu 12 września w godzinach popołudniowych pojawiła się na skraju miasta od strony Zimnej Wody. Po ciężkich walkach Polacy odparli niemiecki szturm na Lwów. Następnego dnia Niemcy wznowili szturm na miasto. Ponownie został on krwawo odparty, choć Niemcy zdążyli nadać fałszywy komunikat o jego zdobyciu. Tę porażkę Niemcy powetowali sobie, opanowując, po silnym wsparciu artylerii, górującą nad miastem Górę Kortumową, obsadzoną przez nieliczny polski oddział.
Po agresji sowieckiej na Polskę, rozkaz zdobycia Lwowa otrzymała grupa pancerna (złożona z 10., 24. i 38. Brygady Pancernej) dowodzona przez płk. Piotra Wołocha. Ponieważ zdobycie miasta „z marszu” było nierealne, oddziały musiały zaczekać na pozostałe siły 6. Armii sowieckiej.
Od 14 września Lwów został pozbawiony wody i gazu, a od 20 – energii elektrycznej.
19 września na rogatkę Łyczakowską przybyli oficerowie Armii Czerwonej i zaproponowali rozmowy z obrońcami Lwowa. Do Winnik udali się z rozkazu gen. Langnera płk Bronisław Rakowski i ppłk Kazimierz Ryziński, którzy jednak tłumaczyli się „brakiem pełnomocnictw” do podejmowania decyzji. Następnego dnia obrońcy Lwowa odrzucili niemieckie wezwanie do kapitulacji.
W dniu 20 września w Winnikach spotkali się wyżsi dowódcy Wehrmachtu i Armii Czerwonej. Podczas narady ustalono, że miasto pozostanie w sowieckiej strefie wpływów. Było to zgodne z dodatkowym protokołem do paktu Ribbentrop–Mołotow, który zakładał, że Lwów „przypadnie” ZSRS.
Planowane na południe 21 września 1939 roku uderzenie Armii Czerwonej na miasto ostatecznie nie doszło do skutku. Od rana trwały bowiem rokowania polsko–sowieckie w sprawie poddania go. Pomimo, że stan obrońców miasta oceniono jako „zadowalający”, a przeciwników poddania miasta było wielu, gen. Langner podjął decyzję o kapitulacji.
Decyzję gen. Langnera o kapitulacji poparli obecni na odprawie gen. Marian Żegota Januszajtis oraz prezydent Lwowa, Stanisław Ostrowski. Nazajutrz rano delegacja obrońców Lwowa, w składzie której oprócz gen. Langnera znaleźli się płk Bronisław Rakowski i kpt. Kazimierz Czyhiryn, udała się do pobliskich Winnik, aby podpisać protokół przejęcia miasta przez Armię Czerwoną. Stronę sowiecką reprezentował komisarz polityczny I Frontu Ukraińskiego i jednocześnie I sekretarz Komitetu Centralnego WKP(b) na Ukrainie, Nikita Chruszczow. W podpisanym protokole zagwarantowano polskim obrońcom Lwowa m.in. wolność osobistą, nienaruszalność mienia i możliwość wyjazdu za granicę. Gdy obie strony złożyły podpisy pod dokumentem, Chruszczow zwrócił się do gen. Langnera słowami: „Rosjanie zawsze dotrzymują swoich zobowiązań”
Polacy wychodzili ze Lwowa w kolumnach, oddzielnie oficerowie, a oddzielnie pozostali wojskowi. Za granicami miasta ich eskortowanie przejęli żołnierze sowieccy. Po dotarciu do Winnik polscy oficerowie nie zostali jednak zwolnieni, tylko ze złamaniem podpisanych umów wzięci do niewoli. Podobnie jak pozostali oficerowie trafili do obozów jenieckich, a następnie zostali zdradziecko rozstrzelani. Jedynie nielicznym oficerom udało się zbiec z niewoli, m.in. ppłk. K. Ryzińskiemu i płk. M. Steiferowi. Uratowała się także grupa oficerów, którzy jak np. kpt. art. Ludomir Kościesza Wolski, odmówiła pójścia do niewoli i za zgodą dowództwa przeszła do cywila.
Wkraczający do Lwowa w godzinach popołudniowych Sowieci początku dokonywali licznych zbrodni, m.in. rozstrzelani zostali polscy policjanci przy rogatce przy ul. Zielonej, podobnie jak inna grupa żołnierzy i policjantów w Brygidkach. Gwałty i rabunki Sowietów doprowadziły do protestu prezydenta miasta Stanisława Ostrowskiego u dowództwa sowieckiego, który jednak został całkowicie zlekceważony. Sam prezydent został w dniu 24 września aresztowany.
„Już samo wkroczenie – wspominał Zdzisław Żygulski - oddziałów sowieckich do Lwowa, 22 września 1939 roku, miało wygląd na poły upiorny, na poły groteskowy. Wdzierały się pułki Kałmuków o skośnych oczach i osmolonych twarzach, konne i piesze, źle uzbrojone i odziane, w burych nieobrębionych płaszczach, z karabinami ze sztykami, na sznurkach, wymachujący granatami na drewnianych szypułkach. Za nimi ciągnęły oddziały służb specjalnych, NKWD, w czapkach z niebieskimi otokami i czerwonymi gwiazdkami. Nosili nagany, wytrychy i łomy. Włamywali się do biur i mieszkań. Było to najście barbarzyńców, brudnych i niecywilizowanych, ze sloganami na ustach o uwolnieniu od „polskich panów” i zbawieniu świata. Miasto, liczące wraz z wojennymi uchodźcami z Zachodu około miliona mieszkańców, zostało w krótkim czasie ogłodzone”.
W. Szolginia wspominał, że cała sytuacja wywołała „osłupienie, zgrozę i pełne mdlącego obrzydzenia niedowierzanie (….). Patrzyliśmy na ten wlewający się do naszego miasta szarobury, jakby błotnisty potok czołgów, oddziałów piechoty i setek – tak setek, a może nawet tysięcy – zupełnie pustych ciężarowych samochodów”.
Z kolei znany lwowski malarz i grafik, Adam Macedoński tak opisał ten najazd: „Nagle nadciągnął taki straszny smród. Bolszewicy, którzy weszli, nie wyglądali jak armia, to była horda biedaków i żebraków, a do tego brudnych dzikusów. Płaszcze mieli postrzępione, takie długie, że po ziemi się za nimi wlokły i szmaciane spiczaste czapki. Nogi poowijane szmatami, niejeden szedł boso. (…) Zapamiętałem tą wygłodzoną hordę przeważnie skośnookich, bardzo niskich i chudych, zwyrodniałych pod względem fizycznym. Oszpeceni byli chorobami, niejednemu brakowało oka albo nos miał całkiem zniekształcony, bo wśród nich panował syfilis. Śmierdzieli potem i rzygowinami, ale przecież pili wódkę z aluminiowych manierek. Gdy wkraczali do miasta, stojący na chodnikach ludzie patrzyli na nich z przerażeniem. Każdy bał się, co teraz mogło nastąpić.”
CDN.
(2)
10 Comments
W taki sam sposób opisywali tamtą historię
24 October, 2019 - 22:12
Stryj - znalazł się w sowieckiej niewoli, z której uciekł.
Moskale byli brudni, śmierdzący, nędzni.
Oficerowie i ich żony - uderzająco prymitywni.
Szok dla Polaków - ogromny. Mimo iż wówczas jeszcze nie było głodu - Mama w czasie pierwszych dwu tygodni wrażej okupacji - schudła 14 kilogramów.
Te wspomnienia były dla Obojga moich Rodziców, do końca Ich życia, wielkim, bolesnym urazem. Teraz - gdy o tym czytam - znów odczuwam ten ból.
Dziekuję - za wierność Prawdzie.
Serdecznie pozdrawiam,
@Katarzyna Tarnawska
25 October, 2019 - 12:15
Pozdrawiam
To może dodam, w pewnym sensie humorystyczne opowiadanie
26 October, 2019 - 01:56
Serdecznie pozdrawiam,
Niewykluczone
06 November, 2019 - 13:18
To mogło być w tym miejscu - kwiaciarnia Klimowskiego była przy Tańskiej (dziś Rudańskiego).
A może takich sytuacji (oficer, żona, "wyjściowa" nocna koszula, dziecko karmione piersią) było we Lwowie więcej.
Chodzi o kwiaciarnię Klimowicza,
11 November, 2019 - 19:21
Serdecznie pozdrawiam,
Lub w innym miejscu,
15 November, 2019 - 20:53
W zadumę wpędziło mnie to, że mogła zajść taka koincydencja, która przypadkiem ujawniła się po blisko osiemdziesięciu latach.
Z tego, co pamiętam
17 November, 2019 - 19:51
Antoni mieszkał najprawdopodobniej na Mączyńskiego. Synem jednego z tych dwu Klimowiczów był ogrodnik, którego poznałam po wojnie, we Wrocławiu.
Właśnie wóciła ze Lwowa moja Siostrzenica - była na uroczystości poświęcenia odrestaurowanego nagrobka naszego Dziadka - lwowskiego dziennikarza - polskiego patrioty. Zauważyła, że Lwów ma nadal polską "narodowość", Ukraińcy - poza zmianą nazw ulic - niczego do polskiej kultury Lwowa nie wnieśli ani nie dodali. Nawet nie ma wielkiego znaczenia ukraińskie nazewnictwo ulic, np. nazwanie ulicy Orląt Lwowskich ulicą bohaterów UPA - co łatwo będzie zmienić na ulicę ofiar UPA. A ulicy Leona Sapiehy (dziś Stepana Bandery) można łatwo przywrócić nazwę historyczną, albo nadać imię np. JP II.
W muzeach nadal są polskie eksponaty - meble, obrazy, porcelana...
"Mój" kościół Marii Magdaleny, w parafii św. Elżbiety, jest znów miejscem kultu, chociaż użytkowanie kościoła wciąż obwarowane jest różnorodnymi ograniczeniami.
"Ta co pan mówi, ta ja ze Lwowa, ja w sprawach serca doświadczeni mam..."
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za zdjęcia,
@Katarzyna Tarnawska
28 October, 2019 - 09:09
Po powstaniu moi dziadkowie z córką przedostali się do rodziny w Lublinie. Do domu dokwaterowano sowieckiego pułkownika, który regularnie mył łeb w muszli klozetowej spuszczając wodę i dziwiąc się, jaka w Polsce wyrafinowana technika.
Pozdrawiam
Godziembo
06 November, 2019 - 22:04
Odmówił współpracy z NKWD i został aresztowany i osadzony na Brygidkach. W tym miejscu na kilkadziesiąt lat urywa się wiedza rodziny na Jego temat, było tylko przekonanie, że tam został zamordowany. Aż do 2007 roku, kiedy w Bykowni podczas ekshumacji znaleziono grzebyk do wyczesywania wszy, z wydrapanym między innymi Jego nazwiskiem.
Pozdrawiam.
@Ro
13 November, 2019 - 08:39
Pozdrawiam